Dziwna mieszanka
Kijowska Orkiestra Symfoniczna, tym razem pod batutą Vitalia Protasova, zaprezentowała dość zaskakujące ułożenie programu.
Gdy po raz pierwszy się pojawiła u nas, także w FN, dwa miesiące po rosyjskiej napaści, wystąpiła pod dyrekcją swojego szefa Luigiego Gaggero i program miała jakoś bardziej konsekwentnie ułożony. Tym razem poruszaliśmy się po epokach ruchem konika szachowego: na sam początek króciutki utwór w stylu sonorystycznym autorstwa zaledwie 22-letniej ukraińskiej kompozytorki studiującej w Londynie, Alisy Zaiki, potem Verdi – uwertura do Mocy przeznaczenia, po niej Mi-parti Lutosławskiego, a jako ostatni przed przerwą Koncert fletowy D-dur Mozarta. Jakby chcieli pokazać: patrzcie, we wszystkim jesteśmy dobrzy. Prawda, bardzo się starają i trudno się dziwić. Mankamenty są częściowo spowodowane sytuacją: jak na dużą orkiestrę ma ona stosunkowo niewiele smyczków, co spowodowało, że dęte w Verdim je przytłaczały; w Lutosławskim też trochę zabrakło „mięsa”, choć był zagrany naprawdę ładnie. Solistką w Mozarcie (też ładnym) była młoda flecistka Olha Stukalova, obecnie artystka-rezydentka w berlińskiej Barenboim-Said Academy.
W drugiej części było już więcej Ukrainy. Mychajło Werbycki, którego znamy głównie jako autora Szcze ne wmerła Ukraina, przedstawiony został z zupełnie innej strony: V Symfonią. Jak się okazuje, mimo tego, że był o 5 lat młodszy od Chopina i żył do 1870 r., jego muzyka jest raczej klasyczna, ale ukraińskie melodie nadają jej charakter, który może nam kojarzyć się z Kurpińskim czy nawet Moniuszką – kołomyjki były i w Polsce modne.
Jewhen Stankowycz (obecnie 82-letni) jest jednym z ciekawszych kompozytorów starszego pokolenia, uczniem Borysa Latoszynskiego. Poemat symfoniczny, napisany przed dekadą, jest przedziwną stylistyczną hybrydą: ma warstwy wręcz tonalne, na które nakładają się środki bardziej współczesne lub się z nimi przeplatają. Te kombinacje bywają zaskakujące.
Na koniec Bartók – Cztery utwory na orkiestrę op. 12 powstałe w 1911 r., czyli 3 lata po Bagatelach i równolegle do Zamku Sinobrodego. I to słychać w większości części, zwłaszcza w pierwszej i ostatniej; widoczne jest tu zafascynowanie muzyką Debussy’ego. Natomiast drugi utwór, Scherzo, jest już zapowiedzią Cudownego mandaryna, który powstanie dopiero gdzieś za 7 lat. Niesamowita muzyka. Orkiestrę pożegnano na stojąco, co było wyrazem uznania dla wytrwałości; publiczność była w niemałym stopniu ukraińska.
PS. Tymczasem orkiestra FN odnosi sukcesy na tournee w Azji. Cytuję: „Wczoraj bardzo pięknie zagrał Rafał {Blechacz] Koncert Schumanna z Narodową. Boreyko zaskoczył przepięknym wykonaniem Małej suity Lutosławskiego, ale również VII Symfonii Beethovena. Orkiestra pokazała się z najpiękniejszej strony”. Wiadomość prosto od Krystiana Zimermana, który tam był (w Tokio), więc można wierzyć 🙂
Komentarze
Program rzeczywiście był bardzo nietypowy – na zmianę utwory „klasyczne” i „współczesne”. Przypuszczam, że troszkę po to, aby dość przypadkowo zebranej publiczności nie skończyła się cierpliwość. 🙂
Zdziwiło mnie trochę wykonanie Stankowycza – w programie było 20 minut, wersja na YT jest 20 minut, na żywo nie było dłużej niż 10 minut, więc chyba jakaś wersja skrócona.
Fakt. Wrzuciłam nagranie wczoraj automatycznie, ale teraz posłuchałam i to raczej inny utwór był 😯 A opis w programie raczej dotyczył tego, co w nagraniu. Aż się zdziwiłam, że mowa tam była o „destrukcyjnej mocy instrumentów perkusyjnych i dętych blaszanych” – nijak się czegoś takiego nie odczuwało. A tu – i owszem, mocna rzecz.
To co oni zagrali w takim razie? Hm.
Można się zawsze nad tym pozastanawiać słuchając Kevina Chena sprzed dwóch dni 🙂 zagrał w Paryżu między innymi rzadziej słyszane Csárdás, ale i np. LvB op. 101, op. 61 Chopina, czy wbijające w fotel Erlkönig. Nie wiem, czy to zawsze będzie w wolnym dostępie, więc proszę brać i korzystać:
https://www.medici.tv/en/concerts/kevin-chen-performs-beethoven-chopin-liszt-fondation-louis-vuitton