Wanda chciała Niemca
Jak było z tą Wandą, co ją wymyślił Wincenty Kadłubek, różne wersje różnie głoszą, pisałam o tym przy tej okazji. Ale u Norwida Niemca chciała na pewno i tylko minister Gliński był w stanie znaleźć w tym dziele pierwiastek antygermański.
Wanda, rzecz w obrazach sześciu jest tekstem kompletnie niezrozumiałym dla dzisiejszego czytelnika, choć może trochę mniej hermetycznym niż wiele innych dzieł Norwida. Ale Joanna Wnuk-Nazarowa znała się i lubiła z tym dramatem już od dziecka, a nawet w szkole grała Wandę w przedstawieniu w Kole Żywego Słowa prowadzonym przez zasłużoną dla polskiej sceny postać – Jadwigę Halinę Gallową, która jest adresatką dedykacji na partyturze nowej (i pierwszej w życiu) opery kompozytorki. Nawiasem mówiąc, to naprawdę imponujące, że Joanna Wnuk-Nazarowa rzeczywiście, jak wcześniej zapowiadała, po przejściu na emeryturę zabrała się energicznie za komponowanie, a tę operę stworzyła w ostatnim, pandemicznym roku – to się nazywa pozytywnie wykorzystać trudny czas.
Widzę, że agencje już podają, co minister Gliński powiedział po zakończeniu prapremiery, która odbyła się na dziedzińcu arkadowym Wawelu. „Trudno o właściwsze miejsce dla prapremiery misterium niż polski akropol, to wzgórze, z którego patrzą na nas wieki historii, bo to się tutaj symbolicznie wydarzyło, tutaj w sercu grodu Kraka narodziła się opisana przez Wincentego Kadłubka i powtarzana przez pokolenia legenda o dzielnej księżniczce Wandzie, która wolała poświęcić życie niźli oddać rękę, a wraz z nią koronę państwa, germańskim najeźdźcom” – to jedno z cytowanych zdań. Tymczasem nawet u Kadłubka Wanda wcale nie zginęła, tylko pokonała wojska niemieckie i później długo panowała. A retoryka o „germańskich najeźdźcach” jeszcze wówczas nie istniała, u Norwida także nie. U Norwida Rytyger kocha Wandę jako wspaniałą wojowniczkę, przy której boku pragnie nadal podbijać świat, i ona kocha go także, ale mimo to, niby Chrystus, postanawia poświęcić się dla ocalenia swego narodu. Tak to zostało pomyślane, ale i tak gdy współczesny widz spojrzy na tę postać i to, jak się zachowuje, widzi po prostu objawy depresji. Zarazem owo oderwane, nie na polu walki, tylko właśnie takie „chrystusowe” poświęcenie życia dla narodu to iście polski szatański wynalazek, absolutnie nieracjonalny – bo przecież nie musiało być tak, jak u Norwida, Rytyger mógł skorzystać z okazji i podbić opuszczony przez Wandę lud, nie przejmując się jej ofiarą. Widać więc, że wpasowywanie Norwida (i, co za tym idzie, nowej opery) w aktualną pisowską antyniemiecką (czytaj: antyunijną) narrację jest nie tylko paskudne, ale też niezgodne z przesłaniem dzieła.
No, ale może w końcu coś o samym dziele. Nie ma ono ambicji bycia awangardowym, ale też nie jest napisane w prostym języku. Estetyka dzieła jest dwudziestowieczna, dużo tam skali całotonowej i w ogóle brzmień kojarzonych z impresjonizmem, ale zarazem dużo ciekawych barw orkiestrowo-chóralnych (chór dziecięcy plus dzwonki unisono – ciekawie to brzmi) i w ogóle wyczucia orkiestry. Są pewne odcienie stylizacji, np. krakowiaczek śpiewany przez Pannę czy też skarga Wandy w charakterze kujawiaka. W Polsce powstawały tego typu opery np. w latach 60. Muzycy mają tam co robić, ale też nie jest to chyba dla nich zbyt uciążliwe. Dzisiejszy kwartet solistów (nagłaśnianych oczywiście, ale to była konieczność) był naprawdę dobry: Agata Schmidt w roli tytułowej pokazała piękną barwę i znakomity dół skali, Tomasz Konieczny jako Grodny włożył w swoją rolę to i owo ze swojego Wotana, Paula Maciołek (Panna) miała dużo wdzięku, Andrzejowi Lampertowi (Rytyger) niestety wysiadało nagłośnienie, choć można było się zorientować w wysokiej jakości jego śpiewu. Świetnie brzmiała też orkiestra pod batutą Michała Klauzy.
Scenografia naturalna była wystarczająco efektowna, ale Waldemar Zawodziński dodał do tego jeszcze barwne efekty świetlne. Kostiumy tym razem były ostro przesadzone, zwłaszcza w przypadku Grodnego, którego ubrano w jakąś dziwaczną srebrzystą suknię uciętą poniżej torsu; mniej wycięta była „suknia” Rytygera. Wszyscy nie wiedzieć czemu mieli dredy. Pełna egzotyka.
Komentarze
Oglądałam transmisję wideo i sutki Tomasza Koniecznego skradły show. Kompletnie niezrozumiała koncepcja kostiumów i do tego źle wykonanych, co było wyraźnie widać na zbliżeniach. Muzycznie dzieło nudne, zbudowane na bardzo podobnych frazach. Gdyby nie soliści nie dotrwałabym do końca.
Jednak na żywo na miejscu to nie było aż tak nuzące.
Cały czas jednak myślałam o tekście Jarosława Mikolajewskiego w „Wyborczej”. Bardzo polecam w tym właśnie kontekście, choć z paroma sprawami się z nim nie zgadzam.
Nigdzie nie mogę znaleźć informacji o wykonawcach koncertu inauguracyjnego konkursu chopinowskiego. Może Państwo mają jakąś wiedzę w tym przedmiocie?
Ale pchana była wszędzie ta prapremiera. Jakby się wszyscy spodziewali arcydzieła.
@ lumos
NIFC jeszcze nie podaje wykonawców, bo wciąż negocjuje. Jak dobrze pójdzie, to może być rewelacja 😉
Wczoraj na Wratislavia Cantans Lawrence Foster przerwał koncert podwójny na flet, obój i orkiestrę G. Ligetiego, odwrócił się do widowni i powiedział, że zdarza się, że dyrygent się myli, on właśnie zrobił błąd i chciałby zacząć od początku. Czy ktoś może wie, na czym ten błąd polegał?