Schubert i inni

Tak można by określić punkty wspólne dwóch bardzo różnych (i dobrych) poniedziałkowych koncertów ChiJE.

Po południu w Studiu im. Lutosławskiego Tomasz Ritter, zwycięzca I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych sprzed pięciu lat, grał na pleyelu z 1848 r. Właśnie NIFC wydał jego nową płytę, ale program koncertu różnił się całkowicie od jej repertuaru, powtarza się w nich jedynie Nokturn b-moll op. 9 nr 1 Chopina, zagrany zresztą przepięknie.

Oryginalne, zaskakujące były zestawienia utworów. Pierwsze dwa, czyli Preludium cis-moll op. 45 Chopina połączone niemal bezpośrednio z Sonatą E-dur op. 109 Beethovena, były jakby wejściem w nastrój nokturnowo-księżycowy (z wyjątkiem oczywiście środkowej części sonaty, Prestissimo). Po przerwie na oklaski, wspomniany nokturn był kontynuacją tego nastroju, zaskoczeniem było połączenie go z Ciacconą d-moll Bacha w opracowaniu Brahmsa na lewą rękę, przynoszącą całkowitą zmianę nastroju, a nawet kilka zmian, jak to w tym szczególnym utworze.

Powrót atmosfery mroku, z dodanym jeszcze niepokojem – to Fantazja c-moll Mozarta, a po niej Sonata a-moll D 784 Schuberta, dzieło szczególne, jakby ogołocone i przez to wstrząsające, bez złudzeń symbolizowanych przez ozdoby. Interpretacja absolutnie adekwatna. Kolejnym zaskoczeniem był zwrot niemal o 180 stopni, czyli zakończenie programu Balladą As-dur Chopina, czyli najpogodniejszą z czterech. Bisy dwa: Preludium Des-dur Chopina oraz jedna z jego ulubionych pieśni Schuberta w opracowaniu Liszta – Der Doppelgänger. Jeden minus recitalu to częste potknięcia zwłaszcza w pierwszej części, głównie w sonacie, ale w drugiej już takich sensacji nie było. Muzycznie za to było naprawdę znakomicie.

W FN głównymi bohaterami byli muzycy z Apollon Musagète Quartett. Zagrali młodzieńczy (autorstwa 13-latka!), rzadko grywany, wdzięcznie naiwny Kwartet g-moll D 18 Schuberta, a po nim – cóż za kontrast – Kwartet Lutosławskiego (akcent na 110-lecie jego urodzin). Tyle już lat słucham tego genialnego dzieła, a za każdym razem słyszę w nim coś nowego, zwłaszcza w tak wspaniałym wykonaniu. Apolloni to perfekcjoniści, którzy dopieszczają każdą nutę.

W drugiej części koncertu dołączył zasłużony dla muzyki polskiej pianista Jonathan Plowright, by wspólnie wykonać słynny Kwintet Juliusza Zarębskiego. On sam kiedyś już grał ten utwór z Kwartetem im. Szymanowskiego, z Apollonami chyba po raz pierwszy. Utwór, który rozpoczyna się tematem niby podobnym do tego z wcześniejszego o dwie dekady Kwintetu f-moll Brahmsa (przynajmniej rytmicznie), ale wnoszącym od razu słowiańską, wschodnią rozlewność. I całość jest przecież w tę stronę, Scherzo to istny galop z Dzikich Pól. Oczywiście było bisowane. Bardzo pomogła i temu dziełu uroda brzmienia kwartetu.