Harnasie i sztuczna inteligencja

Co ma jedno do drugiego? Po dzisiejszym koncercie w NOSPR można powiedzieć, że Harnasie wygrały, ale o to akurat nietrudno.

Różne już bywały pomysły, żeby sprzedać w świat Szymanowskiego, czasem udane, ale wciąż się nie zakorzenił w świecie tak, jak by na to swoją jakością muzyki zasługiwał. Najbardziej to się chyba udało z Królem Rogerem; z Harnasiami jest trudniej, choć to też wspaniała muzyka. Ale zupełnie inna, przesiąknięta folklorem góralskim, co może być dla wielu niełatwe. Dla nas jest bliska, bo znamy dobrze ten folklor, wiemy, co to Tatry i jaka za nimi i ich mieszkańcami stoi legenda, jakie mają miejsce w naszej kulturze – również dzięki Szymanowskiemu właśnie.

Dosłowności dziś nie lubimy, więc próbujemy oprawiać tę muzykę inaczej, ale z jakim skutkiem? Dziś właśnie rozmawialiśmy z kolegami o interpretacji, jaką dała w Operze Narodowej parę lat temu Izadora Weiss, łącząc dzieło Szymanowskiego z Biegunami Olgi Tokarczuk: skutek był taki, że po wyjściu pamiętało się raczej Tokarczuk niż Szymanowskiego.

Teraz był pomysł: sprowadzić do NOSPR Edwarda Gardnera, żeby zadyrygował polskimi zespołami, czyli NOSPR i Chórem Opery i Filharmonii Podlaskiej (kiedyś nagrał Harnasie z zespołami BBC) i namówić znanego choreografa Wayne’a McGregora do stworzenia interpretacji tanecznej, ale sfilmowanej i przekształconej w coś, co będzie można wyświetlić nad estradą – tancerze przecież by się tu nie zmieścili. Artysta wziął więc do tego celu troje tancerzy – kobietę i dwóch mężczyzn (jak w oryginalnym balecie), a także zdjęcia gór filmowane z drona, i przepuścił to wszystko przez sztuczną inteligencję, a efekt był wyświetlany na zawieszonej konstrukcji z dwoma połączonymi ekranami, która też co jakiś czas się obracała. Nie powiem, żeby wynik był udany, a co jakiś czas miałam wręcz wrażenie, że coś nie wyszło, choć początek, kiedy pojawiły się owe trzy postaci, i później moment, gdy pejzaże górskie są przetwarzane w formy abstrakcyjne, zapowiadały coś ciekawszego. W sumie jednak odnosiło się wrażenie przypadkowości tego zestawu; co prawda McGregor pisze w słowie wstępnym, że ze swym zespołem kierowali się „szczegółową analizą partytury”, a z niej wyprowadzali „sposób, w jaki tematy i obrazy zostaną wyświetlone na rzeźbie kinetycznej”, ale ja mu po prostu nie wierzę. Gdyby rzeczywiście zgrać to, co dzieje się w obrazie, z muzyką, byłoby o wiele lepiej. McGregor pisze jeszcze: „Mamy nadzieję, że Szymanowski byłby tym projektem podekscytowany i może nawet nieco zaskoczony. I Diagilew też!” – i powiem złośliwie, że pewnie mogliby być w momentach, gdy widać kształtne męskie muskuły.

Ale przede wszystkim jednak Harnasie to muzyka, a ta wypadła pięknie. Oprócz zespołów i dyrygenta należy jeszcze wymienić (i pochwalić) solistę, Andrzeja Lamperta. Chór jeszcze przedtem w uzupełnieniu wykonał urocze Five Flower Songs op. 47 Brittena. Za tydzień A Body for Harnasie ma się pojawić w londyńskiej Royal Festival Hall, ale w wykonaniu LPO; także Brytyjczycy pokażą to w Brugii.