Dwaj muzycy, dwie płyty
Dziś na festiwalu Trzy-Czte-Ry wystąpił gitarzysta Michał Nagy, sam oraz w duecie z oboistą Arkadiuszem Krupą, który tworzą od lat.
Dzieła, które usłyszeliśmy, można znaleźć na dwóch płytach – obu można słuchać na YouTube. Solowej płyty gitarzysty pt. Fughetta można posłuchać tutaj, a duetowej, z sonatami Scarlattiego w transkrypcjach dokonanych przez muzyków, wydanej w 2016 r. – tutaj. Jedno, czego nie ma jak dotąd na żadnej płycie, to był bis – Entr’acte Jacquesa Ibert (w oryginale na flet z fortepianem, ale i w tej wersji było to bardzo ładne).
O Fughetcie pisałam szerzej tutaj, więc nie będę się na ten temat rozwodzić – z tego, co na płycie, nie było oczywiście śpiewanego Dowlanda, jak również utworu Gubajduliny. Kolejność została przestawiona: najpierw Tansman, potem w centrum Szymański, wreszcie Britten. Niesamowity nastrój, można było odpłynąć.
Podczas rozmowy z artystami po koncercie była mowa o tym, czym jest dla nas muzyka zwana dawną. Solowe utwory właściwie oscylowały wokół dawniejszej muzyki, łącznie z suitą Tansmana, który sięgnął po tańce renesansowe, ale i motywy ludowe – przyznam, że wzrusza mnie, kiedy Segovia, dla którego było to napisane, gra Kujawiaka, czyli Umarł Maciek, umarł po prostu wolno i lirycznie, nie znając tego tańca, ale wolę, gdy rytm jest jednak bliższy prawdy. Ciekawą rzecz powiedział Michał Nagy o utworze Pawła Szymańskiego – że ściśle współpracował z kompozytorem, który chciał konkretnych rzeczy, i post factum stwierdził, że można było to samo grać w o wiele łatwiejszy sposób.
Przy rozmowie o sonatach Scarlattiego poruszono mnóstwo wątków, głównie dzięki Arkadiuszowi Krupie, który kocha swój instrument i kocha również o nim opowiadać. Dowiedzieliśmy się, że przez dłuższy czas obój nie był szerzej solowo wykorzystywany, ponieważ przy przemianach, jakie przeszedł, zatracił ładny dźwięk, zaczął brzmieć nosowo, „kozio” i większości słuchaczy wciąż się tak kojarzy (przyznam, że mnie też – dopóki nie posłuchałam takiego grania jak pana Arka). Dziś już się gra inaczej i można więcej. Tworząc duet z Michałem Nagy szukali repertuaru, ale na ten skład właściwie nic nie ma, trzeba było sobie opracować. Tak więc albo z utworów na flet z fortepianem, jak w przypadku Entr’acte, albo idąc dalej w opracowaniach, jak w przypadku owych sonat Scarlattiego, które w ich wersji ustanawiają nową, bardzo interesującą jakość.
Następny koncert Trzy-Czte-Ry w piątek – tym razem tylko Mozart i Ravel, a że w świetnym wykonaniu (Anna Maria Staśkiewicz, Marcel Markowski, Radosław Kurek), to wybieram się nań i w związku z tym na koncert w FN z Matthiasem Goerne idę dopiero w sobotę.