Piano Day

Dokładnie rok temu po raz pierwszy Deutsche Grammophon na swoim kanale YouTube świętowało World PianoDay. Dziś odbyły się drugie obchody, ale mniej w sumie ciekawe niż w zeszłym roku – i tak samo można słuchać tego jeszcze przez trzy dni.

Znów rozpoczęła Maria João Pires u siebie – tym razem bardzo sympatycznym Mozartem. Po niej – Yannick Nézet-Séguin w swoim montrealskim mieszkaniu, tym razem jako pianista; to w końcu jego pierwotna specjalność, a inną się teraz nie zajmuje. Zagrał m.in. nowy utwór zaprzyjaźnionego kanadyjskiego kompozytora Erica Champagne pt. D’après Hopper (Według Hoppera) – zauważyłam, że ten malarz ostatnio jest w modzie, bo depresja, smutek i pustka, „malarstwo samotności”. Nie przekonał mnie zresztą za bardzo ten utwór, podobnie jak osobista twórczość Kita Armstronga, który wystąpił tym razem w tajwańskim muzeum sztuki chińskiej. Parę występów było właściwie tylko symbolicznych, króciutkich: Alice Sary Ott (ładna transkrypcja Regera Morgen Richarda Straussa), Lang Langa (Siciliana Bacha), Trifonova (też Bach – chorał Jesus bleibet meine Freude) czy Cho (Impromptu As-dur Chopina – właśnie nagrał nową płytę chopinowską). Jan Lisiecki tym razem pokazał się w… NFM z dwoma nokturnami Chopina, Rudolf Buchbinder w Wiedniu zagrał transkrypcję Johanna Straussa i jakoś wyszedł obronną ręką. Trzy aż utwory zagrał Kirill Gerstein: obok Berceuse Thomasa Adèsa – pierwsza Children Song Chicka Corei i ciekawostka: utwór pierwszej w historii brazylijskiej kompozytorki Chiquinhi Gonzagi.

W tym roku impreza miała drugą część, crossoverowo-popową. Przejściem był Glass w wykonaniu sióstr Labèque, a potem pojawiło się kilka postaci, które mają z pewnością swoją niszę, co widać było w szybko przybywających komentarzach na bieżąco. Jak już przekonałam się podczas mojej berlińskiej jubileuszowej wizyty w siedzibie DG, wytwórnia stawia na Daleki Wschód i widzę tu zaznaczony wyraźnie kierunek koreański, podkreślony finałowym występem niejakiego Yirumy – słuchacze byli przeszczęśliwi. Przed nim jeszcze kilka postaci, o których nie miałam zielonego pojęcia, a którzy uprawiają podobną muzyczkę repetycyjno-kiczowatą. Cóż, to już nie mój świat.

Dzień Fortepianu był dziś również na Festiwalu Beethovenowskim: w FN dał recital Andrzej Wierciński. Program miał niezwykle ciekawy, od Scarlattiego poprzez Chopina, Liszta i Rachmaninowa po Ligetiego, i niby wszystko było dobrze, ale czegoś mi w tej grze było brak. Bardziej był przekonujący od Łukasza Krupińskiego, który na tym festiwalu wystąpił tydzień temu (w jego przypadku najciekawiej wypadła III Sonata Prokofiewa), ale w sumie to podobne zjawisko. Nuty są, zagrane sprawnie, ale chciałoby się czegoś ponad nimi…

Jutro dzień Pendereckiego. Jest konkurencja, coś trzeba będzie wybrać. Albo i nie – wysłuchać najpierw jednego, potem drugiego.