Sześć godzin, sześć zespołów
Plus dwie solowe gwiazdy – klawesynistka Gośka Isphording i pianistka Małgorzata Walentynowicz. Prawdziwy maraton w ATM Studio, nie wszyscy wytrzymali.
Zespoły bardzo różne, utwory także. Cały kalejdoskop. Każda z formacji wykonała po parę utworów. Niektórzy tylko po jednym, jak Chopin University Modern Ensemble (istnieje od paru lat, dobrze, że wreszcie coś się w tej budzie ruszyło), który wykonał Inanna Descending Ewy Trębacz na zespół o dowolnym składzie i elektronikę, czy drugi raz na tej Jesieni występujący goście ze Stanów – TALEA Ensemble, który zagrał Clock Dies Sarah Hennies – świetne studium zamierania zegarowego tykania. A poza tym przeciętnie na każdego wypadły po dwie kompozycje. Najwięcej po trzy – Gośce Isphording (świetne „mechaniczne” brzmienia w utworach Miroslava Srnki, Martyny Koseckiej i – niespodzianie – Cezarego Duchnowskiego) i NeoQuartetowi, o którym dalej.
Kwadrofonik pokazał dwa utwory nietypowe dla siebie. W Vanitas Pierre’a Jodlowskiego ważną rolę odgrywa warstwa wideo – pojawiają się w niej najpierw kwiaty doniczkowe, zwierzęta, potem odpady, mięsne, kostne i zwykłe śmieci. Stopniowo tempo przyspiesza, pojawiają się też obrazy degradacji przyrody, której jesteśmy winni. Artur Zagajewski z kolei sam dołączył do zespołu z instrumentem przypominającym gitarę elektryczną, skonstruowaną przez Pawła Romańczuka z Małych Instrumentów. Jego Danses polonaises 2 to na przemian nagrania dźwiękowe z demonstracji sprzed paru lat (ze słynnym „wyp…….ć”) i agresywne, kołyszące się akordy jak kroki, pozbawione wdzięku – to nie są tańce salonowe, wprost przeciwnie.
Do problemów dnia dzisiejszego nawiązał też Paweł Szymański w utworze dla NeoQuartetu To tylko muzyka. Zespół ten grał na instrumentach elektrycznych, amplifikowanych; kompozytor powrócił w tym utworze do klimatów pseudobarokowych, ale dźwięk jest przez większość utworu pozbawiony wzmocnienia, zaraz po początkowym „wybuchu”. To, co rozbrzmiewa dalej, to ledwo słyszalne granie kwartetu, a na to nałożone dźwięki uprzednio nagrane, pozorujące zniekształcenia. Co jakiś czas nagłośnienie „udaje się” włączyć, ale następują kolejne wybuchy, a pod koniec pada wręcz seria z karabinu maszynowego, która już ostatecznie kończy wszystko. Bardzo to dosłowne, śmiałam się, że roku temu Eufonie wystraszyły się dziecięcej pukawki w utworze it’s fine, isn’t it?, to teraz są bomby i karabin. Nawiasem mówiąc, dla naszych ukraińskich przyjaciół był to jednak pewien szok, a było ich na sali kilkoro. W ramach maratonu wykonano również dwa utwory ukraińskie: NeoQuartet – Talos Bohdana Sehina (składający się głównie z glissand), a Hob-Beats Percussion Group – Beyond Dreams Lubawy Sydorenko, ale wbrew słowom o wojnie, przewijającym się w omówieniach, w samej muzyce wojny się nie czuło.
Altówkowo-akordeonowe Duo van Vliet wykonało Unhelpful Thinking Styles Moniki Szpyrki – utwór trochę podobny do wykonanego dwa lata wcześniej na Jesieni zoom in/dolly out: podobne zapalanie i gaszenie świateł oraz szmerowe efekty – oraz połączony z wideo i z długimi przemowami muzyków po angielsku HEL Jamesa Blacka. Intersections na cztery perkusje Tomasza Sikorskiego (Hob-Beats), na którego polskie prawykonanie czekaliśmy, okazało się zupełnie zwyczajnym, choć dobrze napisanym, utworem, nie noszącym piętna tej szczególnej atmosfery, jaka z tym kompozytorem się kojarzy. Świetny, acz krótki występ dała Małgorzata Walentynowicz. Rituals Sławomira Wojciechowskiego to istny kalejdoskop nakładających się na siebie skrawków muzycznych granych na fortepianie na żywo i z nagrania, a do tego efektowny kalejdoskop wizualny na ekranie, realizowany na żywo przez siostrę pianistki. Key Jane Michaela Beila – to coś w sam raz dla tej efektownej performerki: występuje tu pianistka bez fortepianu, udająca, że gra, podobnie jak ukazujące się po bokach jej awatary. Zabawne było zwłaszcza, gdy w pewnym momencie zabrzmiały Tańce symfoniczne Rachmaninowa, przyspieszone i zapętlone. Mimo iż solistka sama nie grała, to uczestnicząc w tym performansie musiała znać partyturę, by trafnie naśladować ruchy prawdziwego pianisty – ktoś z ulicy nie byłby w stanie tego zagrać.
Na zakończenie zebrała się większość muzyków – NeoQuartet, Duo van Vliet, Kwadrofonik bez Bartka Wąsika (a zarazem połowa Hob-Beats), obie solowe gwiazdy, a do tego jeszcze troje kompozytorów: Martyna Kosecka, Artur Zagajewski i Cezary Duchnowski. Wolna Kooperatywa Jesiennego Maratonu pod wodzą Jerzego Kornowicza zagrała improwizację z przygotowanym przez niego schematem (mieli przed koncertem jedną próbę). Zgodnie z hasłem festiwalu, muzycy połączyli siły. Było dynamicznie, ale też pod koniec fragment spokojny, z wyświetlanych na ekranie cytatach z Aus den sieben Tagen Stockhausena. Też połączenie.
Komentarze
Maraton wspaniały ale nigdy nie zrozumiem opóźnień organizacyjnych. To niestety nie pierwszy raz kiedy wj nie pozwala nam na skorzystanie z toalety a koncerty są w czasie innym niż zapowiadany. O tempora, o mores! Największym zaskoczeniem był dla mnie kwadrofonik. Po ostatnich songach z Panią Piosenkarką Melanią K obawiałem się że całkowicie pójdzie on w kierunku rozrywki. Utwór Pierre’a Jodlowskiego zabrzmiał zdecydowanie i pokazał kunszt tego ciagle na szczęście ciekawego zespołu. Pozytywne zaskoczenie ze strony Ukrainy, obawiałem się akcentów politycznych, na szczęście skupiono się na MUZYCE!
Kwadrofonik po prostu eksperymentuje w baaardzo różne strony. Ale to nadal dobry zespół.
Dziś tylko jeden koncert, więc trochę odpoczynku. European Workshop for Contemporary Music i Rüdiger Bohn (zawsze energiczny i precyzyjny) – niezawodni. Program świetnie dobrany, żeby młodzi muzycy mogli sporo się nauczyć. Delikatne brzmienia Moos Sarah Nemtsov, po którym to utworze trzeba było zbierać kable przez drugie tyle czasu; dynamiczny i jakby teatralny utwór sprzed 11 lat einerjedeneither Aleksandry Gryki, również pełne wyobraźni Again Alana Singletona (z 1979 r.) i wreszcie Jalons Xenakisa, entuzjastycznie przyjęte – podczas tych braw przypomniałam sobie, jak niemal zawsze jego utwory na Jesieni bisowano. Tym razem jednak tak się nie stało.
Jako wieloletni fan Małgosi Walentynowicz byłem oczywiście na koncercie. Kapitalny występ i świetne oba utwory, które wykonywała – należą do tego typu dzieł, których słucha się z zaciekawieniem, bo jesteś cały czas ciekaw, co będzie za chwilę 🙂 A piszę tutaj, aby dla porządku zauważyć, że ten zapętlony motyw w Key Jane, to jest fragment drugiej Suity na 2 fortepiany, a nie Tańców Symfonicznych. Chciałoby się, żeby ten repertuar Małgosi był dostępny w sieci do pobrania (już nie mówi się „na płycie”) – może ktoś to profesjonalnie nagra kiedyś…
Milion przemknął w „Milionerach” koło nosa. Wiedziałem kto jest autorem, a raczej autorką „Modlitwy dziewicy”. 🙂
Jak się okazuje, z utworem Pawła Szymańskiego było trochę inaczej.
Nagrane były tylko wybuchy i karabin, a ponadto efekt zacinającej się płyty. Cała reszta dźwięków z głośników to były jednak przekształcenia tego, co muzycy grali, za pomocą specjalnego programu stworzonego przez kompozytora. Gdyby nie grali, to tych dźwięków by nie było. Dla słuchacza w gruncie rzeczy bez różnicy, ale tak się sprawa przedstawia. 🙂