Dziecko w reżyserze
Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego akurat to przedstawienie w berlińskiej Staatsoper zostało aż tak skrytykowane przez niemiecką prasę. To chyba najlepszy Czarodziejski flet, jaki widziałam.
Inna sprawa, że ta opera wręcz prowokuje do szalonych interpretacji, a ta wersja na pewno nie jest bardziej szalona niż wielka szkoła pokazana kiedyś w naszej Operze Narodowej przez Achima Freyera czy ostatnio film-komiks, jaki przywiózł nam z berlińskiej Komische Oper Barrie Kosky. Spektakl Yuvala Sharona ma klarowną koncepcję i jest pokazem teatralnej wirtuozerii. Publiczność przyjęła go z entuzjazmem i bawiła się świetnie, mam więc nadzieję, że Staatsoper pozostawi go w repertuarze. Widziałam tylko jednego starszego pana zdegustowanego, że Papageno nie śpiewa operowo, tylko aktorsko, bo Florian Teichtmeister jest po prostu aktorem. Ale w programie jest wytłumaczone, że to bezpośrednie nawiązanie do tradycji, ponieważ pierwszy tę partię wykonywał sam librecista Emanuel Schikaneder.
Yuval Sharon swoje credo reżysera wyłożył w tymże programie wręcz pod tytułem Oczami dziecka, pytając już na wstępie, dlaczego dzieci rozumieją operę intuicyjnie, a dorośli zagłębiają się, mówiąc w dużym skrócie, w szukaniu dziury w całym. Może to jest właśnie istota problemu z krytykami – zapomnieli o dziecku w sobie i biorą wszystko zbyt poważnie. Ciekawe, że w Staatsoper widzę już drugie przedstawienie z aluzjami do dziecięcości – Sceny z Fausta Schumanna sprzed półtora roku też nawiązywały w scenografii do dziecięcych rysunków. To chyba jednak przypadek. Flet Sharona jest przede wszystkim teatrem marionetkowym, a marionetkami są śpiewacy, których należy podziwiać, bo to ogromne fizyczne wyzwanie. Z kostiumami poszalał Walter Van Beiredonck, projektant belgijski znany ze zwariowanych ubiorów męskich w ostrych kolorach i dużych botów. Tak wyglądają główni bohaterowie (plus nawiązania do japońskiej mangi), z kolei Monostatos to czarny nakręcany robot. Królowa Nocy i Sarastro są bardziej tradycyjni (w kontekście dotychczasowych wystawień Fletu), ale za to przed świątynią z Taminem rozmawiają chińskie cienie. Scena, w której Sarastro w „cywilu” i w pełnym świetle śpiewa In diesen heil’gen Hallen, nie wzruszyła mnie tak jak moją koleżankę imienniczkę Dorotę Kozińską, miałam raczej skojarzenie, że to tato przyłączył się na chwilę do przedstawienia dzieci (większość tekstów mówionych wypowiadają głosy dziecięce, z wyjątkiem – to znamienne – Papagena, który mówi sam jako duże dziecko). Próby ognia i wody w formie gotowania wody na małżeńską herbatkę są zabawne, ale tu akurat poczułam pewien niedosyt, natomiast ostatnia scena, kiedy pojawiają się radosne dzieci z marionetkami i powstaje teatr w teatrze w teatrze (!), to wielki pomysł.
Większość śpiewaków była świetna. Julianowi Prégardienowi mogę tylko zarzucić, że na najwyższych dźwiękach trochę się dusił, ale i tak był główną atrakcją spektaklu. Godnie towarzyszyła mu Pamina – Serena Sáenz Molinero. Królowa Nocy, Tuuli Takala, chyba za bardzo myślała o tym, żeby wszystko czysto zaśpiewać. Pomysł na Papagena-aktora mnie osobiście bardzo się podoba. Tylko niestety Alondra de la Parra, meksykańska dyrygentka z nagłego zastępstwa, wciąż nie czuła się pewnie – bywały momenty bardzo nieprecyzyjne. Szkoda – taki spektakl tym bardziej wymaga przytomnego dyrygenta.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=DcZauX8r8kE
Szkoda, że przeoczyłem tę produkcję. Mam nadzieję, że wróci w następnym sezonie. W Berlinie się tyle dzieje operowo, że trudno nadążyć nawet jeśli się jest na miejscu.
Jeszcze jest jeden spektakl za parę dni.
Ja już w drodze.
Wiem, 16 marca. Niestety wtedy nie mogę a potem już nie grają . Przynajmniej w tym sezonie 🙁
To już kolejny (czwarty) Flet w aktualnym repertuarze w Berlinie, bo w Staatsoper grają też co jakiś czas ten stary, „Schinkelowski”, będący rekonstrukcją dekoracji sprzed niemal dwustu laty (ale z kapitalnie uwspółcześnionymi dialogami i tekstami piosenek Papagena). Drugi – w Komische Oper – to ten przywieziony do Warszawy (w Berlinie lepiej wypada, bo teatr nie tak wielki i kontakt wzrokowy lepszy). Trzeci – w Deutsche Oper – jest bardzo humanistyczny, z sianiem na wiosnę w I akcie i jesiennymi zbiorami plonów w II. Wszystkie te spektakle uważam za wspaniałe. Są bardzo różne, ale dają okazję do rozważań o niewyczerpalności znaczeń arcydzieł.
I jeszcze na temat z poprzedniego „kobiecego” odcinka. Augusta Holmes, admiratorka Wagnera, wywodziła się z kręgu Cesara Francka, była partnerką poety Catulle’a Mendesa (tego od pieśni Paderewskiego). Naxos wydał jakieś 10 lat temu płytę z jej utworami orkiestrowymi, jest tam mało znany poemat symfoniczny Pologne, wart propagowania nad Wisłą (rękopis partytury w Bibliotheque Nationale w Paryżu).
@Hoko
Dziękuję za link, faktycznie ciekawa realizacja, sądząc po tym co obejrzałem mit masońskiego rodowodu tej opery nie do obrony.
Ja też dziękuję, przynajmniej strzępki z tego mogliście zobaczyć.
Jak widać, zrobiłam już poprawki we wpisie, ale to było cenne doświadczenie, bo okazało się, że jednak mogę robić wpisy na smartfonie, choć oczywiście to bardziej żmudne. Może więc to się w przyszłości zdarzać od czasu do czasu, jeśli nie będzie mi się chciało zabierać kompa 🙂
Tu trochę zdjęć i jeszcze jeden krótki film. Mogliby to nagrać i wydać na płycie 🙂
https://www.staatsoper-berlin.de/en/veranstaltungen/die-zauberfloete-new.2765/#event-10377
To i ja jeszcze podrzucę, jeśli ktoś nie dotarł, relację mojej wyżej wzmiankowanej koleżanki, która przesyła też blogownictwu pozdrowienia 🙂
http://atorod.pl/?p=3693
A ja już od wczoraj wpadłam w rezydencję zespołu Graindelavoix na festiwalu Nowe Epifanie. Ale myślę, że ich trzy występy podsumuję zbiorczo w niedzielę, po ostatnim z nich. Jeszcze jest wystawa:
https://www.dzieje.pl/aktualnosci/wystawa-czas-odnaleziony-czyli-atlas-warburga-do-muzyki-dawnej-od-wtorku
Dziś postaram się zajrzeć na oprowadzanie kuratorskie Schmelzera. Drugie jest w sobotę o 13.
A jeszcze w piątek o 13. na Uniwersytecie Muzycznym w Sali im. Melcera wykład Schmelzera pod obiecującym tytułem Potworność muzyki dawnej. Niestety nie udam się tam, bo jadę do Krakowa na premierę Cyrulika sewilskiego.
I jeszcze, w uzupełnieniu komentarza muzona z wczoraj z 20:08, wspomniany przez niego poemat Augusty Holmes Pologne:
https://www.youtube.com/watch?v=_vHbslw4Ins
Dzień dobry!
Wielbicielom zespołu Graindelavoix polecam wystawę, o której wspomniałam wyżej. Pokazywana była wcześniej na Festiwalu Muzyki Dawnej w Utrechcie. Warto przyjść jutro na oprowadzanie kuratorskie Björna Schmelzera – już sam fakt, że potrafi opowiadać o swojej idei, i to ciekawie, przez półtorej godziny, imponuje. A przy okazji można się też wiele dowiedzieć o sposobie jego patrzenia na sztukę. Napiszę o tym później.
A zaraz jadę do Krakowa.