Muzyka nostalgii
Dziś na koncercie muzyki ukraińskiej w wykonaniu Polskiej Orkiestry Radiowej pod batutą Michała Klauzy przypominałam sobie dawne wrażenia z moich lwowskich wizyt.
Byłam tam parę razy, gdy rozkręcał się festiwal muzyki współczesnej Kontrasty (do wojny wciąż się odbywał). To była połowa lat 90., odwiedziłam wówczas Lwów i w ogóle Ukrainę po raz pierwszy, a o współczesnej muzyce ukraińskiej nie miałam pojęcia, bo na Warszawskich Jesieniach jej się nie grało. Wyjąwszy Sylwestrowa, ale jego akurat zaczęto grać jeszcze za czasów sowieckich jako jednego z sowieckich dysydentów. O tym, co muzycznie dzieje się i działo na Ukrainie, miałam się dowiedzieć właśnie wtedy – i się zachwycić.
Atmosfera muzyki tworzonej u naszego wschodniego sąsiada od razu mi się połączyła z atmosferą ówczesnego, zaniedbanego jeszcze Lwowa: pełną melancholii, a zarazem ciepła. Nostalgia. Tak sobie myślę, że świetnie by ta muzyka pasowała do poznańskiego festiwalu o tej nazwie, ale nikt chyba jeszcze organizatorom tego nie podpowiedział. Dziś posłuchaliśmy różnych odcieni tej nostalgii.
Na początek oczywiście Melodia Myrosława Skoryka. Uśmiechnąć się tylko gorzko można, że film, do którego powstała, był sowiecką propagandówką o wojennym dramacie kobiety-komunistki, której mąż i dzieci stają się banderowcami z UPA…
Przepiękna jest Skarga ciernia Jurija Łaniuka, wybitnego lwowskiego kompozytora i wiolonczelisty (rocznik 1957), profesora tamtejszego konserwatorium. To utwór, który poznałam właśnie w latach 90., znalazł się też na płycie poświęconej jego twórczości, którą wydał wtedy DUX. Zadedykowany jest Oldze Pasiecznik i można go posłuchać tutaj – specjalnie wrzucam nagranie z tekstem pod spodem, w oryginale i w angielskim tłumaczeniu, żeby było wiadomo, o czym jest ta delikatna, wyrafinowana muzyka. O ile w nastroju jest może bliska tzw. nowego romantyzmu, to brzmienia są tu tkane z wielką subtelnością, a solistka pięknie się w nie wtapia.
Zabawne, że Hymn samotności do słów Haliny Poświatowskiej autorstwa młodszego o pokolenie Ołeksandra Szymki (który studiował m.in. u Aleksandra Lasonia w Katowicach) był o wiele bardziej w gatunku nowego romantyzmu właśnie. Tu solistką była Agata Zubel, jednak nagłośnienie zniekształcało głos solistki, która ma tu zresztą trudne zadanie śpiewania w obrębie niemal trzech oktaw. Dla odmiany tutaj inne wykonanie.
I na koniec rzecz bardziej klasyczna: II Symfonia Lewka Rewuckiego, ale w zrekonstruowanej pierwotnej wersji. Kompozytor bowiem w czasach stalinowskich „wygładził” ją w kierunku socrealistycznym. Pierwotnie – jak się przekonaliśmy – była o wiele barwniejsza, z instrumentacją o impresjonistycznej lekkości, a zarazem przyjęciu kolorytu użytych melodii ludowych, harmonizowanych o wiele łagodniej niż czynił to np. Bartók. To muzyka, której przyjemnie się słucha. Ciekawe, że na YouTube można posłuchać obu wersji: ta z „poprawioną” instrumentacją jest tutaj, a zrekonstruowana pierwotna – tutaj.
A tutaj wisi cały dzisiejszy koncert. Nie wiem, czy zostanie na stałe, na razie jest. Ważne, jeśli ktoś nie słuchał: w przerwie koncertu są rozmowy z solistkami.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=r4uKEpLqapo
Nie wiem, czemu przytrzymało tę folkowo-minimalistyczną (w pierwszej połowie) Pobutkę…
Cieszę się, że byłam na tym koncercie i powróciłam w ten sposób, pod długiej przerwie, do sal koncertowych. Pierwsza część bardzo mi się podobała. Nie mogę się nasłuchać hymnu ukraińskiego. Piękny jest. Bardzo urzekł mnie też Skoryk i oba utwory z wokalistkami. Zwłaszcza, naprawdę chyba bardzo trudna do zaśpiewania, partia p. Zubel. Siedziałam dość blisko, w piątym rzędzie, tam nie było słychać zniekształceń głosu.
Druga część i symfonia, choć kompozytor ukraiński, wydała mi się jednak bardziej rosyjska w swojej wymowie. Taka mocno pompatyczna. Ale może właśnie klasyczna, to jest właściwe określenie.
Jak na moje odczucia to ta symfonia nie bardzo jest rosyjska, z wyjątkiem może melodii z finału. Ale pierwsza część równie dobrze mogłaby być np. skandynawska. Najbardziej ukraińska jest chyba II część.