Pomian & Odrowąż Company

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Piekło zamarzło: w Teatrze Stanisławowskim nobliwa Polska Opera Królewska wystawiła Halkę uwspółcześnioną. Ale w przypadku wersji wileńskiej to łatwiejsze.

Nie ma w niej tańców góralskich, jodeł na gór szczycie, rannego słonka ani mazura. Można więc odrzucić cały folklorystyczny sztafaż. W takim neutralnym, acz wiadomo, że górskim krajobrazie (II akt rozgrywa się na jarmarku w jakimś podgórskim kurorcie) można przejść do dnia dzisiejszego, bo problemy są wciąż niestety aktualne. Reżyser Wojciech Adamczyk postanowił zbudować rzecz na opozycji zamożnych i niezamożnych, a nie szlachty i chłopów. Ma to jakiś sens.

Dużo jest powiedziane strojami. Moniuszkowa szlachta to tutaj biznes: przed kurtyną na początku stoją nawet reklamowe banery „Pomian Foods” i „Odrowąż Entreprises”. Na zaręczynach panowie w garniturach, w większości bez gustu, otaczają jedyną kobietę – Zofię, w też niezbyt gustownej, ale zgrabnej sukience. W centralnym punkcie uroczystości podpisują jakieś papiery, najpewniej chodzi o fuzję przedsiębiorstw, bo banery zostają w tym momencie zamienione na reklamę firmy Pomian & Odrowąż.

Halka, przedstawicielka ludu, ubrana jest z kolei w bezkształtną sukienkę w tureckie wzory (w I akcie nosi do niej torebeczkę z Desiguala) i ma fryzurę rozczochranej Ofelii. Jontek – jak wiadomo, w wersji wileńskiej baryton – jest motocyklistą (motocykl prowadzi ze sobą, a jakże) w skórzanej kurtce z ćwiekami i bandance na głowie. W II akcie nie ma oczywiście góralskich strojów, jest prowincjonalna elegancja. Halka nawet tam nie pasuje.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Byłam dziś (wczoraj nie mogłam) na drugiej obsadzie, która wydała mi się w większości ciekawa. Rolę tytułową śpiewała Justyna Khil i muszę powiedzieć, że bardzo ładnie, z uczuciem. Wierzyło się jej. Na konferencji prasowej mówiła, że cieszy się, że gra w wersji uwspółcześnionej, bo taką Halkę ona rozumie i jest jej bliska. Problem dzieciątka rozwiązany jest w ten sposób, że w obłąkaniu Halka porywa z jarmarcznego stoiska lalkę i udaje, że to jest właśnie jej dziecko.

Jontkiem był dziś Łukasz Hajduczenia – naprawdę znakomity, a jeszcze na dodatek również dobry aktorsko i przystojny. Januszem był Łukasz Klimczak, który kilka lat temu wystąpił w tej roli w Operze Narodowej – jak się okazuje, to bratanek dyrektora POK Andrzeja Klimczaka (skoro już to wiem, widzę pewne rodzinne podobieństwo), jest po studiach we Wrocławiu i Londynie, współpracuje też z Operą Narodową. Z pobocznych ról warto zwrócić uwagę na Zofię (Aleksandra Łaska) o ładnej barwie głosu. Orkiestra pod batutą Dawida Runtza (rozmiaru zapewne takiego, jak na pierwszym wykonaniu w Wilnie, czyli niespełna 30 muzyków) uwerturę zagrała trochę płasko, ale później nieźle towarzyszyła śpiewakom. Jak zobaczyłam chór, to poczułam się jak w dawnym WOK Sutkowskiego – śpiewają w nim osoby, które kiedyś były tam solistami. Ciągłość zachowana.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj