Chopinowskie gwiazdy w Beethovenie

I nie tylko. Ale – co ważne – na instrumentach historycznych, nawet w przypadku tych, którzy zwykle na nich nie grywają.

Udział w tym koncercie Marthy Argerich był niespodzianką ogłoszoną dopiero w przeddzień, ale i tak koncert zapowiadał się nader interesująco. Inaczej niż pięć lat temu na inauguracji II Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych nie było Chopina. Był za to znów zamówiony specjalnie na tę okazję nowy utwór. Wówczas było to dzieło orkiestrowe – piękne À la recherche de la symphonie perdue Pawła Szymańskiego, z dedykacją dla Fransa Brüggena i do wykonania przez Orkiestrę XVIII Wieku. Tegoroczny utwór nawet się nie umywał, ale za to przeznaczony był na fortepian historyczny solo. Napisał go Dai Fujikura dla laureata II nagrody poprzedniej edycji konkursu, swojego rodaka Naruhiko Kawaguchiego, który wykonał to na kopii grafa (z kolekcji NIFC). Brzmienia, jak kompozytor sam przyznaje, są wzięte z gamelanu i to rzeczywiście słychać; nawet przyjemne, ale żadna rewelacja.

Orkiestra {oh!} siedziała grzecznie na estradzie i czekała, aż w końcu wyszedł triumfator sprzed pięciu lat, Tomasz Ritter, i Václav Luks. III Koncert fortepianowy Beethovena zabrzmiał znakomicie; fortepian był ustawiony tyłem do widowni, dzięki czemu brzmiał chyba bardziej wyraziście, ale też pianista potrafi z niego wydobyć bardzo wiele, a gra przy tym bardzo charakternie i z wielką wrażliwością zarazem (przy okazji: bardzo polecam jego najnowszą płytę!). Na bis zagrał jedną ze swoich ulubionych pieśni Schuberta/Liszta: Doppelgänger.

Po przerwie pojawiła się Martha. Dla niej podstawiono już inny instrument, erarda z 1858 r., którego brzmienie jest o wiele bardziej zbliżone do współczesnego. Warto słuchać Marthy nawet jak gra gamę C-dur, a w I Koncercie fortepianowym Beethovena jest tych gamek dużo. Co tu gadać, nasza ulubienica jest we wspaniałej formie, słyszało się ten koncert w jej wykonaniu wiele razy, ale za każdym razem trochę inaczej, a dziś na dodatek jeszcze na fortepianie historycznym. Jej pierwszy raz w tej dziedzinie, też na erardzie, miał miejsce właśnie w Warszawie 13 lat temu. Teraz grała tak, jakby to robiła od zawsze, a figlarny finał wprawiał we wspaniały humor. O niedawnym jej wrocławskim występie w tym samym utworze donoszono mi, że orkiestra była zbyt w tyle za nią, by podjąć w pełni te figlarności; tym razem tego problemu nie było, Luks bardzo trzymał tempo i ściśle z solistką współpracował. Trzeba dodać, że cała sekcja dęta była międzynarodowa.

Na koniec Bruce Liu też na erardzie; doszedł również chór (tradycyjnie białostocki, ale w trochę mniejszym składzie tym razem), by wykonać Fantazję c-moll op. 80. Moim zdaniem jest to jeden z mniej udanych utworów Beethovena, pompatyczny i nudny, ale Bruce robił, co się dało, żeby było ładnie. Najzabawniejszy jednak był finał koncertu: troje solistów (poza Kawaguchim) zasiadło do tegoż erarda i zagrało Romans na 6 rąk Rachmaninowa (zaczyna się jak wolna część II Koncertu fortepianowego, ale jest o dekadę wcześniejszy). Tym samym został złamany bojkot, i bardzo dobrze, bo zwłaszcza w przypadku tego kompozytora jest on bez sensu.

A od rana – przesłuchania I etapu.