Prokofiew w oparach absurdu
Zaręczyny w klasztorze Siergieja Prokofiewa zostały przez Dmitri Tcherniakova w berlińskiej Staatsoper wystawione tak, że na spiętrzenie absurdów libretta nałożona została kolejna warstwa absurdów, wymyślonych przez dramaturga.
Sztuka The Duenna Richarda Brinsleya Sheridana, którą Prokofiewowi podsunęła w 1940 r. świeża jeszcze wówczas sympatia, Mira Mendelson, zachwyciła go jako materiał do „szampańskiej komedii a la Mozart i Rossini”. I rzeczywiście w ciągu kolejnych kilku lat (premiera odbyła się w 1946 r.) powstało dzieło pełne zwariowanego humoru – właściwie trudno powiedzieć, czemu się je tak rzadko grywa. W Polsce wystawiły ją opery we Bytomiu i Wrocławiu w latach 60. oraz w Łodzi w 1977 r., a w Warszawie nie pokazano jej nigdy. I nie da się tłumaczyć, że to dzieło jest w jakiś sposób gorsze – to Prokofiew w bardzo dobrym gatunku, choć w stylistyce już łagodniejszej (tak, też uważam, że np. Ognisty anioł jest bardziej wartościowy), i słucha się tego z dużą przyjemnością. Prokofiew miał rzeczywiście poczucie buffa. Może to dzieło jest po prostu zbyt wymagające wykonawczo?
Gdy czyta się libretto, można się pogubić w tej komedii pomyłek – dopiero po jakimś czasie jesteśmy w stanie się zorientować, kto kogo nabiera i dlaczego. Ale Tcherniakovowi to nie wystarczało i umieścił całą tę szaloną akcję w ramach terapii grupowej anonimowych operomaniaków. Jest wśród nich schodząca gwiazda (przekomiczna Duenna – Violeta Urmana), aspirująca młoda śpiewaczka (Clara – Anna Goryachova), influencer i bloger w kolorowej marynarce (Goran Jurić – Mendoza), recepcjonista hotelowy, który słucha opery na okrągło, a próbując śpiewać wykonuje dziwne gesty (Andrey Zhilikovsky – Don Ferdinand), a nawet zblazowany krytyk muzyczny (Lauri Vasar – Don Carlos). Działają w neutralnej sali prób, zapełnionej starymi krzesłami ze Staatsoper (a w każdym razie takimi samymi). Moderator (Maxim Paster) próbuje ich leczyć z nałogu: najpierw wystawiają razem operę (czyli właśnie Prokofiewa), potem robi im ćwiczenia oddechowe, pokazuje różne projekcje, każe słuchać muzyki przez słuchawki itp. W końcu oni go upijają, obezwładniają, związują i nakładają mu wszystkie słuchawki na głowę – wszystko kończy się wielkim pijaństwem. W oryginalnym libretcie, owszem, też pijaństwo jest – w wydaniu mnichów, ale to dopiero wstęp do całego rozwiązania; u Tcherniakova w tym momencie akcja się kończy, a reszta zostaje przedstawiona jako „zakończenie alternatywne – sen Don Jerome’a” – a w tym śnie jest wielka balanga, na której właśnie tenże Jerome (Stephan Rügamer) odgrywa główną rolę, a odwiedzają go postaci z innych oper – Aida, Królowa Nocy, Papageno, Otello, Madama Butterfly itp. Don Jerome w ogóle imponuje wszechstronnością, grając kilka razy na trąbce (naprawdę!) w swoim ulubionym groteskowym menuecie, a w finale grając także na metalowych kieliszkach. Choć on jedyny, jako Niemiec, nie wymawiał naturalnie po rosyjsku, ale słychać było, że się starał.
Cała bowiem obsada poza nim używała wcześniej rosyjskiego – świetne Aida Garifullina (Luisa) i wspomniana Anna Goryachova to Rosjanki (ta pierwsza ma tatarskie korzenie), Zhilikovsky pochodzi z Mołdawii, Urmana, jak wiadomo, z Litwy, Bogdan Volkov (Antonio – ładny tenorek) i Maxim Paster – z Ukrainy, Goran Jurić jest Chorwatem, a Lauri Vasar – Estończykiem. Bardzo zabawnie brzmi ten tekst (np. senior priszoł k senioru), nadając dodatkowego posmaku absurdu: Rosjanin na podstawie sztuki Irlandczyka parodiuje Hiszpanię.
Czy pomysł Tcherniakova ma sens? Można się w nim pogubić, ale wiele tych dodatkowych gagów naprawdę śmieszyło publiczność, a do tego całość jest znakomicie wykonana muzycznie. Głosy można praktycznie wszystkie pochwalić, jak również towarzyszącą im Staatskapelle Berlin tym razem pod batutą szefa – Daniela Barenboima.
Pomyśleć tylko, że te wszystkie wygłupy pisał Prokofiew w tym samym czasie, co „wojenne” sonaty fortepianowe albo wstrząsającą Sonatę skrzypcową op. 80, które mówiły więcej prawdy o tym czasie niż ta groteskowa sztuczka. Widać kompozytor musiał się jakoś oderwać.
To już koniec serii przedstawień w tym sezonie, ale wrócą w następnym.
Komentarze
Zamiast Pobutki – mały trailer, można sobie wyobrazić, jak to wyglądało:
https://www.youtube.com/watch?v=w4Xko2YMnQw
Całość można też obejrzeć na YT w dawnej inscenizacji petersburskiej opery – jeszcze im. Kirowa, pod batutą Gergieva i z młodą Netrebko w obsadzie.
Warto może zauważyć, że numerasa „terapia grupowa” kol. Czerniakow pędzluje już czort wie, który raz : ostatnio w Carmen (Aix 2017) i w Trojanach (Paryż 2019), ale nie gwarantuję, że to wszystko. Poza cynizmem, wyraża to głównie paniczny strach przed czyimś podejrzeniem, że on te wszystkie bizety bierze na serio. Ale skoro Danny ma na to pieniądze? Volenti non fit iniuria.
Może to po prostu brak nowych pomysłów…
Byłem na tym. Wczoraj chyba transmitowali też na Mezzo więc pewnie będzie mnóstwo powtórek gdyby ktoś się nie mógł doczekać do następnego sezonu.
Aha, to było Mezzo – widziałam jakichś zaaferowanych facetow, przed spektaklem jeden coś gadał do mikrofonu.
Jutro będzie piękny dzień 🙂 . Mam nadzieję , że Piotruś odzyskał swą wspaniałą formę po tej długiej chorobie.