Beethoven rozbrykany, Beethoven posępny
Pocztę odblokowano mi dopiero o 22, a w niej dostałam link do nagrania I Koncertu fortepianowego z Zimermanem, który od teraz jest dostępny w serwisach cyfrowych.
Ostatecznie więc, zamiast kupować bilet na wieczór z DG Stage, posłuchałam sobie powyższego koncertu na Spotifaju za darmochę, co miało ten urok, że między drugą a trzecią częścią ktoś wrzasnął mi prosto do ucha: Witaj, Mikołaju! Jako że nie mam na imię Mikołaj, zdjęłam słuchawki na 30 sekund. Dobrze, że nie w środku części – i że nie trafiło na poważniejszy utwór.
I Koncert pochodzi z 1795 r. – 25-letni Beethoven był jeszcze wtedy pogodnego, żartobliwego usposobienia i dopiero za kilka lat miały go dopaść problemy ze słuchem. Na razie podbijał Wiedeń, wszyscy się nim zachwycali, zdobywał kolejnych utytułowanych patronów. Wiadomo, że na swoim pierwszym publicznym występie wykonał jeden ze swoich pierwszych koncertów fortepianowych; nie jest pewne, czy właśnie ten, czy wbrew numeracji wcześniejszy II Koncert B-dur.
Krystian Zimerman wykonując I Koncert z London Symphony Orchestra pod batutą Simona Rattle’a dobrze oddaje tę beztroskę, może nawet trochę za subtelnie, bo w młodym Beethovenie jednak było coś nieokrzesanego. Ale jest w tej interpretacji nastrój niemal dziecięcej zabawy i pogody ducha. Orkiestra brzmi pięknie i miękko. Trochę mnie zresztą zatrzymanie w czasie akurat jednej określonej interpretacji bulwersuje (i tu rozumiem Zimermana, który za nagraniami nie przepada), odkąd byłam w niedługim odstępie na wykonaniach IV Koncertu w Berlinie i Londynie, z tym samym dyrygentem, ale dwiema różnymi orkiestrami, i były to wykonania zupełnie różne. Bo tak to już jest z wybitnymi artystami, że nigdy nie grają dwa razy tak samo.
Ponadto przez kilka godzin słuchałam dziś kwartetów – wybrałam tym razem dawno niesłuchany Artemis Quartet i z przyjemnością przypominałam sobie, jakie to dobre i jak inne od również wspaniałego wykonania Belcea Quartet (bardziej apollińskie, by tak rzec, choć też jest w nim niezwykła sprawność, wręcz wirtuozeria, a emocje także są mocne, ale jakby na innym poziomie). I tak sobie rozmyślałam nad odwiecznym dylematem: czy gdyby Beethoven nie ogłuchł, pisałby inaczej? Zapewne tak. Słuch wewnętrzny ma oczywiście niewiele wspólnego z słuchem fizycznym – nie ucho pracuje, lecz mózg, wyobraźnia. Ale będąc odciętym od świata dźwięków można zapewne wyobrażać sobie więcej, śmielej.
Inną jeszcze sprawą jest atmosfera, głębia, emocje – oczywiste jest, że rozbrykany opus 18 od ostatnich, nieziemskich kwartetów dzieli przepaść. Ale cezura pojawia się dużo wcześniej; już kwartety dla księcia Razumowskiego (op. 59) mają w sobie pewne dziwności, które zaczęły się u Beethovena pojawiać już po Testamencie Heiligenstadckim. I tego by zapewne nie było, gdyby nie choroba, a za nią mrok.
Drugi z młodzieńczych koncertów fortepianowych, a pierwszy w kolejności napisania (tworzony jeszcze w Bonn), czyli B-dur, jest również pogodny i łagodny. Ale do pierwszej części Beethoven dopisał kadencję – to jedyna, jaka się do tego koncertu zachowała (do C-dur napisał aż trzy) – wiele lat później, po stylistyce obstawiam gdzieś 1816 r., okolice Sonaty A-dur i Hammerklavier. Na chwilę otwiera się w niej przepaść, czujemy posępność, chłód. To zupełnie inny muzyczny świat, choć są tu tematy wcześniej słyszane. I aż dziwnie brzmi powrót do utraconej na chwilę niewinności, zwyczajne zakończenie części przez orkiestrę. W tym momencie czujemy, że nic już nie będzie takie, jak było.
Komentarze
A ja się zastanawiam, jak interpretacja Zimermana zabrzmiałaby na normalnym, niepreparowanym fortepianie. Wykonanie Koncertu C-dur ma spory potencjał, pierwsza część jest lekka i zwiewna, co sprawia zaskakująco korzystne wrażenie. Co z tego, skoro sama w sobie barwa fortepianu przywodzi na myśl dzieła Prokofieva i muzykę eksperymentalną? W trzeciej części, epizodycznie wybijają się jakieś ostre, wręcz dysonujące dźwięki w basie, a artysta, chcąc grać piano często posiłkuje się lewym pedałem. To wszystko zapewne związane jest z ingerencją w mechanikę instrumentu. Fortepian Horowitza zawsze brzmiał autentycznie, czego nie mogę powiedzieć o tym nagraniu. W sumie szkoda. Gdyby Zimerman za wszelką cenę nie chciał odróżnić się od innych wykonawców, jego interpretacje zyskałyby na tym ogromnie. Idąc tym tokiem myślenia, równie dobrze możnaby zagrać VII Sonatę Prokofieva na jakimś XVIII wiecznym pianoforte Antona Waltera. Wszystko jest dla ludzi, ale czy tego rodzaju eksperymenty na pewno służą muzyce?
Oglądałem wczoraj „Louisa Beethovena” w pewnym sensie z nawiązaniem do filmu „Amadeus” – film zrobiony z dużym rozmachem.
Film o dziwo pomija w zasadzie cały okres wiedeński poza tymi dwoma tygodniami w 1787 roku kiedy młody Beethoven był w Wiedniu i twórcy filmu spekulują co by było gdyby spotkał się z Mozartem. Zajmuje się bardziej jego życiem w Bonn i tym co miało wpływ na jego rewolucyjną naturę i jego poglądy które obecnie wydają nam się czymś naturalnym, chociaż w dzisiejszych czasach populizmu i autorytaryzmu zmusza jednak do myślenia, że prawa człowieka jakie mamy nie są dane raz na zawsze.
@D.M.
Tu akurat się z Tobą zgadzam – Zimerman od jakiegoś czasu ma obsesję preparowania instrumentów, co zapewne służy wewnętrznej wizji artysty, nie do końca zrozumiałej dla ogółu. Tzn. jak w przypadku płyty z sonatami Schuberta, Zimerman zapewne chciał uzyskać efekt historycznego instrumentu bez konieczności grania na takowym, a wyszło jak wyszło – „interesting”, powiedziałby Anglik, podnosząc lekko brwi.
Natomiast granie Prokofiewa na XIX-wiecznym instrumencie to chyba nie ten kierunek (chronologiczny)?
Niedoścignionym wzorem pokory wykonawczej jest chyba Richter, który jeśli dobrze kojarzę grał na takim instrumencie jaki akurat był na miejscu i nomen omen nie stroił z tego powodu żadnych fochów.
Chronologiczny na pewno nie, ale wrażenie sonorystyczne mogłoby być (do pewnego stopnia) analogiczne.
@ GP
Nomen omen? Fochliwi sędziowie? 😉
Richter nie do końca tę pokorę wykazywał. Jak głosi anegdota, gdzieś w ZSRR miał dać recital, wychodzi na scenę, nie ma fortepianu. Wraca i wściekły się pyta: a gdzie instrument? Na co odpowiada działacz kultury: tydzień temu była skrzypaczka i miała instrument ze sobą.
Marzena Diakun dostała nową pracę 🙂
https://slippedisc.com/2020/12/madrid-names-a-new-conductor/
Powodzenia!
No to by było na tyle…
https://lso.co.uk/whats-on/icalrepeat.detail/2020/12/17/1816/-/beethoven-piano-concerto-marathon.html
Znaczy, koncerty będą, ale tylko online.
Gostku, Przed chwilą, dla porównania posłuchałem fragmentów Schubertowskiej płyty Zimermana. Pomijając przestrojenie instrumentu, sama w sobie barwa pod pewnymi względami jest zbliżona do nagrania Beethovenowskiego. Basowe dźwięki są nienaturalnie ostre, a piana często opierają się o nadmierne wykorzystywanie lewego pedału. Przyznam, że jest to co najmniej dziwne wrażenie.
Moim ulubionym koncertem fortepianowym Beethovena jest nr III. Wczoraj i przedwczoraj program 2 PR zrobił nam prawdziwą ucztę, wręcz maraton doskonałych interpretacji dzieł kompozytora. Zabrakło mi tylko E. Gilelsa, którego interpretacja właśnie wymienionego koncertu zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Pamiętam nagranie Gilelsa z dawnych czasów – bardzo je lubiłam.
Ale nie samym Beethovenem człowiek żyje. Oto zupełnie inna pianistyka, zupełnie inna muzyka – dla miłośników współczesności. Fortepian zwykły, fortepian preparowany, wurlitzer, elektronika, wideo – jednym słowem świetny recital Małgorzaty Walentynowicz w NFM z wczoraj. Trzy prawykonania: Agaty Zubel, Sławomira Wojciechowskiego i Cezarego Duchnowskiego plus utwór Teoniki Rożynek.
https://www.nfm.wroclaw.pl/article?view=article&id=1610
Do wieczora niestety zniknie, cieszę się, że z opóźnieniem posłuchałam.
Niestety powroty po latach nie zawsze bywają tak smakowite. Dwójka nadała ostatnio również Szóstą. Nie wiedziałem, kto gra, bom włączył radio niedługo po zapowiedzi. Pomyślałem tylko: oj, nie chciałbym mieć płyty z tym akurat nagraniem. Niestety, okazało się, że właśnie mam. Jerzy Semkow (bodaj z 1976 roku). To jego interpretacja była w ogóle mym pierwszym zetknięciem z „Pastoralną” – ze wszelkimi tego konsekwencjami dla biednego winyla (Polskich Nagrań). Na szczęście nie ostatnim.
GP Ufff, złapałem wreszcie sens tego kawałka po łacinie. Wprawdzie po trzecim przeczytaniu, ale lepiej późno… 😀
Dobry wieczor,
Wlasnie zaczyna sie recital Sokolova na medici.tv
Ale ten Sokolov nie jest chyba raczej na żywo. To byłoby do niego niepodobne. Niedawno tak się nabrałam na maraton Beethovenowski Barenboima. W medici.tv pisali, że „live”, ale mieli przez to na myśli chyba „live” u nich na stronie. Barenboim, w tym samym czasie, w najlepsze dyrygował gdzie indziej, co było zresztą transmitowane, już naprawdę, w rbb kultur.
I to jest prawdziwa kreacja. Na taką wizję utworów op. 99 Roberta Schumanna czekałem od lat!!!
Ech, dopiero wyszłam z rodzinnego zooma. Czy to będzie tylko streaming, czy jeszcze troszkę powisi?
Rzeczywiscie, koncert odbyl sie 6 dni temu, a medici nadaje to jak „livestream”.
Jeszcze powisi („replay will be available shortly”), mam nadzieje ze nie tylko dla abonamentow.
Schumann byl przepiekny.
Na sali 5 osob…
Tylko co to znaczy shortly…
Jutro wieczorem mam dużą konkurencję: Sinfonia Varsovia rozpoczyna trzydniowy Festiwal Pendereckiego, a Teatr Wielki w Poznaniu daje koncert pamięci Gabriela Chmury. Pewnie będę oglądać ten ostatni, ponieważ ma być tam niespodzianka – pieśni jego autorstwa. Nawet nie wiedziałam, że przydarzyło mu się komponowanie…
Recital juz wisi, ogolnie dostepny do 18 marca.
@ścichapęk
OK, cieszę się, itd. 😛
@tadpiotr
Dla Zimermana normalka, nie tylko jeździ z własnym, jeszcze sam go wozi i może, jak nikt nie patrzy, sam przenosi z furgonetki na salę koncertową.
No nie, nie przenosi, szkoda byłoby rąk 😆
Ale po nastrojeniu potrafi go zamknąć na kłódkę, żeby nikt mu nic nie zmieniał 😉
Zimerman naprawdę jeździ z własnym fortepianem? To nie lada przedsięwzięcie. Ale nie podoba mi się to. To tak, jakby nie wierzył, że jest bardzo dobrym pianistą, który potrafi ujarzmić każdy instrument.
Frajde, zgadzam się w stu procentach. Gdyby jeszcze ten instrument Zimermana brzmiał interesująco czy przekonywująco, można by zrozumieć tego rodzaju obsesję. Problem w tym, że (moim zdaniem) fortepian pianisty brzmi w sposób nienaturalny a chwilami wręcz odpychający.
To można ocenić naprawdę tylko będąc na miejscu. Przy nagraniu lub transmisji nakładają się jeszcze przekaźniki.
To nie jest to, że KZ nie wierzy w swoje walory jako „pogromcy instrumentów”, tylko jest on typem control freaka, który musi mieć taką sytuację, żeby jak najwięcej zależało od niego samego.
Nie dość, że jeździ z tym fortepianem, to jeszcze sam zaprojektował wnętrze furgonetki, a i prowadzić ją lubi. Ma oczywiście zawsze ze sobą kierowcę-zmiennika. Żona zwykle podróżuje osobno. Kiedyś dość dużo o tym pisałam w „P”.
Na nagraniach wybitnych pianistów wszystkie aspekty gry można ocenić nawet słuchając skompresowanego streamingu!!! Nie interesuje mnie ,ile pracy Zimerman wkłada w preparację fortepianu. Ważne, jaki jest finalny efekt przedsięwzięcia.
No nie, bez przesady. Nagranie bardzo dużo zmienia, jeśli chodzi o brzmienie. Trzeba naprawdę dobrego fachowca, żeby oddać choć trochę to, co brzmi w naturze.
Ale do Ameryki się nie da furgonetką:-) Fortepian przeprawia się przez ocean samolotem? Chyba tak, bo mgliście przypomina mi się historia, że po 11.09 urzędnicy lotniczy trwale zniszczyli fortepian.
Jeżeli jest tak, jak Pani mówi, Zimerman nie kontrolował samego procesu nagrania, w co, (biorąc pod uwagę obsesję artysty) nie chce mi się wierzyć. Powiem uczciwie. Nawet podczas słuchania koszmarnie zmasterowanych koncertów Sokolova (wszystkie albumy DG i Op. 111) jestem w stanie wyobrazić sobie, jak naprawdę grał. W przypadku Zimermana, słyszę dziwnie spreparowany fortepian i świetnie brzmiącą orkiestrę. Coś jest nie tak. Po co taka ingerencja w brzmienie instrumentu? Czemu ma to służyć? Oczywiście, artysta opowiada niestworzone historie na temat przygotowywania fortepianu. To pięknie brzmi, ale odbiór samej w sobie muzyki nie jest tak optymistyczny. Ja słyszę świetny zespół symfoniczny i na tym tle, brzęczący, sztucznie podrasowany instrument. Tego rodzaju eksperymenty na pewno nie służą muzyce. A wystarczyłoby dodać, że dzieła Beethovena będą wykonywane na preparowanym fortepianie…
Żadnych brzęków i podrasowania nie słyszę. Ktoś jeszcze słuchał i się wypowie?
Ja również nie słyszę, Pani Kierowniczko (dobry wieczór :)). III Koncert brzmi fantastycznie, jest demoniczny, a zarazem „perfekcyjny”, w dodatku wspaniale wielobarwny (takiej palety barw faktycznie nie osiąga dziś chyba nikt). Czytałem pierwsze recenzje w brytyjskiej prasie („Times”), Anglicy są zachwyceni. Otrzymujemy nagrania, które na naszych oczach wpisują się do kanonu; przewyższają pod pewnymi względami apollińskie, czasem nieco zbyt techniczne nagrania z Wiedeńczykami.
PS. Do IV Koncertu Zimerman zmodyfikował klawiaturę swojego steinway’a (wspomina o tym również Rattle w wypowiedzi dla DG). Dzięki temu dźwięk ma być bardziej „krystaliczny i liryczny”. Zaraz się to okaże, nowy streaming już czeka!
DOROTA SZWARCMAN
19 GRUDNIA 2020
21:25
Właśnie wysłuchałam – nic takiego nie słychać !!
Zimerman fantastyczny !
Mieszkając od dawna w Holandii, słyszałam go wielokrotnie w Amsterdamie w ramach serii Meesterpianisten i było to zawsze ogromne wydarzenie muzyczne.
( ostatnio w 2019 r.) Zimerman jest tu bardzo cenionym i oczekiwanym artystą zarówno przez publiczność, jak krytyków muzycznych. Jego instrumenty brzmią zawsze wspaniale – nie spotkałam się z ich krytyką ! Zacytuję tylko jedno zdanie z recenzji Zimerman is de aristocraat onder de meesterpianisten
Nigdy nie czytałam o nim takich opinii, jakie tu spotkałam na blogu…
Bardzo żałowałam, że nie mogłam się wybrać na ten maraton koncertów Beethovena w Concertgebouw w październiku, ale nie chciałam ryzykować jazdy pociągiem z Rotterdamu i tramwajem ze stacji ( unikam publicznych środków komunikacji)
Pozdrawiam świątecznie i przedświątecznie 🙂
Miło was widzieć 🙂 Też pozdrawiam przedświątecznie!
Nie dam rady niestety posłuchać III Koncertu, bo link już się wygasił, a ja wcześniej miałam inne zajęcia i inne koncerty do odsłuchania. Ale następnych chcę posłuchać. No i oczywiście czekam na album, ale to jeszcze trochę czasu – premiera planowana jest na 9 kwietnia.
Trazom, „(takiej palety barw faktycznie nie osiąga dziś chyba nikt).” Pozwolę sobie wymienić zaledwie kilku żyjących artystów, którzy grając koncerty Beethovena od lat górują nad zimermanem w tej materii: Radu Lupu, Andras Schiff, Mikhail Pletnev, a z młodszego pokolenia chociażby Federico Colli, Eric Lu czy Chloe Jiyeong Mun. Słuchając Zimermana odbiorca zawsze musi być uwikłany w jakąś dziwną, na siłę odmienną i pseudo-wyjątkową narrację. A to pianista przestraja instrument, a to zmienia klawiaturę w fortepianie, no i oczywiście wszystko okraszone jest enigmatycznymi wypowiedziami, które z jednej strony wiele nie mówią słuchaczowi, z drugiej zaś, środowisko muzyczne, po przeczytaniu takiej dykteryjki pada na kolana przed majestatem Zimermana. Jeżeli artysta faktycznie zmienił klawiaturę, chcąc wydobyć jakieś nowe brzmienia, jako odbiorca chciałbym wiedzieć, co konkretnie ma na myśli i z czym nie radzi sobie na tradycyjnym instrumencie. PS. Nie mam już dostępu do streamingów z koncertów. Jak tylko kiedyś materiał pojawi się w formie komercyjnej albo zostanie udostępniony na youtube, wskażę konkretne przykłady ostrego i przesterowanego brzmienia fortepianu.
Ja zweryfikowałem swoje podejście do Zimermana kiedy usłyszałem sonatę Liszta w wykonaniu Pogorelicha – obie płyty nagrane w tym samym okresie, a zarówno brzmienie fortepianu, jak i samo wykonanie Pogorelicha zamiata wykonanie Zimermana do kąta, do ostatniego okruszka 🙂
A w tamtym czasie myślałem, że płyta Zimermana to szczyty audiofilsko-wykonawcze.
Chciałbym w tym miejscu zaprezentować jedną z (moim zdaniem) najwspanialszych kreacji Koncertu B-dur op. 19 Beethovena. Chloe Jiyeong Mun, laureatka pierwszej nagrody dwóch prestiżowych konkursów (Geneva 2014, Bolzano 2015), to artystka niemal całkowicie nieznana w Polsce. Choć w 2009 r. wygrała konkurs dla młodych pianistów (Arthur Rubinstein in memoriam) w Bydgoszczy a w 2014 r. dała absolutnie fenomenalny recital w Dusznikach Zdroju, dziwnym trafem w naszym kraju słuch o niej zaginął. To jest absolutnie doskonała egzemplifikacja wspaniałego kształtowania barwy fortepianu. Śpiewność dźwięku i piękno w najczystrzej postaci wręcz epatują z jej gry. Artystka nie musi silić się na oryginalność czy indywidualizm. Osobiście, Chloe Jiyeong Mun postrzegam jako spadkobierczynię stylu Arraua. A ma dopiero 25 lat. W tym kontekście nagrania Zimermana (moim zdaniem) pozostają daleko w tyle. https://www.youtube.com/watch?v=ZRbVHYmx1OE
Hihi, przypomina mi się to: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2014/10/16/z-blogowego-zycia-francuskich-krytykow/
Ech, te pozamuzyczne konteksty… No cóż, spodziewałem się mniej więcej takiej właśnie odpowiedzi. Pozostaje mi więc poczekać na merytoryczną ocenę gry wspomnianej artystki. Jeżeli Zimerman nad nią góruje, chętnie dowiedziałbym się, na jakim gruncie konkretnie ją przewyższa.
Odsłuchałam drugi stream Zimermana i, wyznam szczerze, właśnie słucham jeszcze raz 😳
Z II Koncertu zrobił cacuszko, skrajne części – po prostu dziecięca zabawa (prześmieszny pomysł w III części ze zwolnieniem tematu w G-dur pod koniec, jakby wolniej kręcąc katarynką 😉 ). Wzruszająca II część. A kadencja w pierwszej, o której wspomniałam we wpisie – interesująca koncepcja spojrzenia na lata młodości z dojrzałego wieku, ten sam temat, który już znaczy coś innego, jest oglądany z nostalgią. A po owym mrocznym momencie banalna gamka na koniec kadencji mówi: za dużo powiedziałem, zagadajmy to.
IV Koncert – po prostu wspaniały! Jeszcze inny niż te dwa wykonania, jakie słyszałam na żywo, jeszcze bardziej mi się podoba. I brzmienie instrumentu też mi się podoba. I tu wzruszyła mnie II część, ale i pierwsza też.
Oglądanie ma dla mnie jeszcze dodatkowy walor: widać wszystkie minki, uśmiechy, zasępienia, spojrzenia porozumiewawcze między pianistą a dyrygentem. Patrzyłam i cieszyłam się, bo, nie powiem, stęskniłam się. Groupies tak mają 😉
Jedno mnie wkurzało: przerywanie się streamingu. Nie wiem, czy tak jest u wszystkich, czy tylko u mnie 🙁
Zajrzałam też do linku z Chloe. Akurat w tym wypadku brzmienie fortepianu jakby ktoś szpilki powbijał 🙁 ale to może nie jej wina. Dziewczyna na pewno bardzo zdolna i sprawna, wygrywa wszystkie nuty (co się nie wszystkim zdarza, he he) nawet z pewną ostentacyjnością – to może rzeczywiście w stronę Arraua, choć chyba jeszcze raczej w stronę szkoły. Ciekawe, jak się dalej rozwinie, bo dane ma z pewnością. Ale na razie trudno powiedzieć, o czym gra. A już stawianie jej koło Zimermana… bez przesady. Chyba że trochę pod względem bardzo dobrej techniki palcowej.
Co kto woli. Ja wolę autentyczność od podrasowanego instrumentu i nic na to nie poradzę. Zimerman zawsze musi kombinować i grzebać w bebechach fortepianu, co mnie osobiście
odrzuca od tych nagrań.
Słuchając Zimermana mimowolnie wyobrażam sobie, że jem powiedzmy sztucznie wychodowane jabłka o zapachu marcepanu. Niby wszystko się zgadza, zapach piękny, smak wzbogacony, ale z drugiej strony wiadomo, że takie owoce zostały wychodowane w nienaturalnych, laboratoryjnych warunkach.
Posłuchałam jeszcze raz tego Beethovena i dalej mam mieszane uczucia. Ten fortepian brzmi momentami jak dawny instrument, nieco tępo, nie uwodzi barwą. Ale skoro tak, czemu nie grać na dawnym. Podobnie jak pan Marciniszyn mam, niestety, wrażenie sztuczności. Być może dotyczy to tylko nagrania, a na żywo bym tego tak nie odczuwała. Ale w ogóle to całe zamieszanie z preparowaniem sprawia, że umyka wizja utworu jako całości, harmonii, a na czoło wysuwa się dźwięk jak jakiś bożek.
Ja słuchając o dźwięku prawie wcale nie myślałam. Ciekawe, każdy słucha inaczej.
Trudno mi zrozumieć, gdyż moim zdaniem razi to aż nadto niekonsekwencją, zarzut „dziwnej, na siłę odmiennej i pseudo-wyjątkowej” narracji (ja nie słyszę tych cech w grze KZ) u osoby stawiającej niemal ponad wszystkich pewnego ekscentrycznego Chorwata (którego, notabene, uwielbiałem kiedyś – dziś zaś doznania prawie-zachwytu mieszają się z zażenowaniem).
Zimerman ma we krwi ciągłe odkrywanie znaczeń. Jego gra jest „semantyczna”, z powodzeniem dochodzi do źródeł – jednocześnie nigdy nie przekracza granic smaku, jest bowiem trochę „arystokratyczny”, jak piszą Holendrzy – subtelny, wysmakowany, nieraz mocno sugestywny, ale zawsze uzasadniający swoją nieszablonowość – słowem, wszystko tylko nie dziwność. Czasem, w nagraniach, nadmierny chłód, technicyzm, zbytnia perfekcja (młodzieńczy Mozart) – te zarzuty zrozumiem, ale dziwność? Wręcz przeciwnie. A brzmienie jakie potrafi wydobyć zbliża się do czarowności Benedettiego czy Arraua. Cieszę się, że mamy z Panią Kierowniczką podobne wrażenia po przesłuchaniu Czwórki i Dwójki (choć mnie ta wygładzona nieco wersja kadencji z Allegra II Koncertu początkowo trochę zmierziła – ile idiomatycznej drapieżności i ekspozycji polifonii jest w wersji z Wiednia; potem natomiast pomyślałem sobie, że jest to takie spojrzenie z daleka, zza szkła czy raczej zza soczewki binokla zasłużonego grand seigneura…). Czwórka jest faktycznie liryczna, pełna nostalgii i wzruszenia. Czasem może – znów – brakuje mi dramatyczności (której koncert nie jest przecież pozbawiony – pierwsza kadencja!), ale to od pierwszej do ostatniej nuty zamierzona koncepcja. Dźwięk klawiatury w istocie się zmienia na bardziej perlisto-szklany, powiedziałbym nawet dżdżysty („O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…”) 🙂
PS. Rozumiem wznowienie koncertów, ale chciałoby się jeszcze bardziej płyty z sonatami. Zwłaszcza po wysłuchaniu takiej „Patetycznej” (nie miałem okazji usłyszeć live trzech ostatnich sonat z tournee sprzed paru lat):
https://www.youtube.com/watch?v=3Y9Qka6vZi4
Ja miałam to szczęście nawet dwa razy pod rząd (w Eindhoven i Amsterdamie) i też bardzo żałuję, że nie zostały utrwalone. Zwłaszcza ostatnia chwytała za gardło. Nagrania Patetycznej nie znałam, dzięki! Właśnie wylazłam z Pendereckiego (Konieczny świetnie zaśpiewał Pieśni chińskie) i rzucę się na to. Cały dzień słuchania. Ludzie szlajają się po galeriach handlowych, a ja w ogóle nie wychodziłam dziś z domu 🙂
No mocna ta Patetyczna. A wersja z Wiednia, jak widzę, jest na YT, zaraz sprawdzę tę kadencję 🙂
Trazom, Z przyjemnością rozwieję Twoje wątpliwości. Pogorelich zawsze kreował konsekwentne, choć przy tym skrajnie subiektywne wizje. Dlaczego zachwycam się tą grą? Ponieważ wielokrotnie, wychodząc z recitalu patrzyłem na wykonywane przez artystę utwory z całkowicie odmiennej perspektywy. Pogorelich zawsze nad wszystkim panuje i niczego nie stara się nikomu na siłę udowodnić. Jest sobą. Rzecz jasna to, co oferuje może nie podobać się słuchaczom, może nawet budzić sprzeciw i oburzenie, ale artyście nie można odmówić muzycznej logiki i konsekwencji. Nikt przecież nie mówi, że to co proponuje pianista jest kanoniczne. Pogorelich wykreował własny język muzyczny, posiłkując się metodami (czysto teoretycznie) osiągalnymi dla innych artystów. Oczywiście, albo się go kocha, albo nie akceptuje, ale to temat na odrębną dyskusję.
A Zimerman, pod płaszczykiem perfekcjonizmu i chęci dążenia do maksymalnej autentyczności, nieustannie kombinuje w zakresie preparacji fortepianu. Biorąc pod uwagę samo w sobie przygotowanie instrumentu, nagrań Polaka nie można oceniać w kontekście wykonań innych pianistów. Równie dobrze, na muzycznych konkursach, uczestnicy powinni mieć absolutnie wolną rękę w zakresie wyboru i przygotowania instrumentu. Chcesz, to graj na Erardzie, chcesz na Steinwayu etc.
Zimerman, z jednej strony odżegnuje się od wykonawstwa na historycznych fortepianach, z drugiej, preparując swój instrument robi wszystko, żeby zbliżyć się do tej estetyki. Tych dwóch światów nie da się wsadzić do jednego worka, a on stara się to na siłę uczynić.
Poza tym, idąc na recital Pogorelicha wiem, czego się spodziewać. Wiem, jakim dźwiękiem dysponuje artysta. Wiem, że bez względu na dostępny w danej sali instrument wrażenie nie będzie odbiegać od moich oczekiwań. Zaskoczyć mogą mnie wyłącznie same w sobie kreacje.
W przypadku Zimermana, niemal każda płyta, recital czy występ symfoniczny wiąże się z całkowicie odrębną preparacją fortepianu.
Na dobrą sprawę, ja nawet nie wiem, jakim dźwiękiem obecnie dysponuje artysta. Co jest efektem podrasowania fortepianu, a co wynika z umiejętności Zimermana?
A przecież estetyka brzmieniowa to jeden z podstawowych elementów, na jakie zwraca się uwagę podczas słuchania muzyki.
Na YT jest też „Waldsteinowska”. No i „Księżycowa” oczywiście (na końcu) 🙂 :
https://www.youtube.com/watch?v=fh9Ogc3EOwQ
Posłuchałam pierwszej części tego wiedeńskiego II Koncertu. Tak, to są zupełnie różne interpretacje – ta dzisiejsza jest z większego dystansu, pianista jakby bawi się młodością tego utworu, z wyjątkiem właśnie kadencji, w której to już nie jest zabawa, tylko nostalgia i niepokój.
@DM – przepraszam, ale o swoich poglądach na Pogorelicha i Zimermana opowiadał już Pan tutaj tysiąc razy. Może już wystarczy? Wszyscy wiemy, że tego pierwszego Pan kocha, drugiego nienawidzi, i dość. Co Panu za różnica, jak Zimerman preparuje fortepian? Ja w ogóle o tym nie myślę i po prostu słucham.
D.M., zupełnie nie rozumiem postu, przecież tu nie ma sprzeczności. Artysta i jego instrument stanowią jedno, a dążenie do doskonałości jest naturalne u każdego muzyka (choć u niektórych przeradzało się w patologiczne obsesje, na czym cierpią po dziś dzień słuchacze – vide C. Kleiber i jego pojedyncze koncerty). Chęć uzyskania wyjątkowego brzmienia instrumentu jest doprawdy trudna do skrytykowania. Proszę zatem skarcić Heifetza, Ojstracha, Feuermanna, Primrose’a, B. Goodmana – każdy z nich, na swój sposób, przy zachowaniu odrębności swego instrumentarium, dwoił się i troił, by uzyskać najdoskonalsze brzmienia. Jeśli ktoś nie chce majstrować przy klawiaturze, strunach, stroikach – proszę bardzo! Zimerman majstruje, i wychodzi mu to zazwyczaj co najmniej frapująco, co nie znaczy, że nie słucham z rozkoszą niemajstrujących przy młoteczkach, jak Argerich czy Sokołow (choć przyznam się, preferuję mistrzów epoki mono :)).. Swoją drogą, ten inżynierski zapał KZ przypomina mi genialnego Hofmana; kto wie, czy KZ nie stworzy kiedyś swoich własnych wycieraczek 🙂 Podobno gdzieś pod Bazyleą, gdzie mieszka, ma prawdziwy warsztat, gdzie konstruuje klawiatury, bada akustykę – ale o tym na pewno więcej może napisać Pani Kierowniczka.
Swoją drogą, Pogorelich już dawno przestał być subiektywny, a zaczął być po prostu ekscentryczny. Ogromna jest różnica między jego interpretacjami dzisiejszymi, kiedy pianiście chyba po prostu brakuje już możliwości – częściowo technicznych, częściowo konceptualnych, a nagraniami z przeszłości (płyty dla DG), np. z muzyką Schumanna czy Beethovena, w których często nie było żadnych wybuchów własnego ego, a na pierwszy plan wysuwał się rapsodyczny ogień, dramaturgia, porywająca narracja.
Ładny numer z tą Księżycową – jak rozumiem, to opracowanie Victora Borge 🙂
KZ potrafi być niezłym zgrywusem na estradzie, jak jest w humorze. Na tych sonatach Beethovena w Amsterdamie opowiadał michałki, jak chciał się dowiedzieć, co mógł czuć głuchy Beethoven, i grał w domu po nocy w wygłuszającym hełmie motocyklowym, a w efekcie zafundował szok własnej żonie po 30 latach małżeństwa 🙂
A, i z góry sorry za dalszy offtopic o Pogorelichu – po prostu jakoś sam się tu zrobił; wiem, że sprawa została tu już przedyskutowana wzdłuż i wszerz.
Trazom, żeby nie generować pobocznych dyskusji, proszę o prywatny kontakt drogą mailową. Postaram się wszystko wyjaśnić.
W Amsterdamie w zeszłym roku KZ przepraszał podobno słuchaczy za nieperfekcyjne w owym momencie dostrojenie steinway’a… Chodziło o to, że nad miastem przechodziła burza, wzrosła wilgotność powietrza, a on dostosował instrument do „suchej” akustyki Concertgebouw 🙂
PS. #D.M.: niestety nie wiem, jak mogę wysłać wiadomość prywatną.
Podaję mój adres mailowy: dariusz.marciniszyn@interia.pl
On ma w tablecie całe tabelki z charakterystykami znanych sobie sal koncertowych i skalami, w których należy w nich stroić. Pokazywał mi kiedyś 🙂
Tak, można to uznać za bzika, ale kupuję go z dobrodziejstwem inwentarza.
Muzycy słuchają muzyki. Melomani słuchają wykonań. Audiofile słuchają brzmień. Połączenie tych trzech światów nie jest łatwe, choć wielu próbuje…
Oczywiście, jeśli Zimerman lubi majstrować przy instrumentach, to niech majstruje. to each his own Lepiej mu to wychodzi niż Gouldowi, w którego niektórych nagraniach instrumentu prawie nie da się słuchać.
Angdotka o hełmie motocyklowym ładna. Powinien spróbować grać w słuchawkach redukujących szum otoczenia. To jest dopiero jazda. Raz założyłem takie słuchawki i myślałem, że mi głowa imploduje. Baaardzo niekomfortowe uczucie.
Nigdy nie zapomnę występu Kwartetu Śląskiego w sali kameralnej FN. Też było przed świętami, a w wieczór koncertu pogoda się zrobiła okropna – jakaś marznąca wilgotna mgła, temperatura ok. zero. Cały występ jak tramwaje na zakręcie. No ale cóż. Trzeba było grać.
Ja jednak wolę Goulda. Wiem, że Jego fortepian czasami brzmi w sposób stricte mechaniczny, ale sam pianista jest sobą. O tym, że Gould ma obsesję wiedzą wszyscy. Zimerman niestety zawsze musi udawać. Czy stałoby się coś, gdyby Zimerman powiedzmy raz zagrał na współczesnym instrumencie? Wiem, że artysta od lat gardzi Polską i Polakami. Niech zagra w Amsterdamie czy Paryżu. Skoro jest wielkim pianistą, obroni się na pewno bez zbędnych wywiadów, dykteryjek i mitów. b
1. Zimerman gra na współczesnym instrumencie.
2. Nieprawdą jest, że gardzi Polską i Polakami.
3. Jest wielkim pianistą i bronić się nie musi.
Natomiast Pan przegiął już strunę. Długo to odwlekałam, ale teraz już muszę zaapelować: proszę o powstrzymanie się od wypowiedzi, jeśli nie ma Pan do powiedzenia nic poza obelgami i poza czymś, co się Panu tylko wydaje. Jeszcze jedna wypowiedź tego typu i zbanuję Pana na stałe.
Dariusz.Marciniszyn
22 GRUDNIA 2020
14:44
Kristian Zimerman będzie grał w Amsterdamie, Paryżu i na całym świecie – bo wszędzie miłośnicy muzyki czekają na jego koncerty !
Obejdzie się z pewnością bez słuchacza @Dariusz.Marciniszyn i jego opinii, na które nikt nie czeka !
Muszę przyznać, że jestem zdumiona Pana kompulsywnym negatywnym wypowiadaniem się na temat Zimermana na blogu Co w duszy gra. Wystarczy, że ktokolwiek wspomni nazwisko Zimermana, a musi Pan natychmiast zareagować na swój negatywny sposób. Nikt Pana nie zmusza do pokochania Zimermana, ale może dowody niechęci zacznie Pan wyrażać w innych miejscach.
Bardzo taktowna i cierpliwa Gospodyni blogu niedawno napisała :
@DM – przepraszam, ale o swoich poglądach na Pogorelicha i Zimermana opowiadał już Pan tutaj tysiąc razy. Może już wystarczy? Wszyscy wiemy, że tego pierwszego Pan kocha, drugiego nienawidzi, i dość.
Może rzeczywiście byłoby dość ?????
DOROTA SZWARCMAN
22 GRUDNIA 2020
15:24
Myśląc o tym samym pisałam z Panią prawie w tym samym czasie…
Pozdrawiam
Czekam w takim razie na solowy recital Zimermana w naszym kraju. Skoro to patriota i Wielki Polak, na pewno wystąpi z recitalem w Polsce od razu po zażegnaniu pandemicznych obostrzeń. Ciekawe, co zagra!!!
Był w Polsce w ostatnich latach wiele razy. Grał Brahmsa, Lutosławskiego, Bernsteina. To on przyczynił się do powstania projektu akustycznego nowej siedziby NOSPR. Mało jeszcze? Proszę już wreszcie zamilknąć.
Tak jak wspomniałem wcześniej, czekam na solowy recital artysty w naszym kraju.
Chyba przydałby się jakiś mediator na blogu:-) Gorąca się ta dyskusja przedświąteczna zrobiła. Jedno jest pewne ilośc komentarzy wskazuję, że Krystian Zimerman jest niebanalnym, bardzo ciekawym, ale też kontrowersyjnym pianistą. Piszę to, nie opowiadając się po żadnej ze stron, bo za mała jestem na to. Niech muzykę oceniają muzycy.
To ad rem w końcu, wypada wspomnieć jeszcze o V Koncercie, który już – i jeszcze, do jutra wieczór – jest do wysłuchania. To utwór, którego – jak pianista mi mówił – najchętniej chcieliby od niego organizatorzy, bo jest chyba najłatwiejszy do słuchania. Ja też w sumie mam dystans do tego koncertu, trudno znaleźć w nim jakąś głębię, jest raczej na efekt. To wykonanie jest bardzo comme il faut, nie epatuje efekciarską potęgą, wszystko jest na swoim miejscu. I znów z przyjemnością patrzyłam na porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy pianisty i dyrygenta – jak chłopaki szykujące się do wspólnego zrobienia psikusa 🙂
Pod notką Lebrechta o koncertach ktoś napisał, że Zimerman wygląda teraz jak „starszy mąż stanu” – ja raczej myślę o wilku morskim, jak to się kiedyś mówiło 😆
Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego kontaktu z Piątym Koncertem Beethovena. W szkole podstawowej, na każdym kroku słyszałem, że Krystian Zimerman to największy pianista na świecie. Oczywiście, skoro tyle osób to potwierdzało, mimowolnie wierzyłem w tego rodzaju narrację. Na etapie wczesnoszkolnym ktoś kiedyś pożyczył mi płytę CD z V Koncertem Beethovena właśnie w nagraniu Zimermana. Po wysłuchaniu albumu, doszedłem do wniosku, że tego utworu nie da się dobrze zagrać, ponieważ nawet Zimerman (teoretycznie) największy żyjący pianista wali w klawiaturę i nie panuje nad dźwiękiem. Otrzeźwienie przyszło kilka lat później, po lekturze nagrań Arraua:).
Dzisiejszego wykonania na pewno nie można nazwać waleniem w klawiaturę. Jest elegancki umiar.
Arrau, nawiasem mówiąc, dość mnie zawsze nudził…
Przyznam, że gdy przeczytałem powyżej zdanie: „Wiem, że artysta od lat gardzi Polską i Polakami” – zrobiło mi się niedobrze. I jeszcze to nieszczęsne „pod płaszczykiem”… Musiałem ochłonąć. Od razu straciłem też ochotę na wszelkie pianofilskie polemiki z komentarzami „krytyka” – pisanymi zresztą na jedną nutę i napędzanymi jakimiś niepojętymi dla mnie resentymentami (bo KZ nie jest tu przecież odosobniony).
Z kimś, kto (ponad pół wieku po Marcu!) prezentuje podobny poziom argumentacji – poziom szamba – ludzie przyzwoici dyskutować nie powinni.
Ja w każdym razie nie zamierzam ani wdawać się w takie (coraz bardziej zresztą jałowe) dysputy, ani nawet słuchać dalej audycji „krytyka”.
Kwestia smaku.
Nawiasem mówiąc: wiem, że polska ortografia często (o dziwo!) nie jest mocną stroną „prawdziwie kochających Polskę i Polaków”, lecz ‚hodowania’ przez ‚ch’ się jednak po „krytyku” nie spodziewałem 😉
Ja miewam zawsze dylematy, czy poprawiać ludziom błędy ortograficzne… Czasem nawet to robię, ale w sumie przecież nie muszę. Każdy przedstawia się jak może 😐 Oczywiście dysgrafia też się ludziom przydarza, wiem.
Zgodnie z zapowiedzią pan DM został zablokowany. Teraz jego komentarze będą szły do moderacji.
ścichapęk, Dziękuję za zwrócenie uwagi na pomyłkę. Niestety, syntezator, który odczytuje to, co napisałem wymawia h i ch w identyczny sposób i przez to pojawił się ortograficzny byczek.
W takim razie – i wciąż najzupełniej sine pecunia 🙂 – dodam, że często (również w tej dyskusji) używana przez Pana forma ‚przekonywujący’ jest uznawana za niepoprawną. Można użyć krótszej lub dłuższej (do wyboru), ale tej akurat nie.
I tu raczej biedny syntezator już nie zawinił… 😉
Ścichapęk, Szkoda, że nie dał Pan znać o tym wcześniej. Dziękuję jeszcze raz za informację zwrotną.