Dęte plus fortepian plus smyczki

Już trzeci warszawski zespół kameralny – po Royal String Quartet i Kwadrofoniku – stworzył swój festiwal. I wspaniale.

Każdy z tych zespołów ma trochę inne emploi, więc festiwale też są różne. Royal String Quartet grywa bardzo różną muzykę, od klasyki po współczesność, więc program Kwartesencji też jest dość mieszany; Kwadrofonik jest raczej od muzyki XX i XXI wieku, więc ich festiwal też wokół niej się obraca. Gruppo di Tempera – bo to ten zespół wymyślił i zorganizował Warsaw Winds+ Festival – również ma w centrum zainteresowań ostatnie półtora wieku (choć w przyszłym roku ma być trochę inaczej – oczywiście bez Beethovena się nie obejdzie). Na dzisiejszej inauguracji w Studiu im. Lutosławskiego słuchaliśmy więc przede wszystkim muzyki neoklasycznej lub bliskiej neoklasycyzmowi.

Trudno się temu dziwić, bo właśnie w tym okresie powstało najwięcej znakomitych kompozycji na zespoły dęte. Gruppo di Tempera to flet (Agata Igras), obój (Sebastian Aleksandrowicz), klarnet (Adrian Janda), fagot (Artur Kasperek), waltornia (Tomasz Bińkowski) i fortepian (Agnieszka Kopacka-Aleksandrowicz) – w sumie zespół jak do słynnego Sekstetu Poulenca (którego początek starszym pokoleniom znany jest jako sygnał telewizyjnej Kobry). Wszyscy grają lub grali w różnych orkiestrach (Opery Narodowej, Filharmonii Narodowej, Sinfonii Varsovii itp.), wszyscy znają się ze studiów i – jak twierdzą – po prostu bardzo się lubią, więc lubią też ze sobą grać. Grupa wydała już dwie świetne płyty, jedną w firmie DUX z muzyką francuską (Jean Françaix, Jacques Ibert, Darius Milhaud, Francis Poulenc), drugą w Polskim Radiu z polską (Wojciech Kilar, Michał Spisak, Tadeusz Szeligowski, Aleksander Tansman). Obie więc neoklasyczne, w bardzo dobrym gatunku, pełne humoru, czasem cierpkiego, czasem szampańskiego. Słucha się ich z uśmiechem.

Z tej polskiej zespół wykonał dziś Kwintet Michała Spisaka, jak większość jego utworów będący pod niewątpliwym wpływem Strawińskiego w jego środkowym okresie (ja też ten okres bardzo lubię, więc dla mnie to tylko zaleta) oraz pyszny Dance de la sorcière Tansmana, który przed wojną był wielkim przebojem. Z repertuaru francuskiego nie było nic z płyty, ale znalazł się inny utwór Jeana Françaix – Dixtuor, czyli decet na kwintet dęty, kwartet smyczkowy i kontrabas – dołączył w nim drugi zespół, Lutosławski Quartet, oraz kontrabasista Tomasz Januchta. Również przesympatyczna, pogodna muzyka.

Do tego zestawu muzycy dołączyli dwa specjalnie napisane na ten koncert utwory. Paweł Pudło napisał dla sekstetu utwór Whistleblower, który jest właściwie happeningiem i trudno go oceniać pod względem muzycznym; Mikołaj Majkusiak stworzył Concerto in Air, którego skrajne części nawiązują do neoklasycyzmu, a środkowa różni się stylistycznie; rozpoczyna się jednym dźwiękiem przechodzącym przez wszystkie instrumenty.

Jutro, mimo nazwy festiwalu, dętych nie usłyszymy – zagra tylko Lutosławski Quartet, i to w zupełnie innym miejscu: Sali im. Kisielewskiego w PKiN. Wczoraj zaś w SPATiFie był prolog: występ zespołu Bastarda, o którym tu niedawno pisałam, więc nie powtarzałam się. Ale też warto było przyjść. Studio im. Lutosławskiego trudniej wypełnić – publiczność była niezbyt wielka. Nowy festiwal musi się dopiero zakorzenić w świadomości melomanów.