Stuhr w operze po raz drugi
Żałuję, że nie miałam przyjemności dotrzeć na Don Pasquale Donizettiego, debiut Jerzego Stuhra w dziedzinie reżyserii operowej, który odbył się również w Operze Krakowskiej. W wystawionym tam właśnie Cyruliku sewilskim widać, że ten gatunek bardzo mu leży.
Zapewne z dwóch powodów: bliska mu jest komedia i bliskie mu są Włochy, w których wielokrotnie pracował w teatrach i gdzie go ceniono. Potrafi więc otworzyć się na muzyczny humor i na operową konwencję, a i znajomość języka jest nie bez znaczenia. W inscenizacji dało to bardzo pozytywne skutki, choć nie wszystkie elementy spektaklu były wyrównane.
Krakowski spektakl jest właściwie tradycyjny, z całkowicie realistycznymi efektownymi dekoracjami Natalii Kitamikado i strojami bliższymi współczesności, niektórymi bardzo efektownymi, a niektórymi całkiem zwyczajnymi, autorstwa Joanny Klimas. Ale ten realizm jest – prawem kontrastu – dobrym tłem do absurdalnej komedii pomyłek, w której ważne są nawet pojedyncze gesty (tu zapewne również niemała rola Katarzyny Aleksander-Kmieć, która czuwała nad ruchem scenicznym). W wywiadzie zamieszczonym w programie reżyser opowiedział o swoim zdziwieniu, gdy stwierdził, że ludzie rzadko śmieją się na komediach. Trzeba przyznać, że był w stanie sprawić, że na Cyruliku śmieją się często – komizmu sytuacyjnego nie brak w samej muzyce, ale ma on też swoje odzwierciedlenie sceniczne. Z Rossinim jest tak, że trzeba po prostu iść za wewnętrznym dowcipem i wtedy będzie dobrze, a tak się właśnie tu stało.
Co do strony muzycznej, słychać, że przedstawienie jeszcze się dociera – w orkiestrze (tradycyjnie pod batutą Tomasza Tokarczyka) było niestety dużo nierówności. Wśród śpiewaków najlepsza była postać tytułowa, czyli Figaro w wykonaniu Sławomira Kowalewskiego, młodego barytona związanego z operą w Bydgoszczy (trzeba będzie trzymać za niego kciuki w Konkursie Moniuszkowskim), obdarzonego głosem o ładnej barwie i nerwem aktorskim, z tym, że był to dosyć współczesny Figaro. Bartolo, wyglądający na mafiosa typek ze złotymi łańcuchami – to dawny Don Giovanni, Robert Gierlach. Monika Korybalska jako Rozyna miała możność efektownego pokazania głosu. Zawiódł niestety Lindoro-Almaviva, Kolumbijczyk Pablo Martinez, śpiewający głosem dość ostrym, o nie zawsze czystej intonacji. W sumie jednak było na tym spektaklu niemało dobrej zabawy.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=jD60zlp-qnE
Dzień dobry 🙂
Do wyreżyserowania tego Don Pasquale w Krakowie próbowano najpierw namówić właśnie Mariusza Kwietnia, ale stwierdził, że dla niego to na razie jeszcze za wcześnie, chce tylko śpiewać. No i dobrze.
Kariera Andrzeja Filończyka rozwija się w tempie huraganowym. W listopadzie, czyli krótko po 25-tych urodzinach nasz baryton wystąpi w Bayerische Staatsoper jako Frank/Pierrot w premierze „Umarłego miasta”. Paula śpiewa Jonas Kaufmann, Marie/Mariettę Marlis Petersen (jak w Warszawie) , dyryguje Kirył Petrenko. Już się nie mogę doczekać.
Zobaczymy.
Na razie o Koniecznym w Met:
https://www.nytimes.com/2019/03/10/arts/music/review-met-opera-wagner-ring-rheingold-lepage.html