Chłopskie oratorium
Właściwie nie wybierałam się na ten koncert, ale namówił mnie Łukasz Borowicz, kiedy widzieliśmy się w Lublinie – i nie żałuję.
Dyrygent mówi, że to jego ulubiony utwór i mógłby być ostatnim do usłyszenia w życiu. Ja nie mam aż takiego stosunku do Pór roku Haydna, ale w istocie wydawały mi się zawsze ciekawsze od Stworzenia świata, choć jak na mój gust oba utwory są za długie i chwilami mają mielizny. Jednak są momenty bardzo interesujące, jak mroczny, dysonansowy wstęp do Lata, i podniosłe, jak chóralne fugi kończące części. A dźwiękonaśladownictwo jest po prostu rozczulające, począwszy od porannego piania koguta poprzez pogoń psa za zwierzyną po pracę na kołowrotku, nie mówiąc już o grzmotach na kotłach, które zaledwie kilka lat później Beethoven powtórzy w Pastoralnej. Nie brak też recyklingu, np. pierwsza aria Szymona oparta jest na II części wcześniejszej o dekadę 94. Symfonii G-dur, znanej jako Niespodzianka.
Dzieje się więc w sumie wiele, choć akcji właściwie nie ma. Bohaterami są gospodarz Szymon, jego córka Hanna i jej ukochany, młody wieśniak Łukasz. Tatuś jest pobożnym moralizatorem i zawsze przypomina, że wszystko zawdzięczają Bogu. Tu włącza się chór i wzmacnia te podniosłe uczucia. Świat kręci się według stałego schematu zmian, wszystko ma swój czas i miejsce i to jest właśnie treść tego utworu. Niestety dziś ten schemat już nie działa – cavatinę Łukasza z Lata o upale moglibyśmy właściwie sobie zaśpiewać już tydzień temu… Wracając jednak do muzyki: zwraca uwagę stylistyka samych partii śpiewanych. To w sumie dość proste piosenki, nie napuszone arie, tylko melodie, które muzykalny niemiecki chłop spokojnie by zaśpiewał, choć niektóre oczywiście łatwiejsze, niektóre trudniejsze. To prostolinijna (lecz nie prostoduszna) i szczera muzyka.
Wykonanie przez solistów i zespoły Filharmonii Narodowej pod batutą (entuzjastyczną) Łukasza Borowicza było może zbyt dwudziestowiecznie ciężkie – jednak już przyzwyczailiśmy się do Haydna na instrumentach z epoki, to o wiele lepiej brzmi i proporcje są lepsze. A i tak, mimo że rogi nie były naturalne, nie obeszło się bez kiksów. Świetnie jak zawsze wypadł chór; solistom też może nie wszystko wyszło idealnie, jednak z czasem się rozkręcili. Natalię Rubiś i Roberta Gierlacha już dobrze znamy, ale ciekawy głos ma młody czeski tenor Petr Nekoranec – brzmiał donośnie, jakby był nagłośniony, a to po prostu taka emisja. W programie przeczytałam, że ma śpiewać rolę Pasterza w Królu Rogerze i właśnie znalazłam, że odbędzie się to na zakończenie przyszłego sezonu w Brnie. W sierpniu natomiast usłyszymy go na Chopiejach jako Stefana w Strasznym dworze z Europa Galante.