Nieśmiertelne lata siedemdziesiąte

Wspaniały był wczorajszy koncert Jazzu na Starówce. Takiego zastrzyku dobrej energii, jaką dali nam Paweł Kaczmarczyk i Adam Bałdych z kolegami, bardzo było trzeba.

Krakowski pianista swój cykl Directions in Music, przywołujący wielkie postacie jazzowej przeszłości, prowadzi od dziesięciu lat w klubie Harris Piano Jazz Bar. Do poszczególnych projektów zaprasza różnych muzyków. Bohaterami bywały postacie bardzo różne: m.in. Ornette Coleman, Thelonious Monk, Zbigniew Seifert, Ray Charles, Chet Baker, Stan Getz, Michael Brecker, a nawet Frank Sinatra.

Tym razem dostał większą scenę i zaprezentował program-petardę: przeboje pamiętnego zespołu z lat 70. – Weather Report. Doprosił doń muzyków nie ze swojego obecnego tria Audiofeeling, lecz z dawnego, założonego jeszcze w 2001 r. tria KBD, czyli gitarzystę basowego Michała Barańskiego i perkusistę Pawła Dobrowolskiego – gdy zaczynali wspólnie i odnosili pierwsze sukcesy, byli zafascynowani właśnie kierunkiem fusion. Niełatwe mieli zadania: Kaczmarczyk miał wcielić się w Joe Zawinula, a Michał Barański – w legendarnego Jaco Pastoriusa. Ale najtrudniej miał Adam Bałdych, który na skrzypcach miał zastąpić… samego Wayne’a Shortera.

Mogłoby się wydawać, że coś takiego nie ma prawa się udać. A jednak koncert był fantastyczny. Paweł Kaczmarczyk nie musiał grać na tylu klawiaturach co Zawinul, bo teraz więcej możliwości jest w jednej – a energii miał nie mniej. Barański oczywiście nie jest Pastoriusem i być nie może, bo nikt nie może, ale też wyczyniał różne interesujące rzeczy. Największą niespodzianką był oczywiście Bałdych, którego skrzypce, nagłośnione oczywiście, brzmiały chwilowo całkiem podobnie do saksofonu. Podobnie jak Zbigniew Seifert, który swoje idee opierał na muzyce Johna Coltrane’a, i Bałdych jako nawiązujący do Shortera bardzo przekonywał. Wszystko razem nie sprawiało wrażenia jakiejś kopii, było absolutnie szczere. Także dlatego koncert został przyjęty entuzjastycznie, a gdy na koniec (przed dwoma bisami; koncert trwał prawie dwie godziny!) muzycy zagrali największy przebój Weather Report, Birdland, mało kto był w stanie powstrzymać się od tańca.

A ja przy tej okazji wspomniałam jeszcze sobie zajęcia z jazzu na studiach, które prowadził nieodżałowany Mateusz Święcicki. Puszczał nam wtedy płyty Weather Report, Mahavishnu Orchestra, Return to Forever i wszystko, co było wówczas modną świeżynką. Dziś to klasyka, ale wciąż działa. A ja wciąż mam do tej muzyki sentyment.