Wokół Janiewicza

Orkiestra FN wciąż w trasie, więc w jej siedzibie gościmy różne zespoły. Dziś odwiedziła nas Wrocławska Orkiestra Barokowa pod batutą Andrzeja Kosendiaka, z Bartłomiejem Niziołem jako solistą.

Głównymi więc punktami programu były dwa koncerty Feliksa Janiewicza – IV Koncert A-dur i V Koncert e-moll, a okalały je dwa utwory Haydna, który był z nim zaprzyjaźniony, Niezwykła to była postać ten Janiewicz, urodzony 6 lat po Mozarcie, a zmarły na rok przed Chopinem, wirtuoz skrzypiec, dyrygent i biznesmen, obywatel świata rodem z Wilna. Tutaj jest dość obszerny jego biogram, który zaświadcza jednak także, że wielu rzeczy o nim do końca nie wiemy i być może niejedno jeszcze mogłoby nas zaskoczyć.

Jakim był wirtuozem, świadczą o tym partie solowe koncertów – tak piekielnie trudne, że nie da się niemalże ich wykonać precyzyjnie. W 2013 r. na ChiJE grał V Koncert Zbigniew Pilch i nie było to wykonanie udane, choć później nagrał koncerty Janiewicza z MACV pod Kaiem Bumannem (dziś wystąpił jako koncertmistrz orkiestry). W ostatnich latach z {oh!} Orkiestrą na tymże festiwalu grała je Chouchane Siranossian; tu już było dużo lepiej, choć i ona momentami czuła się chyba nie do końca pewnie. Ale jeśli nawet Nizioł w IV Koncercie miał chwilami kłopoty z intonacją, to znaczy, że to jest rzeczywiście napisane morderczo. W V Koncercie było już dużo lepiej, wręcz efektownie. Swój występ solista uzupełnił bisem: IX Kaprysem Paganiniego (który uważał Janiewicza za swego mistrza).

Te koncerty bardzo się od siebie różnią; dzieli je prawdopodobnie około dekady. IV Koncert ma stylistykę bardziej klasyczną, bliską Haydnowi, natomiast V Koncert jest już bliższy stylowi brillant i, co ciekawe, zawiera motywy ludowe. Pierwszy temat I części brzmi z ukraińska, a finałowe rondo oparte jest na kołomyjce, mającej posmak żydowski. Takich tematów wschodnich używał jeszcze Chopin w swojej młodzieńczej Fantazji na tematy polskie – wbrew tytułowi II temat, w moll, jest właśnie kołomyjką. Ale taka była wówczas moda, dumki też w polskich salonach grywano.

Muszę pochwalić też WOB, którą tym razem poprowadził dyrektor NFM (choć ma swój zespół). Początkowa uwertura do opery L’isola disabitata zagrana została z prawdziwym dramatyzmem, podobnie jak I część Symfonii g-moll Hob. I;83 (do dziś jest dla mnie zagadką, czemu tę symfonię przezywano Kurą) – późniejsze były już lżejsze w nastroju, a finał wręcz dowcipny. Orkiestra jest w dobrej formie. Grała na stojąco, co czyni już coraz więcej barokowych zespołów. Ten program (poza uwerturą) powtarza jutro – a właściwie już dziś – w NFM.