Dużo małych głośniczków

Na sobotni wieczór Sacrum Profanum przeniosło się do Małopolskiego Ogrodu Sztuki. Dwa utwory w programie miały dwie cechy wspólne: oba były długie i w obu użyto wielu głośniczków.

Open Symmetry Amerykanina Tristana Pericha to utwór przeznaczony na trzy wibrafony i dwadzieścia głośników, z których rozbrzmiewały proste elektroniczne dźwięki. Wisiały one na stojakach za muzykami, a ich brzmienia się przeplatały. To kolejny przykład muzyki repetycyjnej, można nawet powiedzieć, że bliższej minimalizmowi, ponieważ stosunkowo niewiele się tu zmieniało. Kojarzyć się to mogło z wczesnym Reichem (choć Reich jest bardziej atrakcyjny dźwiękowo), ale podziwiać należało kondycję wibrafonistów, członków francuskiego Ensemble 0 i szwajcarskiego Eklekto. Dzięki nim było transowo i choć brzmienie było donośne, można było trochę odpłynąć. I spaść na ziemię, kiedy utwór skończył się nagle urwany.

W Koncercie fortepianowym Wojtka Blecharza było wręcz przeciwnie: dźwięki były subtelne, delikatne, relaksacyjne wręcz. Pianistka Rei Nakamura grała głównie we wnętrzu fortepianu (choć nie tylko), a „orkiestra” jej towarzysząca – to były dźwięki elektroniczne rozbrzmiewające z kilkudziesięciu malutkich bezprzewodowych głośniczków. Obsługiwał je kompozytor: włączał stopniowo, przestawiał je po sali, obracał nimi koło uszu pojedynczych słuchaczy, a pod koniec wręczał je im – można było je trzymać lub podać dalej albo postawić gdzie indziej. Powstawał więc efekt dźwięku wędrującego. Tu zakończenie było inne niż w przypadku pierwszego utworu (zawsze jestem ciekawa, jaki kto ma pomysł na zakończenie czegoś takiego): coś nowego zaczęło się dziać, a pianistka nawet zaczęła grać na klawiszach. Takie małe zaskoczenie na finał. W programie podano, że była to premiera światowa – nie bardzo, ponieważ w sierpniu utwór został wykonany na kursach w Darmstadt.

W niedzielę dwa koncerty – i koniec festiwalu. Potem parę luźniejszych dni – i zacznie się: po kilka imprez dziennie, trzeba będzie wybierać. Jedno jest pewne: nie będę chodzić na Eufonie, po prostu nie dam rady.