Prégardien jako baryton
Prégardien-ojciec, oczywiście. Zawsze zresztą jego głos wydawał się uniwersalny, a nie po prostu tenorowy. Na koncercie w Filharmonii Narodowej śpiewał tym razem właściwie wyłącznie dzieła barytonowe.
Można właściwie powiedzieć nawet – basowe, bo były to kantaty Bacha Ich will den Kreuzstab gerne tragen i Ich habe genug. Artysta, który wciąż jest przedstawiany jako tenor – także w programie tego koncertu – coraz częściej śpiewa niższe partie, choć trochę słychać, że dolne dźwięki nie są aż tak głębokie jak u naturalnego barytonu, a górne nie są z kolei tak wysilone, jak mogłyby być u niższego głosu. Przypomina się Plácido Domingo, który również w pewnym momencie przestawił się na baryton, ale Prégardien jest młodszy i nie czyni tego dlatego, że mu śpiewanie tenorem nie wychodzi, tylko dlatego, że ta skala mu odpowiada.
Co tu można jeszcze powiedzieć o tym wspaniałym śpiewaku, jeśli nie powtórzyć tego, co zawsze o nim piszę: wielka klasa. Zarówno obie kantaty, jak zaśpiewane na bis dwie arie z Pasji Mateuszowej, nie mogły być wykonane lepiej. Nawet towarzyszący mu zespół przy nim piękniej brzmiał, widać też, że mają z solistą bardzo serdeczny kontakt.
Zespół – to Le Concert Lorrain, działający w Metz, ale de facto międzynarodowy, jak większość tego typu ansambli. To zdecydowanie nie jest jeden z tych najlepszych – utwory instrumentalne niestety tego w większości dowodziły. Solistki również nie do końca satysfakcjonowały: skrzypaczka, a zarazem koncertmistrzyni Chouchane Siranossian, choć ma na koncie wiele sukcesów, a jej instrument (Gagliano) brzmi pięknie, wydała mi się sprawna, ale jakby wycofana, trochę bez wyrazu, natomiast oboistka Susanne Regel – przeciwnie, jej dźwięk wybijał się dość ostro, co zresztą najbardziej było przykre w duetach z Prégardienem, którego momentami przygłuszała.
To tyle, ale jeszcze jeden szczegół, który zaskoczył: publiczność, która klaskała między częściami zarówno koncertów instrumentalnych, jak kantat. Dopiero pod koniec trochę się uspokoiło. Przypomniała mi się akcja sprzed kilku lat, kiedy to niektórzy piszący (w tym niestety także na łamach mojej macierzystej redakcji) wręcz zachęcali do takich działań, bo przecież co w tym złego, że pokaże się muzykom, że się podobało. Niektórzy co bardziej oczytani przypominali, że kiedyś była praktyka wręcz mieszania ze sobą utworów (to prawda, tak było np. na pożegnalnym warszawskim koncercie Chopina, na którym pomiędzy części jego utworu wstawiona była aria) i oklaskiwania wszystkich. Jednak nieklaskanie między częściami ma swój głęboki sens: chodzi o to, by nie przerywać muzycznego toku, którego pauza też jest częścią, i nie rozpraszać zarówno muzyków, jak skupionej publiczności. Bo to dla nich bywa wręcz przykre.
Komentarze
Zaiast pobutki, do posłuchania
https://www.nporadio4.nl/concerten/9304-berceuse-voor-piano-op-57-in-des-gr-t
Dziękuję bardzo za głos w sprawie klaskaczy – miałam niestety obok siebie całą taką rodzinę, chyba małżeństwo 60+ z córką lub znajomą na oko 30-, wyglądali na wykształconych i dobrze sytuowanych. Na zwróconą uwagę pani starsza udawała, że nie rozumie, a młodsza pani (po przerwie zamienili się miejscami) z rozbrajającym uśmiechem szepnęła „ale mi się tak podoba”. Na litość, to nie koncert Zenka M. w remizie w Pcimiu Dolnym… Może FN powinna uzupełnić swój stały dwujęzyczny komunikat przed koncertami?
W nawiązaniu do wczorajszych komentarzy na temat muzyki, którą lubią koty 🙂
https://www.classicfm.com/music-news/cat-music-best-genre-relaxing/
Purrfect music 😆
Do klaskania wracając, na koncertach w FN zdarza się to rzadko, w każdym razie na abonamentowych – na nadzwyczajnych i owszem, pewnie z powodu szerszego spektrum publiczności. Nie ma po prostu powszechnej edukacji muzycznej, a ludzie przyzwyczajeni są do słuchania krótkich „kawałków”, niekoniecznie może w wykonaniu Zenka M. 🙂 W każdym razie nikt ich nie uświadomił, że wieloczęściowej formy lepiej nie rozwalać klaskaniem. Pamiętam, że w NOSPR na początku funkcjonowania nowej siedziby, gdy pojawiło się tam mnóstwo nowej publiczności, ówczesna pani dyrektor zarządziła rozdawanie kartek z informacją na ten temat, chyba to pomogło.
Jako osoba nerwowa i nietolerancyjna reaguje bardzo źle na takie buractwo. Proszę zwrócić uwagę, ze zwykle w takich przypadkach zaczyna klaskać jeden burak (lub sabotazysta), a inni ida za nim jak owcze stado. Wczoraj wieczorem było podobnie. Były tez błogosławione momenty, ze nikt taki się nie objawił, lub nie miał ochoty. Cóż z tego, skoro ja miast słuchać w rozmarzeniu czekałam w napięciu: będą klaskać, czy nie będą…. I dlatego wczorajszy koncert wspominam źle. Dla pocieszenia dodam, ze byłam świadkiem takich numerów w londyńskim Barbican podczas koncertu Nelsona Freire. Grał koncert Beethovena:)))
Na abonamentowych, przynajmniej w piątki, też się niestety zdarza, ale jest i inna plaga – jeden przodownik pracy, który musi koniecznie wystrzelić zanim jeszcze wybrzmi ostatni dźwięk. Ostatnio w ten sposób załatwiono „Ad Matrem” Góreckiego.
Ludzie po prostu nie są dzisiaj w stanie znieść choćby chwili ciszy…
A pomysł z karteczkami, może jako dodatkiem do drukowanego programu, wydaje się niezły, tym bardziej, jeśli już gdzieś sprawdzony
…karteczka z NOSPR…
…Tylko nie wiem, czy nie zakazać SzP czytania komentarzy okołokarteczkowych… 🙄
No komentarze faktycznie różniste. Ale mówienie o „nowej publiczności” to nie było w założeniu dyskryminowanie jej – prawdą jest, że do Decymber Palast wielu późniejszych bywalców NOSPR nie chodziło, atmosfera odpychała, wielu też przychodziło do nowej siedziby po prostu z ciekawości, część z nich została na dłużej. A karteczka była sformułowana elegancko i wyjaśniająco.
@ Laclos – rozumiem zdenerwowanie, też mnie to denerwuje, ale słowo „burak” mi się w tym kontekście nie podoba. Nie można tak nazywać ludzi, którzy po prostu czegoś nie wiedzą – to nie tylko ich wina, że nie wiedzą.
„Przodownicy pracy” też mnie strasznie wkurzają. Nie dadzą odetchnąć. Chyba muszą się pochwalić, że wiedzą, że utwór się skończył 😈
Pani Doroto,
Nie zawsze wiemy, kiedy się kończy utwór. Ja nie wiem w przypadku twórczości kompozytorów nie tak znanych jak Bach:))) Ale od czego program! Wprawdzie w FN zdrożał do 10 zet, ale bez niego jak bez reki (ucha). A wracając do koncertu – śliczna koncertmistrzyni z francuskim obywatelstwem i ormiańskim nazwiskiem nie zachwyciła mnie w koncertach bachowskich. Grała miękko i śpiewnie, po wschodniemu…Nie ma to, jak graja Bacha Anglicy i Niemcy
Na sobotnim koncercie nie bylo programow – instytucje kultury coraz bardziej ograniczaja uzycie papieru z powodow ekologicznych. Zamiast tego program wyswietlano – tytul i liste czesci z zaznaczeniem ktorej czesci aktualnie sie slucha. Bardzo mi sie to spodobalo.
Nie trzeba koniecznie wiedzieć, kiedy utwór się kończy. Czasem wystarczy po prostu poczekać ten ułamek sekundy – czasem nieco dłużej – na ukłon dyrygenta czy solisty, na odwrócenie się do publiczności. Lepiej zaklaskać tę chwilę później, niż moment za wcześnie. I nie biec za nadgorliwymi owczym pędem, o którym pisała Laclos. Słuchać, jak wybrzmiewa. Patrzeć.
@pauliene
To nie zawsze dobrze dziala. Kilka dni temu bylam na koncercie Profeti della Quinta, program renesansowy i wczesno-barokowy, malo znany, i parokrotnie widac bylo ze artysci czekaja na oklaski a publicznosc jeszcze sie waha, bo kpina czyhajaca na tych ktorzy sie pomyla oniesmiela. W sumie tworzylo to niepotrzebne momenty napiecia i speszenia.
1. Purrfect music OK, ale to jest lepsze:
https://www.youtube.com/watch?v=EbapUt-azzA
2. Karteczki i edukacja oczywiście – zawsze lepiej po dobremu niż straszyć. Tylko nawet jeśli wiem, że nie należy klaskać „aż do końca”, to skąd mam wiedzieć, że już jest koniec?
Zwykle dyrygent czy solista po wybrzmieniu ostatniej nuty przybiera „pozę zrelaksowaną”, więc można się domyślać, ale jak ktoś nie jest obyczajny, to tego też może nie wiedzieć.
Tak więc można się stroszyć i gniewać, ale skąd mam wiedzieć, że symfonia ma cztery części (a niektóre na złość 3 albo 5)? A kantaty i te barokowe tasiemce to już w ogóle – raz śpiewają wszyscy, raz tylko jeden, czasem nikt, czasem coś głupawo ni to śpiewają ni to gadają…
A przodownikiem to rzadko, ale zdarza mi się być, owszem. I obowiązkowo trzeba krzyknąć „bra – WO!”
😛
Kocisko na estradzie piękne. To prawda, że w Stambule koty RZONDZĄ – są wszędzie.
Cały czas się uczę. To dobrze. Myślałam, że „Ich habe genug” jest w w oryginale kantatą tenorową, a tu proszę basowa. To dlatego, że wolę ją jednak w wykonaniu może odrobinę neurotycznym, jak to np. Bostridge’a. Prégardien-ojciec podobał mi się, ale jednak nie tak bardzo jak Prégardien-syn, zwłaszcza w „Pasji Mateusza” (wciąż pamiętam tę z Actus Humanus sprzed kilku laty). Nie będę jednak marudzić. Nigdy za wiele koncertów muzyki dawnej na takim poziomie, zwłaszcza, gdy są na miejscu.
p.s. @Frajde – koty potrafią być bardzo przytulańskie i towarzyskie. Kotkę Gostkówny zaczęliśmy nazywać „Koala”, bo jak się ją weźmie na ręce, to owija przednie łapy wokół szyi i nie tak łatwo ją wtedy zdjąć. Nasze koty np. zawsze się z nami witają, kiedy ktoś wraca do domu itp.
Ja kiedyś pilnowałam kotki, której miauki na przywitanie słyszałam jeszcze na schodach. I koniecznie chciała być cały czas ze mną w pokoju, co bywało męczące, zwłaszcza kiedy szłam spać, a ona miała akurat godzinę myśliwską 😉 ale ogólnie była po prostu słodka.
Aby dodac swoje wlasne dwa centy( bo przy obecnej wymianie dolara, to chyba jest warte wiecej…). Dla mnie rownie upiorna plaga jest to, co zbyt czesto slyszymy ze sceny.
Bardzo czesto wykonawcy, ktorzy albo nie patrza w strone publicznosci- mowimy to o wielkich salach, takich jak Carnegie Hall albo David Geffen Hall, ktore mieszcza kilka tysiecy slychaczy-
i rozpoczynaja swoje bisy ZANIM jeszcze chetna ich sluchac publicznosc zdolala z powrotem usiasc, albo zanim znudzona publicznosc opuscila sale. Wy w Polsce tego chamskiego zachowania publicznosci raczej nie macie, wiec to co pisze moze byc nawet niewyobrazalne.
Najgorzej jest dla nas recenzentow: bilety daja zawsze na parterze , a am wlasnie jest najgorzej.
Rezultat: w przypadku artystow, ktorzy bisy oferuja, my rzadko kiedy mamy szansy uslyszec pierwsze takty owego bisu. Takimi dwoma ostatnimi, razacymi przypadkami kooperacji nieuwazny wykonawca-niekulturalny sluchacz byly recitale Trifonova i Yuja Wang: obydwoje widzac owacje na stojaco kilkukrotnie podzszli do fortepianu i rozpoczeli swoje bisy. Przynajmniej ze skrzypkami jest lepiej, bo oni musza podstroic swoj instrument. Nalezy rowniez dodac, ze inne strefy tych wielkich sal, przez sam uklad architektoniczny nie pozwalaja na tak frywolne zachowanie publicznosci, albo tez sluchacze kupujac tansze bilety jakos sie lepiej zachowuja. A wiec brawa moga denerwowac z wiecej niz jednego powodu.
A na Krecie, czyli w Grecji wydaje mi się, że rządzą psy. Widziałam tam wiele bezpańskich średniej wielkości, o maści rudej, jak to kocisko z filmiku. Na Cykladach dla odmiany już koty.
Gostku, ja jestem lobby psie, więc przyjmuję do wiadomości, że kota utulić się da, ale musi to być związek wyjątkowy. Koty znajomych zazwyczaj już się w takiej sytuacji zaczynały nerwowo wiercić i szukały możliwości wymknięcia się.
Wspomnę o jeszcze jednej dziwnej zbiorowej reakcji. Chodzi o wyreżyserowane owacje na stojąco. Wielokrotnie po koncercie (najczęściej recitalu) ludzie wstają w danym konkretnym momencie (w zależności od sali koncertowej i artysty, który akurat występuje). Idąc na Trifonova mniej więcej wiadomo, kiedy słuchacze poderwą się z miejsc. To samo Argerich, Sokolov czy Pletnev. A jak publiczność słucha ulubieńca ostatniego konkursu chopinowskiego audytorium wstaje niemal od razu. Wszystkim rządzi jednak jakieś z góry ustalone prawidło. Strasznie to dziwne. Jeżeli dany muzyk mnie intryguję wstaję od razu po jego występie. To czekanie na jeden konkretny impuls czy jakiś odpowiedni moment moim zdaniem wprowadza sporą dozę sztuczności.
Psy bezpańskie również na Sycylii, a we wspomnianym Stambule to też instytucja – oglądałam tam album poświęcony temu zjawisku. Psy nie są u muzułmanów zwierzętami poważanymi, ale one znalazły tam jakiś modus vivendi. Łażą sobie stadami, są przyjazne i ludzie je lubią. Głośne było, kiedy pojawiły się tam mrozy i wpuszczono pieski i kotki do centrów handlowych.
https://www.tur-tur.pl/2017/01/17/o-tureckim-podejsciu-do-psow-i-kotow/
Trochę jeszcze ładnych kocich zdjęć ze Stambułu autorstwa mojego dawnego redakcyjnego kolegi:
https://miastarytm.pl/koty-stambulu/
No, niechbym tylko dorwał tego wrażego reżysera filharmonicznych stojaków, już ja mu pokażę! Może kiedyś się w końcu dowiemy, kto naprawdę za tym stoi, a nawet pociąga za sznurki… Mógłby cholernik przynajmniej tak wyreżyserować, żeby ludzie wstawali nie w danym momencie, tylko – dla niepoznaki – w całkiem innym. Wprowadzanie sporej dozy sztuczności wydaje się tym bardziej karygodne 🙁
A w ogóle to po koncertach albo recitalach takich pianistycznych beztalenci, jak Trifonow czy Argerich stojących owacji należałoby bezwzględnie zakazać.
Frajdo, coby jakoś zrównoważyć Twą śmiałą pokoncertową ewaluację (a może nawet coś więcej): Ty wolisz Juliana, ja Christopha – i to nie tylko z racji dość oczywistej ilościowej różnicy w artystycznym dorobku (a śledzę jego karierę od ponad trzydziestu lat).
Ścichapęku, Tej zaczepki nie będę szerzej komentował. Dodałbym jeszcze kilka nazwisk do listy i by się zaczęło:).
@ Dariusz.Marciniszyn – ja wstaję nie zawsze od razu, bo w ogóle nie lubię wstawać, ale przyznaję, że np. po Marcie i owszem, i bynajmniej nie z jakichś pozamuzycznych powodów; po Sokołowie już niekoniecznie, zależy, jak zagra. Są też osoby, którym ciężko się podnieść z czysto fizyczno-zdrowotnych powodów, nawet jak im się podoba. Nie ma tu więc reguł. Inna sprawa ze wstawaniem po niektórych koncertach tego niewartych – kiedyś już tu złośliwie domniemywałam, że publiczność w ten sposób chce podnieść sobie rangę wydarzenia, w którym uczestniczyli 😉 Z drugiej strony po wielu wspaniałych koncertach nie ma stojaka.
Oczywiście. Nie miałem na myśli żadnych zdrowotnych przyczyn! Czasami tylko śmiać mi się chce, kiedy osoba x przyjeżdża do Polski, daje niezły koncert a publiczność reaguje zaledwie umiarkowanie, potem ta sama osoba dostaje wysoką nagrodę na konkursie i automatycznie poziom euforii po jej występach wzrasta o sto procent.
Mi się raz zdarzyło szybko wstać do owacji na stojąco, bo siedzenie było twarde 😀
A serio: to ja nie rozumiem problemu. Owszem, zdarzało mi się podśmiechiwać, że czasem nazwisko podnosi słuchaczy do owacji po takim sobie występie, ale kim ja jestem by oceniać co ktoś przeżył na koncercie? Nie ma obiektywnych przeżyciometrów, a i jakżdy przychodzi z innym oczekiwaniem i miarą.
Że oczekiwanie i miara są zaburzone nazwiskiem na afiszu? Zwykle są, ale znowu powtórzę — nie ma obiektywnej miary, więc nie można mieć pretensji o subiektywność tych ocen. Nawet gdybyśmy tu wespół-zespół nauczyli sztuczną inteligencję oceniać wykonania, to zostałoby pytanie dlaczego tak, a nie inaczej.
Że wstawanie jest zjawiskiem stadnym i grupa inicjatywna podrywa całą salę? No i znowu, co z tego? Moja prywatna miara to:
— owacje na stojąco się należą;
— owacje na stojąco mogą być, o ile inni wstaną;
— eee… przesada, będę bojkotował i siedział.
I, szczerze mówiąc, środkowa kategoria jest najczęstsza.
Z tego co widze owacje na stojaco sa mieszane: jedni wstaja by klaskac, inni by wlozyc plaszcz 🙂
Ja prawie nigdy nie wstaje, gdy podoba mi sie klaszcze wysoko… Zreszta ostatnio zauwazylam inny trend: gdy jest naprawde dobrze wszyscy klaszcza siedzac, jakby mowiac „nie ruszymy sie stad poki nie bedzie bisu” 🙂
OT: osiemnastoletniemu Chopinowi zaproponowano pisywanie recenzji z muzycznego życia Warszawy do paryskiego La Revue musicale – wydawanego przez słynnego muzykologa i krytyka François-Josepha Fétisa. A oto odpowiedź:
„[…] do czego się mięszać nie myślę. Odpiszę […] z Berlina, że nie do mnie takie rzeczy należą, zwłaszcza że Kurpiński już się tym u nas trudnić zaczął. Zresztą, nie mam jeszcze sądu godnego dziennika paryskiego, gdzie sama prawda mieścić się powinna; żem ani lepszej, ani gorszej nie słyszał opery. Dopiero bym sobie naraził wielu!” (z listu do Tytusa Woyciechowskiego z 9 września 1828 roku).
No i to się nazywa odpowiedzialność 🙂
Swoją drogą ciekawe, kto dzisiaj siedziałby w jury muzycznych konkursów, gdyby każdy wyznawał tą zasadę:).
Nic, tylko przyklasnac dyskusji – nawet na stojaco! 😉
Klaskanie w Toronto – w pore, czy nie – bardzo zalezy od programu. Spostrzezenia ogranicze do Koerner Hall, w ktorym bywamy najczesciej. Programy “trudne”, na przyklad recital piesni, przebiegaja bez zaklocen. Publicznosc jest poinformowana i zdyscyplinowana. Owacje na stojaco sa rzadsze, niz przy innych okazjach. Natomiast na koncertach “popularnych” idzie to od przypadku do przypadku. Najczesciej ktos sie wyrywa, a za nim inne lemingi, z pierwszych rzedow parteru. :-O ??? Z najdrozszych miejsc. Nigdy drugiego balkonu. 😉 A na koncertach, z nie daj Boze udzialem czlonka rodziny na scenie, oklaski ida czysto statystycznie (od czasu do czasu chodzimy na koncerty absolwentow RCM).
Istotnie, o czym wspomina nowojorski Romek, wydaje sie, ze sa ludzie – nawet nie sluchacze, bron Boze melomani – ktorzy zachowuja sie na koncertach jak na wyscigach konnych. Moj kon, na ktorego obstawilem caly majatek, doszedl pierwszy. RYK tryumfu przy nieskonczonym jeszcze ostatnim akordzie. Ani chwili refleksji. Nie mowie juz o operze. Nawet Toscanini nie byl w stanie opanowac oklaskow po poszczegolnych ariach. Teraz stalo sie to normalka. Dwojka bohaterow zamurowana zywcem w grobie – o terra addio – a juz ktos wrzeszczy Bravo, Brava – wie, ze panienke wywrzaskuje sie inaczej.
W Koerner Hall waskim gardlem jest szatnia. Znowu, chcesz dostac palto przed innymi, musisz leciec, kiedy artyst(k)a jest jeszcze na scenie.
Wstawanie jako rodzaj szczegolnego holdu dla artysty calkowicie sie zdewaluowalo. Teraz moze trzeba podskakiwac, przykucac, choc miedzy rzedami ciezko – co jeszcze mozna wymyslic?
Ostatnio, chyba Trifonow, gral bez przerw – nie tylko miedzy czesciami, ale miedzy utworami. Program mial z reszta inny niz w Nowym Jorku.
Czasami niektorzy prosza o nieklaskanie. Z kolei Sir Andras potrafi trzymac rece na klawiaturze przez dobre 30 sekund – wtedy sala jakos milczy. A propos – lisek wspominal sonate waldsteinowska. W Toronto tez gral, tez fenomenalnie. To jest jeden z pierwszych utworow, ktory do mnie trafil. Pierwsza plyta to byl J. Palenicek na Supraphonie, 25 cm – sonata zajela cala plyte. Zaginela gdzies podczas przeprowadzek.
zwraca sie
Zmarł McCoy Tyner 🙁
Wielki był…
https://www.youtube.com/watch?v=IrZkbSeyF6M
Wlasnie wrocilismy z koncertu Kyung Wha Chung z Kevinem Kennerem. Mozart, Nr 21 e moll, KV. 304, LvB, Nr 7 i Franck. Pierwsza rzecz, ktora wyskoczyla z programu, to ze Kenner studia odbyl w Polsce! “Kenner studied with Krzysztof Brzuza, Ludwik Stefanski […].
Koncert zaczal sie od owacji – na sali bylo mnostwo Koreanczykow. Granie bylo z reszta bardzo dobre – entuzjazm sali byl calkiem uzasadniony. Na bis byl jakis Schubert – ale nie jestem w stanie to dokladniej zidentyfikowac.
Tak a propos klaskania. Przypomnialo nam sie, ze na koncercie Akademie für Alte Musik Berlin, ktora/rzy grali Koncerty Brandenburskie, po – trudno to inaczej okreslic – brawurowo wykonanej kadencji w pierwszej czesci piatego koncertu, Raphael Alpermann dostal dzikie brawa w trakcie utworu – tak jak na koncertach jazzowych. 😉 Wstal nie przerywajac gry, kiwnal glowa 🙂 i gral dalej – ale na siedzaco. Jak sie mozna domyslic, stojak byl jak nalezy – zasluzony. To co bylo tez uderzajace, ze balans miedzy klawesynem i orkiestra na zywo na scenie niczym nie przypominal tego co sie slyszy z plyt – z elektronicznie wyeksponowanym klawesynem. Akustyka w Koerner Hall jest doskonala – to nie to, ze cos tam zaniklo, czy zostalo zagluszone. Pojutrze H. Grimeaud.
Szatnia jako waskie gardlo Koerner Hall – zazdroszcze. U nas wszedzie szatnie anulowano. Trzeba kalkulowac ktory plaszcz wlozyc, by nie byl za gruby lub za szeleszczacy czy zeslizgujacy sie do trzymania na kolanach.
W ramach festiwalu filmow o sztuce bedzie dokument o Billu Evansie pt Time Remembered. Wydaje sie ze jego zycie bylo pasmem nieszczesc…
Eetam wstawać bo siedzenie twarde…
— Na ogół wstaje się gdy ci przed tobą wstali i ci zasłonili, a trzeba wszak zrecenzować, kto i jak kwiatki niesie (jakie?), czy dyrygent se wziął, czy przekazał (i komu), i sto ważnych rzeczy. Kości przy okazji rozprostować, ścięgna rozluźnić albo zmobiizować, kręgosłupowi pozwolić powspółpracować z nieco innymi partiami mięśni, niż przez ostatnie dwie godziny… Witalna sprawa. I żegnalna.
😐 🙄
*** * ***
PS, wspominać, czy nie?…
…
czekałam w napięciu: będą klaskać, czy nie będą….
Ojej… 🙁
Niby człowiek wie, że bliźni jego chadzają do wysoce zorganizowanych hałasów w różnych celach. Interesikach. W przemieszczeniach nawet.*
Ale żeby w aż tak negatywnych? Nerwicorodnych i nerwico-eskalacyjnych? Masochistycznych, powiedzmy otwartym tekstem?
Jakże to było u pana Freuda?…
Lecz od jego czasów wiemy więcej o szkodliwości tego i owego.
Autodestrukcyjnym potencjale…
Ludwiku Dorn i Sabo, nie idźcie tą drogą!
_____
*wydawało się też, że w okolicach NOSPRowej karteczki skatalogowano wszystko, co w tej mierze byłoby „za” i „przeciw”… – trzeba chyba dopisać w/w motywację… ❓
To i ja przyłączę się do wypowiedzi o oklaskach. Bylam zdumiona i zachwycona, kiedy po raz pierwszy usłyszałam i zobaczylam nagranie Mahlera z festiwalu w Lucernie w 2007. To była symfonia no3 pod dyr. niezapomnianego Claudio Abbado.
Właśnie po wspaniałym finale Abbado zapanował nad oklaskami publiczności. Potrafił mową ciała zasugerować wszystkim 19 sekundową ciszę. Fenomenalne było i wykonanie i to wybrzmienie.
Po raz drugi spotkalam się z tym w maju ubieglego roku w Rotterdamie na koncercie kończącym sezon. Była wlaśnie wykonana ta sama symfonia i młody, znakomity szef- dyrygent Lahav Shani w ten sam sposób jak Abbado osiągnał cisze po wykonaniu.
@Gostek przelotem A przodownikiem to rzadko, ale zdarza mi się być, owszem. I obowiązkowo trzeba krzyknąć „bra – WO!” Ja w zachwycie tak krzyknęłam w grudniu 2018 w Rotterdamie po zakończeniu koncertu no3 Prokofiewa w wykonaniu Marthy Argerich.
W Rotterdamie rzadko zdarzają się oklaski pomiędzy częściami. Jeśli już, to na niedzielnych „popołudniówkach ” Wtedy bywa tam również mniej osłuchana publiczność. Ale tuż przed rozpoczęciem koncertu rozlega się z mikrofonu głos przypominający nie tylko o wyłączeniu telefonów, ale również o ciszy pomiędzy częściami. Wprowadzono również wyświetlanie programu i przed i w trakcie trwania koncertu. ( to novum przyszło wraz z Lahavem Shani)
@ basia.n – poprawiłam kursywę 🙂 Z tym wyświetlaniem to dobry pomysł. Głos – czasem pomaga, czasem nie. Zawsze przecież mówi się o tym, żeby wyłączyć komórki, ale na każdym prawie koncercie ktoś się znajdzie, kto dźwięku nie wyłączy albo przełączy na wibrację, którą też słychać…
@ a cappella ma rację, że czasem się też wstaje po to, żeby zobaczyć, co się dzieje na estradzie 😉
Dorota Szwarcman
Dziękuję za poprawę 🙂
Na stojąco biję zawsze brawo Kristianowi Zimermanowi, którego z radością słucham ilekrość koncertuje w Amsterdamie (ostatnio właśnie w czerwcu 2019 z Chopinem i Brahmsem)
I cieszy mnie,że krytycy muzyczni w Holandii są absolutnie zgodni w swoich opiniach o jego grze, określając ją w najwyższych superlatywach.
Muszę dodać, że ani w Amsterdamie, ani Rotterdamie wypadki z komórkami od pewnego czasu już się nie zdarzają.
Jak juz pisalam, wyswietlanie jest glownie po to by ograniczyc uzycie papieru (stad takze e-bilety). Ma wiele zalet ubocznych 🙂
Inna sprawa, że czasem ma się ochotę przeczytać omówienie programu. W komórce głupio…
W KH – czy ja to juz obsesyjnie? 😉 – program koncertu jest w internecie. Mozna sobie przeczytac bezpapierowo. Papierowe programy tez sa (gratis – tzn wliczone w cene biletu), z tym, ze w ksiazeczce sa omowienia koncertow w danym miesiacu. Po koncercie wiekszosc ludzi program oddaje do uzytku w nastepnym koncercie. Aczkolwiek, kiedy JKM covid19 szaleje, mozna sie zastanawiac, czy to jest dobry pomysl. Ale wzrokowo tym sie chyba nie mozna zarazic? My spokojnie czytamy i myjemy raczki. Szatnia jest wliczona w abonament (ale nie w pojedynczy bilet), ale sporo ludzi i tak siedzi na paltach. W innych przybytkach jest podobnie.
PS1 „W komórce głupio…” tutaj komorki na sali sa bezwzglednie tepione przez „bileterow?”. Raz tylko widzialem fajne wyjasnienie komorkowe: ja jej uzywam jako lornetki! 😀
Dyrektor artystyczny Mervon Mehta (brat Zubina) przed kazdym koncertem nakazuje bezwzgledne wylaczenie telefonow. Pamietam tylko jedna wpadke. A wczoraj Kyung Wha Chung czekala na scenie tak dlugo, dopoki na sali nie bylo absolutnej ciszy. Nie mowie o kaszelku, ale jak zaskrzypialo jakies krzeslo, to mine miala taka, ze jak to sie mowi „If looks could kill” 😉
PS2 Patrzcie jakiego znalazlem fajnego barytona 😉 https://www.youtube.com/watch?v=bleDWu3oElU
W komórce głupio…
Ale dlaczegoooo?…
Nigdy nie pojmowałam, dalej nie pojmuję, odmawiam przyjęcia do wiadomości stereotypu „smyrający po ekranie smartfona to totalny prostak a w lepszym razie młody dysfunkcjonalny towarzysko uzależniony od fejsików i plotek…”*
Odmawiam 😐 Nowomodny telefon to rewelacyjne narzędzie! Dla każdego i w wielu sytuacjach. Niekiedy też towarzyskich 😎
Na koncercie lub w teatrze ekran komorki razi w oczy. Nie towarzysko lecz optycznie.
Można ustawić podświetlenie tak, by minimalnie „przeszkadzało” sąsiadom. Jeśli mają minimum wyobraźni, w sekundę pojmą, że lepsze to dla oczu ich bliźniego, niż dawne „ślepcenie” w ciemnej sali z papierowych programów 🙂
O triach barytonowych Haydna pisałam tu kiedyś, gdy mój kolega (na co dzień wiolonczelista w FN) taki zespół swego czasu założył, ale już nie istnieje – zapotrzebowanie było niewielkie…
Co do komórek, absolutnie zgadzam się z liskiem. Świecenie to zawsze świecenie – rozprasza. Jeszcze najmniej to razi w FN, gdzie jest stosunkowo jasno, więc czasem zaglądam, ale już kiedy sala jest wyciemniana, nie powinno się tego robić.
Na komórkę można kupić nakładkę polaryzującą – jej podstawowym zadaniem jest przede wszystkim, żeby ciekawskie oczka nie patrzyły co jest wyświetlane na ekranie (obraz widać tylko patrząc pod kątem prostym do ekranu), jednak nakładka znacząco również zmniejsza poświatę ekranu. Inna sprawa, że większość ludzi w ogóle nie rusza domyślnych ustawień ekranu, które zwykle mają jasność ustawioną na maxa – pół domu można tym oświetlić. Przesunięcie słoneczka jasności do wartości ok. 30% powoduje, że ta poświata jest o wiele, wiele mniejsza (no i nie wypalam gałek ocznych na żużel).
Ale czy kontrast nie jest za mały do czytania?…
Przy zmniejszonej jasności? Dla mnie generalnie nie, ale ja czytam rzeczy w telefonie, kiedy nie mam już żadnego innego wyjścia. Do przeczytania SMSów itp. absolutnie wystarcza. Po prostu trzeba spróbować.
Nakładka natomiast bardzo przyciemnia (zabiera połowę emitowanego światła, jakby nie było) – mój kolega ma taką i jak mi coś pokazuje na swoim telefonie, to dla mnie jest generalnie za ciemno.
No nie, mnie nie chodzi o czytanie smsów, bo nie to jest powodem włączania przeze mnie smartfona na koncercie. Czasem chcę sprawdzić życiorys wykonawcy, części mniej znanego utworu itp. (kiedy mam program papierowy, robię to na papierze oczywiście). A jeszcze czasem sprawdzam, co o wykonawcy czy utworze pisałam kiedyś na blogu 😉
Skrót myślowy mój – według mnie nawet mocno zredukowana jasność ekranu jest wystarczająca do zaznajomienia się z treścią PDFa czy strony internetowej, ale wolałbym nie musieć czytać szczegółowo streszczenia opery czy czegoś takiego.
Zakaz uzywania komorek, z powodu rozpraszania uwagi wykonawcom, no i sasiadom, jest spowodowany zakazem robienia zdjec i nagrywania spektakli – przynajmniej tutaj.
Mam przyciemnione ekrany (obmizone jasnosc oraz kontrast) na wszystkim – telefonie i komputerach. Mimo to mysle ze taki ekran przeszkadza siedzacym obok, a poczytac mozna na przerwie.
Nie mowiac o tym ze czesc publicznosci boryka sie jeszcze z zawiloscia techniki wylaczania dzwonka 😉
Myślę, że najtrafniej wspomniany problem z telefonami podsumował Marc Andre Hamelin. Podobno o koło 2006 r. przerwał swój recital i zaimprowizował temat flagowego dzwonka Nokii. https://www.youtube.com/watch?v=gYpO6M-LyY8
Sprawdzilam – nawet przy jasnosci nastawionej na 10% moge przeczytac artykul w komorce. W wypadku ostrego glodu wiedzy mozna 🙂
To się teraz ostry głód wiedzy się nazywa… 😉
Hamelin super (to w ogóle świetny gość), ale ten dzwonek pochodzi skądinąd:
https://www.youtube.com/watch?v=uSQzUx3QW2Y