Dzień nostalgii
Gdyby to dziś śpiewał Orliński, pewnie nie poszłabym, bo nie miałabym humoru na coś takiego. Ale program Olgi Pasiecznik z wiolonczelistami FN miał w sobie dozę melancholii, która mi pasowała.
Szczególnie część z jej udziałem – bo w założeniu miał to być po prostu kameralny koncert wiolonczel. Ale Karolina Jaroszewska, koncertmistrzyni, która dziś wystąpiła również w roli konferansjerki (i nieźle jej to szło), opowiedziała, że akurat kiedy zgłosiła do dyrektora Andrzeja Boreyki chęć zrobienia takiego projektu, on był świeżo po wysłuchaniu Trenów Virko Baleya, kompozytora ukraińskiego mieszkającego w Stanach (ur. 1938), które przeznaczone są na sopran i dwie wiolonczele – i dołożył je im do programu. Ten utwór z lat 90., zgodnie z tytułem o charakterze lamentu, został napisany do fragmentów Trenów Jana Kochanowskiego (Baley urodził się w Radziechowie, wówczas w Polsce, dziś to ukraiński Radechiw), więc Olga Pasiecznik jako ukraińsko-polska śpiewaczka jest jego naturalną wykonawczynią; ona też swego czasu dokonała jego pierwszego nagrania. No, a jak sopran i wiolonczele, to nie mogło się obejść bez Bachianas Brasileiras No. 5 Heitora Villi-Lobosa, iście syreniego śpiewu o melancholijnym podtekście. O pozostałej części programu nie będę się rozpisywać, wiolonczeliści FN to niestety nie wiolonczeliści Filharmonii Berlińskiej, ale dobrze, że czasem i coś takiego robią.
Ogólnie smutno, bo dziś w Kościele Środowisk Twórczych żegnaliśmy prof. Jerzego Marchwińskiego. „I tak kończy się epoka” – powiedziała Maja Nosowska, kiedy wychodziliśmy stamtąd. Tak, kończy się, ale Profesor wykształcił kolejnych wrażliwych muzyków. Robert Morawski, obecny szef Katedry Kameralistyki UMFC, którą prof. Marchwiński swego czasu reaktywował, nazwał go w pożegnalnej przemowie „muzycznym tatą”. O tacie, ale dla niej prawdziwym, wypowiedziała się Ania Marchwińska (pożegnanie to odczytał ksiądz), która przecież jest jego nieodrodną córką – najlepszą obecnie w Polsce korepetytorką operową. Ona też dobrała nagrania z udziałem taty, które rozbrzmiewały podczas uroczystości. Kiedy wchodziłam, szedł akurat Hiolski w Karłowiczu. Wstrząsająca była w pewnym momencie ostatnia pieśń cyklu Frauenliebe und -leben Schumanna z Ewą Podleś, pieśń, którą żona żegna zmarłego męża (Pani Ewa siedziała z przodu…). A po odczytaniu pożegnania, które Ania zakończyła słowami o wspaniałych rodzicach (jej mamą była Halina Słonicka, zmarła w 2000 r.), zabrzmieli oni. Przepięknie.
Komentarze
Kolega Marczyński wspomina o moim wywiadzie-rzece z Ewą Podleś i Jerzym Marchwińskim, wydanym przez PWM dwie dekady temu, i nawet go cytuje. Ale słowem nie wspomina, kto go przeprowadził 😈
https://ruchmuzyczny.pl/article/3726-jerzy-marchwinski-artystyczny-monogamista
W piątek w FN w Warszawie odbędzie się specjalny koncert z okazji 83 rocznicy zamknięcia murów getta. Wystąpi chór FN i będą bardzo ciekawe utwory. Niektóre znam, innych zupełnie nie. Mam nadzieję, że PK napisze nam coś o tym. Będzie tam mój mąż (specjalnie na tym koncercie). Też jestem ciekawa jego wrażeń. Pozdrawiam. Moje następne wydarzenie muzyczne to Messiah (Händel) chóru filharmonii San Francisco w grudniu. A w nowym roku sporo ciekawych koncertów.
Pozdrawiam.
No nie będę niestety – jadę jutro do Katowic na Konkurs im. Fitelberga. Na inauguracji Sonia Yoncheva 🙂
Ten koncert jest raczej dzisiaj… Jutro idę do FN na Festiwal Eufonie, BBC SO i Vadima Gluzmana 🙂
Oj tak, rzeczywiście, ja piszę w cofniętym czasie. Getto zamknięto w szabas 83 dni temu, zakładałam, że to pewnie będzie piątek. A dzisiejszy koncert też ciekawy, właśnie zajrzałam. Życzę miłych wrażeń! Pozdrawiam.
@Frajde
Tak narzekałem na naszych laureatów, a tu Leonora przyjeżdża grać Liszta w przyszłym tygodniu na Eufoniach.
@PK
Też dopiero zauważyłem, że napisała Pani recenzję Waves dla Polityki, jakoś zgubił mi się tamten wątek, jak mamy gdzieś papierową wersję, to sobie z chęcią przeczytam. Przepraszam, że tam nie odpisałem. A co do braku wzmianki o autorstwie w RM. Cóż tu można powiedzieć. A jeszcze gorzej o redaktorze świadczy, że nie wchodzi (od tych paru dni) na bloga, bo by już poprawił!
Państwo aktywni, zasłuchani, z planami, a ja, standardowo po prostu w fotelu, dostałem taki oto niezasłużony prezent od Filharmonii Paryskiej a mianowicie prezent pod tytułem Kantorow grający Koncert „Egipski”. Jak komu tęskno do tej kompozycji, to jest to na mój gust naprawdę fajne wykonanie, a nawet jak nie podejdzie, to zawsze to po prostu świeża rzecz, przyjemnie się znaleźć chwilę w Paryżu, podoba mi się ten ich zwyczaj transmitowania koncertów, a Kantorow, wiadomo, bardzo muzykalny człowiek, brzmienie nieciepłe, ale jak kapitalnie tutaj lewą ręka dudni, artykulacje ma wspaniałą, Saint-Saensy do niego mega pasują, też są tak na granicy, ale akurat jeszcze w zakresie jego wirtuozerii, tutaj od 17 minuty:
https://philharmoniedeparis.fr/fr/live/1160923
No a na bis, otwierająca jeden z najlepszych filmów jakie kiedykolwiek widziałem, (wspominanego tu przecież ostatnio Carlosa Saury), Cría cuervos (1976), Cançó Mompou o numerze szóstym, (zresztą ponoć dedykowana razem z tańcem Rubinsteinowi, a grywana na bis, co rzeczywiście słyszałem na yt, przez Michelangeliego). Coś pięknego.
No i Sonet 104 Petrarki Liszta. Technicznie to on Grosvenorem nigdy nie był i pewnie nie będzie, tzn. żeby miało być słychać czyściutko każdą zadaną nutę, ale super są i takie natchnione powiedzmy intepretacje.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=083REEU1siI
No i w takim oberkowym tempie zaraz będę zmierzać na pociąg do Katowic 😉