Wariacje na temat ragtime’ów

Na drugim koncercie 13. NDI Sopot Classic pianista Marcin Masecki i perkusista Jerzy Rogiewicz grali ragtime’y, ale po swojemu.

To program, jaki wykonują od 7 lat, ale za każdym razem inaczej. Choć niby był podobny do tego na tym koncercie sprzed sześciu lat, brzmiał zupełnie inaczej. Ale tak samo jak wtedy gra Maseckiego jest uosobieniem wolności, a Rogiewicza – uosobieniem empatii.

Do ragtime’u jako formy muzycznej pianista ma słabość, odkąd jako dziecko zwiedzał Disneyland i żadna z tamtejszych rozrywek go tak nie zafascynowała, jak pan siedzący w barze przy białym pianinie i grający ragtime’y. Opowiedział tę historyjkę i dziś. Skupił się nie na utworach Scotta Joplina, którego wszyscy znamy, ale mniej znanego Jamesa P. Johnsona, dodał długą wariację na temat St Louis Blues i dołożył jeszcze kolejną wariację na temat Henryka Warsa. Potem była jeszcze własna impresja, także z polskimi akcentami (pojawił się rytm polonezowy i mazurkowy), a na bis jeszcze dwa walce wenezuelskie (Velasco).

Styl Maseckiego jest nie do pomylenia. To dekonstrukcja przy zachowaniu esencji; w ragtime’ie jest nią żywioł rytmu. Dekonstrukcja polega na braniu poszczególnych motywów i operowaniu nimi w dowolny sposób. Czasem jest to technika zdartej płyty (co trochę przypomina to, co Paweł Szymański robił z barokiem), czasem przesuwanie harmonii czy akcentów, co przywodzi na myśl Strawińskiego, a wszystko spotyka się w finałowej pędzącej sekwencji. Każdy niemal moment zawiera odrobinę szaleństwa, a w miarę upływu czasu już nie tylko odrobinę, lecz po prostu wpadanie w trans. Mimo więc operowania muzyką popularną nie ma tu nic łatwego. Tak się zastanawiałam, czy inni słuchacze też to tak odbierają jak ja, czyli świetnie się bawią śledząc te odkształcenia i dekonstrukcje, bo w tym cały smak, czy też bawią się najlepiej przy przelotnych powrotach do „normalności” (biorę w cudzysłów, bo cóż to jest w tym wypadku normalność?). Ale w gruncie rzeczy wszystko jedno, bo reagowali z entuzjazmem, więc najważniejsze, że też mieli frajdę.