Manekiny w Polinie

Nie po raz pierwszy na Polin Music Festival odbył się wieczór teatralny, ale tym razem był to spektakl, który 1 marca będzie miał premierę w Operze Wrocławskiej.

Zapewne niewielu dziś już kojarzy Zbigniewa Rudzińskiego, choć może dzieci z lat 70. pamiętają charakterystyczny „podskakujący” motyw z muzyki do dobranocek Gucio i Cezar. Z perspektywy choć napisał niemało utworów, które były wykonywane, pozostał – poza tym – kompozytorem jednego dzieła: opery kameralnej, która stała się przebojem.

Manekiny według opowiadań Brunona Schulza (głównie Traktatów o manekinach) zamówił dla Opery Wrocławskiej ponad 40 lat temu Robert Satanowski, który podówczas był jej dyrektorem. W rok później przeniósł się do warszawskiego Teatru Wielkiego, a spektakl pojechał za nim i wystawiany był w sumie prawie 200 razy, w tym za granicą. Był to spektakl zupełnie inny od dzisiejszego: reżyserował go Marek Grzesiński (wówczas jeszcze nie Weiss), scenografię robił Janusz Wiśniewski, a kostiumy Irena Biegańska, więc było to w stylu charakterystycznym dla tych artystów: koronkowe obrusy, falbanki, te rzeczy. Główną rolę protagonisty-Jakuba grywał Jerzy Artysz w mocnej charakteryzacji i z rozwichrzoną brodą.

Dziś pokazano nam realizację Kamili Siwińskiej, młodej reżyserki, autorki ciekawych spektakli Brittena Polskiej Operze Królewskiej (Gwałt na Lukrecji, Dokręcanie śruby); ona była też odpowiedzialna za scenografię i reżyserię świateł, a kostiumy stworzyła Martyna Cierpisz. To również spektakl kameralny, występuje w nim kilkoro instrumentalistów i kilkoro śpiewaków. Stronę wizualną zainspirowało zdjęcie Menachema Kipnisa z Grodziska (to z lewej; niestety nie ma lepszej reprodukcji w necie, przedstawiające rynek wypełniony tłumem chasydów, ze stojącym pośrodku człowiekiem w jasnym kitlu; podpis mówi, że to „słynny wariat Brudasz”, który „wygłasza przed wszystkimi swoje mądrości”. Całkiem jak Jakub.

Postać Jakuba, wystylizowana trochę na owego Brudasza ze zdjęcia, dominuje na scenie – mamy mnóstwo Jakubów, poza tym właściwym, granym i śpiewanym znakomicie przez Tomasza Rudnickiego każdy z instrumentalistów siedząc tyłem do widowni ma przypiętą do pleców podobiznę Jakuba. Pozostałe stroje dość fantazyjne: Polda i Paulina (Liliana Jędrzejczak i Aleksandra Malisz), „żywe manekiny”, to blond chichotki w kolorowych szyfonach, zachowujące się dość sztucznie, jak to manekiny; stroje nieszczęśliwej królowej Dragi (Barbara Bagińska) i Edzia Kaleki (Jędrzej Tomczyk) trudno opisać, mają jakby dodatkowe łapy, co upodabnia je do wielkich pająków; jest jeszcze Eliza Kruszczyńska w podwójnej roli: niemej – pokojówki Adeli i śpiewanej – demonicznej Magdy Wang. Do tego jeszcze Anarchista Luccheni (Aleksander Zuchowicz), trochę Jakubopodobny. Wszystkiemu towarzyszą jeszcze projekcje ruchomych postaci Jakuba, Dragi i Edzia.

Czy muzyka się zestarzała? Chyba nie. Język współczesny, ale zawiera wiele parodii i cytatów, np. z kankana, ale też z… Bartóka (prześmiewcze momenty z V Kwartetu smyczkowego i Koncertu na orkiestrę). Muzycy mają pole do popisu. Tym razem chyba też się przyjmie.