Dużo zdolnych kompozytorek

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

We wtorek i środę na Warszawskiej Jesieni szczególnie zaznaczyły się młode polskie kompozytorki. Jest ich coraz więcej, część tworzy już zwartą grupę.

W Polsce w porównaniu z innymi krajami jest pod tym względem nie od dziś całkiem nieźle – Grażyna Bacewicz przetarła szlak, a potem już w kolejnych pokoleniach pojawiały się w kompozycji kobiece osobowości, z których większość działa do dziś: Marta Ptaszyńska, Elżbieta Sikora, Grażyna Pstrokońska-Nawratil, Lidia Zielińska, Hanna Kulenty i wiele innych. Wówczas jeszcze nie było tak łatwo się przebić z różnych powodów i zdarzało się, że któraś odpadała po drodze – sama się do tej grupy zaliczam i czasem jeszcze sobie myślę, co by było, gdybym dorastała w czasach z takimi możliwościami, jakie dały ostatnie dekady, i kim byłabym dziś – zapewne zupełnie kimś innym niż jestem. Ale to tylko takie ćwiczenia z gatunku: co by było, gdyby.

Dziś każda z młodych kompozytorek występujących na Jesieni ma już wiele na koncie: studia zagraniczne, stypendia, wykonania na festiwalach polskich i światowych. Często też działają razem. Wykonawczynie (współwykonawczynie) wtorkowego koncertu ATM Studio – Aleksandra Kaca, Teoniki Rożynek i Żaneta Rydzewska, koleżanki ze studiów na warszawskiej uczelni, działają razem od kilku lat: w 2018 r., wraz z Rafałem Ryterskim jako grupa gen~.rate zorganizowały w Nowym Teatrze koncert-spektakl Embody jako imprezę towarzyszącą Warszawskiej Jesieni. Tym razem wystąpiły osobiście we trójkę jako 19/91. Wspólnie wyimprowizowały szmerową, oddychającą tkankę dźwiękową. Po nich wystąpił duet Electric Primitivo – Emilio Guim i Arturo Corrales, dwóch Latynosów osiadłych w Szwajcarii – ich dwa utwory pod względem estetyki dźwiękowej były przeciwieństwem tej improwizacji, hałaśliwe i agresywne, kłopot tylko, że w środku drugiego z utworów coś się popsuło i długo trwało, zanim się naprawiło. Napięcie w związku z tym siadło, choć sam utwór był oparty na ciekawej zasadzie: tekst wyłaniał się stopniowo spod elektroniczno-gitarowego hałasu, który był na nim oparty. Cała piątka spotkała się na koniec, by improwizować wychodząc od przeboju Fever, a kończąc na powrocie szmerów trzech kompozytorek.

Każda z tej trójki miała też indywidualne wykonanie utworu na tym festiwalu: Aleksandra Kaca na koncercie inauguracyjnym, Teoniki Rożynek – wczoraj w Studiu im. Lutosławskiego w wykonaniu European Workshop of Contemporary Music (Float na zespół; owo pływanie było raczej falowaniem dźwięków kojarzących się z zegarem, ale przyspieszanych i zwalnianych), a Żaneta Rydzewska – don’t look na zespół i elektronikę na wczorajszym nocnym koncercie w ATM Studio.

Ten koncert pod tytułem Formy żeńskie, w przeciwieństwie do poprzedniego w tym miejscu, był całkowicie i zręcznie zakomponowany. Pięć kompozytorek, pięć wykonawczyń (trzy z nich z zespołu Spółdzielnia Muzyczna), niemal muzyczny manifest feministyczny. Jedna z wykonawczyń, akordeonistka Alena Budziňáková-Palus, stworzyła ponadto jako materiał łączący poszczególne utwory (a raczej zajmujący publiczność podczas przestawiania krzeseł) elektroniczne dźwięki oraz fragmenty filmowe, przedstawiające przygotowania do próby, a przy okazji eksponujące tytułowe „formy żeńskie”: perkusistka, członkini, instrumentalistka. Kompozycje w większości jednak stroniące od manifestów, eksplorujące raczej po prostu obszar brzmień: Message for the Year of the Metal Rat II Anny Sowy – dźwięki instrumentów przeplatające się z odgłosami ulicy i głosem Xi Jinpinga (reminiscencja wrażeń z pobytu kompozytorki w Szanghaju i współistnienia kontrastów), wspomniany utwór Rydzewskiej – najbardziej muzyczny w tym zestawie, powrót estetyki kontrastów w utworze Martyny Koseckiej Isorropia. In Search of Balance (od agresywnej syreny rozpoczynającej utwór do cichych brzmień), Zoom in/dolly out Moniki Szpyrki z elementem wizualnym – światłami zapalanymi i gaszonymi z przodu i za wykonawczyniami, ciekawie łączącymi zmiany punktu widzenia z dźwiękami. Na koniec jednak nie obeszło się bez manifestu. Sugar, Spice & All Things Nice Niny Fukuoki to raczej publicystyka niż utwór muzyczny: dźwięki grane przez instrumentalistki schodzą na drugi plan przy tekstach wygłaszanych przez nie na przemian, a opowiadających o przykrych przeżyciach kompozytorki z dyrygentem i kolegami. Niektórzy słuchacze, także młodzi, byli po tym utworze zbulwersowani, bez wątpienia jednak problem jest realny. Mimo że dziś kompozytorki mają ogólnie dużo lepiej, seksism jest wiecznie żywy.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Przybić piątkę ze Sławulą

Wiece wyborcze kandydata na prezydenta Polski Sławomira Mentzena rozpoczynają się zawsze o piętnastej. Ta pora daje pewność, że przybędzie elektorat – uczniowie po lekcjach.

Marcin Kołodziejczyk

Ale na Warszawskiej Jesieni kompozytorki są doceniane, a z ostatnich dwóch dni trzeba jeszcze dodać utwór Ewy Trębacz Metanoia, zagrany we wtorek przez Leopoldinum. Świetna muzyka, ale słuchając jej z komputera nie byłam w stanie wysłyszeć całości (elektroniczna warstwa gubiła się pod brzmieniem smyczków), nie mówiąc o założeniach przestrzennych.

Trochę tym razem spostponowałam panów, ale tak wyszło. Co więcej, niestety większości ich utworów musiałam wysłuchać w niewystarczającej formie, bo były transmitowane ze Studia im. Lutosławskiego bez udziału publiczności. Idiotyczny zakaz wstępu został wydany przez kierownictwo Polskiego Radia, a dzięki niemu można stwierdzić, że muzyka współczesna kompletnie nie nadaje się do słuchania w ten sposób, a zwłaszcza taka, która wymaga przestrzeni i opiera się na subtelnych brzmieniach. Choć wczoraj byłam w stanie naprawdę zachwycić się Paraiso cerrado II José Maríi Sánchez-Verdú z udziałem świetnej sopranistki Pii Davili.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj