Feldman w saunie
Na festiwal Kwartesencja – jubileuszowy, piętnasty – dotarłam dopiero na finał. Ale nie żałuję, choć warunki lekkie nie były.
Gospodarz festiwalu, Royal String Quartet, wykonał w Nowym Teatrze z Marcinem Maseckim utwór Mortona Feldmana Piano and String Quartet z 1985 r. Trwał on prawie półtorej godziny – to jeszcze nic, bo taki II Kwartet smyczkowy Feldmana trwa godzin sześć. Przyszły prawdziwe tłumy – myślę, że niemała część tej młodej publiczności to byli wielbiciele Maseckiego. Być może nie do końca wiedzieli, na co właściwie przychodzą. A w dodatku, jako że sala teatralna Nowego Teatru (w której świetnie działa klima – przekonaliśmy się o tym na niedzielnym koncercie Chain Ensemble) jest zajęta przygotowaniami do nowego spektaklu teatralnego, koncert odbył się w wielkim hallu, którego połowę zajmuje kawiarnia z księgarnią. Szybko zrobiło się piekielnie gorąco i kto miał ze sobą wodę, był wygrany; powszechnie też wachlowano się programami, a po kwadransie zaczął się sączyć mały, ale stały strumyczek wychodzących. Widziałam, że niektórym rzeczywiście było słabo.
Cóż, nie da się ukryć, że to nie były najlepsze warunki do przeżywania muzyki Feldmana. Aby móc w pełni z nią obcować, dobrze jest mieć pełny komfort, żeby skupić się tylko na niej. Bo to jest kontemplacja, powolne akordy w rytmie oddechu powtarzane (lub zwroty akordów) jak mantra, harmonie gęste, ale przejrzyste, świetliste, powiedziałabym – smaczne, można się w nie wsłuchiwać i wcale nie przeszkadza, że obracają się wciąż w tym samym kręgu – jest w ich sekwencjach i powtarzalność, i zmienność.
Muszę powiedzieć, że wykonanie było świetne. Marcin Masecki tym razem był po prostu pianistą-wykonawcą, dyskretnym i wczuwającym się w feldmanowskie harmonie. Kto się spodziewał jego specyficznych występów, mógł być rozczarowany – być może i to było przyczyną eksodusu niektórych. Ja mimo gorąca starałam się wejść w ten trans i chyba mi się udało, bo czas mi szybko zleciał. Feldmana mogę długo, bardzo go lubię. Nie wiem tylko, czy rzeczywiście wytrzymałabym II Kwartet smyczkowy…
Komentarze
Tłumy na Feldmanie, świat się kończy…
No, nie ma siły, pomyliło im się 😆
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=4ByR25eupek
😉
A ten obrazek to już po prostu perwersja 🙂
@Hoko – nie czytasz ze zrozumieniem – to były tłumy na Maseckim.
Gostek,
ale przecie poszły – jakby były na Maseckim, powinny siedzieć do końca 😀
Wiesz, zdolność dzieci do skupienia się na jednej czynności maleje.
Jednocześnie maleje tolerancja na nieprzyjazne warunki odbioru. Jak nie spodziewali się, że to potrwa dłużej niż wrzucenie fotki na insta, to w końcu sobie poszli…
Do posłuchania:
https://www.ccma.cat/catradio/alacarta/els-concerts-de-catalunya-musica/bach-schumann-i-beethoven-amb-el-pianista-piotr-anderszewski/audio/1044882/
Dzięki! 🙂
W Catalunya Musica (w holenderskim NPO4 również) w ogóle zamieszczają bardzo wiele ciekawych koncertów, więc warto tam zaglądać.
Ciekawe, że sygnał wzięli z Czajkowskiego 🙂
W obronie młodszej publiczności, tak ostro tu skrytykowanej, chciałabym napisać, że są i tacy, co idą na Feldmana w obawie czy aby Masecki (i jego wielbiciele) nie zatrują tej muzyki swoimi performansami. Nie zatruli, wychodzili z koncertu sukcesywnie, acz na paluszkach, a sam artysta, jak zauważyła pani Redaktor, powściągnął swoje szołmeństwo. Muzyka została ze mną na długo.
Złe podkusiło mnie, by się udać na imprezę zorganizowaną przez WOK – Requiem. Mozarta w kościele seminaryjnym. Logistyczna katastrofa. Pazerna WOK sprzedawała bilety bez umiaru. Na bilecie adnotacja o obowiązywaniu stroju wieczorowego. Ale ta elegancja wyglądała tak, że poupychano krzesełka dosłownie wszędzie. Kupując z wyprzedzeniem bilet za 50. zł. i będąc na miejscu 20. min. przed rozpoczęciem koncertu trzeba było odstać w kolejce sięgającej daleko za pomnik Mickiewicza, po czym próbowano upchnąć ludzi w nawach bocznych, za filarami, gdzie literalnie nic nie widać, a dźwięk jest odbity i zupełnie przytłumiony. Rozumiem, że nie wszyscy muszą zawsze mieć miejsca najlepsze, ale sprzedawanie ogromnej masie chętnych drogich w końcu biletów, a następnie oferowanie im standardu jak w 4 klasie w niegdysiejszej kolei, to zwykła nieuczciwość i nierzetelność, po prostu cwaniactwo. I nie przekonają mnie tłumaczenia, że kazdy chce na taki koncert iść, więc wychodzi się naprzód popytowi. To nie była impreza masowa. Jak na Promsy w Londynie biorę bilet za 5 funtów, to wiem, czego się spodziewać. Efekt był taki, że ze względu na przepełnienie kościoła było strasznie duszno (a co by było, gdyby był upał?), że stały nawet starsze osoby, a panie z obsługi próbowały je sadzać w trakcie koncertu, co bardzo mi zakłócało odbiór, tym bardziej, że Panie stukały w posadzkę wysokimi obcasikami. Podobnie jak rozpraszały łowy obsługi na ludzi próbującuch zrobić zdjęcie – tam jednakże, gdzie siedziały persony z zaproszeniami widziałem jak na oczach obsługi filmowano smartfonami, ale tu reakcji nie było. Tego typu koncerty NIFC organizuje w kościele Św. Krzyża, ale wstęp jest wolny. Jak ktoś się załapie na miejsce w nawie bocznej, to trudno. Tu można było sprzedawać za pełną cenę bilety zapewniające minimum właściwiego odbioru, a resztę w formie tanich wejściówek, z zaznaczeniem, że są to miejsca dające słabą, ograniczoną percepcję. Ale ofiarować taki bydlęcy standard za 50 zł. – to dowód na brak kultury instytucji kultury. Wstyd!
„Ciekawe, że sygnał wzięli z Czajkowskiego” – i to skrzypcowego! 😉