Muzyka z Drezna
Można powiedzieć, że obaj byli trochę „nasi” – i Jan Dismas Zelenka, i Johann Adolph Hasse – ponieważ obaj byli związani z dworem Augusta II Mocnego.
Hasse zajmował się tam głównie tworzeniem oper (napisał ich w sumie 120!), muzyka instrumentalna była na dalszym planie. W tym sonaty klawesynowe, których słuchaliśmy na pierwszym koncercie Actus Humanus Resurrectio, po południu w Ratuszu Głównego Miasta, w wykonaniu Lilianny Stawarz.
Hasse był w swoich czasach gwiazdorem, później na długo zapomnianym. Zapewne jednym ze źródeł jego powodzenia była niezwykła łatwość pisania. Trzeba tu wziąć pod uwagę, że muzyka była wówczas straszliwie skonwencjonalizowana i jeśli tylko znało się odpowiednie – jak by to nazwać – gesty, zwroty muzyczne, takie stempelki, no i jeśli oczywiście znało się dobrze warsztat orkiestrowy i wokalny, to można było rzeczywiście trzaskać tych oper na tony. Sonaty też składają się z takich konwencjonalnych zwrotów i trzeba przytomności i kunsztu takiej artystki, jaką jest Lilianna Stawarz, żeby zagrać pod rząd wszystkie sześć z op. 7 i żeby to jeszcze miało wdzięk. To właściwie formy pośrednie między sonatą a suitą – aż cztery z nich kończą się menuetem.
Rola czeskiego kompozytora na drezdeńskim dworze była zupełnie inna: zajmował się tam przede wszystkim muzyką religijną. Václav Luks, najwybitniejszy chyba (choć nie pierwszy) specjalista od wykonywania Zelenki, który ze swoim Collegium 1704 nagrał z jego muzyką cały szereg płyt i propaguje ją, gdzie tylko może, mawia, że często, kiedy chce je wykonywać za granicą, jest proszony o dodanie do programu jakiegoś bardziej znanego nazwiska, które przyciągnie publiczność. Chętnie więc łączy Zelenkę z Bachem, ponieważ jest to zestawienie na zasadzie kontrastu, korzystne dla obu stron: „Łączy ich wysoka jakość muzyki. Dzielą kulturalne, historyczne i rodzinne korzenie. Bach wywodził się z tradycji protestanckiej, luterańskiej, o silnym pierwiastku racjonalizmu. Zelenka był głęboko zakorzeniony w katolicyzmie, kształcił się u praskich jezuitów, a później działał na katolickim dworze w Dreźnie. Jego muzyka jest bardzo emocjonalna, na swój sposób zainspirowana stylem włoskim. I jest o wiele wygodniejsza do śpiewania niż utwory Bacha, który pisał partie wokalne w sposób instrumentalny”.
Tym razem nie musiał dokonywać takiego połączenia – cały koncert w Centrum św. Jana był poświęcony Zelence i jego lamentacjom na Wielki Tydzień. Są one zróżnicowane pod względem charakteru, a także instrumentacji: jedne wymagają kilkunastoosobowego zespołu, w innych śpiewakowi towarzyszy tylko continuo (w tym wypadku pozytyw i teorba). Wszystkie jednak zawierają i wywołują prawdziwe emocje – też oczywiście są tu konwencjonalne zwroty, ale ani przez chwilę nie czujemy tu „stempelków”, lecz prawdziwe przeżycia, nie mówiąc już o ciekawszej harmonii. Wokalnie to są też utwory bardzo wymagające. Z dużą przyjemnością słuchało się międzynarodowych solistów – śpiewającej altem Włoszki Margherity Marii Sala, polskiego tenora Krystiana Krzeszowiaka (choć parę momentów w górnym rejestrze było na granicy) i słowackiego basa Tomáša Šelca o pięknej, ciepłej barwie. Luks prowadził zespół od pozytywu, a w zespole obok smyczków pojawiały się też takie instrumenty jak np. chalumeau, flety traverso, oboje i fagot.
Piękny wieczór. Jeśli o mnie chodzi – jedyny na tym festiwalu niestety.