Dwa wieczory, cztery koncerty

Coś za coś. Jak wspomniałam pod poprzednim wpisem, nie uczestniczyłam w wyjątkowej atmosferze koncertów na żywo, ale za to mogłam obejrzeć cztery koncerty w dwa dni.

Dziś oglądałam nie tylko krakowski koncert Jakuba Józefa Orlińskiego z Capellą Cracoviensis, ale też popołudniowy recital Tomasza Rittera w Muzeum Chopina. Oba z udziałem publiczności, entuzjastycznej tym bardziej, że świadomej, iż może to być ostatni raz na pewien czas – Warszawa od poniedziałku wchodzi w ściślejszy lockdown, ale najprawdopodobniej przy tym tempie zakażeń dla całego kraju to kwestia niedługiego czasu.

Półgodzinny recital Rittera wciąż można obejrzeć tutaj. Grał tym razem na erardzie, świetnie, swobodnie, nawet sobie trochę poszalał w dodatkach, zwłaszcza w Nokturnie Es-dur (tym z pendolino – ach, kiedyż znowu…). Trochę może przy Balladzie As-dur nie zawsze był pewny, ale ogólnie zrobił znakomite wrażenie. Nie wiem, czy bisował, bo zakończono transmisję, ale publiczność wcale nie kończyła w tym momencie oklasków.

Capella Cracoviensis wystąpiła tym razem bez Jana Tomasza Adamusa, z Robertem Bacharą jako gościnnym koncertmistrzem i Marcinem Świątkiewiczem przy klawesynie i organach. Arie Haendla przeplatane były kolejnymi częściami III Suity orkiestrowej D-dur Bacha. Solista na końcu swojego występu umieścił też Bacha – przepiękną arię Schlummert ein z Ich habe genug, ale gdy zobaczył entuzjazm publiczności, która bynajmniej nie miała genug, zabisował dwa razy. Jak wspomniałam, głosowo jest w bardzo dobrej formie. Niestety obejrzeć się tego już nie da. Na PlayKrakow wisi tylko ich koncert sprzed paru miesięcy.

Można za to zobaczyć – jak wszystkie koncerty z cyklu Domówka z Dwójką (a nazbierała się już bardzo atrakcyjna kolekcja na dwójkowym YouTube) – wczorajszy występ poprzedniej wokalnej laureatki Paszportu „Polityki” – Joanny Freszel, nietypowy, bo ze znakomitym akordeonistą Rafałem Łucem. Oboje najwięcej uwagi w swoich karierach poświęcają muzyce współczesnej, ale w tym niedługim recitalu przewędrowali przez kilka epok. Bardzo interesujący program, od Purcella i Mozarta poprzez Władysława Żeleńskiego po Cezarego Duchnowskiego i Maję Ratjke.

Także ciekawy – o wiele dłuższy, uwzględniający rozmowy z artystami (dwoje kompozytorów było obecnych, jeden nawet czynnie uczestniczył w wykonaniu własnego utworu), był kolejny koncert Sinfonii Varsovii z cyklu Oddźwięki. Dyrygował tym razem Mikhail Agrest. Rozrzut czasowy utworów tym razem w granicach 60 lat – najstarsze było Canto per complesso da camera Włodzimierza Kotońskiego, typowy wykwit lat 60. Bajka Sofii Gubajduliny (która w tym roku kończy 90 lat!), o dekadę późniejsza, nie przypomina tego, co zwykle z tą kompozytorką kojarzymy, nie ma tu jakichś mistycznych uniesień – to rzeczywiście bajka, opowieść dla dzieci, bardzo plastyczna. Dwa współczesne dzieła różni kilka lat, ale, jak przyznaje Teoniki Rożynek, to cała epoka, bo gdy na II roku studiów pisała Nox na zespół smyczkowy i blaszane pulpity, miała poczucie, że dopiero zaczyna. Ale i tu daje o sobie znać szczególne upodobanie kompozytorki do szorstkich dźwięków (na tych pulpitach gra się smyczkiem, ale i z instrumentów wydobywane są zgrzytliwe brzmienia), układających się jednak w pewną konstrukcję. Zagrana na finał III Symfonia „Koncertująca” Edwarda Sielickiego reprezentuje inną estetykę: sam autor przyznaje, że wciąż jest postmodernistą, choć to już raczej niemodne. Swój utwór (trzyczęściowy, a jakże) opisał dość ściśle: jakby siedzieć przy radiu i kręcić gałką, trafiając co chwila na inne stacje, kawałki różnych rodzajów muzyki. On sam generował dźwięki elektroniczne, przede wszystkim jako solówki. Miało to swój wdzięk.

W ten weekend odbyła się też w Krakowie premiera operowa – Così fan tutte w reżyserii Jerzego Stuhra. Niestety można było ją oglądać tylko na miejscu. Ciekawam, jak się udała. Coś ostatnio moda na to dzieło: szykuje się też premiera w kwietniu w Operze Wrocławskiej. Miała też pojawić się na krakowskiej Opera Rara w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego, ale chyba z niej zrezygnowano; w ramach tego festiwalu, obok dzisiejszego recitalu Orlińskiego, ma się odbyć jeszcze parę spektakli Złotego Smoka Pétera Eötvösa.