Dobry program na listopad

Muzyka melancholii i jesieni, rozmarzona i piękna, w znakomitym wykonaniu – wspaniale zaczął się 6 Festiwal Trzy-Czte-Ry,

Niewiele było osób w publiczności, ale też niestety po pierwsze recitale wokalne nie przyciągają dużej publiczności, a po drugie – wiadomo, jaki mamy czas, mogły też odstraszać utrudnienia komunikacyjne. Bardzo się cieszę, że mnie nie odstraszyły. Można było oczekiwać wiele dobrego, wybierając się na recital Urszuli Kryger z Ryszardem Alzinem i widząc zapowiadany program. Jednak i tak całość bardzo zaskakiwała na plus.

Dobór programu, choć wydawał się bardzo wyrafinowany i starannie dobrany, był, jak się okazuje, pracą zbiorową. Zaczęło się od tego, że Maciej Grzybowski „zadał” Urszuli Kryger wykonanie Sonetów Szekspira Pawła Mykietyna (podobno jeszcze trzy lata temu). Życzeniem szefa festiwalu było też uwzględnienie Dwóch wierszy Konstantina Balmonta Igora Strawińskiego (w tym roku ze względu na rocznicę będzie jeszcze parę jego dzieł), oczywiste było w tym kontekście dołączenie Trzech pieśni do słów Trakla Pawła Szymańskiego, do których solistka jest przywiązana od czasu, gdy dokonała ich prawykonania. Pozostałe dwa utwory włączono z inicjatywy pianisty (który jest też kompozytorem i da się jeszcze w tej roli poznać na tym festiwalu), ale o ile Pięć pieśni do słów Iłłakowiczówny Witolda Lutosławskiego artystka już dobrze znała, to Dreamscape Andrzeja Panufnika zaśpiewała po raz pierwszy. Zwykle zresztą wykonuje się to w wersji na wiolonczelę i fortepian, jednak właśnie w formie wokalizy kompozytor ją napisał i właśnie tak brzmi najpiękniej – nucona dyskretnie, bardzo po prostu, w pełnej symbiozie z partią fortepianu. Melancholijna, jesienna muzyka.

Już Pieśni Lutosławskiego na początku wprowadzały nastrój nawet nie jesienny, lecz zimowy (choć kiedyś zimy bywały już o tej porze roku, że przypomnę przysłowie „Święty Marcin na białym koniu przyjedzie”). Nie jesienne ani nie zimowe, lecz przyrodnicze urocze dwa wiersze Balmonta Strawiński ubrał w muzykę w roku powstania Pietruszki – są bardzo rosyjskie, ale już patrzą w niedaleką przyszłość Święta wiosny. Trakl w przepięknych pieśniach Pawła Szymańskiego – to esencja jesieni.

Cykl Mykietyna artyści zostawili na koniec. Choć pierwotnie był on przeznaczony na męski sopran – pierwszy śpiewał go Jacek Laszczkowski, wykonywał go również Jan Jakub Monowid – Urszula Kryger nie jest pierwszą śpiewaczką, która wzięła się za ten utwór, wcześniej śpiewała go Agata Zubel, i to z m.in. z Maciejem Grzybowskim, więc aż dziwne, że to wykonanie nie zostało tu wspomniane, a jest ono zupełnie inne zarówno od wersji Laszczkowskiego, jak i Kryger. Prowadząca pokoncertowe spotkanie Katarzyna Naliwajek przypomniała interpretację Laszczkowskiego określając ją jako ekstatyczną i histeryczną, ale fascynującą. W innych wykonaniach, zwłaszcza Kryger, tej histerii nie ma, choć oczywiście pojawia się czasem pewna gorączka wynikająca po prostu z emocjonalności zawartej w muzyce – a bezsprzecznie jest to jedno z najlepszych dzieł Mykietyna z okresu, kiedy jeszcze pisał pod pewnym wpływem Pawła Szymańskiego.

Następny koncert festiwalu w piątek – będzie to recital Radosława Sobczaka z zaskakującym zestawieniem programu: Sonata Strawińskiego, Sonata na temat Psalmu 94 Juliusa Reubkego oraz… Hammerklavier Beethovena. Znów więc stanie się aktualny podtytuł festiwalu: Konteksty. Kontrasty. Konfrontacje.