Wieczór kontemplacji

Najpierw w wykonaniu Schallfeld Ensemble, później – Macieja Frąckiewicza w muzyce Andrzeja Krzanowskiego.

Schallfeld to termin z dziedziny akustyki, po polsku pole dźwiękowe. Można więc powiedzieć, że to, co robi ten sympatyczny zespół mający bazę w austriackim Grazu, a składający się z osób pochodzących z kilku różnych krajów, jest eksploracją pola dźwiękowego. Tak jak każdy zresztą. W przypadku tego programu mieliśmy cztery utwory, które pokazywały nam jakieś krajobrazy dźwiękowe o pewnych ograniczeniach, praktycznie niezmienne przez cały utwór. Każdy z tych krajobrazów miał inny charakter.

Pierluigi Billone studiował u Salvatore Sciarrino i Helmuta Lachenmanna, więc po jego utworze MAAT ME na perkusję solo i osiem instrumentów spodziewałam się tego z grubsza, co usłyszałam – tyle że oprócz szmerów, których trzeba było słuchać w skupieniu, co jakiś czas z tego skupienia wyrywały dźwięki głośniejsze, głównie z udziałem drewnianych pałek w kształcie tłuczków uderzanych o siebie lub uderzających w podłoże. Tak w sam raz, żeby nie zasnąć.

Przy The Unknowable Dominika Karskiego też raczej zasnąć nie można było – w dość jednolitym przez cały utwór krajobrazie dźwiękowym dominowały intensywne emocje, choć jednocześnie rzecz też miała służyć rodzaju kontemplacji. Kontrastował z tym Spleen Anny Korsun, który był zanurzeniem się w świat dźwięków leżących lub poruszających się stopniowo w górę i w dół, a instrumentaliści grając jednocześnie śpiewali. Wreszcie It Francka Bedrossiana, najbardziej dynamiczny, czerpiący ekspresję z free jazzu.

Niewielu mogło przybyć do niedużej sali PWM na koncert nocny – zdaje się, że wręcz tylko zaproszeni. Na pociechę, jeśli ktoś byłby zainteresowany, wyszedł właśnie nakładem ANAKLASIS album z pełnym cyklem Reliefów Andrzeja Krzanowskiego. Główną rolę odgrywa w tych utworach akordeon, instrument, na którym grał kompozytor – a dziś znalazły one wspaniałego wykonawcę w Macieju Frąckiewiczu. Zostały wykonane dwa pierwsze, na akordeon solo, szósty – na akordeon basowy amplifikowany, siódmy – na akordeon i perkusję (tu dołączył Leszek Lorent), oraz ósmy – na akordeon i taśmę. Po raz pierwszy słuchałam ich w takiej masie (płytę już mam, ale jeszcze nie miałam kiedy przesłuchać) – ciekawe wrażenie: to jakby pisane w odcinkach fragmenty tego samego utworu, przy tym w większości oparte są one na jednej ze skal używanych przez Oliviera Messiaena i w związku z tym bardzo przywodzące na myśl niektóre dzieła francuskiego kompozytora. Trochę inny jest Relief II, spokojniejszy, kontemplacyjny. W utworze z perkusją ważne są instrumenty dobrane do barwy akordeonu: dzwony rurowe, gongi, talerze. W Reliefie VIII mamy cytat z Bacha, ale też w partii taśmy, w większości spokojnej, na końcu odgłosy jakby wystrzałów, które zabrzmiały jakby proroczo i zakończyły tę ponadgodzinną kontemplację.