Tęsknota i pragnienie

Już za nami pierwsza połowa (trzy z sześciu koncertów) festiwalu Kultura Natura, który odbywa się w NOSPR, ale online. Choć ostatnie dwa dni będą już z publicznością.

Dobrą stroną tej formy jest fakt, że do koncertów możemy wrócić. Dlatego też mogłam – po piątku, kiedy to wciąż byłam na Kodach w Lublinie – spokojnie obejrzeć koncert inauguracyjny, na którym NOSPR-em dyrygowała Marin Alsop. Strona NOSPR jest w obecnej wersji trochę dziwna i niewygodna, ale można się dogrzebać do tych rejestracji: tego koncertu możemy posłuchać tutaj. Orkiestra jak zwykle daje z siebie wszystko; Ewa Tracz, zwyciężczyni Konkursu im. Szymanowskiego sprzed paru lat, wykonała tym razem rzecz spoza repertuaru, który śpiewała wówczas: Pieśni Hafiza. Ma głos na tyle mocny, że bez trudu przebija się przez gęstą, jak to u Szymanowskiego, orkiestrę. Tęsknota i pragnienie – hasło tegorocznego festiwalu – wiązało się ze wszystkimi punktami programu: na początek Wstęp i Miłosna śmierć Izoldy, a po pieśniach Szymanowskiego jeszcze wybór z suit z Romea i Julii Prokofiewa. Samograje, ale w takim wykonaniu zawsze warte posłuchania.

Alexander Melnikov wystąpił wczoraj z recitalem i trochę mam mieszane uczucia. Dawno go nie słyszałam na fortepianie współczesnym i obawiałam się przesterowania dźwięku, które czasem pianistom się zdarzają przy takich „przesiadkach”. Ponadto pamiętam też, że zbyt często przydarzali mu się „sąsiedzi”. Tym razem tak nie było, choć Fantazja „Wędrowiec” Schuberta była jak na mój gust trochę przyciężka, podobnie zresztą jak wykonana na zakończenie Fantazja h-moll op. 28 Skriabina. Natomiast miłym zaskoczeniem był Brahms – cały opus 116, w którym było więcej subtelności.

Dziś – wspaniała Dorothea Röschmann z rozumiejącym pianistą Wolframem Riegerem. Przedstawiana jest jako sopran, ale jest niezwykle wszechstronna, ma ciepłą barwę mezzosopranową, a w niskim rejestrze ma pełną swobodę altu. Zaczynała od baroku i Mozarta, z tego też repertuaru ją znałam – z koncertu sprzed wielu lat na Wratislavii oraz ze spektaklu Wesela Figara w Staatsoper Berlin, w którym była wzruszającą Hrabiną (mimo kiczowatego image’u, jaki jej wówczas narzucono). Po raz pierwszy usłyszałam ją w repertuarze romantycznym (i ekspresjonistycznym), i to bardzo oryginalnym: nie słyszałam chyba nigdy op. 135 Schumanna, reszta programu jest o wiele lepiej znana. Wielka klasa, piękny głos i silne emocje. Prawdziwa przyjemność.

Teraz w Katowicach przerwa do czwartku, więc zamierzam uzupełnić zaległości z innych festiwali.