Sytuacja graniczna
Mam właśnie za sobą kolejne wspaniałe przeżycie dzięki Maestro Semkowowi, który poprowadził dziś znów orkiestrę FN, tym razem w Symfonii Wielkiej Schuberta (jak to jest, że kiedy on staje na podium, mamy do czynienia z inną orkiestrą, z taką, którą stale chcielibyśmy tu mieć?); w pobliżu zapowiadają się następne wielkie wydarzenia (5 maja Herreweghe, 6 maja Minkowski), następny wieczór spędzę w Łodzi na premierze Włoszki w Algierze – z tych rzeczy coś pewnie sprawozdam na bieżąco. Ale teraz zatrzymam się na skromnym koncerciku, na którym byłam wczoraj. A raczej na jego bohaterze.
W ramach organizowanego przez Austriackie Forum Kultury cyklu Muzyczne Forum Młodych młodzi muzycy, studenci i niedawni absolwenci akademii muzycznych, grali utwory Viktora Ullmanna, którego 110 rocznica urodzin przypadła 1 stycznia. Bardzo się cieszę, że w końcu na stronie internetowej Cieszyna umieszczono go wśród urodzonych tam osobistości. Jeszcze nie tak dawno nikt się do niego nie przyznawał, mało kto go znał. Ja po raz pierwszy usłyszałam jego muzykę kiedyś na koncercie zorganizowanym przez prof. Michała Bristigera, gdzie Maciej Grzybowski grał utwory fortepianowe kompozytorów, którzy tworzyli w Terezinie, czyli Theresienstadt. Szerzej o tych czterech kompozytorach – obok Ullmanna byli to Hans Krasa, Pavel Haas i Gideon Klein – usłyszałam po raz pierwszy na odczycie właśnie w tym samym Austriackim Forum Kultury.
Zafascynowali mnie. Kiedy tylko spotykam gdzieś płytę z ich muzyką, natychmiast ją kupuję. Napisałam o nich trzy lata temu, korzystając z pretekstu, że Warszawska Opera Kameralna wystawiła Cesarza Atlantydy Ullmanna. Parafrazując dzieło Ullmanna można powiedzieć, że byli to kompozytorzy z Atlantydy. Kompozytorzy, którzy działali do ostatnich chwil.
Ullmann był osobowością nietuzinkową. Mnie intryguje zwłaszcza jego zafascynowanie antropozofią, życiowy epizod z prowadzeniem ezoterycznej księgarni w Stuttgarcie i wreszcie to, jak mu ten światopogląd przydał się w Terezinie. Strasznie byłabym ciekawa jego zapisków; w moim artykule wspominam o jedynym fragmencie, do którego się dokopałam. O ile wiem, w całości nie ujrzały światła dziennego. Znamienne jest, że depresja, w jaką popadł Ullmann na parę lat przed wojną, będąc świadom nieuchronnej katastrofy, w Terezinie znikła jak ręką odjął. Podobnie czynni nader intensywnie byli Krasa i Klein; Haasa z depresji wyciągnęli koledzy.
Cudem jest, że tworzyli w tych warunkach. Ale jeszcze większym cudem było, że pisali utwory znakomite. No, może nie tak całkiem cudem – w końcu cała czwórka to byli wybitni fachowcy. Ullmann był przed wojną nagradzany za kompozycje, był cenionym dyrygentem, prowadził teatry operowe, był zaprzyjaźniony ze swym pedagogiem Schonbergiem oraz Alexandrem von Zemlinskym. Pod ich wpływem częściowo pozostawał.
Ciekawe jest bardzo, że ci artyści, dzieci trzech kultur – żydowskiej, czeskiej i niemieckiej – choć ukształtowani w gruncie rzeczy przez niemiecki żywioł (miłość Żydów do kultury swych przyszłych prześladowców narobiła im wiele szkody), podczas wojny zwrócili się w stronę kultury czeskiej, czeskiego języka, cytatów literackich. W przypadku Haasa, ulubionego ucznia Janaczka, było tak już wcześniej – podobnie jak jego mistrz, fascynował się folklorem Moraw. Ale Krasa zwrócił się do czeszczyzny dopiero przed samą wojną, tworząc operę dla dzieci Brundibar (późniejszy przebój Terezina), a Ullmann – już w obozie.
Teraz jeszcze trochę muzyki, choć niewiele jej w sieci, i z takich ogryzków trudno coś poznać. Kawałeczek Rozbitego dzbana, fragmenty II Sonaty fortepianowej napisanej w Terezinie (19. pozycja od góry), Pieśń o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilkego, Tu Pavla Haasa Studium na smyczki (z tego strasznego filmu propagandowego; dyryguje Karel Ancerl, także więzień Terezina). Tu i tu trochę Gideona Kleina, a tu wspomnienie o nim. To krótki fragment utworu Hansa Krasy z obrazem Auschwitz, gdzie kompozytor z przyjaciółmi zginął, a najwięcej jest w sieci oczywiście Brundibara – np. tu, tu i tu z wykonania na Sycylii po włosku. Dzieci w Terezinie śpiewały po czesku.
Wciąż mnie zdumiewa siła mobilizacji człowieka w sytuacjach granicznych…
Komentarze
Mobilizacja? To chyba ona właśnie jest ratunkiem. Ocaleniem poczucia własnej godności.
Kiedyś słyszałam ,że ludzie z pogranicza oddaleni od centrum wydarzeń nasiąkają kulturą obu państw . Nazywają to swoistym rozdwojeniem jaźni . Chłoną też każde wydarzenie jak gąbka i to właśnie jest budujące .
Dzień dobry!
Dodam jeszcze, że powojenny czas państw jednolitych narodowo bardzo tę sferę wyjałowił. Ktoś taki jak Ullmann – kim właściwie był? Można nawet powiedzieć, że Polakiem, bo urodzony w Cieszynie (po obecnej polskiej stronie) i spędził tam pierwszą dekadę życia. Ale i Żydem, i Czechem, i Austriakiem. Podejrzany kosmopolita… Właśnie ten kosmopolityzm wydawał się władzom niebezpieczny – i to też łączy nazizm z sowietyzmem.
PAK: to prawda. Ale kto z nas wie, czy w podobnych okolicznościach miałby siłę się tak zmobilizować?
Sorry, że dałam na weekend taki temat. Ale miałam wyrzuty sumienia, że nie pamiętałam o okrągłej rocznicy Ullmanna.
Tymczasem pomału zbieram się w podróż do Łodzi 🙂
Ten wpis o Viktorze Ullmanie dał mi wiele do myślenia, podobnie jak artykuł sprzed trzech lat, który dobrze pamiętam. Niedawno w mojej okolicy ogrody padły pastwą raczej złodziei niż wandali – wyrwano i zniszczono wiele krzewów i kwiatów. Po tygodniu od tego wydarzenia zobaczyłem leżącą pod drzewem, zapomnianą kępę żonkili. Wyschła na wiór ale jeszcze wysiliła sie aby zakwitnąć. Tak może było z Ullmanem. A może inaczej, bardziej tragicznie. Kto wie co mógłby stworzyć, gdyby miał ku temu sprzyjające warunki, jakby się ten niewątpliwy wielki talent mógł rozwinąć bez depresji, wywołanej zagrożeniem życia. Ale to i tak cud, że choć tyle po nim zostało. Dodam jeszcze, że żonkile namoczone całą dobę w wodzie zostały posadzone i wróciły do życia.
Pani Kierowniczko, w sieci jest strona internetowa fundacji Viktora Ullmanna:
http://www.viktorullmannfoundation.org.uk/index.html
Jest tam nieco informacji, także biograficznych. Teksty w języku angielskim.
p.s. Widziałem „Sen Kasandry”: muzyka rzeczywiście mocno średnia. Ale sam film całkiem, całkiem…
Na temat sytuacji granicznych warknęłam u D.Passenta z okazji rocznicy getta.
Żadne doświadczenie człowieka żyjącego w normalnych czasach, nie przekłada się na zachowania w czasach pogardy.
Moja znajoma zajmowała się kwestia psychologii artystów i wpływu depresji oraz stresu na ich twórczość. W sumie wielu artystów żyje w stanie permanentnej depresji emocjonalnej, zaś cierpienie ma ogromną siłę inspiracyjna.Stres może mieć różne oblicza, zaś twórczość osiągają swoje szczyty często w stanach depresyjnych, tak więc nie powinno w zasadzie dziwić, że pobyt w Teresinie wyzwolił u kompozytora ładunek energii twórczej, choć oczywiście nie jest to reguła, która stosuje się do wszystkich artystów.
Rilke też był dość deresyjny – chociaż nie wiem, czy do tego stopnia, by deklamować na stercie zrąbanego drewna…
Pani Kierowniczko:
Nie twierdzę, że każdy. Na pewno nie każdy. Ale część tak zrobi, jak dowodzą przykłady z całego świata chyba (przypominają się tu też słowa o twórczości w GUŁagach Sołżenicyna). Ci, którzy mają dość sił duchowych do tego.
O graniczności nie wspomniałem — to na pewno bardzo inspirujące (a kto przypomni Parnickiego, który niemal każdemu bohaterowi kazał być ‚przybłędą’, kimś z zewnątrz, rozdartym między kulturami); ale także trudne — właśnie ‚podejrzane’ dla zwolenników ‚czystości’ takiej, czy innej. I dla samookreślenia.
Jacobsky:
Ale niektórzy doszukują się tego typu stanów na siłę… Przypisuje się to na przykład Handlowi, który wykazywał ‚dziwne’ przypływy intensywności swej pracy. Trzeba uważać.
Co do tematu: ja przyznaję, że w weekendy czytam po łebkach wszystkie blogi (za co Blogowiczów przepraszam), ale poza tym nie widzę problemu. Po Glassie z nadmiarem lekkości, przydało się coś ‚cięższego’ 🙂
nowa informacja
Pani magda Sroka ktora miala Pani poznac ex,dyr biura wielkanocnego festiwalu LVB zostala dyrektorem biura festiwalowego krakow .oj bedzie sie dzialo:)
nowa informacja
Pani magda Sroka ktora miala Pani okazje poznac ex,dyr biura wielkanocnego festiwalu LVB zostala dyrektorem biura festiwalowego krakow .oj bedzie sie dzialo:)
PAK,
generalnie rzecz biorąc, to ze wszystkim trzeba uważać…
Sytuacje graniczne. Czemu tak rzadko mówi się o nich w kontekście nieeuropejskim? Byłem kiedyś na wystawie Kongijczyka, malarza, który przeszedł na piechotą setki kilometrów między frontami afrykańskiej wojny domowej, czyli między kałasznikowem a maczetą, praktycznie bez wody, prowiantu i szans powodzenia. Tym, co go gnało, było przekonanie o własnej artystycznej misji. Przeszedł, dochrapał się wystawy w Niemczech. Przez pierwsze trzy tygodnie był na niej pies z kulawą nogą , czyli ja i jeszcze jeden człowiek. Ale jak rozmawiałem z artystą, był niezrażony, bo przeszedł rzeczy znacznie gorsze, niż – chwilowy, jak wierzył – brak zainteresowania. Wierzył, że ludzie w końcu muszą go wysłuchać, bo pokazuje w swoich dziełach wojnę, sytuację graniczną.
I głupio mi strasznie, bo – zapamiętałem obrazy, zapamiętałem człowieka, zapamiętałem rozmowę. Ale nazwiska, choćby mnie zabić, niestety nie pamiętam. 🙁
Bo moze nazwisko nie bylo takie wazne, bo wazniejsze bylo to co zostawil po sobie – pamiec czlowieka i dziela, empatie, refleksje nad konbdycja swiata?
Bo nazwisko pewnie było trudne do zapamiętania przez Europejczyka… 😉
Jeden u nas, który rozumiał te sprawy, to był Ryszard Kapuściński. No, może jeszcze paru młodszych, jak Wojtek Jagielski. Większość dzisiejszych korespondentów wojennych raczej goni za wrażeniami niż stara się zrozumieć. A ludzie ogólnie nie są zainteresowani złem, które jest daleko. Zresztą czasem nawet złem, które się dzieje za ścianą…
Co do pewnego uspokojenia i wyjścia z depresji w obozie: takie reakcje są znane też tym, którzy – nie mówię tu oczywiście o przestępcach – żyli długo w napięciu i obawie przed schwytaniem (np. u nas w latach 80. działający w podziemiu); jak potem lądowali w pace, to uspokajali się: no co mi teraz mogą zrobić, już mnie posadzili. Ale też represje nie były tak straszne… Bardziej adekwatna może być reakcja np. Władysława Szpilmana opisana przezeń w „Pianiście”, kiedy ukrywając się w zburzonej Warszawie powtarzał sobie angielskie słówka, przegrywał sobie w pamięci kompozycje własne i cudze – i tak ratował swoją duszę, że się tak górnolotnie wyrażę.
Stronę Fundacji Ullmanna znam, swego czasu przerzuciłam wszystko, co było na jego temat w necie. Ale ciągle coś dochodzi, np. fragmenty tego koszmarnego filmu propagandowego z Terezina na tubie…
manu29 – p. Magdę Srokę znam od wielu lat, bo w Fundacji Beethovenowskiej była chyba od początku. Może „będzie się działo”, może nie będzie się tak źle działo, w każdym razie myślę, że Filip B. nad sytuacją zapanuje 😉
Na temat „Stłuczonego dzbana” – sztuki Heinricha von Kleista, która posłużyła Ullmannowi do skomponowania opery pod tym samym tytułem, w znajomych kręgach nauczycielskich Helwecji krążyła następująca anegdota: Wizytator w szkole sprawdza efekty nauczania i pyta ucznia: Czy wiesz coś o „Stłuczonym dzbanie” pana Kleista? To nie ja stłukłem! – zapewnia żarliwie uczeń. Wizytator, zbulwersowany ignorancją, relacjonuje zdarzenie nauczycielowi. Ja moim uczniom ufam – odpowiada nauczyciel. Jak mówi, że nie stłukł, to nie stłukł!
Jeszcze bardziej wstrząśnięty inspektor relacjonuje całe zdarzenie dyrektorowi szkoły. Ten, po chwili namysłu, sięga do portfela, wyjmuje banknot, podaje go inspektorowi i mówi: Daj pan to temu Kleistowi i zapomnijmy o sprawie!
passpartout,
😆 😆 😆
Czyli nie tylko u nas jest marnie ze znajomością lektur 😆
No ale przynajmniej uczeń uczciwy, prawdę mówi…
A tak właściwie, to kto ten dzban stłukł?
Mialam o to samo zapytac.
Ale wiem kto stlukl blekitna filizanke.
Pan Gajdar swojej zonie! Jej ukochana filizanke…
Świetna anekdota opowiedziana przez Passpartout przypomniała prawdziwe zdarzenie, związane pośrednio z lekturami szkolnymi. W przedsiebiorstwie żeglugowym, w którym pracowałem przewodniczącym Splidarności był kpt.ż.w X, osoba znana z prawości ale również z niezwykłego talentu do przekręcania wyrazów, bądź fatalnego ich użycia. Na posiedzeniu, na którym byłem kapitan wypalił: ” Solidarność, zgnieciona w stanie wojennym, odrodziła się później jak Feliks z popiołów”. Po powrocie z zebrania kolega zapytał: a co dzisiaj takiego powiedział kpt X. Odparłem: powiedział, że Solidarność odrodziła się ja Feliks z popiołów. Kolega zastanowił się przez chwilę po czym odparł: wiesz, ja tak dawno czytałem „Popioły”, że nawet nie pamiętam, że tam jakiś Feliks występuje. Koniec, kropka.
moglem sie spodziewac takiej informacji.ale to jednak ciekawa informacja.zobaczymy jak stowarzyszenie odczuje brak tej osoby i jak krakow z tego skorzysta.w kazdym razie dla pani prezes stowarzyszenia to bylo duze zamieszanie i zdrada na rzecz prezydenta majchrowskiego.jeszcze raz pozdrawiam
Dzień dobry.
Obydwie anegdoty są wspaniałe, a ta o kapitanie przypomina „Znaczy Kapitana” lub „Krążownik spod Somosierry” K.O. Borchardta.
Tak szczerze mówiąc „ROZBITY 🙂 dzban”, to ulubiony kawał we wszystkich krajach niemieckojęzycznych w klasach gimnazjalnych. 😉
Tak przy okazji: jak powinno się pisać imiona pisarzy zagranicznych (po polsku czy w pisowni oryginalnej)?
Posiadam niemieckie wydanie z następującym wpisem:
„Quo Vadis”
HEINRICH 🙁 Sienkiewicz
Verlagsanstalt Danziger & Co.
New York, Cincinnati, Chicago, Köln a.R. 1899
Równoczenie zadumałem się nad wpisem na stronie:
http://www.teatry.art.pl/!Recenzje/rozbityd_zel/index.htm
„Rozbity dzban” napisał niejaki HENRYK KLEIST 🙁
Dzień dobry.
Obydwie anegdoty są wspaniałe, a ta o kapitanie przypomina „Znaczy Kapitana” lub „Krążownik spod Somosierry” K.O. Borchardta.
Tak szczerze mówiąc „ROZBITY 🙂 dzban”, to ulubiony kawał we wszystkich krajach niemieckojęzycznych w klasach gimnazjalnych. 😉
Tak przy okazji: jak powinno się pisać imiona pisarzy zagranicznych (po polsku czy w pisowni oryginalnej)?
Posiadam niemieckie wydanie z następującym wpisem:
„Quo Vadis”
HEINRICH 🙁 Sienkiewicz
Verlagsanstalt Danziger & Co.
New York, Cincinnati, Chicago, Köln a.R. 1899
Równoczenie zadumałem się nad wpisem na stronie:
http://www.teatry.art.pl/!Recenzje/rozbityd_zel/index.htm
No i zobaczcie, raz nadusiłem, pierwszy tekst BEZ CENZURY drugi „przepuszczono” po wycięciu ostatniego zdania 😉 🙂 ;-(
W sztuce „Stłuczony dzban” chodzi o wyjaśnienie sprawy zniszczenia wartościowego dzbana z majątku pewnej Marty Rull. Pani ta w wieczór poprzedzający akcję przyłapała chłopskiego syna Ruprechta w pokoju córki – Ewy. Pod oknem Ewy leżały skorupy stłuczonego dzbana. Ruprecht z kolei widział obcego mężczyznę, który opuszczał pokój Ewy przez okno, strącając przy tym dzban z gzymsu nad kominkiem. Ani Marta, ani Ruprecht nie mają pojęcia, że tym obcym był sędzia Adam prowadzący śledztwo. Właściwie Marcie nie tyle idzie o dzban, aczkolwiek wartościowy, a o opinię córki. Jeśli bowiem okaże się, że sprawcą nie był Ruprecht, że jeszcze inny facet odwiedzał jej córkę po nocy, to Ewa zyska opinię ladacznicy!
Adam usiłuje dyskretnie uniemożliwić wyjaśnienie sprawy, ale zgłasza się świadek Brygitte, która opisuje ślad prowadzący od domu Marty do tylnego wejścia do sądu. Wobec tak jednoznacznych poszlak Adam ucieka. Ewa, obok Adama jedyna znająca prawdę, tak tłumaczy swoje zachowanie: Adam obiecał jej, jeśli mu ulegnie, uwolnić Ruprechta od grożącej mu służby wojskowej w odległych koloniach (Indiach holenderskich).
Nie muszę chyba dodawać, że dzban symbolizuje tu dziewictwo 🙄
Wciąż mnie zdumiewa siła mobilizacji człowieka w sytuacjach granicznych
Wiadomo, ze kie grozi cłekowi wielkie niebezpieceństwo, to robi sie nagle sakramencko mocarny, umie biec tak wartko i skakać tak wysoko, jak normalnie nie byłby w stabie tego robić. Widocnie w takik sytuacjak nie ino mięśnie majom więkse mozliwości, ale umysł tyz. Choć ocywiście zycmy sobie, coby wselkie umysły jak najrzadziej musiały w ten sposób do wyzyn swoik mozliwości sięgać 🙂
Moguncjuszu, wszystko było w poczekalni i wpuściłam 🙂
Co do spolszczania imion, kiedyś to było powszechne, teraz chyba poszło w drugą stronę…
passpartout, dzięki za streszczenie 😀
Owcarku, masz wielką rację. Sprawdziłam na sobie, w sytuacjach nieporównanie mniej granicznych. To tak działa. I oby jak najrzadziej.
Moguncjuszu,
masz racje, ROZBITY 🙂 Znam tylko po niemiecku i tak sobie przetlumaczylam bez sprawdzania 😳
What’s the difference?