Ruch dużych mas
Taki ruch fascynuje Annę Hop, jedną z choreografek najnowszego spektaklu baletowego Exodus/Bieguni-Harnasie w Operze Narodowej, ale tłumem operuje też druga choreografka wieczoru, Izadora Weiss.
Dotarłam w końcu na ten spektakl i jestem zadowolona; mogę go z czystym sumieniem polecić. W tej serii jest jeszcze jutro i będzie przerwa, ale na szczęście do baletu łatwiej wrócić niż do opery, więc kolejne przedstawienia mają być w lutym.
Bałam się Kilara, bo to jednak kicz bezczelny, takie przynajmniej jest moje zdanie. Ale nawet się nie spodziewałam, że można z tego zrobić coś tak ciekawego. Jest to zasługa nie tylko choreografki, ale też autorki scenografii, a zarazem reżyserki świateł Małgorzaty Szabłowskiej (która jest obecnie również wicedyrektorką teatru do spraw technicznych). Wyobraźnia plastyczno-ruchowa obu pań – po prostu niesamowita. Już pierwszy obraz zaskakuje: widzimy jakby wielki gobelin, na którym wymalowana jest pustynia i tłum ludzi, którzy po niej idą. Ale po chwili się okazuje, że to są prawdziwi ludzie i się poruszają, więc człowiek zachodzi w głowę, jak to robią. Ostatecznie dają się zauważyć kołki wbite regularnie w tę płaszczyznę-ekran, po których tancerze wspinają się i schodzą. Nie będę opowiadała wszystkiego, co się tam dzieje, wspomnę tylko, że poruszanie się tych mas ludzkich, bardzo pomysłowo zaprojektowane, odbywa się do muzyki Exodusa. Potem – uwaga, bo nie jest to NIGDZIE napisane w programie – jest II Koncert fortepianowy, nie ten pierwszy, który jest znany i który został omówiony w programie przez pomyłkę. Ten drugi Kilar napisał pod koniec życia, w 2011 r., i jest chyba jednak trochę lepszy od pierwszego. Nie jest tu grany w całości, tylko części pierwsza i trzecia. Towarzyszą im z kolei scenki kameralne, dramaty ludzkie – z tyłu jest ściana z oknami-ekranami, za którymi kłębią się ludzie. Finał – to Bogurodzica, którą kiedyś przezwałam muzyką do bitwy pod Grunwaldem, i tu masy ludzkie rzeczywiście się zmagają, wreszcie wszyscy padają na scenę i pozostaje tylko dwoje dzieci. Nie można w tym momencie nie pomyśleć o tym, co się dzieje teraz na naszej wschodniej granicy.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Przybić piątkę ze Sławulą
Wiece wyborcze kandydata na prezydenta Polski Sławomira Mentzena rozpoczynają się zawsze o piętnastej. Ta pora daje pewność, że przybędzie elektorat – uczniowie po lekcjach.
Druga część wieczoru opiera się na muzyce Szymanowskiego. Izadora Weiss połączyła ją z Biegunami Olgi Tokarczuk, co wydaje się może trochę dziwne, ale ostatecznie się przypasowuje całkiem nieźle. Tyle że, inaczej niż u Tokarczuk, bohaterka opowieści, Annuszka (Natalia Pasiut), uciekając ze swojego blokowiska i rodzinnych problemów, spotyka nie okutaną kloszardkę, lecz genialną tancerkę – tu wielki popis Yuko Ebihary – która uczy ją wolności, przyprowadza do grupy biegunów i do głównego z nich – przystojniaka Harnasia (Vladimir Yaroshenko). Tak to jest połączone. Scena w mieszkaniu i wyjście z niego – to IV Symfonia „Koncertująca”, część pierwsza i druga, która przechodzi w muzykę Harnasi. Ciekawy też jest pomysł, by męża Annuszki zagrał śpiewak – tenor Zbigniew Malak (świetny). Wesele – to sen Annuszki, w którym wspomina swój ślub, ale tu przerwany jest on interwencją biegunów-harnasi, natomiast finałowe Powidzże mi, powidz śpiewa do Annuszki mąż i jest to moment ich pogodzenia. Można się wzruszyć.
Muzykę prowadzi Łukasz Borowicz i wszystko byłoby pięknie, tylko Koncertująca kiepsko brzmi z kanału, zacierają się niuanse orkiestrowe, wybija się nieładnie trąbka. Z partią fortepianową zarówno u Kilara, jak u Szymanowskiego dzielnie walczy Piotr Sałajczyk – bo nie muszę mówić, że fortepian z kanału też brzmi tak sobie. Ale w sumie wrażenia bardzo pozytywne.
Komentarze
„kicz bezczelny” – me gusta

Tego kiczu bezczelnego nigdy nie traktowałem jak muzyki wysokiej. Łatwiej wchodzi
No tak, ja zawsze mówiłam, że utwory tzw. autonomiczne Kilara to też muzyka filmowa, ale do filmów nieistniejących. On co prawda tak nie uważał, ale trudno.