Goście z Krakowa
Orkiestra Filharmonii Krakowskiej od dawna nie miała szczęścia do szefów muzycznych. Od tego sezonu objął ją Alexander Humala, swego czasu asystent Alexandra Liebreicha w NOSPR – i chyba w końcu znalazła się w dobrych rękach.
Niewiele jeszcze dało się z zespołem zrobić, ale potrzeba wiele pracy. Słychać już jednak, że jest na dobrej drodze, Może najmniej było słychać w Preludiach Liszta, niespecjalnie zachwyciła też IV Symfonia „Koncertująca” Szymanowskiego. Zwłaszcza że Tymoteusz Bies, który grał partię solową, mimo że jest zwycięzcą Konkursu im. Szymanowskiego z 2018 r., nie bardzo mi pasował do tego utworu. To dobry pianista, sprawny technicznie i z wyobraźnią muzyczną, ale do Szymanowskiego potrzeba czegoś więcej – fantazyjności, rozmarzenia, kapryśności. Finał symfonii powinien zaś być szalonym, żywiołowym oberkiem, a nie do końca to wyszło. Na bis pianista zagrał Impromptu Ges-dur Schuberta – bardzo ładnie. Czytam, że tworzy też muzykę filmową – wszechstronna postać.
Orkiestra jednak całkowicie się zrehabilitowała w drugiej części, którą wypełniła II Symfonia Charlesa Ivesa. Kompozytor pisał ją jako młody, dwudziestokilkuletni chłopak na początku XX w., więc jest jeszcze „nieśmiała” i tylko końcówka, a zwłaszcza ostatni, przekorny dysonansowy akord zwiastuje nam wielkiego ekscentryka, którego znamy. Utwór zaczyna się quasi romantycznie, ale zaraz pojawia się element, który również będzie w przyszłości często powracał: cytaty. Można usłyszeć fragmenty tematów z Inwencji trzygłosowej f-moll Bacha, z III Symfonii Brahmsa, a nawet główny motyw V Symfonii Beethovena (który po latach powróci w fortemianowej Sonacie Concord); rozbrzmiewa też motyw, który kojarzy się z IX Symfonią „Z Nowego Świata” Dvořáka, choć wątpię, czy młody Ives miał okazję ją usłyszeć – kilka lat wcześniej miała prawykonanie w Nowym Jorku, ale on mieszkał wówczas w New Haven. W kolejnych częściach zaczynają się pojawiać motywy, które będą w jego twórczości jeszcze częstsze: z popularnych piosenek amerykańskich. Można tam się dosłuchać króciutkich cytatów z Columbia the Gem of the Ocean, America the Beautiful, Camptown Races, a także angielskiej Long, Long Ago (popularnej jednak również w Stanach). Zapewne cytatów jest jeszcze więcej. Ostatnie kilka minut to już szaleństwo, które oddaje to, co Ives i jego ojciec kapelmistrz wojskowy lubili szczególnie: efekt, gdy parę orkiestr wojskowych spotka się na ulicy. Całej symfonii można posłuchać tutaj.
Nad wykonaniem takiej muzyki trzeba się porządnie napracować i słychać było, że dyrygent tę pracę wykonał, a orkiestrze też zależało. Trzymam kciuki za ich dalszą współpracę.
Komentarze
Nie będę już robić kolejnego wpisu, tylko napiszę parę słów tutaj o dzisiejszym koncercie. A zdarzyła się niespodzianka: z NOSPR-em nie przyjechał Lawrence Foster – zachorował. W zastępstwie koncert poprowadziła jego asystentka z Marsylii, Clelia Cafiero: https://nospr.org.pl/pl/kalendarz/artysci/clelia-cafiero
Jak na to, że dowiedziała się o swoim występie wczoraj, poradziła sobie całkiem, całkiem. No, ale też miała do czynienia z jedną z najlepszych polskich orkiestr. Każdy z zespołów ma „zadaną” przez festiwal symfonię (takimi były te Rautavaary czy Ivesa), a kiedy mowa o wielkim symfonizmie, ktoś musiał wykonać Fantastyczną Berlioza, no i musiała być to orkiestra, która ma znakomite dęte. A więc przede wszystkim NOSPR. Ponadto Peleas i Melizanda Gabriela Fauré oraz Wariacje symfoniczne Césara Francka, z Jonathanem Fournelem jako solistą. Nie przepadam za tym utworem, ale doceniam wykonanie, a na bis francuski pianista (zwycięzca zeszłorocznego konkursu w Brukseli) zagrał Jesus bleibet meine Freude Bacha w słynnej transkrypcji Myry Hess – pięknie i muzykalnie.
Co zaś do Fantastycznej, w pierwszych częściach zdarzały się niepewności, ale kolejne były coraz lepsze, coraz bardziej efektowne – i nie obeszło się bez stojaka.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=HBvFqG56A6U
Ciekawe. Różne już rzeczy robiono z tym kawałkiem, ale to jest interesujące.
No i dla mnie skończył się już Festiwal Beethovenowski – jadę do Gdańska.
Ostatni koncert: Sinfonia Varsovia, tym razem pod batutą Roberta Treviño, dyrygenta z Texasu o meksykańskich korzeniach (czyli tex-mex). Trochę gaduła, trochę showman, ale sprawny. Koncert na orkiestrę Bartóka to drugi z wykonanych w tym roku utworów, który musiał być zagrany przez orkiestrę z dobrymi dętymi. I tak było. Ładnie też wczuli się muzycy w Adagio Pendereckiego – wciąż żegnają swojego dawnego szefa. Najmniej zadowalał III Koncert Beethovena z Łukaszem Krupińskim – niby wszystko w porządku, ale czegoś tam zabrakło, może poezji? Za to bis pianisty był ładny: Ich ruf zu dir, Herr Jesus Christ Bacha/Busoniego. A po Bartóku orkiestra bisowała dwoma Tańcami węgierskimi Brahmsa – pod publiczkę, ale publiczka była zadowolona.