Prawykonania – w większości damskie
Pierwszy raz program Festiwalu Prawykonań NOSPR został zbudowany tak parytetowo: zawiera dzieła 9 kompozytorów i 8 kompozytorek. Dziś to panie absolutnie przeważały.
Jednak ta edycja jest szczególna – zawiera koncerty, które spadły z pandemicznej online’owej z 2021 r. I już dziś można było porównać koncert bardziej aktualny z tym zaległym – nie wiem, czy nie ulegam tu może sugestii.
„Aktualnym” koncertem był inauguracyjny symfoniczny, pt. Z błękitnej planety – transfer świadomości, w wykonaniu gospodarzy pod batutą Marin Alsop, niezwykle udany, a wszystkie trzy wykonane utwory – tak się składa, że samych kompozytorek (dyrygentka nie miała udziału w tworzeniu programu) – sprawiały wrażenie pisanych na szerokim oddechu pełną piersią, choć każdy z nich był zupełnie inny. Każda z autorek jest zresztą w innym miejscu: dla Aleksandry Słyż At different times to pierwszy utwór na orkiestrę, Teoniki Rożynek napisała już parę wcześniej, ale Shift jest pierwszym na tak duży skład, natomiast Grażyna Pstrokońska-Nawratil ma ogromne doświadczenie z orkiestrą (i od dawna uwielbia duże składy), natomiast elektroniką się nie zajmuje – deklaruje, że zostawia to młodym. Zatem zamiast elektroniki obecnej w utworach Słyż i Rożynek) użyła nowych organów, ale nie w roli solowej, tylko jako barwy wtapiającej się w orkiestrę – tak samo jak pozostałe kompozytorki zastosowały elektronikę. Z tym, że utwór Słyż był jednym długim zmiennym współbrzmieniem, trochę jak w minimalu (tym prawdziwym, nie mylić z repetitive music), ale gęstym i bogatym, natomiast u Rożynek były błyskotliwe zestawienia różnorodnych brzmień i zdarzeń dźwiękowych w typie muzyki konkretnej, czyli dźwięków przetworzonych wokalnych i instrumentalnych, przemieszanych z orkiestrowymi. Inną, narracyjną muzyką był Okeanos Pstrokońskiej-Nawratil – prawdziwy dźwiękowy obraz oceanu, wielkie fale płynące do nas i odpływające, składające się z wyrafinowanych brzmień – autorka jest prawdziwą mistrzynią instrumentacji.
Marin Alsop zastosowała edukacyjną formę koncertu: najpierw wywoływała na scenę kompozytorki, by powiedziały parę słów o swojej muzyce, potem orkiestra grała krótki fragment utworu, wreszcie słuchaliśmy całego. Na marginesie: nie sposób było nie przypominać sobie Tár i reakcji dyrygentki na ten film – a postać grana przez Cate Blanchett jest absolutnie odmienna od Alsop, bo ta jest konkretna, powściągliwa w ekspresji i skromna. Na spotkaniu przed koncertem mówiła, że chętnie dyryguje muzyką żyjących kompozytorów, bo konsultacje z nimi są bezcenne. Sama uważa, że pełni funkcję przekaźnika między kompozytorem a publicznością.
Późniejszy koncert kameralny Kwartetu Śląskiego i gości był właśnie jednym z tych, które spadły z poprzedniej edycji. Utwory pisane były podczas pierwszego rzutu pandemii i czuło się podczas ich słuchania jakąś duszność, ale też w każdym utworze inaczej. Żaneta Rydzewska opisała swoje botanical studies na kwartet i elektronikę jako zainspirowane kształtem, strukturami i fakturami roślin, ale brzmienia były dość agresywne. Niełatwo też słuchało się Beyond a Shadow of Certainty Dominika Karskiego, który jakby się wyczyszczał w dalszej części. Solitude Quartet Katarzyny Głowickiej, w którym do Ślązaków dołączyła się śpiewająca Iga Kozacka oraz kompozytorka obsługująca elektronikę na scenie, jest utworem wręcz nawiązującym do pandemicznych nastrojów, także w tekście napisanym również przez kompozytorkę – a w muzyce skręca w stronę pop (takie smutne piosenki). Na koniec nieco rozluźniła się atmosfera przy [PIPE(s)]64 na kwartet i flet prosty tenorowy Andrzeja Kwiecińskiego (z Caroline Mayrhofer na flecie i dyrygującym Maciejem Koczurem), zabawnym utworze nawiązującym do dawnych gier na konsoli (zestawienie instrumentów zabrzmiało w tym kontekście nadspodziewanie dobrze). Przynajmniej zrobiło się wesoło.
Komentarze
Może to dobry moment, żeby spytać Państwa o muzykę Abramsa, (ja pierwszy raz o nim usłyszałem dzisiaj przyznam szczerze), skoro mowa o rzeczach współczesnych.
Mi youtube podpowiada Yuję, od kiedy słuchałem milion razy jej op. 43 Racha z Abbado, którą to płytę uwielbiam. No i teraz okazuje się zrobiła z ww. dyrygentem i kompozytorem (zresztą jej rówieśnikiem, kolegą z Curtis), rzeczonym Teddym Abramsem, coś takiego jak The American Project, https://youtube.com/playlist?list=OLAK5uy_mRqxauJ13FACJoQPzFjhJQgxYGVO_T18M&feature=shares , i jako że nie ma jeszcze recenzji w Grammophone ani innych czasopismach żeby się podeprzeć (hihi), to proszę odważnych zainteresowanych o uwagi.
Tzn. wiadomo, że część po prostu nie lubi jej fajerwerkowego grania, ale to nie moment, żeby o tym mówić, bo to akurat koncert, okazuje się, napisany specjalnie dla niej, z myślą właśnie o tym jej wybuchowym graniu.
I teraz tak, jeżeli chodzi o mnie: co się dzieje współcześnie w poważnej – nie mam pojęcia. Od lat 40. właściwie słucham wyłącznie muzyki improwizowanej, w niej się czuję dobrze. A propos czego pozwoliłem sobie wyhaczyć taki krótki cytacik z solówki Billa Evansa, który mi siedzi w głowie od lat, (coś przepięknego, tej solówki to słuchałem razy co najmniej trylion),
https://youtube.com/watch?v=-i6wNgg5kq4&feature=shares&t=554, a który dosłownie robi piątą część koncertu,
https://youtube.com/watch?v=PzbsgzHCmvw&feature=shares
Ale odkładając sentyment do tych kilku taktów, nie słyszę też tutaj ogólnie szarlatanerii, której się zawsze obawiałem w rzeczach współczesnych, co jest bardzo miłym zaskoczeniem. Facet ma głowę do wpadających w ucho melodii, roi się też tutaj od luźnych nawiązań, wycieczek stylistycznych. Jest to bardzo rozrywkowa muzyka.
Jednak znawców poprosiłbym o coś więcej: czy w tym jest, nomen omen, coś więcej. Jak to się pozycjonuje między innymi rzeczami pisanymi współcześnie.
Na koncercie wczorajszym z orkiestrą Concertgebouw wystąpił 24-letni pianista Mao Fujita. Kojarzycie go Państwo? Zagrał II Koncert Rachmaninowa tak, jakby wykonywał utwór Mozarta. Niezwykłe. Myślę, że usłyszymy o nim jeszcze.
Abrams i The American Project… cóż, tytuł mówi wszystko – nawiązanie do tradycji amerykańskiej, ale tej z Gershwina i Bernsteina. Tak wnioskuję z przesłuchania paru kawałków. A dla „Józi” wdzięczne zadanie. Właśnie – bardzo rozrywkowa muzyka, miło się słucha.
A świat muzyki, która powstaje dziś, jest zbyt bogaty, by ująć go w jednym zdaniu 🙂
@muzon
Jeżeli o mnie chodzi, to znam go świetnie. Jest fenomenalny. II miejsce w ostatnim Czajowskim, za również kapitalnym Kantorowem, ale to już chyba naprawdę rzecz gustu, trochę ich za dużo po prostu było dwóch jak na ten jeden konkurs, pewnie też bym wybrał Kantorowa na bezludną wyspę, ale, (tutaj przechodząc do wspomnianego Racha granego klasycystycznie), wszystkie sonaty Mozarta Fujity sprzed roku trochę tutaj wątpliwości mi narobiły. Jeżeli podobał się ten Rach, to proszę spróbować Mozarta, świetnie wydane, świetnie zagrane. Nagrywa dla Sony, a oni umieją nagrywać, co jest dodatkową zaletą. Mao jest bardzo popularny w Japonii, wszyscy nasi przyjaciele z Konkursu z 日本 są z nim obfotografowani, że hej. To The Complete Piano Sonatas:
https://youtube.com/playlist?list=OLAK5uy_mOpSrE0SrOpXzplb1Cv2Fkdpf8fHqU5Y0&feature=shares
Maria Joao Pires to dla mnie i tak zawsze będzie ideał, ale dobrze go popodgryzać.
@muzon
A tu z Verbiera sprzed roku op. 21 Clary Schumann, pierwszy z trzech Romansów, coś wspaniałego:
https://youtube.com/watch?v=WI1qWNv1Dkc&feature=shares
No a jak posłucham tego op. 21, to potem nie mogę się oprzeć, żeby nie powzruszać tym przedziwnym op. 5 Czajkowskiego w jego wykonaniu, pięknie prowadzi w wolniejszym temacie głosy, w ogóle kontrolę ma fenomenalną. No w każdym razie o Mao to już naprawdę się słyszy od kilku lat, ale tym milej go dopiero odkrywać, ma się już w czym wybierać, mało jest osób z jego pokolenia, które tak szybko zaczęły być tak intensywnie nagrywane.
https://youtube.com/watch?v=K5n7qUbSFoI&feature=shares
@Zympas
Jak dobrze, że podałeś linki ! Japończyk po prostu mnie zasłuchał i wzruszył tym Czajkowskim i Clarą Schumann. Będę śledziła jego nagrania, a jeśli znów będzie w Holandii, to go nie przegapię.
Ogromna szkoda, że nie zdecydowałam się pojechać na jego występ w Amsterdamie, ale w poniedziałek byłam w Rotterdamie na fenomenalnym koncercie londyńczyków z Barbarą Hannigan i cały cieszyłam się w sobie wielkimi emocjami tamtego wieczoru. Jej wizja Messiaena i Mahlera była fascynująca.
Hannigan nie wystąpiła jako solistka w symfonii no4 Mahlera, ponieważ przeszła infekcję virusową. Zastąpiła ją w tym Aphrodite Patoulidou i stanęła na wysokości zadania.
@basia.n
O Hannigan wyłącznie czytałem, również tu, ale też wyłącznie w superlatywach. A jeszcze Messiaen, Mahler… No cóż, można pozazdrościć. Albo jeszcze lepiej, w końcu stąd wyemigrować. W temacie: Fujita gra w Amsterdamie z Chaillym jeszcze jutro. Cztery występy z rzędu. W PL? Grał chyba raz, jak miał 15 lat. Tak że tego.
A też Pani Doroto, a propos Abramsa i The American Project: kolega po UMFC, który mnie muzycznie dokształca, jak właśnie czegoś nie wiem, na temat tej kompozycji ułożył taki żarcik, że mógłby to być soundtrack do „Wszystko wszędzie naraz”. Ja jestem mniej krytyczny, bardzo mi się podobają VI, czy VII część, ale niewątpliwie jest to momentami trochę hałaśliwe, przeładowane pomysłami.
Inna rzecz, czy zamierza Pani robić jakiś coverage z Rubinsteina, który się zaczyna 15-ego? Będzie tam, wedle listy, grało kilkoro naszych przyjaciół, wspaniały J J Jun Li Bui, Jakub Kuszlik, Nikolai Khozyainov, Yasuko Furumi, Talon Smith, ale i świeżo upieczona laureatka z Utrechtu Kuroki Yukine, czy Kevin Chen, który wygrał w Genewie, (m.in. ze z kolei moją ulubioną Miyu Shindo, która odpadła w półfinale, czego przeboleć nie mogłem).
@Zympans
Sprawdziłam od razu ten jutrzejszy koncert. Jest o 14:15 i podają, że są ostatnie bilety, a kiedy ich szukam na planszy, nie ma ani jednego wolnego miejsca.
Widocznie tak musi być, niestety (:
@Zympans
Dzięki za ciekawe informacje o Mao. Ja jestem typem zdecydowanie nienagraniowym, muzyki muszę słuchać na żywo, dlatego zapewne nie trafiłem dotychczas na niego. Cieszę się, że już się zaznaczył w świecie, to wielka osobowość. Choć niewyględny: postura skromna, przygarbiony i porusza się w nieco nieskoordynowany sposób. Ale jaka wrażliwość i muzykalność! I subtelność wielka!
Za to Pasja Mateuszowa w wykonaniu The Bach Choir & Orchestra of the Netherlands innowacyjna: wycięto wszystkie odcinki da capo w ariach (poza dwiema, w których się nie dało, czyli w „Aus Liebe” i „Komm, süßes Kreuz”). Pasja trwała o pół godziny krócej niż zwykle. Dziwny pomysł.
Bardzo ciekawie prawicie, ale ja ciągle siedzę w prawykonaniach i tak będzie jeszcze jutro 🙂
Co zaś do Rubinsteina… zobaczymy, czy będę miała czas zaglądać na transmisje.