Niech się mury pną do góry…
W pięknym mieście Wrocławiu na Placu Wolności, niedaleko Opery, jest już duża dziura w ziemi. Ogrodzona. Na ogrodzeniu szumny napis: Narodowe Forum Muzyki. Jak się okazuje, nie jest to nazwa ostateczna obiektu, który w tym miejscu powstanie. Prasa została nawet zachęcona do ogłoszenia w przyszłości konkursu. Ta przyszłość – to dopiero za trzy lata: na wrzesień 2011 r. planuje się zakończenie budowy. Prezydent Rafał Dutkiewicz obiecał po pierwsze, że jeżeli dotacja unijna zostanie przycięta, to będzie się starał dołożyć z miejskiej kasy, a po drugie – że nie będzie się oszczędzało na jakości materiałów; co najwyżej nie ze wszystkim zdąży się na czas, np. z wystrojem którejś z sal czy z organami, które mają być w tej największej.
Wizualizacje sal koncertowych i głównego foyer pokazywano dziś we wrocławskim Ratuszu. Założeniem jest kontrast z pobliskim, tradycyjnym i ozdobnym gmachem Opery: tu będzie nowocześnie, dwudziestopierwszowiecznie. Największa sala na 1800 osób, kameralna na 180-200, jeszcze w podziemiach dwie sale prób, które również mogą być używane na koncerty i imprezy (jedna na 300, druga na 200 osób). Ma tu być wykonywana muzyka bardzo różna, sale mogą być też wynajmowane w celach kongresowych.
Pytanie, czy te sale, zwłaszcza największą, na koncertach da się zapełnić. Powstanie obecnego, niewygodnego gmachu Filharmonii Wrocławskiej (nowy ma być jej docelową siedzibą) z dość paskudną i niedużą salą koncertową zainicjował 40 lat temu jeszcze Andrzej Markowski jako rozwiązanie prowizoryczne; wiadomo, że prowizorki w tym kraju żyją najdłużej. Ale i tę salę w sezonie niełatwo zapełnić. Choć Wrocław jest jednym z najbardziej umuzycznionych miast w Polsce – na koncertach festiwalu Wratislavia Cantans zawsze są tłumy. Ale te koncerty najczęściej są w kościołach. Obecny szef artystyczny Paul McCreesh chce wprowadzić koncerty symfoniczne do nowego centrum, kiedy zostanie wybudowane.
Miasto ma na szczęście świadomość, że nowa sala musi być dla kogoś. Mają więc tu działać specjalne programy edukacji muzycznej; będzie też więcej klas muzycznych we Wrocławiu. Mnie się jeszcze marzy, żeby w nowym centrum od czasu do czasu pojawiała się impreza podobna do Szalonych Dni Muzyki w Nantes (które zresztą co roku poprzedzane są cyklem zajęć edukacyjnych w mieście i okolicy), tylko potrzeba jeszcze takiego menedżera-wizjonera, jakim jest twórca i szef nantejskiej imprezy, Rene Martin.
W Polsce powstaje jeszcze w tym czasie druga duża sala: Opera i Filharmonia Podlaska (zwana też szumnie Europejskim Centrum Sztuki) w Białymstoku. Ten gmach ma powstać wcześniej – już w przyszłym roku. Ministerstwo Kultury deklaruje swoje wsparcie. Sala ma być tak sprytnie wybudowana, żeby można było dzielić widownię; w swoim maksymalnym wymiarze ma mieścić 1000 osób (wynajmy na kongresy również są przewidziane). To będzie pierwsza opera na Ścianie Wschodniej (ma działać najprawdopodobniej na zasadzie impresaryjnej, bez stałego zespołu). Tymczasem ma już ona wielu wrogów. Pytają: dlaczego i po co komu opera, czy nie ma ważniejszych spraw, szkoda pieniędzy, no i w ogóle jest za duża.
Zamierzam się tam wybrać i wybadać teren, ale myślę, że i tam bardzo szybko trzeba zadecydować o rozwoju muzycznej edukacji. I przeprowadzić to sensownie. No bo inaczej – faktycznie, dla kogo to?
Komentarze
Zycze powodzenia wroclawskiemu oraz bialostoskiemu przedsiewzieciu. Oby tylko ie doszlo to tego, co trapi wiekszosc wielkich projektow publicznych: skandaliczne przekroczenie kosztow, z roznych przyczyn zreszta.
Co zapelniania sal koncertowych, to nawet najlepsza edukacja muzyczna spoleczenstwa nie pomoze jesli imprezy beda za drogie na kieszen przecietnego odbiorcy. Zapelnic widownie na 1800 osob nie jest latwo, nawet raz na jakis czas. Trzeba miec tylko nadzieje, potencjalni widzowie wznoszonych sal koncertowych beda wystarczajaco zamozni i umotywowani, zeby wydac raz na jakis czas pewna kwote pieniedzy na koncert.
Inaczej powstana tzw. „biale slonie”.
Pozdrawiam.
Sale koncertowe zaczynają tu i ówdzie wypełniać turyści zagraniczni… Więc może to jakaś szansa i uzasadnienie dla powstawania ‚ambitnych’ kubatur.
W stosunkowo nowej filharmonii monachijskiej Am Gasteig najbardziej zachwycały mnie te maleńkie i większe sale ‚studyjne’, gdzie można było wpaść o abstrakcyjnych porach południowych (bo człowiek akurat przechodził) i zawsze coś było… Najczęściej studenci i podyplomowi, ale z super przygotowanym programem i (w)prowadzeniem. Z reguły za darmo…
To prawda: pamiętam turystów na ostatniej Wratislavii. Właściwie większość sąsiadów, których ‚pochodzenie’ mogłem jakoś zweryfikować to byli obcokrajowcy (Anglicy i Rosjanie).
Zapełnienie sali to kwestia wielu czynników, w znacznej mierze wykreowania wydarzenia artystycznego. Niestety… (Niestety, bo wolałbym by ludzie przychodzili po prostu dla muzyki, gdyż mają na to ochotę…)
Co do szalonych dni — przypomniało mi to rozmowę ze znajomymi, z którymi spotkałem się ostatnio na koncercie. Koncert chwalili, ale stwierdzili jednocześnie, że polskim artystom, których znają ze scen brakuje jakiejś scenicznej osobowości, wykonują muzykę dobrze, ale są nazbyt sztywni, jakby tłumią emocje. Ja wiem, że to nie o wszystkich polskich artystach (wcale nie tak dawno oglądałem Krzysztofa Jakowicza na żywo), ale rzeczywiście takich wyrazistych osobowości trochę jest jakby trochę mało.
ale
już dość narzekań i gderań
i tylko chciej i tylko spójrz jak rośnie wkrąg… 😉
(…pokolenie młodych artystów, doskonalących swe warsztaty i osobowości sceniczne… także za granicą, bez kompleksów…)
😉 🙂
Mieszkam w Białymstoku. Nie słyszałam tu głosów przeciwnych budowie nowej Filharmonii, sama też jestem za. Na koncerty w obecnej przychodzą osoby w różnym wieku, dużo też osób młodych. Problem to niskie płace na tym terenie, więc wiele osób niestety na bilet nie stać. Może się poprawi…
Wszystkim życzliwym za życzenia powrotu do zdrowia przesyłam serdeczne: Urząd Skarbowy odpuść…
Dodam, że wiedzą co czynią życzliwi: moja cielesna powłoka dostarcza niezapomnianych wrażeń, które jednak w porównaniu z zamieszkującym ją duchem, który mógłby się błąkać po świecie w razie życzeń niespełnienia, są niczym…
P.S
Komisarzu, druhu wierny
Tyś jest zawsze mi koszerny 🙂
Pomiem krótko, od niechcenia,
Nie masz druha ponad zeena!
zeen, czy zaświadczenia dla Urzędu Skarbowego będą wydawana na piśmie? Oni tam nie wierzą w życie pozapapierkowe. 🙁
Mam nadzieję, że zmasowana akcja dywanikowa miała przynajmniej materialny wpływ na słupek rtęci… 🙂
Komunikat Wujka Lulka do Doroty z sasiedztwa.
Przyslali mi biuletyn TONKÜNSTLER, luty, sierpien 08. Na okladce wolowymi literami.
Time for a Revolution
<> auf der Spur.
Jesli chcialabys sobie poczytac w jezyku niemieckim, chetnie wysle poczta na wskazany przez Ciebie adres.
Tenze prosze na mój prywatny mail przeslac.
gmerenyxi@aon.at
Pan ( wujek ) Lulek
Poprawiam adres mail:
gmerenyi@aon.at
gmerenyi@aon.at
PL
Bobiku,
a poproś o wydrukowanie tego, com napisał i niech Twoi przedłożą w Urzędzie. Będą powody do radości: jeśli nie Twoich, to Urzędu na pewno…
Zmasowana akcja dywanikowa (termin wart odnotowania 🙂 ) toutes proportions gardées, przyda się pewnie jeszcze w ważniejszych przypadkach niż marny słupek rtęci…
Panie Lulku,
takie zostawianie adresów na wierzchu jest niebezpieczne, bo jak sie boty zwiedzą, to będą sypać spamem 🙂
Skoro „szalone dni muzyki” juz są, to może we Wrocławiu „dni muzyki szalonej”? 🙂
@Pani Kierowniczka
@Pan Lulek
W najnowszym wydaniu „Tonkünstler” jest super ciekawy artykuł, który tematycznie pasuje do blogu „Pieśń przerwana” Pani Kierowniczki:
„Unvollendet: Zwei als „unvollendet” bezeichnete Werke stehen auf dem Programm eines Konzerts der Ton künstler mit dem renommierten Dirigen ten Bruno Weil: Schuberts „Unvollendete” und Bruckners Symphonie Nr. 9, die er „dem lieben Gott” widmete und auf dieser Erde nicht mehr vollenden konnte.”
Do bezpośredniego wglądu:
http://www.tonkuenstler.at/upload/images/TON-Magazin%20Nr.%2013.pdf
🙂
Idąc tym tropem: Dni muzyki Szalonka? 🙂
zeen napisał:
„Zmasowana akcja dywanikowa (…) przyda się pewnie jeszcze w ważniejszych przypadkach niż marny słupek rtęci…”
To brzmi tajemniczo; czyżby zamierzał kandydować…., np. do Parlamentu? 🙂
„Pierwszy kreskę dam, a Pan Michał oponentów wysiecze…” 🙂
A tak reaktywować ruch Pro Simphonica nie łaska? Ilu jest licealistów w przeciętnie wielkim mieście? Niech tylko 10% z nich wykupi karnety na koncerty (odpowiednio tanie jeśli masowe) i sale będą pełne. A przy okazji wzorem niegdysiejszym i stowarzyszenia młodzieżowe i dyskusje i pisemka. Niemal całe średnie wiekiem pokolenie w moim mieście, to wychowankowie PF
Witajcie! Wróciłam w końcu do stolycy po małych sześciu godzinach 🙁
Lulku, to to samo, co podał w linku Moguncjusz? Bo jeśli tak, to już sobie wydrukowałam – dzięki! Mój niemiecki jest marny, ale coś tam zrozumiem.
Jaruta: chyba Pro Sinfonica jeszcze istnieje, ale jakoś skarlała. Dokładniej rzecz biorąc nie wiem, muszę to sprawdzić. Kiedyś to rzeczywiście była potęga. Do takich rzeczy jednak potrzeba ludzi…
Nieustająca zmasowana akcja dywanikowa za zdrowie zeena! A ja robię znów w niedzielę nalot dywanikowy na Miasto Łódź 😀
Jeszcze do Teresy Stachurskiej: cieszę się, że wśród ludzi nie ma głosów przeciw, czytałam bardzo ostre i agresywne głosy prasy, zwłaszcza „Gazeta Współczesna” ostro jedzie na dyrektora filharmonii i władze miejskie. Muszę zrobić wizję lokalną, nie ma rady 🙂
Doszczeknę coś, bo trochę się ostatnio zajmowałem polityką kulturalną i finansowaniem kultury w Niemczech, gdzie zresztą zagęszczenie scen muzycznych jest największe na świecie (nawet ze sporym odstępem). Ponieważ forsa na kulturę płynie tutaj, z bardzo niewieloma wyjątkami, z budżetów lokalnych (miasto, gmina), to i dyskusje na temat np. inwestycji toczą się raczej na poziomie lokalnym. Bo i skąd Berlin miałby wiedzieć, co jest potrzebne Kolonii, Stuttgartowi, albo tzw. d… świata (niemiecki odpowiednik Pipidówki)? Ale, niezależnie od szczebla i od modnej ostatnio tendencji urynkowiania wszystkiego, co się da, nikt nie ma wątpliwości, że bez żadnego w ogóle mecenatu kultura nie ma szans przeżycia. Więc różnicuje się oferty cenowe, zarabiając na (zdrowym) snobizmie lub namiętności do kultury lepiej sytuowanych, a sponsorując zwłaszcza młodzież, ale i bezrobotnych, emerytów, itd. Nikt nie wpadłby na tak obłąkańczy pomysł, żeby np. teatr muzyczny miał funkcjonować wyłącznie za wpływy z biletów, ale też stara się tenże teatr wykorzystać do maksimum, pakując tam poza czasem przedstawień i prób różnego rodzaju warsztaty, projekty, sceny młodzieżowe, itp. Kosztuje taniej, niż specjalnie wynajmować pomieszczenia, a instytucja żyje. To samo w muzeach – cała masa specjalnych programów dla dzieci i młodzieży, specjalni pedagodzy muzealni na etacie. I jakoś to się opłaca – a Niemcy są praktisch i liczyć naprawdę potrafią.
Mamy teraz mądrego ministra kultury – on właśnie podkreśla, że obiekty kulturalne winny pracować na siebie poprzez zróżnicowaną działalność. Obiecuje, że będzie na to wpływał. Oby…
A a propos niskich cen: na wspomnianych Szalonych Dniach Muzyki w Nantes jedna z atrakcji to bilety po kilka euro 😉
W mojej niewielkiej niemieckiej mieścinie występował nie tak dawno Nigel Kennedy. Zrobiono z tego imprezę absolutnie snobistyczną – gala, po występie bankiet z udziałem artysty i oficjeli, cena zaporowa (160 euro na pysk!), no, nie dla psa kiełbasa. Ale wkrótce potem szkoła muzyczna dostała sporą dotację. Tak się to kręci 🙂
Ale przyszedł tam ktoś?
Zawsze znajdzie się parę osób, dla których cena 160 podnosi niezwykle wartość artysty i wydarzenia.
mt7 – trafienie w dziesiątkę. Poza tym publiczność na tego typu imprezach nie składa się z samych melomanów, ale również z osób, które chcą się pokazać w gronie wybrańców i przy okazji pozałatwiać różne sprawy i sprawki. To trochę jak gra w golfa, też zresztą nietania 🙁
„… cena 160 podnosi niezwykle wartość artysty i wydarzenia …”
Nie wierzę, nie tylko cena biletu o tym decyduje (media, dawniej publikatory ???).
Co jest z artystami, któży są naprawdę bardzo dobrzy, a nawet za cenę 50 PLN nikt, albo bardzo mało osób przychodzi.
To jest to co podrzucil Moguncjusz. Ja dostaje to w postaci broszury. Od przyszlego sezonu, czyli jesieni biezacego roku, postanowilem wrócic do starych obyczajów i co najmniej raz w miesiacu byc na koncercie w Zlotej Sali w Wiedniu. Zamówie znowu stale miejsce. Tym razem niestety chyba tylko pojedyncze.
Sprawozdawac nie bede, bom nie muzykolog tylko
Pan Lulek
Pani Dorotko,
ja mam wrazenie (klawiatura fiksuje), ze Opera kazdemu mila, a pretensje tycza kasy. Moze min.Bienkowska chce wstrzymac srodki, a tutejsze media – niezbyt swiadome powagi sytuacji – pomagaja podbijac bebenek…
Proponuje jeden artykul z Wspolczesnej:
http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080208/MAGAZYN/409680696&SearchID=73309470942845 . Po wpisaniu na stronie Gazeta Wspolczesna w wyszukiwarke slowa opera – wyswietli sie ich wiecej.
Pozdrawiam, Teresa
Pani Kierowniczka martwi się, czy uda się zapełnić nowe sale, a ja się zastanawiam, co będzie z tymi wielkimi stadionami, które zbudujemy, chociaż jesteśmy biednym państwem i nie stać nas na zupełnie podstawowe inwestycje i finansowanie.
Zastaw się, a postaw się?
O tak, tak, ale ludzi kultury cechuje widać większa odpowiedzialność niż ludzi sportu 😆
A teraz który z czytających kibiców na nas nakrzyczy? 😉
A niech se krzyczą!
Sport, rywalizacja, wojna zastępcza nie muszą się odbywać w jednorazowych luksusach.
Niech se wyjdą na łąkę i tam kopią po kostkach. 😆
A jo tam jestem optymistom i wierze, ze Forum powstonie. A ze historia dziury w ziemi być moze bedzie 5759303238 rozy dłuzso niz historia budowy tego Forum, to juz inkso rzec 😀
Cy prawie drugo w nocy to juz wystarcająco późno godzina, coby póść spać? Moze i wystarcająco… No to ide zwinąć sie w kłębek w mojej buedzie. Dobrej nocki syćkim 🙂
Kibiców jest więcej, nawet jeśli nie wykluczam, że proporcja dwutysięcznych sal i czterdziestotysięcznych boisk, oddaje przewagę kibiców z pewnym naddatkiem…
Właściwie wszystkie instytucje kulturalne wokół obok własnych produkcji udostępniają sceny dla różnych imprez, niekoniecznie nawet kulturalnych. Pytanie, czy robią to dostatecznie intensywnie. Pobliski Stadion Śląski, nawiasem mówiąc, też szuka różnych sposobów na podreperowanie budżetu i znajduje (pytanie, czy dość), dzięki czemu nie podzielił losu Stadionu Dziesięciolecia. Ale gdy wybudowane będą inne stadiony, będzie mu trudniej.
No dobra. Wszyscy o tym mówią, na innych blogach też, ja na tych „łamach” poruszyłam sprawę pierwsza, to i ja wrzucę:
http://www.gazetawyborcza.pl/1,75248,4955860.html
Smutne. Najlepsza ta pointa „Ja ne rozumim”…
A żeby „być w temacie”, zwrócę jeszcze uwagę na zmartwienie organizatora: „Chciałem ten koncert zorganizować w teatrze lub w filharmonii, ale dyrektorzy się nie zgodzili. Taki wstyd.” 😉
Mama przypomniała sobie, że przed laty w Krakowie, w pewnej zacnej instytucji z wyszynkiem, pewien zacny dziennikarz i satyryk urządził, a właściwie zarządził „Festiwal Pieśni Bagiennej”. Udział brał jego stolik tudzież, momentami, stoliki zaprzyjaźnione. Wygrała chyba pieśń „Pognała Jagna wołki na bagna”.
Niestety, był to czas, kiedy nie tak łatwo było zrobić nagranie, a jeżeli już, to nagrywał ktoś, kto się raczej nie ujawniał 🙁 więc nie można udowodnić prekursorstwa. A szkoda, może teraz uczestników fetowano by i obwożono po stadionach 🙂
Bry o moim świcie.
To centrum muzyki (tak to zwano we wrześniu) we Wrocławiu się przyda, bo na dobra sprawę nie ma w tym mieście takiego przybytku. Ulokowanie tuż za Operą jest w sam raz, toż to centrum miasta. Koncerty w kosciołach nie bardzo mi się podobają (we Wrocławiu jest bodaj jeden kosciół o takiej dobrej akustyce) – chyba, ze maja religijny podtekst, nie każdy koncert da się tam grać. Mowię to z pozycji neptyka, żeby mnie zaraz ktoś nie kopnął, że się nie znam. Nieznający się też słuchają muzyki.
Ja to sobie tak wyobrażam, ze co operze, będzie w Operze, a inne sprawy w tym nowym muzycznym Centrum czy jak to nazwią. Jeśli sie znajdzie dobry menago, to zapełni sale koncertowe 🙂
Bobik: w Krakowie bywały już różne pomysły, np. konkurs Chopin Open, zorganizowany przez Stowarzyszenie Karczma Rzym. Przedmiotem konkursu było wykonywanie utworów Chopina na wszystkim, byle nie na fortepianie 😉
Alicja: zgadzam się na sto procent 🙂
Najnowsza wieść z frontu Jozinomanii: Pisiory bezczelnie podebrały na swoją konwencję polską wersję w wykonaniu Kabaretu pod Wyrwigroszem („Donald marzy…”), mimo że kabaret się na to absolutnie nie zgodził, co potwierdził w TVN24. Ot, Prawo i Sprawiedliwość 😉
Pani Kierowniczko. przecież od początku było wiadomo, że z tym prawem i sprawiedliwością to tylko taka konwencja… 🙁
Musze powiedziec, ze udalo mi sie zarazic Jozinem z bazin niektorych moich znajomych „miejscowych”. Co prawda nie rozumieje o czym spiewa Mladek, ale calosc, plus oczywiscie konwulsyjny dansior, no i gosciu grajacy na … nawet nie wiem, co to jest – po prostu powala. Powala rowniez fakt, ze cos takiego nadawala w tamtych czasach oficjalna TV czechoslowacka.
Dlugo opowiadac tubylcom o wszystkich smaczkach stosunkow polsko-czeskich…
Widzialem parodie na slowa o Donaldzie. Cieszyc sie tyko, ze kabaret w Polsce nie umiera.
Dziekuje Wam, politycy !
Jacobsky
Była też inna parodia:
http://www.youtube.com/watch?v=6M7YCFPy8f0
Gdy pierwszy raz widziałem i słyszałem Jozina z Bagien, w grudniu jeszcze, nie przypuszczałem, że to przybierze takie rozmiary…
Hej wszystkim! Miałam coś napisać, ale nie dałam (i już dziś nie dam) rady, a jutro jadę do Miasta Ł. 😉 – będę mogła z bliższej odległości powysyłać dobre fluidy zeeneckowi, coby nam wyzdrowiał 😀
Skoro mowa o tym jak cena i okoliczności podnoszą wartość wydarzeń artystycznych, polecam
http://www.washingtonpost.com/wp-dyn/content/article/2007/04/04/AR2007040401721.html
o występie J. Bella w stacji kolejki podmiejskiej. Jeśli już to tu kiedyś zamieściłem, to przepraszam, pamięć już nie ta…
Montrealska Orkiestra Symfoniczna grywa od czasu do czasu na jednej ze stacji metra. Dodatkowo w porze poludniowego lunchu, kiedy naprawde jest komu przyjsc i posluchac muzyki.
hlmi – nie, nie było tu o tym jeszvze, bardzo ciekawe! A już cała orkiestra w metrze… jeszcze ciekawsze, w Warszawie by się pewnie pukano w czoło 😉
W Warszawie mogłoby dojść do szkodliwych rezonansów, więc nadzór budowlany mógłby nie dać zgody… 😆
PAK,
idąc dalej, po Szalonku może być jeszcze szalunek – i dni muzyki szalunkowej 🙂
Hoko:
Tym tropem dochodzimy z powrotem niemal do punktu wyjścia, czyli do wniosku, że niepotrzebna gotowa sala dla orkiestry, czy opery, skoro można wystąpić na budowie 😉
Dopiero dziś miałem czas przeczytać ten artykuł z W.P. i uważam, że Bell nie powinien się skarżyć – zyskał w końcu oprócz paru groszy również niematerialne wyrazy uznania. Najbardziej wzruszyła mnie wypowiedź czyścicielki butów: „Pierwszy raz nie zadzwoniłam po policję.” 🙂
Na marginesie wynika dla mnie z tej całej historii raz jeszcze, że Kartagina powinna… przepraszam, że edukację kulturalną należy zaczynać jak najwcześniej. Dzieci chciały posłuchać, ale były przez dorosłych odciągane. Przystawali ci, którzy sami wcześniej grali. No, Kartagina po prostu 🙂
Dni Muzyki Szalunkowej byłyby znakomitą okazją do uświadomienia, jak ważne są odpowiednie fundamenty…
Do hlmi – no widzisz! 😆
Ale 1 sprawiedliwy się znalazł(a), a nawet 2.
Dzięki, świetny filmik.
Zjadło mi poprzedni dłuższy komentarz. 🙁
foma, zaryzykowałabym 😆 , że są najważniejsze.
Wszelkie!
Tylko żeby w te Dni Muzyki Szalunkowej jakiś beton się nie wmieszał… 🙁
Trzeba wybierać: albo dobry beton, albo koleiny bezmyślnego podążania za masowym gustem
Ale na betonie kwiaty nie rosną… 🙁
Nie rosną!
Chciałam napisać, że na betonie nic nie rośnie, ale to nieprawda. Rośnie, oj, rośnie! 🙁 🙁
… zaraz… a czy ministrem kultury nie jest Zdrojewski?! Toz to człowiek z Wrocławia 🙂
Na betonie kwiaty nie rosną – Wojciech Korda i (chyba) niebiesko-czarni
Przepraszam, ale wlazłam na ścieżke wspomnieniową. To były chyba lata pózne 60-te, bo moja podstawówka. Szukałam na youtube Wojtka Kordy albo chocby Adriany Rusowicz, a przy okazji wskoczyłam na to.
http://www.youtube.com/watch?v=ndhB-h9XkeE
http://penetrometr.wrzuta.pl/audio/nmBGJYeBRM/niebiesko-czarni_-_na_betonie_kwiaty_nie_rosna 🙂
Jędrzeju,
serdeczne dzięki. Ambitny był ten big-bit polski w latach 60-tych, mówcie co chcecie!
Co prawda wspomniane „kilka niedziel” jeszcze nie minęło:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=109#comment-11686
ale wydaje mi się, że egzorcyzmy w połączeniu z postem i tęgim samobiczowaniem sprawiły, iż jestem już gotów do powrotu na Dywan. Ale pewności nie mam 🙁
Biczownik Quake… 😆
(widzę przed oczyma duszy mojej ten nowy element Quake’owego seansu na siłowni 😉 )
A propos – co z Panem na Zeenossie? Ma ktoś jakieś wieści? (Znaczące spojrzenie w stronę pewnego Komisarza…)
… I dobrych energii do Zeena wysyłanie…
🙂 🙂 🙂
Jo moge nawet wyryktować katapulte dalekiego zasięgu, coby dobrom energiom ku Zeeneckowi strzelać 🙂
Zeenowi Pani Kierowniczka miała dobre fluidy z katapulty bliskiego zasięgu podesłać. Ale Ona może gwiazd szuka, przewodniczek Łodzi i o fluidach zapomniała?
Dzień dobry. Wróciłam z Łodzi. Było tam wczoraj śliczne słoneczko, ale jakaś zaraza panuje – przyjaciel, z którym miałam się spotkać, dostał grypy żołądkowej. A zeenecek? Nie wiem… 🙁
Quake’u – ja zupełnie nie złapałam, że miały być jakieś egzorcyzmy i za co, myślałam, że może jakieś zmęczenie Dywanem nastąpiło… Cieszę się z powrotu 😀
Uwaga, uwaga, mówią o nas 😀
http://chacinski.wordpress.com/2008/02/23/koniec-ciszy-wyborczej/
No i wygląda, że niewiele brakowało do oceny merytorycznej, tylko tych kilkunastu głosów… 😉
Blog Roku by to nie był, ale może nominacja – kto wie…
Ostatniej niedzieli miasto w środku Polski stało się celem podróży jakże różnych osobistości, z których Pani Kierowniczka zda tu zapewne swoją relację, ja wspomnę o wizycie Gościa, który ze złożeniem relacji w naszym języku miałby problemy.
Ten gość to światowej sławy architekt Frank Gehry, którego wizytę chcę odnotować. Wizyta związana była z projektem centrum festiwalowo-kongresowego na trzy tysiące miejsc, które w ten sposób stanie się sercem rewitalizowanej części miasta przy dworcu kolejowym Łódź Fabryczna. Centrum owo ma stanowić część wielkiego projektu przebudowy terenów EC1 – secesyjnej elektrociepłowni – wraz z pobliskim dworcem, który zniknąć ma z powierzchni ziemi i funkcjonować pod …
O Franku Gehry usłyszałem dopiero w latach ’90 przy okazji współpracy z firmą Vitra, dla której zaprojektował Vitra Museum w Weil nad Renem. A owa współpraca miała związek ze sprzedażą siedzisk produkowanych przez Vitrę a projektowanych przez najznamienitszych designerów i architektów świata, w tym Franka Gehry, który zaproponował siedziska z… tektury.
Zatem przez tekturę do architektury – tak możnaby w skrócie ująć moją drogę do najważniejszych dokonań Franka G.
I choć same siedziska godne polecenia są, Gehry swą sławę zawdzięcza realizacjom budowli w niepowtarzalnym, postmodernistycznym stylu nieregularnych brył, gdzie powierzchnie płaskie falują, przenikają się… Sztandarowym dziełem wymienianym przez wszystkich jest Muzeum im. Guggenheima w Bilbao, zaś najbliżej nas położonym obiektem przez niego projektowanym jest „Tańczący dom” w Pradze.
Świat docenił Franka Gehry, docenia go i Polska. Przypomnę, że Warszawa też ostrzyła sobie ząbki na jego projekt, lecz jak na razie to Łodzi bliżej do porozumienia z architektem. Być może jego związki z tym miastem odgrywają jakąś rolę – dziadkowie są pochowani na łódzkim cmentarzu żydowskim – być może fakt współpracy miasta z wielkimi nazwiskami jego branży: Rob Krier, Daniel Libeskind odgrywają role, kto wie? A może to wszystko w połączeniu ze śmiałością wizji Marka Żydowicza – twórcy Festiwalu Camerimage i współautora wizji Andrzeja Walczaka – współwłaściciela firmy Atlas ?
Mniejsza o to, jeżeli dojdzie do realizacji jego projektu, będę miał jeden z pierwszych powodów do gratulacji Łodzianom. Dlaczego nie władzom miasta? Tak opiewana dziś Manufaktura powstała mimo wysiłków storpedowania tej inwestycji przez obecnego prezydenta miasta, do inicjatywy ludzi biznesu i kultury na terenie EC1 władze podłączają się, ale bardzo ostrożnie, Camerimage niedawno wisiało na włosku i było to też zasługą naszych władz, no dobrze byłoby, gdyby w Łodzi coś wreszcie się udało….
Dziękuję Wszystkim za zdrowotne fluidy, ich działanie już widać, gorączki niet, głos łamie się mniej, katar znika, dziękuję 🙂
Bardzo ciekawe i pouczajace.
Tyle pasji w autorach blogów i taka różnorodność, cała osobna dziedzina twórczości.
Kto to ogarnie? Wygląda na to, że można życie spędzić w ten sposób.
Witam wszystkich serdecznie, zwłaszcza ocalałego zeeneczka. 😀
zeenie, jakże się cieszę, że fluidy pomogły 😀
Z Warszawą i Frankiem Gehry to było troszeczkę inaczej. Miała go już wiele lat temu ugadanego Anda Rottenberg na Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jak się skończyło, sami wiemy… więc to nie tyle Warszawa, co warszawiacy, i to tylko niektórzy, ząbki sobie ostrzyli. A on naprawdę chciał. Too late 🙁
Oh, what a beautiful morning, oh what a beautiful day! Pani Kierowniczka powróciła bezpiecznie z wyprawy na jednostkach pływających, zeen pokonał gonokoki i Frankowi G. nie odniechciało się ostatecznie współpracy z. Tektura górą! Chyba z tej radości sam się zabiorę do pracy! 🙂
Dla wyjaśnienia dodam, że pracowałem w firmie handlowej, która oferowała produkty m.in. Vitry. Miałem okazję korzystać z krzeseł i foteli projektowanych przez Philippe Stacka, Franka Gehry, Ch. i R. Eames, M. Bellini, A. Citterio i wielu innych. Tak, dowiedziałem się, że dobrze jest składać miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, na dobrze zaprojektowanych siedziskach (okropna nazwa!). Ale kręgosłup wart jest tego.
komu skowronka?
http://youtube.com/watch?v=hKBKvkcfMys
😆
W domu posłucham.
Ale chciałabym i prawdziwego… I niechby już nawet w duecie z piecuszkiem 😉
Zastanawiałam się, czy jakiegoś ptasiego śpiewaka nie dać na sygnał do komórki, jak już musi się odezwać, to może neutralnie przyjemnie.
Już niedługo, Pani Dorotko, już niedługo! 🙂
Mnie tam wystarcza zwykłe skrzypienie zawiasów przy otwieraniu komórki.
Ja w domu specjalnie nie oliwię zawiasów, drzwi tak pięknie skrzypią, tak lubię sobie je czasem powoli pootwierać…
Na szczęście mieszkam sama 😉
Może lepiej unikać ptaków w komórce… Ja kiedyś miałem kukułkę w budziku. Teraz reaguje nerwowym tikiem na kukanie. No i przestałem używać budzików…
Drzwi wejsciowych do domu lub mieszkania nie nalezy oliwic, przynajmniej wlamywacze nie wejda niezauwazeni 😉
To był prawdopodobnie ten przypadek, o którym pisze passpartout 🙂
http://de.youtube.com/watch?v=iPF1maow1a8&NR=1
Ale te komentarze 🙁
Gdyby to jeszcze kogoś interesowało, to Wydawca powiadomił, że odnaleźli się zaginieni muszkieterowie, a komisarz może się zająć nowymi sprawami.
Już czytamy 😀
Polecam – smaczna lektura 😉
Czytajcie, a optyk będzie miał pociechę…
Pani Kierowniczko, jakie zmęczenie Dywanem? To jest chyba mało prawdopodobne 😉
No, to mi ulżyło 😉 Dywan, jak wiadomo, służy komfortowi, czyli właśnie temu, żeby wypocząć, a nie męczyć się…
Z wyjątkiem tej, która go plecie – nowy wpis mi trzeba szykować, zabieram się do Arbeitu 😀
Ale wpis będzie jeszcze dziś czy dopiero rano? Bo nie wiem czy czekać czy iść spać 😉