Tylu kompozytorów…
…bywało w Dreźnie i okolicach, lepszych i gorszych, znanych i mniej znanych, dłużej i krócej. Dziś pojechaliśmy szlakiem paru z nich. A wieczorem, na koncercie, słuchaliśmy Beethovena, który również to miasto odwiedził.
Wycieczkę organizują wspólnie instytucje zajmujące się promocją miasta i regionu oraz instytucje muzyczne: Filharmonia Drezdeńska, Drezdeński Festiwal Muzyczny, Semperoper. Gośćmi są nie tylko krytycy, jak ja, ale też tour-operatorzy podróży kulturalnych. Dlatego w ramach bogatego programu odwiedzamy także hotele (głównie te eleganckie), a dziś właśnie odbyliśmy przykładową trasę muzyczną po okolicy. Trasę, którą można poszerzać i przedłużać, bo jest tu bardzo bogato w istotne dla muzyki miejsca, ale też pięknie pod względem po prostu krajobrazowym.
Pojechaliśmy więc busikiem najpierw do miejscowości Kreischa, gdzie działał zmarły niedawno wybitny tenor i dyrygent Peter Schreier: miał tu letni dom, zorganizował Dni Schumanna, zainicjował postawienie popiersia kompozytora blisko ratusza (w pobliżu postawiono też popiersie samego Schreiera). Szlakiem Schumanna dojechaliśmy do malowniczo położonej miejscowości Maxen, gdzie, jak się okazuje, mieszkają ludzie z poczuciem humoru. Przywitała nas… Clara Schumann, a dokładniej miejscowa pani przebrana w strój z epoki, która opowiedziała nam różne historie o przyjazdach jej z mężem do mieszkającej tu zaprzyjaźnionej arystokratycznej rodziny Serre, pokazała nam – tylko z zewnątrz – pałac, gdzie mieszkali, kościół, w którym Robert grywał na organach, wreszcie podjechała z nami do znajdującego się nieopodal „swojego” malutkiego muzeum zlokalizowanego przy niezwykłym pomniku przyrody – pniach kilku przyrosłych do siebie starych lip. Jest tam też najmniejszy na świecie pomnik państwa Schumannów. Wszystko będzie na zdjęciach, które robiłam i wrzucę. Schumannowie przyjeżdżali tu z Drezna, gdzie spędzili kilka lat, jednych z najlepszych i najbardziej owocnych w ich życiu. Naprzeciwko hotelu, w którym mieszkam, znajduje się – odbudowany oczywiście niedawno, jak wiele tutejszych zabytków – dom, w którym Clara dokonała prawykonania Koncertu fortepianowego Roberta.
Potem, mijając niezwykle położony zamek w Weeserstein, zjechaliśmy na szlak Wagnera. W Graupa pod Pirną zwiedziliśmy nieduże Muzeum Wagnera, mieszczące się w dawnym domu myśliwskim oraz w znajdującym się po drugiej stronie ulicy domu, w którym kompozytor ze swoją pierwszą żoną Minną mieszkał przez jakiś czas i komponował Lohengrina. Z miastem był związany kilkakrotnie – spędził tu dzieciństwo i wczesną młodość, wracał też później wiele razy.
Wreszcie trafiliśmy do letniego domu Carla Marii von Webera w Pilnitz, gdzie powstał z kolei Wolny strzelec. Tam czekało na nas dobre białe wino z pobliskich winnic oraz recital młodej pianistki, do której na zakończenie dołączył się głosem nasz sympatyczny przewodnik (który na co dzień śpiewa też w chórze) – takie rzeczy to tylko w Niemczech. Weber mieszkał w Dreźnie około dekady i pełnił tu ważne funkcje muzyczne. Zmarł co prawda odwiedzając Londyn i tam początkowo został pochowany, ale w rok później jego szczątki przeniesiono do Drezna.
Co do Beethovena, przebywał w Dreźnie (i koncertował) około tygodnia w 1796 r.; ciekawostka, że mieszkał w Hôtel de Pologne, tym samym, w którym siedem lat wcześniej zatrzymał się Mozart. W Dreźnie wykonywano też Fidelia, kiedy dyrektorem opery był Weber. A Wagner prowadził IX Symfonię co roku w Palmową Niedzielę – taki ustanowił zwyczaj. Wszystko więc się ładnie łączy.
Dużo dzieje się tu w tym roku w związku z Beethovenem: w Kulturpalast, Semperper, Frauenkirche i oczywiście na festiwalu. A dziś właśnie odbył się w pierwszym z tych miejsc pierwszy koncert z cyklu Fokus Beethoven. Dość oryginalną miał formę, z którą chyba nigdy wcześniej się nie spotkałam: występ orkiestry otoczony dwoma kwartetami.
Quatuor Ebène uczęstował nas jednym z lepszych Beethovenów, jakie da się usłyszeć w tym roku. Francuski zespół wciąż sprawia wrażenie młodego poprzez swą żywiołowość i trudno uwierzyć, że właśnie w tym roku obchodzi 20-lecie. Świętuje je grając Beethovena na całym świecie; zamierza też nagrać cały komplet dla Erato, będzie więc to kolejny komplet, na który można sobie ostrzyć zęby. Jest w ich grze zarówno energetyczność (zdumiewające tempo finału op. 59 nr 2), nawet dzikość (w scherzu z op. 74), jak – kiedy to potrzebne – spokój i niebiańskie piana, np. we wstępie do op. 74. Wspaniała gra.
A pośrodku – Filharmonicy Drezdeńscy pod kochanym tu, i słusznie, Markiem Janowskim, z IV Symfonią. Duże wrażenie zrobił na mnie ponury wstęp tego tak przecież później pogodnego utworu – ciarki chodziły. A później – szlachetna prostota, śpiewność, miękkie smyczki, aksamitne solo klarnetu, niestety nie obeszło się bez paru kiksów w waltorniach, ale to doprawdy drobiazg.
Podobnie zbudowany koncert, ale ze wczesnymi opusami, odbędzie się w czerwcu, Janowski poprowadzi też jeszcze w tym sezonie koncertowe wykonanie Fidelia i Missę solemnis. W przyszłym sezonie, jubileuszowym (150-lecie) – właśnie wręczono nam zapowiedź – również dużo Beethovena. Ciekawostka: cykl wszystkich koncertów zagra Seong-Jin Cho. W program sezonu wpisanych jest kilka poloników: wystąpi Jan Lisiecki (zagra Mozarta), Krzysztof Urbański poprowadzi z tutejszymi filharmonikami koncert pod hasłem Polen in Herzen (Kilar, Chopin, Weinberg), a na zamknięciu sezonu w lipcu przyszłego roku zabrzmi Koncert na orkiestrę Lutosławskiego pod batutą Lionela Bringuiera.
Komentarze
Tak… pamiętam, jak będąc kiedyś w Dreźnie wybrałem sie na wycieczkę parostatkiem, a może zwykłym motorowcem… w górę Łaby, do Koenigstein, gdzie też wielu znnaych było, ale raczej działaczy i to nie jako twórcy, a jako więźniowie.
Kapitan robiący za przewodnika, oprócz zalet saskiej kuchni, zwracał właśnie uwagę na mijany domek Webera i komponowaną tam operę.
Choć, jeśli mówić o przeżyciach muzycznych, to do takich zaliczali się Niemcy śpiewający i grający na trąbce Schuberta w drodze powrotnej. Coś, co może muzycznie nie było na najwyższym poziomie, ale taka gotowość zwykłych turystów, połączona z zachodem słońca nad Łabą i pełnym przeżyć dnim, ma swoją siłę.
A sama Saksonia… przed operą stoi pomnik króla Jana, który nie wsławił się bitwami, ale tłumaczeniem Dantego na niemiecki… Miałem takie wrażenie, może zbyt pospieszne, że gdy Prusy próbowały wciąż stać na czele niemieckiego myślenia militarnego; Saksonia wzięła na siebie rolę przywództwa kulturalnego. W myśl handlu: chińska waza za pułk huzarów. Czy jakoś tak, bo dokładnego przelicznika tych chińskich waz z Zwingeru nie pamiętam…
Pobutka
(to może też być też jedno z ciekawszych tegorocznych nagrań Beethovena, na razie pokazały się dwa „single”; zeszłoroczna płyta z kwartetami 7 i 8 też świetna)
https://www.youtube.com/watch?v=ug6Vuv7xJ5w
Też sprzed ponad tygodnia, ale nie wiem, czy ktoś wspomniał:
Reinbert de Leeuw nie żyje.
Ciekaw jestem nowych nagrań QE. Kilka lat temu zespół opuścił altowiolista, nowy też długo nie zagrzał miejsca, więc padło w końcu na młodą damę (Marie Chilemme) – może ona tak ich teraz ożywia…
Oczywiście żartuję, bo nagrania w pierwotnym, czysto męskim składzie (zwłaszcza te z kwartetami francuskimi oraz rodzeństwa Mendelssohnów) przyprawiają o zawrót głowy 🙂
De Leeuw – wielka szkoda. Wspaniały muzyk. I jako dyrygent, i jako pianista (najpiękniejszy Satie, jakiego slyszalam). Odchodzą ci wspaniali Holendrzy…
Co do QE, ta nowa altowiolistka jest bardzo w porządku.
Otóż to. Pierwsze nagranie (przełom lat 70. i 80.) idealnie łapie nastrój tych utworów.
Ja pamiętam to na żywo na… Warszawskiej Jesieni.
A teraz, za chwilę, zaczyna się Tosca 🙂
Dorota Szwarcman
23 lutego o godz. 18:09 268207
Od pewnego czasu abonuję Politykę i zaglądam rownież tu na blog, bo sama jestem muzykiem.Kilka razy chciałam zareagować na pewne posty, ale tak się składało, że akurat brakowało mi czasu, temat odchodził i obiecywałam sobie, że następnym razem zrobię to z pewnością. A teraz, kiedy @Gostek Przelotem wspomniał o śmierci Reinberta de Leeuw, a pani o wykonaniu przez niego Satie, pomyślałam, że to najwyższy czas aby również coś napisać. Słyszałam niejednokrotnie tego artystę, ponieważ od wielu lat mieszkam w Rotterdamie, a na koncertach bywam czesto również w Amsterdamie. Ale miałam również okazję oglądać w holenderskiej tv wspaniały cykl dokumentalny De Toonmeesters, gdzie de Leeuw przeprowadza wywiady z ośmioma kompozytorami, a potem prezentuje ich utwory. Byli to Olivier Messiaen ; Sofia Goebaidulina ; Henryk Górecki ; Mauricio Kagel ; Galina Oestvolskaja ; Claude Vivier ; Klaas de Vries ; György Ligeti ;
Wspaniały kontakt między muzykami. Pełen głębokiego zrozumienia muzyki. Rozmowa o niuansach interpretacyjnych , a na końcu wykonany utwór.
Te dokumenty wywarły na mnie ogromne wrażenie.
Podam jako przyklad link z Sofią Gubaiduliną
https://www.youtube.com/watch?v=Gcd3Hmbit8I
Tak, odchodzą holenderscy muzycy…
@ basia.n – witam i bardzo dziękuję za link. Nie wiedziałam, że de Leeuw robił również takie rzeczy. U nas serię filmów o kompozytorach, też opartą na wywiadach, zrobił kiedyś Zygmunt Krauze (Cisza i dźwięk) – był tam nawet Cage, Luciano Berio i wiele innych ważnych postaci.
Dorota Szwarcman
24 lutego o godz. 0:09 268211
A skoro już o Holandii, to może napiszę jeszcze coś o Rotterdamie i De Doelen, bo od roku dzieje się tu bardzo, bardzo wiele. Jest to zwiazane z nowym szefem-dyrygentem, ktorym został Lahav Shani. To niezwykle utalentowany młody Izraelczyk, który będzie absolutnie jednym z najwybitniejszych dyrygentów na świecie swego pokolenia – bo przecież w tym sezonie przejął batutę od Zubina Mehty w IPO. W Roterdamie ma kontrakt na 5 lat i zawsze będę twierdziła, że to
Dodam, że jest znakomintym pianistą. Słyszałam go w koncertach Bacha, Mozarta, Beethovena, a w przyszłym sezonie …. Trzeci Prokofiewa. Wykonać go jako pianista i dyrygent, to z pewnością wyższa szkoła jazdy.
Pierwszy sezon 2018/2019 w Rotterdamie zainaugurował wraz ze swoim mentorem Danielem Barenboimem, a zakończył wspaniałym wykonaniem Symfonii no3 Mahlera. (dyryguje bez partytury)
Działo się oczywiście o wiele więcej, ale w pamięci pozostanie mi na zawsze fenomenalne wykonanie przez Marthę Argerich koncertu no3 Prokofieva. Jest on zerejestrowany i można wysłuchać go na medici.tv., ale rownież tu
https://www.youtube.com/watch?v=Jviydd26lo4
Byłam wtedy na sali…
A w tym sezonie była między innymi symfonia no7 Brucknera, Strawiński Le Sacre du Printemps, a w maju Mahler no2 !
Czekam na ten koncert cały rok, bo znów będzie to ogromne wydarzenie.
Chciałabym zachęcić panią do przyjazdu na ten koncert .( do wyboru 14, 15, 17 maj)
Bardzo chętnie będę przewodnikiem 🙂
Małe uzupełnienie, bo urwałam zdnaie
W Roterdamie ma kontrakt na 5 lat i zawsze będę twierdziła, że to najlepsze, co spotkało orkiestrę rotterdamską. Ma na nich ogromny wpływ. W ciągu roku muzycy grają o 100% lepiej .
Jeśli chodzi o ten region Niemiec, to warto wspomnieć o wspaniałej pracy Ewy Strusińskiej, która programuje wiele polskich akcentów w swoich koncertach z NLP – vide http://ewastrusinska.com/pl/koncerty/ Z ciekawszych przyszłych wydarzeń w najbliższym czasie widzę Koncert fortepianowy Józefa Kofflera z Katarzyną Wasiak czy też drugi koncert skrzypcowy Henryka Wieniawskiego ze wspaniałą Liv Migdal w roli solistki.
Dziękuję za te informacje! Bardzo cenię Ewę Strusińską, podniosła znakomicie Filharmonię Szczecińską. A to rzeczywiście wspaniała robota, przy samych granicach Polski zresztą. A Liv Migdal to córka nieżyjącego już znakomitego pianisty Mariana Migdała, o którym tu kiedyś pisałam:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2018/07/26/o-marianie-romku-i-cenzurze/