Czarny Allen i pusty Glass
Wróciłam z pokazu najnowszego filmu Woody Allena Sen Kasandry, który wchodzi właśnie na nasze ekrany. Nie bójcie się, nie będę Wam streszczać tej kobry – można ten film tak nazwać, bo to kryminał. Ale uprzedzę tylko, że to zupełnie nie jest taki Allen, do którego przywykliśmy. Nie ma tam dowcipów, nie ma intelektualnych paradoksów, nie ma snobistycznych sfer, tylko wprost przeciwnie – brytyjska klasa średnia. Bohaterami są dwaj bracia, w gruncie rzeczy proste i poczciwe chłopaki, które… no właśnie. Historia, w którą się wplątują, ma nawet parę momentów z lekka humorystycznych, nawet przez chwilę mamy wątpliwość, czy rzeczywiście to zło, na które czekamy przez pół filmu, w końcu się wydarzy. Ale granica zostaje przekroczona i dalej już jest istna dostojewszczyzna. Świetne jest aktorstwo: braci grają Colin Farrell i Ewan McGregor, żonę jednego z nich Sally Hawkins, cyniczną ukochaną drugiego – Hayley Atwell.
Coraz częściej Allen odchodzi od swojego stylu. Jedyne, co łączy ten film z pozostałymi, to charakterystyczny krój czcionki napisów początkowych i końcowych na czarnym tle. Ale nie rozbrzmiewa na ich tle kojarzący się nam z nimi niefrasobliwy jazzowy klarnecik, lecz ponura i dość prymitywna muzyka Philipa Glassa. O ile wiem, Allen po raz pierwszy skorzystał z usług tego kompozytora. Jakoś sztucznie mi tu brzmi.
Moda na repetytywną muzykę w filmach już jest dwudziestej świeżości, ale wygląda na to, że wciąż się trzyma; Glass nie narzeka na brak zajęcia, prawie co rok robi coś do filmu (z Qatsi Trilogy na czele, to jego szczytowe osiągnięcie), takoż Michael Nyman, który wyjechał na filmach Greenawaya, potem były m.in. Fortepian, Carrington, a nawet Jestem Kędzierzawskiej.
Z muzyką Nymana musiałam się właśnie niestety znów zadać (piszę niestety, bo nie jestem wielbicielką tej stylistyki), ponieważ Michael Nyman Band przyjeżdża do Wrocławia na festiwal Era Nowe Horyzonty (17-27 lipca; „Polityka” jest patronem medialnym i wydaje wkładke z omówieniami) i zagra po pierwsze koncert, a po drugie podkład pod genialnego Człowieka z kamerą Dzigi Wiertowa (1929). Już niejeden zespół się z tym zadaniem zmierzał; ja obejrzałam już tę wersję na DVD i choć z początku mi się to zestawienie gryzło, to potem się trochę przyzwyczaiłam – w końcu i w obrazie są ciągłe powtórzenia, rytmy poruszających się maszyn czy jeżdżących tramwajów.
Jak to się jednak – ciągle się zastanawiam – stało, że taka muzyczka jak Glassa i Nymana zdobyła sobie powodzenie? Z Nymanem to jeszcze mogę zrozumieć – muzyka do Kontraktu rysownika była na swój sposób parodią brytyjskiej pompatycznej muzyki późnego baroku, a potem już poszło. Jednak im dalej, tym było gorzej, a Fortepian to już w ogóle było kiczowisko. Zresztą całe lata dziewięćdziesiąte to zwycięstwo prymitywnego, często pompatycznego kiczu. Przecież i sukcesy naszych filmowych twórców takich jak Preisner czy Kaczmarek wypływają z tego, że na taką właśnie muzykę było zapotrzebowanie. Niestety, to pusty surogat muzyki filmowej i tak też brzmi Glass u Allena.
Komentarze
— There’s one piece by Philip Glass that I really like.
— Oh, really? Which one?
— Any one.
Pani Doroto, jeśli jeszcze doda pani, że Allen sam nie gra tylko rezyseruje, to praktycznie uznam, ze nie warto na ten film pójść.Kocham Allena za specyficzny ,intelektualny dowcip (szkoda,że się inni twórcy nim nie pozarażali), za jego grę „życiowego ciapy”,którego ma się ochotę przytulić do piersi i utulić bo taki biedny i pechowy,wreszcie- za nastrój filmów i te klarnety.Jeśli tego zabrakło to trochę nie Allen…
Cytowałem kiedyś u siebie fragment z listu do Gramophone. Zacytuję i tu:
„Philip Glass says being photographed is ‘painfully repetitive’. Now he knows what it feels like t listen to his music.”
(„Philip Glass mawia, że bycie fotografowanym jest ‘boleśnie powtarzalne’. Teraz on [już] wie, jakie to uczucie słuchać jego muzyki.”)
Bo życie jest ‚painfully repetitive’… 🙄
Ech, muszę szybko zacytować (jako odtrutkę) parafrazę znanego powiedzonka, poczynioną niedawno przez Blejk Kota u Owczarka:
‚Life is beautiful and full of niespodziankas
Zatem:
Repetycjom i muzyce repetytywnej mówimy nasze stanowcze ‚Eeetam’!
(Z wyjątkiem powtórek maturalnych i innych takich 😉 )
😀
A ja znałem w innej wersji:
„Life is beautiful and full of zasadzkas
Klasyczna jest od zawsze: ‚… brutal and full of zasadzkas’… 🙂 Ale – jak widać – pole do parafraz spore 😀
No tak…
Ale, ale — nikt nie broni Glassa??? Nawet „Echnatona”?
Echnaton to jeszcze jak cię mogę – jak śmiesznie jakoś wystawiony…
A w ogóle bardziej wciąga (mnie) Steve Reich
http://www.youtube.com/watch?v=Udn9cZYWmIk&feature=related
Małgosiu, Allen tam nie gra, i dobrze, bo byłby tam facetem z innej planety. Nie można powiedzieć, że ten film jest zły. Ale jeśli ktoś się wybierze spodziewając się typowego Allena, to się rozczaruje. Allen oczywiście robił już kryminały, i to bardzo zabawne; poprzedni film „Scoop” został przez krytykę zjechany, ale jest tak absurdalny, że mnie nawet śmieszy. Allen staje się w nim takim typowym żydowsko-amerykańskim komikiem. Ale może mu się już to po prostu znudziło, może zgorzkniał na stare lata i już tylko tropi zło w duszy człowieka i w dzisiejszym świecie?
@pak
Ale, ale — nikt nie broni Glassa??? Nawet “Echnatona”?
Dzisiaj obrony nie będzie. Filip mi zalega z wypłatą 😉
Pani Doroto, uważam, że jest Pani trochę niesprawiedliwa w ocenie muzyki Nymana do filmów Greenewaya. Pisze Pani , że Kontrakt rysownika – owszem ale potem było już gorzej. Nie całkiem, jesli nie ocenia sie muzyki jako „bytu samoistnego”. Dzieciątko z Macon, Kucharz, złodziej, jego żona…., Ksiegi Prospera, itd – wiele zawdzieczają muzyce Nymana. Zresztą, kiedy drogi obu twórców sie rozeszły – i w filmie 8 i 1/2 kobiety zabrakło Nymana – zabrakło również magii, jaka była w ich wspólnych filmach. Zgadzam się, że muzyka do Fortepianu jest kiczowata. Ale właśnie taka kiczowata okazała się idealnie pasować do całej koncepcji filmu i bez tej muzyki Fortepian nie byłby tym czym był. Jeden z największych kompozytorów muzyki filmowej Nino Rota chętnie wplatał elementy kiczu do swych filmowych partytur; czy w ogóle jest możliwe wyobrażenie sobie arcydzieł Felliniego bez muzyki Nino Roty.
Co się tyczy filmów Allena – zawsze uwielbiałem ścieżki dźwiekowe z jego filmów i starannie wyszperane i umieszczone tam standardy jazzowe. Tym, którzy dziwią się, że Allen nie jest taki sam jak dawniej, trzeba uprzytomnić, że pomimo iż ma swoje lata zdaje sobie doskonale sprawę, że dla dzisiejszej publiczności musi mieć inną ofertę od tej sprzed 30.lat. Film Scoop uważam za zupełnie rozkoszny w oglądaniu, ponadto podziwiam za napisanie sobie świetnej w nim roli. Ot, bombonierka – ale za to wysokiej jakości. Takie reczy też są potrzebne. Pozdrowienia.
Ale Nino Rota miał gust… Nawet do wprowadzania kiczu trzeba mieć gust – vide Mahler 🙂
Juz tu raz pisalam na temat filmu „Fortepian” i tak jak Piotr jestem zdania, ze muzyka i zdjecia wytwarzaly wlasnie ten specjalny nastroj, ktorym ten film mnie zafascynowal. W przeciwienstwie do zestawu Kieslowski/Preisner, ktorych nie trawie 🙁
Co się tyczy filmów Kieślowskiego – to muzyka Preisnera , przy pierwszym oglądaniu, była jeszcze do strawienia, choć wydawała się pretensjonalna. Mnie zaczynała razić przy powtórnym oglądaniu, a takze słuchana jako sama muzyka. Teraz jst wiele surogatów muzyki filmowej – weźmy choć tę, która towarzyszy trylogii Tolkiena. W latach 80. Basil Poledouris skomponował muzykę do filmu Conan Barbarzyńca. Był on z pewnością zainspirowany Carlem Orffem. Potem jednak powstały klony tej muzyki; nie były one już niczym inspirowane lecz „wzorowane na”. I ciągnie sie to do dzisiaj.
Udało mi się przetłumaczyć wczorajsze kocie, gorzkie żale:
Mrrallelaał – Skandal
Mallelaał – czekam i czekam
Aallalaałł – siedzę i siedzę
aalllałł – i nic nie dają
Mrrallelaał – Skandal 🙂
Wszystkim Wojciechom i Jerzym i innym dzisiejszym solenizantom duuża buźka i serdeczne życzenia wszystkiego najlepszego, wiele radości z życia. 🙂
Co za niedopatrzenie! 😳
Jeśli tu jacyś Wojciechowie czy Jerzowie zaglądają – wszystkiego najlepszego po raz pierwszy! 😀
PS. Piękne tłumaczenie EmTeSiódemecki 😆
I jeszcze o muzyce folmowej. Kiedyś czytałem wywiad z Wojciechem Kilarem, który mówił, ze nie zamierza raczej komponować muzyki filmowej, ponieważ jest tyle świetnej klasyki, która aż sie prosi by wziąć ją do filmu. I właśnie niedawno widzialem świetny film francuski, reż. Agnes Jaoui, który jest tego przykładem. Treścią filmu jest brak porozumienia między ojcem, znanym pisarzem i córką, pragnącą zrobić karierę śpiewaczki, choć talentu jej nie staje. Finałowa puenta filmu opiera sie na pieśni Schuberta An die Musik (O holde Kunst…), którą początkowo spiewa solistka z fortepianem – a potem podejmuje ją chor. Jest to głęboko przejmujące i wzruszające – a ponadto perfekcyjnie zestrojone z obrazem filmowym.
Wszystko zależy od filmu i od tego, kto dobiera…
A jak ktoś umie robić dobrą muzykę filmową, to dlaczego nie?
Kilar jeszcze od czasu do czasu coś robi, ale tylko za duże pieniądze. Pewnie ma świadomość, że już się powtarza…
Naturalnie, ze wszystko zależy. Przykładem może być znakomita muzyka do filmu Trzeci człowiek Carola Reeda, którego akcja toczy się w tuż powojennym Wiedniu. Muzykę zaś stanowi prosta melodyjka grana na cytrze, odpowiednio użyta robi całą niesamowitą atmosferę filmu.
http://youtube.com/watch?v=F_SQyCJega8
Tu jest wszystko: nocny Wieden, Harry Lime, cytra i… kotek 😎
Na Preisnera mam długie zęby od zawsze. Za muzykę, za osobowość, za całokształt.
Greenewaya oglądam z fascynacją, muzyka Nymana wpasowuje się w całość znakomicie.
A mnie „Requiem dla mojego przyjaciela wzrusza”
mt7 – jeśli o to „Requiem ” chodzi to mnie tez wzrusza …
Głupio postawiłam cudzysłów.
Nino Rota i Morricone, to jest muzyka. Wszystko, co dobre, juz bylo?
mtSiodemeczko, dzieki za swietne tlumaczenie; tak wieczorami gadal moj Kot!
A bo filmy to strata czasu… Glass chyba mi sie nie podoba, bo nic z jego kompozycji nie pamiętam…
To tłumaczenie mt7 wypróbuję na swoich kotach – w drugą stronę też chyba powinno działać, nie? 😀
@Hoko: ale robienie muzyki do filmów to strata czasu czy oglądanie filmów to strata czasu? A może kręcenie filmów to strata czasu?
@Pani Kierowniczka: sądząc po opisie to film przypomina inny – bardzo dobry – film Allena pod tytułem „Wszystko gra” (Match point):
http://wszystko.gra.filmweb.pl/f150528/Wszystko+gra,(2005)/opisy
Wygląda więc na to, że warto wybrać się do kina 😎
Trochę przypomina, tamten chyba w sumie był jednak lepszy. Ale myślę, że zobaczyć warto. Po prostu należy nastawić się na film, a nie na Allena 😉
Tak, trzeba się nastawić na film. Trudno wymagać żeby Allen kręcił wciąż filmy „na jedno kopyto” 😉
No właśnie, widocznie od sam doszedł do takiego wniosku.
Nie byłem w metrze w Berlinie – może ktoś potrafi zweryfikować te twierdzenia o „niesamowitej akustyce?
http://www.tvn24.pl/-1,1547143,wiadomosc.html
Pytanie brzmi: czy na czas trwania opery ruch w metrze został wstrzymany? 😉
Zależy na której stacji 😉
Trzeba byłoby 3M zapytać, czy coś o tym wie…
co do glassa, pani doroto, to wydaje mi sie, ze jest on w jednym wzgledzie ofiara wlasnej popularnosci -w tym mianowicie, ze po wielkim sukcesie ‚quatsi’ wszyscy utozsamiaja jego tworczosc z muzyka filmowa. ta zas, co tu duzo gadac, od dwudziestu lat tkwi w tej samej koleinie, jak to z chalturami bywa: wszyscy klienci zachwyceni, wiec kompozytor dostarcza ciagle ten sam odgrzewany kotlecik, ktorego publika wciaz jakos nie ma dosyc. natomiast malo kto wie, ze philip glass komponuje naprawde mase rzeczy bardzo MZ interesujacych, zroznicowanych (!) i pieknych – jak chocby kwartety smyuczkowe (dostepne na CD w znakmitym wykonaniu kronos quartet, dla ktorego zostaly skomponowane) czy symfonie, z ktorych ostatnia, nr 8, jest naprawde porywajaca. przynajmniej mnie porwala, kiedy sluchalam jej w BAM wykonaniu brueckner orchester pod batuta mastro daviesa. mozna posluchac fragmentow na amazon.com – bardzo polecam!
http://www.amazon.com/Philip-Glass-Symphony-No-8/dp/B000F1HQTW/ref=sr_1_1?ie=UTF8&s=music&qid=1208975960&sr=1-1
całe lata dziewięćdziesiąte to zwycięstwo prymitywnego, często pompatycznego kiczu
A moze to po prostu, Poni Dorotecko, siedem roków chudyk w muzyce filmowej sie wydłuzyło? Za to kie przydzie 7 roków hrubyk… 🙂
Witam bigapple1. To prawda, że niefilmowa muzyka Glassa jest trochę inna – zwłaszcza właśnie kwartety (kawałki są na YouTube). Ale mnie jakoś nie porywa – te kawałki symfonii to za mało, żeby coś powiedzieć, ale na pierwszy rzut ucha też mnie nie porwały… Wolę Reicha czy nawet Johna Adamsa. Ale to pewnie też rzecz gustu.
PS. Zajrzałam na blog 😉 Muszę obejrzeć książkę… 🙂 Pozdrawiam!
Mam przyjemność zapodać kawałek bardzo dobrej – moim zdaniem oczywiście – muzyki do filmu. Pisaliśmy tu kiedyś, że muzyka filmowa najlepiej jak jest „przezroczysta”, nie dominuje a sprawia, że dzieło nabiera pełni. W tym przypadku muzyka jest znakomitym podkreśleniem obrazu ( w Polsce wyświetlanego jako „Biznesmen i gwiazdy” oryginalny tytuł Local Hero) i dźwięków odbieranych wspaniale osobno, bez filmu.
http://pl.youtube.com/watch?v=W3zIfO-YOzg
Uwaga na marginesie: w „Dzieciątku z Mâcon” Greenaway użył oryginalnej muzyki m.in. Monteverdiego, Corellego, Tallisa i Purcella, doskonale zresztą moim zdaniem dobranej.
Zeen – muzyka do Local Hero to wyjatkowo dobry przykład, muzyka w tym filmie jest (tak zapamiętałem) rzeczywiście przezroczysta – a ten piękny temat w pełni brzmi dopiero na samym końcu. Ale nie ma reguł, muzyka może być nawet agresywna i porządkująca obraz filmowy, bądź stanowić kontrapunkt – np. muzyka Nino Roty w filmach Felliniego, ale też w Ojcu chrzestnym – i być doskonała. Muzyka przezroczysta najlepiej sprawdza się w kryminałach, jeśli można tak określić np. świetną Anatomię morderstwa -z muzyką Ellingtona lub Z zimną krwią – z muzyką Quuincy Jonesa.
Już kiedyś obrabialiśmy tu Knopflera w Local Hero i w ogóle temat muzyki filmowej:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=27
I dodatkowo o muzyce w kryminałach 😉
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=94
😀
Piotrze,
Właśnie o ową doskonałość chodzi 🙂 Przecie tak różnie czasem ją rozumiemy.
Bawiłem się kiedyś (dawno temu) w wymyślanie muzyki do filmów. Polegało to najpierw na wyobrażaniu sobie jak dzieło wyglądałoby z muzyką istniejącą już, a wybraną przeze mnie, później próbowałem wymyślić coś swojego, nie, żeby rozpisać na nuty, ale kształt melodii i jakieś brzmienie – a to orkiestry, a to składu jazzowego – takie zabawy wyobraźni. Dotyczyło to filmów, które podobały mi się, ale odnosiłem wrażenie, że muzyka nie do końca wzmacnia dzieło. Nie pamiętam już tego, ale pamiętam, że były to czasy Konfrontacji (mówię o początkach raczej – wczesne lata siedemdziesiąte), kiedy kino było dla mnie czymś szalenie ważnym….
Ale mogę podać przykład filmu, który posiada wyrazistą muzykę, której nijak nie mogłem oddzielić od dzieła, to Midnight Express z muzyką Giorgio Morodera…
Podoba mi się także robota Ennio Morricone w filmach Sergio Leone. Innym przykładem jest wykorzystanie gotowej muzyki (już tu poruszonym) przez Tarantino. Jego mozaikowy sposób narracji podkreślany jest charakterystycznym dla niego doborem muzyki. Można tak w nieskończoność wić ten wątek, bo to kłębek bez końca 🙂
Ładna zabawa – wymyślanie muzyki do filmów 🙂
Można zupełnie zmienić wymowę danej sceny podkładając pod nią różne rodzaje muzyki…
A co? Miałem się może lalkami bawić?!
😉
Dla ułatwienia dodam, że był to czas, kiedy byłem aktywny muzycznie (grałem z zespołem, śpiewałem) i każdego tygodnia odkrywałem nowe rzeczy w muzyce. Dziś już wiem, ze to wszystko można zmieścić w pięciu liniach 😉
P.S.
Dla wielu dzieł te pięć linii to zdecydowanie za dużo….
😆
To bardzo ładna zabawa, rozumiem to. Bawiłem sie trochę inaczej – wymyślałem inne, bardziej efektowne wg mnie, zakończenia koncertów skrzypcowych Mozarta, bo jakoś nie bardzo kiedyś mogłem się zgodzić z Mozartem w tej sprawie. Płytę z muzyką do filmu Midnight Express mam do tej pory; pamiętam, że nie jadłem 2 dni w Hadze na te płytę.
Ha!!!!
Moja zabawa przy Twojej Piotrze, to depilacja przy wycinaniu lasu!
Już nie pamiętam dlaczego nie wymyślałem bardziej efektownych zakończeń koncertów Mozarta: czy dlatego, że nie dało się z nimi nic zrobić, czy też byłem nieśmiały… 😆
O w mordę…..
Wieki temu (wg skali mojej, nie zeena 😉 ) starałem się zebrać wszystko co Mark Knopfler nagrał (a były to czasy sprzed netu, YouTube, ale i prawa autorskiego z ’94, można było przyjść do takiego sklepu z kasetą i za drobną opłatą przegrać sobie co tam mieli w zbiorach na CD…) i owa muzyka z „Local Hero”, poza tematem kończącym, wydawała mi się taka, jakby jej nie było. Nie było na czym zawiesić ucha, a filmu nie miałem okazji obejrzeć. Teraz zeen mnie uświadomił co i jak.
Inną filmową płytą bez filmu była „Siesta” Milesa i Marcusa Millera
http://www.amazon.com/Siesta-1987-Film-Miles-Davis/dp/B000002LD1
Niezbyt ją słychać w filmie (jak już miałem okazję go zobaczyć), ale moim zdaniem świetnie broni się sama.
Nie lubię muzyki Preisnera.
W okolicach średniowiecza wg fomy, tak ok. połowy lat 80 oglądałem na video koncert Dire Straits z Australii. Jakość obrazu o dźwięku była iście jurajska ale wersja Brother in Arms z tego koncertu było przecudnej urody, głównie chodziło mi o dużo dłuższą i piękniejszą niż na płycie solówkę Marka. Szukałem tego koncertu później, ale nie znalazłem, do dziś kolebie mi się ta solówka.
Mark Knopfler napisał muzykę do The Princess Bride, pełnej wdzięku baśni. Przewodnią melodią jest solówka gitary, taka właściwa tylko Knopflerowi. Właśnie mi sie to przypomniało, odnalazłem płyte i słucham z lubością.
Miles zawsze broni się sam 😉 Ale w kryminale francuskim Windą na szafot to on robi atmosferę…
Filmu Local Hero nie widziałam, ale ta muzyczka faktycznie niezauważalna, poza jednym temacikiem pod koniec.
A Preisnera tez nie znoszę i nieraz tu dawałam temu wyraz 🙂
A tak nawiasem mówiąc, co takiego, zeenie, można zmieścić w pięciu liniach (@00:04)?
Pani Dorotecko!
Off topic…
Przed chwilą w Pytaniu na śniadanie (TVP2), zobaczyłem porcelanowy nos Chopina, który ma być sprzedawany w ramach promocji Warszawy!
Horror! Ratunku! 🙁
W pięciu liniach można zmieścić np. Sambę na jednej nucie 🙂
A jak grana w odpowiedniej tonacji, to nawet lini nie trzeba, umieści się nutę między liniami i juszszsz 😆
A perkusję? 😆
Jędrzejecku, na serio z tym nosem? Może sobie z przeproszeniem jaja robili? Czy to ten:
http://hellmanns.fotolog.pl/wernisaz,1504927,link.html
Całkiem serio! Widziałem eksponat, z podpisem Mistrza zresztą! Prima Aprilis był już dawno! 😉
Tak, ten biały!
Do „The Princess Bride” też dotarłem 🙂
Smakowita solówka Knopflera do Local Hero jest na dwupłytowym albumie „Alchemy”.
Z gitarowej muzyki filmowej, Eric Clapton podobno zrobił muzykę do „Rush” śledząc w studio film na ekranie i grając do tego. Czy były później jakieś poprawki i dogrywki, tego już nie podawano.
http://www.amazon.com/Rush-Music-Motion-Picture-Soundtrack/dp/B000002LS1
Eric Clapton jest jak jak dobre stare wino … 😀
U nas film Allena nie cieszyl sie zbyt dobra recenzja.Sama filmu jeszcze nie widzialem,wiec nic a nic o muzyce z tego filmu nie „powim” 😉
Ale zawsze ze lza w oku wspominam, najpiekniejsza muzyke filmowa, „Kolysanke” K.Kordy z filmu „Rosmary baby”!!!!
Hej
To byl Krzysztof Komeda.
A ja tylko chciałbym powiedzieć, że całkowicie zgadzam się z Przedmówcami: Miles broni się sam. Zarówna „Siesta” jak i „Winda na szafot” są świetne.
Kołysanka z Rosemary’s Baby… O,tak; niby kołysanka, ale nie do snu!
Jędrzeju!
Posłuchałem Twojego linku i … przeraziłem się. Magda Umer nie ma głosu do tej piosenki. Ona jest dobrą wokalistką do takich kawałków, jak dotychczas śpiewała, do kabaretu, do Starszych Panów. Ale nie do – już nie mówmy do jazzu – do utworu jazzującego. To trzeba mieć moim zdaniem silny, dobry głos. Od razu mówię, bardzo ją lubię i cenię, ale w tym wypadku przeliczyła się z siłami.
Dla mnie osobiście największą kołysanką świata jest Summertime w wykonaniu Janis Joplin.
passpartout- masz oczywiscie racje!!! Co mi strzelilo do glowy,oczywiscie ,ze K.Komeda 😳
No nie przy takiej kolysance Magdy Umer mozna sie bezsennosci nabawic 🙁
Ja tam tej kołysanki przed zaśnięciem zawsze słucham…
http://www.youtube.com/watch?v=waia83h6Y2k
Macie rację, w wykonaniu Magdy Umer daje się odczuć przerost aranżacji nad wokalem.
Ale ten utwór nie jest do usypiania, napisałem to wcześniej. Nie potrafię okreslić tego, jak to na mnie działa…
A tu wykonanie oryginalne; Mia Farrow:
http://aniaphi.wrzuta.pl/audio/3lhHW3y9DC/krzysztof_komeda_-_rosemary_s_baby_original_vocals_mia_farrow
Dzisiaj passpartout obchodzi urodziny. 🙂
U Owczarka składałam już życzenia, ale dobrych myśli nigdy za wiele, więc jeszcze raz życzę Ci pięknego, satysfakcjonującego życia i powtórzę, że cieszę się, że jesteś. 🙂
Zaraz wzniosę toaścik.
Kto się dołaczy? 🙂
I ja wznoszę toast za pomyślność Passpartout – wszystkiego najlepszego.
No to zdrowie passpartout po raz pierwszy! 😀
@Hoko: dzięki za linka do „Lullaby” The Cure – całe lata tego nie słyszałem 🙂
To jest to:
http://www.youtube.com/watch?v=1yKgAEkCKxY
Janis też lubię, ale to jest to… leniwe popołudnie, siedzimy pod drzewkiem, popijamy wino. Hamak by się przydał, pokołysać by się tak… 😉
Słucham koncertu nadawanego przez Radio France z Theatre des Champs Elysees . Nawet sobie nagrywam . Teraz 5 Symfonia Czajkowskiego dyryguje Kurt Mazur.
Pięknie grają . Może kiedyś na koncercik osobiście .
Bilety do 65€
Dla zainteresowanych:
http://www.theatredeschampselysees.fr/
Passpartout – wszystkiego najlepszego; coś rzadko Cię słychać , a szkoda; zawsze masz coś ciekawego do powiedzenia, pomyślności –
Kochani,
widze, ze wiesc o moich urodzinach rozciagnela sie na trzy blogi 😉 Dzieki serdeczne za zyczenia i mile slowo 🙂 Lubie Was wszystkich czytac i podziwiam Wasza wiedze i fajne spostrzezenia, nawet nie wiecie, ile tu sie mozna dowiedziec o muzyce, ludziach i zyciu 🙂
Passpartout!
Wsiewo charoszewo od Torlina
No, jeszcze rzutem na taśmę zdążyłem, żeby dołączyć się do toastu za zdrowie passpartout. Zdrowie jak zwykle po raz pierwszy, ale toast już nie pierwszy i jeszcze te wszystkie kołysanki… Oj, chyba długo w pionie się nie utrzymam. 😀
No to wchodzę do akcji:
Nie ma tu zdań dwu –
Vivat passpartout! 😀
Z gorszym akcentem:
Bez żadnego tutaj żartu
Wołam: niech żyje passpartout!
Trzeba fartu, ducha hartu,
By z tej racji rozbić bar tu! 😉
Najlepsze życzenia
Dla mistrzyni żartu
Czyli bez wątpienia
Dla naszej passpartout 🙂
Passpartuta niech nam żyje
nawet Torlin zdrowie pije,
o Bobiku nic nie powiem,
co popijał, się nie dowiem.
Kierowniczka bez akcentu
narobiła juz zamętu,
trzeba chyba bar rozbijać,
i popijać, i popijać!
ZDROWIE!!!
Osuwam się w objęcia snu
i prawie jestem już au bout,
lecz jeszcze szepnąć chcę, c’est tout,
bon anniversaire, passpartout! 🙂
Dużo toastów dziś wzniesiono,
Solenizantka jest zmęczoną,
A jej rocznicę świętujący
Też dziś wieczorem jacyś śpiący…
Ja też się, prawdę mówiąc, dziwię,
czemu zamiera tak duch w nas?
Czyżbym ja, pod niemieckim wpływem,
miał już – o zgrozo! – pusty Glass?
Tak to się jakoś dzisiaj stało,
Że towarzystwo się pospało…
Solenizantka chyba śpi –
A więc do łóżka, także my!*
*To oczywiście nie dotyczy tych na antypodach 🙂
Część towarzystwa nie śpi jeno świętuje po cichu 🙂
Torlinie – spasiba
Bobiku – merci
Alicji – dziekuje
Już bar mi się śni
W podzięce – zeenowi
Szefowej and Co.
Me serce odpowi
Wzruszone – ho ho
Że w duszy mej radość
Rozparta jak car tu
Niech stanie się zadość
Wdzięczności passpartout
🙂
😀 😀 😀
Niejaki Morfeusz zaprasza w barłogi
Nie mogę się oprzeć, w sypialni mej progi
Udaję się zatem, nim upłynie ta noc
Dziękuję za wszystko i mówię DOBRANOC 🙂
Północ nam wybiła właśnie,
Zaraz większość z nas już zaśnie 🙂
Pa, pa.
Cieniasy jesteście:)
U mnie dopiero 22-ga i wypijam kolejne za passpartout, a piło nam (mnie i J.) się świetnie wino, oglądając „Wielkie otwarcie” (Big Night).
No to zdrowie jeszcze raz! Dobranoc!
Passpartout,
dzień po, z sympatią i życzeniami wielu okazji do szczęśliwych toastów,
spóźniona haneczka 😳
Haneczce dziekuję za życzenia i sympatię, Alicji snów pięknych życzę, a wszystkim – wiosny promiennej, która wreszcie do mnie zawitała, choć podobno nie na długo…
Pobótka!
(to powinno zadziałać 🙂 )
Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś 😆
Nie śpię, garuję!!!
Garować – w języku osadzonych znaczy odbywać wyrok w zakładzie zamknietym….
W Pyrlandii garowanie, to wlaśnie spanie…
Cytat:
„…Potem poszliśmy garować do góry do białego rana. Tak szkończył się Dzień Zakochanych, 14 luty.”
…do góry;…gdzieś wyżej, na piętro. 🙂
No proszę – jedno słowo, a tyle znaczeń… 😆
Ja się już nie tylko obótkowałam, ale i napracowałam.
Teraz ofiarnie trzymam farbę na krótkiej szczecince, wbrew przysłowiu – „nie pomoże puder, róż…” 😆
O ile sobie przypominam, to Piotr Fronczewski śpiewał o garowaniu i miał na myśli spożywanie procentów.
To dodajcie jeszcze jedno znaczenie, dosłowne – całodziennie stać przy garach. I to właśnie robię 😆
Ku mt7 się skłaniam. Od zeena odcinam. Z powodu braku góry zasnę zdołowana, dziękuję Jędrzeju 🙁
Wszystko przede mną. Jeszcze nie garowałem.
Czy nie mogłoby się tak nazywać wylizywanie resztek z garnków? To wtedy bym chętnie pogarował. 🙂
A to by trza tyz wyrykotwać góralskom wersje tego słowa – gorckować 🙂
Wyryktować, nie wyrykotwać. Jaz kot mojej gaździny sie uśmioł 🙂
Żeby nie było
W to głupie ryło
Wlałem se deczko
Wraz z Kierowniczką….
@ Owcarku – pewnie kot gaździny właśnie wyrykotwywuje… 😉
No to siup! Zdrowie zaprzyjaźnionego blogu!
Cóż widzę! Owcarecek już wyryPSOwał wpis! A ja jeszcze nawet nie zaczęłam…
Pani Kierownico!
I co?
A nic. Zastanawiam się właśnie, o czym napisać. Bo weekend, ale temat mi się akurat nasuwa nader poważny…
Poważny?
O księgowa!
Czy my są tu już nieważni?
Słowa, słowa, słowa, słowa….
Poważny i na serio. A co, nie może być?
Może,
Boże!
Niech będzie poważnie,
Ja nie jestem
Godzien,
Być tu dupowłaźnie,
Tylko,
Chwilką
Jestem na tym blogu,
Idę zatem
Do swego barłogu…
zeenie,
tacy goście są tu bardzo w cenie,
choć to ja
piszę wpisy takie,
jak mi w duszy właśnie gra.
Raz wesoło,
raz poważnie –
to jest nasze
życie właśnie.
Więc miłego barłożenia
I – na blogu – do widzenia 😀