Dziwna szóstka
„Szokujące wyniki I etapu” – napisała wcześniej koleżanka z „Wyborczej”. Teraz ja to muszę powtórzyć…
Jak wspominałam wcześniej, po I etapie wielu mówiło, że nie zgadza się z werdyktem, ale każdemu było żal kogoś innego, z czego wynikało, że poziom był naprawdę wysoki. I ja też powiem szczerze, że niełatwo było mi uformować finałową szóstkę, właśnie z powodu wyrównanego poziomu. No więc: na pewno Jane Cho, na pewno Meruert Karmenowa i Qingzhu Weng, ale nie wyobrażałam sobie, że do finału nie dostaną się Wojciech Niedziółka i Max Tan. Obaj mieli piękne występy w II etapie części A; ich Mozarta oglądałam dziś w TVP Kultura i obaj wypadli muzykalnie, dojrzale i radośnie (szczególnie Niedziółka wciąż się uśmiechał), więc wydawało się, że finał mają w kieszeni. Nie rozumiem, czemu akurat oni nie przeszli.
Nad szóstą osobą właśnie zastanawiałam się – konkurencja była duża. Znak zapytania postawiłam przy energicznym Koreańczyku (który przeszedł), muzykalnym Chińczyku (ale jemu gorzej wypadł Mozart), trochę chłodnej Holenderce i przy subtelnej Japonce (która też przeszła). Nie przewidziałam Hany Chang, która miała swój wdzięk, ale wciąż odnosiło się wrażenie, że nie gra pełnym dźwiękiem. Nie rozumiem, jak można było postawić jej grę wyżej niż wymienionych dwóch jej kolegów, których uważałam za pewniaków. Tak się zastanawiam, co właściwie jury oceniało w grze uczestników, i jest to wciąż dla mnie zagadką.
Niedziółka ma chociaż tę pociechę, że przypadną mu wszystkie nagrody dla najlepszego Polaka i zapewne dzięki temu będziemy go częściej widywać na naszych estradach, a bardzo warto. Zresztą chłopak ma 19 lat, po konkursie dopiero zaczyna studia na Akademii Muzycznej w Łodzi – u tego samego Łukasza Błaszczyka, u którego uczył się w średniej szkole w Warszawie. Jeszcze niejeden konkurs przed nim (już trochę pierwszych nagród skosił), ale przede wszystkim mnóstwo grania – na to liczę jako publiczność.
Jutro więc wolne, a we wtorek wracamy do Auli UAM. Znamienne, że będzie aż pięć razy wykonany Wieniawskiego II Koncert d-moll; na I Koncert fis-moll zdecydował się tylko Dayoon You. (Podobno Niedziółka go niesamowicie „wymiata”, szkoda, że tego nie usłyszymy…). Do tego dwa Beethoveny i cztery Brahmsy, Mendelssohn ani Dvořák się nie załapali.
Komentarze
Obsłuchałam się Vengerova i nic mi teraz nie leży…:(
Ja żałuję panów Wojciecha i Maxa najbardziej – aż nie mogę w to uwierzyć. No i dzisiaj zwiedzam Poznań.
Pozdrowienia.
Podczytuję Pani bloga regularnie i z wielką przyjemnością, teraz i ja wtrącę do niego swoje trzy grosze, skoro Pani Kierownik pojechała po Hanie Chang 😉 Hana jest to moja faworytką od samego początku, po tym jak usłyszałam jej Chaconne i zaraz wyjaśnię dlaczego. Otóż jestem zawodowo związana z historycznym wykonawstwem i przyznam się Państwu, że Bach w dominującej większości konkursowych wykonań był dla mnie nie do zniesienia. Zwłaszcza Grave, które jest w ogóle bardzo trudne interpretacyjnie, bo tam potrzebne jest właściwie klawesynowe podejście, (ta muzyka bardzo mi przypomina preludia niemenzurowane Couperina., gdzie nie ma żadnej notacji rytmicznej, rytm trzeba wykoncypować samemu na podstawie ciążeń harmonicznych). Rzecz jasna, żaden ze współczesnych skrzypków nie ma o tym pojęcia, dlatego Grave brzmiało najczęściej tak, jakby skrzypek nie rozumiał o czym grał, niczym aktor, który recytuje wiersz w kompletnie obcym sobie języku. Chaconne jest pod tym względem łatwiejsza, ale też wiele razy brzmiała tak, że odechciewało mi się dalszego słuchania. Natomiast Hana zagrała ją fenomenalnie, z nadzwyczajnym wyczuciem harmonii, frazy, bardzo zróźnicowaną paletą barw i artykulacji, zawsze bardzo pięknym dźwiękiem i bardzo wysublimowanym vibrato… kto tak gra Bacha, wszystko potrafi zagrać bardzo muzykalnie i z głową, ale może nie każdy akurat na ten rodzaj muzykalności jest wrażliwy. Słuchałam jej 2 etapu z niemniejszym zachwytem, bo ona ma podobny do naszego, „historycznego” sposób prowadzenia fraz. Mozart moim zdaniem był przepiękny, a partnera miała raczej mało inspirującego. To, że orkiestra ją przykrywała momentami nie jest jej winą – nad tym powinien czuwać dyrygent, a mnie akurat bardzo podoba się ten jej subtelny, lekki, nieforsowany dźwięk – przecież to Mozart, a nie Szostakowicz! ja się w każdym razie bardzo cieszę, że jury ją doceniło i rozumiem za co Hana trafiła do finału :-).
Pozdrawiam serdecznie cały Blog 🙂
Dzień dobry 🙂 Mozarta Chang akurat nie słyszałam, bo urwałam się na Rusałkę. Nie słyszałam też jej Ciaccony, muszę posłuchać w takim razie. Ale jeśli i w Mozarcie orkiestra ją zagłuszała (a nie była duża), i grając z fortepianem często bywała mało słyszalna, to… co zrobić. Może rzeczywiście przejść na wykonawstwo historyczne? Hm. Na pewno to bardzo muzykalna dziewczyna i ma osobowość. Ale i Jakub Puchalski miał podobne wrażenia (z transmisji – nie było go na miejscu:
https://www.tygodnikpowszechny.pl/siodmy-dzien-konkursu-wieniawskiego-co-nam-mowi-mozart-179830
Jeszcze jedna kwestia mi sie nasuwa: roznica w jakosci partnerowania. Prosze sobie porownac chocby kadencje w pierwszej i drugiej czesci Mozarta. Hana nie miala absolutnie zadnego pola manewru, czego przeciwienstwem byl piekny przyklad wspolpracy miedzy Karmenova a Groblewskim (zwlaszcza w drugiej czesci, nieprawdopodobny zupelnie synchron kadencji). Z cala pewnoscia robi to ogromna roznice w graniu, czy sie ma obok siebie kogos wrazliwego i otwartego na wspolne muzykowanie (jak pani Budnik i pan Groblewski), czy kogos, kto nie reaguje zupelnie na nic.
A jesli chodzi o dynamike – z praktyki wykonawczej: solista ma zawsze racje, jesli chce grac bardzo piano, to powinno mu sie dac taka mozliwosc. Gdy gramy opery nie ma mowy, zeby wolno nam bylo przykryc spiewaka, trzeba znalezc taka dynamike, ktora dla wszystkich funkcjonuje. Byc moze 1 proba z orkiestra to bylo za malo, zeby skutecznie dostosowac wolumen orkiestry do subtelnych pian, jakie chciala zrobic Hana. Ale moim zdaniem nic nie usprawiedliwia pana Bryly, ktory ani dynamicznie, ani agogicznie nie probowal grac z nia, a przeciez na tym polegalo wlasnie jego zadanie…
Posłuchałam tej Ciaccony – rzeczywiście bardzo interesująca. Gorzej z wirtuozowskimi kawałkami – zdecydowanie mniej jej leżą, choć interpretacje muzyczne ciekawe. Na pewno jest to osobowość, w to nie wątpię od początku. Ale jeszcze ma różne niedostatki.
Co zaś do Bacha, to przecież on nie jest niemenzurowany. Ma normalne kreski taktowe. Pewnie, że potrzeba tam pewnej swobody, ale jednak w pewnych granicach 🙂
Płaczą przy tym młodzi, płaczą starzy, a tańcuje mało kto.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=pWA8Qms1jxo
Ładnie to brzmi na gitarze, ale jakby bardziej epicko. Popłakać się przy tym chyba nie można, ale wzruszyć owszem.
Dzień dobry – zaraz ruszam z powrotem do Poznania. 🙂
🙂 tak, Bach zapisał co mógł dla ułatwienia, ale ten rytm to tylko wskazówka. Te przebiegi szesnastkowe mają bardzo różną funkcję, w związku z tym różną prędkość, co wynika z harmonii. Oczywiście wszystko w miarę w pulsie, inaczej robi się to niezrozumiałe. Tego wszystkiego mi na Konkursie brakowało (tu nagranie koleżanki, moim zdaniem bardzo udane https://www.youtube.com/watch?v=xSzZ-nEkKkA).
Podejrzewam jednak za Panią Kierownik, że Hana konkursu nie wygra (prędzej Meruert, której kibicuję na drugim miejscu), bo ona nie jest typem wirtuoza, który wchodzi na scenę nie biorąc jeńców ;-). Ale mnie jej gra bardzo wzrusza, bo łączy nieprawdopodobną intuicję i wyobraźnię muzyczną z ogromną kulturą dźwiękową, co jest moją ulubioną kombinacją u muzyków 🙂
Epicko, bo większość (post)segoviańskich transkrypcji dodaje dźwięki do oryginału. Na szybko nie kojarzę, żeby ktoś nagrał partity bezpośrednio z zapisu skrzypcowego. Sonaty tak:
https://www.youtube.com/watch?v=S6qELfpUoQU
Ta epickość to, wydaje mi się, przede wszystkim jednak kwestia specyfiki dźwięku instrumentu szarpanego.
A ja stawiam na interpretację i dźwięk 🙂
Tu całkiem inaczej.
https://www.youtube.com/watch?v=bwhNuUksXbI
Zresztą i wśród nagrań skrzypcowych bywają epickie, tu porównujemy do tego z konkursu i stąd tak dojmujące wrażenie, bo ono jest, że tak powiem, od Glassa do lasa 😉
a tu jeszcze inaczej (pendant do gitary) 😉 https://www.youtube.com/watch?v=Kxn0ySsHDRA
Dayoon tak wykosił tego fismolla, że pozamiatał cały finał, nie wiem, jak i czym można to przebić… (choć Hana zagrała Beethovena absolutnie zjawiskowo)
OT niemuzyczny, ale piszemy tu czasem o sztukach plastycznych, więc pozwolę, a okazja jest wyjątkowa. Dziś rozpoczęłą się w Desie Unicum w Warszawie wyprzedaż części kolekcji Grażyny Kulczyk. Sprzedaje, gdyż nie chce trzymać tych obrazów w magazynie, a w najbliższej przyszłości chce się całkowicie skoncentrować na wspieraniu sztuki kobiet. Mówiąc w skrócie. Jak się cieszę, że poszłam dziś obejrzeć te dzieła! Dzieła sztuki trzeba oglądać w rzeczywistości, trzeba budować z nimi relację, przeżywać, doświadczać i nie da się tego zrobić, nie obcując z materialnym przedmiotem. Oglądanie reprodukcji może mieć tylko charakter poglądowy, dlatego tak się cieszę, że poszłam, chociaż generalnie rynek sztuki wywołuje we mnie mieszane uczucia. To jest dość odrealniony świat.
Byłam w Desie pierwszy raz. Jaki to wspaniały budynek i ciekawa przestrzeń wystawiennicza, z przeszkleniami, pnącą się roślinnością za oknem, parkiem Ujazdwoskim za rogiem. Dość wyjątkowe miejsce.
Oglądanie tej kolekcji było przyjemniejsze niż niejedna wystawa (a już na pewno niż Witkacy w MNW…).Bardzo ciekawe zbiory, od przedwojennej awangardy po całkowitą współczesność. Rożne media: malarstwo, rzeźba, tkanina, fotografia. Wybrałam obrazy, które bym sobie kupiła ha, ha. Zakochałam się w jednym Nowosielskim (dosłownie, bo to portret sic!:-)
https://desa.pl/pl/wyniki-aukcji-dziel-sztuki/grazyna-kulczyk-collection-awangarda/jerzy-nowosielski/portret-mezczyzny-transport-warszawa/ I spodobał mi się jeszcze jeden Fangor, ale Fangor w reprodukcji nijak się ma do rzeczywistości, gdy odczuwa się miganie obrazu, przestrzeń, która się tworzy między obrazem a widzem. Można obejrzeć ceny, za które obrazy się sprzedały w tym linku powyżej. Oglądać na żywo można było chyba niestety tylko dzisiaj. Podsłuchałam, że w weekend był tam tłum, jakiego jeszcze nigdy nie widzieli. Aukcje będą jeszcze przez trzy kolejne dni, ale dzisiejsza „Awangarda” była chyba najciekawsza. Jutro Kantor.
Wychodziłam stamtąd trochę ze łzami w oczach, że te „Nowosielskie”, które tak się, moim zdaniem, wybijały z tej kolekcji trafią gdzieś w prywatne ręce i być może nigdy już ich nie będzie można zobaczyć. Ale może, w wersji optymistycznej, pojawią się na jakiejś publicznej wystawie. Bo raczej nie zakładam, że kupiło je jakieś muzeum.
Mała poprawka, „Awangardę” można było oglądać do dzisiaj, a pozostałe jeszcze chyba wiszą:
https://desa.pl/pl/aukcje-dziel-sztuki/wystawy-i-wydarzenia/, ale „Awangarda” była jednak najbardzije przekonująca.
A ja dotarłem dziś wreszcie na „IO”, a jeszcze tuż przed samym finałem Mistrzostw Świata w Siatkówce Pań 🙂 przy pomocy TVP Kultura, śledziłem trochę zmagań w Mistrzostwach Świata – wtedy Skrzypcowych i Altówkowych 🙂 nie na tyle jednak, by mieć tu swojego faworyta. Co się zaś tyczy samego „współistnienia w muzyce” (by nie powiedzieć „w wykonawstwie”) podpisuję się pod głosem nowej uczestniczki forum, i myślę, że nie tu jestem jakoś specjalnie awangardowy, także jeśli chodzi o tę materię intuicyjną… bardzo ją lubię, doceniam, i nie tylko w jazzie 🙂
Gdy zaś chodzi o nowego Skolimowskiego. Film jest bardzo symboliczny, i nie mniej niż np. „Ręce do góry” tego twórcy. W tej, być może, najpierwszej warstwie symbolicznej pozwala on niektórym z nas po wyjściu z kina, spojrzeć być może trochę uważniej nie tylko na osiołki, czy też np. na gołąbki patrzące na nas przy okolicznej fontannie, ale i po prostu na nas ludzi – istnienia ponoć o tak wielkich rozumkach… I muzyka buduje tu symbole (co zauważał Pan Gostek) i obraz buduje tu symbole (co zauważała Pani Frajde). Ja bym powiedział, że jednak i nadzieja buduje tu symbole… Ona nie pojawia się ani w finale tego filmu, ani przez większość jego trwania… Pojawia się moim zdaniem tylko w 2 scenach – z dziećmi, wpierw gdzieś na polanie, przy lekturze bajki, a chwilę potem w tym bezkresnym lesie… Dla mnie jest to bardzo znamienna scena tego filmu, bardzo, bardzo wzruszająca… I można ją czytać być może nawet na kilku poziomach… pa pa m
Tak, te sceny w lesie są absolutnie niesamowite.
@mp/ww
Dziękuję za ciekawe spojrzenie na „IO”, jeszcze inne od głosów już tu wypowiadanych. Nie przyszło mi to do głowy w pierwszym odruchu, ale zgadzam się, jest jednak nadzieja w tym filmie. Myślę, że to właśnie różni Skolimowskiego od Bressona, u Bressona jest tylko przeznaczenie/los, na które osiołek, a często i człowiek nie ma wpływu.
A wątek terapii z pomocą osiołków jest poruszoy w artykule z poprzedniego numeru TP:
https://www.tygodnikpowszechny.pl/nie-wierzcie-bajkom-osiolek-to-zaden-glupek-i-uparciuch-179582
I jeszcze w temacie tylko z radością napiszę, że osiołki Lola i Lucuś, o których życie walczyła Fundacja Centaurus, której link tu wklejałam, są uratowane. Są już bezpiecznie na pastwiskach Centaurusa:-)))
https://centaurus.org.pl/donkey/lola-i-lucus
Wróciłam z peregrynacji. Wysłuchałam. Czy Borowicz kreuje się na Gergieva???
Sorry, orkiestra amatorska, zawsze spóźniona na raz. Nie wypowiadam się więcej. Karmenova gigant, okiełznać rozmemłaną masę…