Krakowskie pozdrowienie

Przesłuchałam w końcu w całości słuchowisko dokumentalne w odcinkach, które Filharmonia Krakowska zamieściła na swoim kanale YouTube. Mówi ono o pewnym kontrowersyjnym fragmencie historii, a raczej prehistorii zespołu.

Oficjalnie Filharmonia Krakowska obchodziła w zeszłym roku jubileusz 75-lecia: była pierwszą orkiestrą w Polsce, która rozpoczęła działalność po wojnie (jej koncert inauguracyjny odbył się 3 lutego 1945 r.). Jednak miejsce (dawne kino „Świt”, później „Urania”, a jeszcze przez krótko po wojnie działało jako „Melodia”) oraz część muzyków odziedziczyła po innym zespole, zainicjowanym przez generalnego gubernatora Hansa Franka – i tu znów jubileusz – w 1940 r.

Kontrowersje związane z tym zespołem, zwanym Filharmonią Generalnego Gubernatorstwa, były oczywiste: grali w nim zarówno niemieccy, jak polscy muzycy, koncerty, ma się rozumieć, nur für Deutsche, repertuar przede wszystkim niemiecki (choć Hans Frank był też np. wielbicielem Chopina, miał kolekcję chopinianów i próbował wmówić ogółowi, że to kompozytor niemiecki i naprawdę nazywał się Friedrich Schopping). Czy udział w tej orkiestrze był kolaboracją? Dla polskich muzyków była to przechowalnia, która uratowała im życie; wśród nich znalazło się też paru Żydów, ale wszyscy byli pod parasolem.

Mieli szczęście do dyrygentów – wszyscy ich chronili (do wyciągania z łapanek włącznie), a poza tym dbali o poziom. Pierwszym był Hans Rohr, po jego śmierci przez parę lat – Rudolf Hindemith, rodzony brat Paula żyjący przez lata w jego cieniu, ale w tym czasie już Paul mieszkał w Stanach Zjednoczonych, a jego muzyka uznana była w III Rzeszy za entartete Musik. Rudolf był właściwie postacią tragiczną, bo po wojnie działał, także jako kompozytor, ale zmienił nazwisko (na Paul Quest, plus pseudonim Hans Lofer), nawet pochowano go nie pod prawdziwym. Przez ostatni rok wojny zaś na czele orkiestry stanął dyrygent, który miał stać się w przyszłości wielką sławą, także pedagogiczną: Hans Swarowsky. Któż się u niego później nie uczył: Abbado, Mehta, Sinopoli, bracia Fischerowie, Mariss Jansons – i Gabriel Chmura.

Dobrze, że to słuchowisko powstało, bo to naprawdę interesująca historia, choć podczas słuchania trzeba uzbroić się w cierpliwość. Strasznie jest staroświeckie, w stylu sprzed pół wieku, narrator Jerzy Trela czyta komentarz nader teatralnie, inkrustowane jest to inscenizowanymi scenkami również bardzo sztucznymi. Ale liczy się tu nie forma, lecz historia, która za nią stoi, a obrazki towarzyszące, pochodzące z Narodowego Archiwum Cyfrowego, są również ciekawe. Do oglądania tutaj, tutaj, tutaj i tutaj. A skąd tytuł? Od utworu neoromantycznego kompozytora Hansa Pfitznera, który jako starszy już człowiek próbował się jakoś znaleźć w świecie nazistowskim (choć nie był wyznawcą ideologii), z Hansem Frankiem był w dobrych stosunkach, a na swoją wizytę w Krakowie skomponował utwór właśnie pod tytułem Krakauer Begrüssung. Nie znalazłam go, za to wygrzebałam inne dziełko związane z polskim obecnie miastem, napisane do wiersza Josepha von Eichendorffa, w nie byle jakim wykonaniu.