Partnerstwo Wschodnie w Berlinie
Wyobrażam sobie, jakie to musiało być przeżycie dla młodych, świeżo po studiach muzyków z Ukrainy, Białorusi, Armenii, Gruzji, Azerbejdżanu, Mołdawii – ale i Polski też. Zagrać w legendarnym „cyrku Karajana”, gdzie grają najlepsi – o czymś takim pewnie niedawno jeszcze nie marzyli. A jeszcze wczoraj na próbie odwiedził ich tutejszy szef – Simon Rattle. Ogromnie mu się podoba idea. Sam intensywnie się szykuje do najbliższego koncertu z Dziewiątą Mahlera; próba I, Culture była wciśnięta między dwie próby Berlińczyków.
Orkiestra pracuje głównie pod przewodnictwem polskiego dyrygenta zamieszkałego w Londynie – Pawła Kotli, ale też miała w Gdańsku warsztaty z Maestro Marrinerem, z którym właśnie tu w Berlinie odbyła pierwszy koncert. Z Kotlą grała już w Kijowie i ponoć był wielki sukces z owacją na stojąco.
Pierwsza zbiórka była w sierpniu, ale potem był miesiąc przerwy. Krótki był więc czas na stworzenie z ok. setki młodych muzyków – zespołu. Czy zespół już powstał? Wczoraj dało się to odczuć szczególnie w drugiej części programu: IV Symfonii Czajkowskiego (zwłaszcza w finale) i zagranym na bis pod dyrekcją wezwanego specjalnie w tym celu przez Marrinera na scenę Kotli Mazurze z Halki. W pierwszej części było dużo trudniej. Także z powodu samych utworów. Uwertura Pan Wojewoda Czajkowskiego – no cóż, nic dziwnego, że tego się właściwie nie grywa, bo dość nudne i mało efektowne, trudno sie przy tym pokazać. No, a I Koncert skrzypcowy Szymanowskiego jest piekielnie trudny dla orkiestry – te wszystkie solóweczki, ptasie ćwierkania, nocne nastroje… Nie wszystko poszło tak, jak by się chciało. Za to Arabella Steinbacher – świetna skrzypaczka. Pięknie śpiewała tam, gdzie trzeba śpiewać, ale i przytupnąć potrafiła – dziewczyna z temperamentem. A brzmi – no cóż, jak to prawdziwy stradivarius (instrument z 1716). Na bis zagrała z ogniem Recitativo i Scherzo Kreislera. Bardzo dobrze, że udało się ją zaprosić do występu z tą orkiestrą, bo to zdecydowanie podniosło atrakcyjność koncertu – także dla miejscowych. Koncert odbył się w cyklu Pro Musica – Musikalische Akademie, a więc nie była to jakaś tam zamknięta impreza dla dyplomacji, lecz każdy berlińczyk mógł przyjść. Rozeszło sie ponoć, łącznie z zaproszeniami, 1500 biletów – sala ma 2200, więc wyglądało to tak: choć z pustymi miejscami, ale nie wstydliwie. Zainteresowanie prasy też podobno było duże.
Szacun też dla Maestra – jest w świetnej formie, robił wrażenie, jakby przy tej młodzieży nawet odmłodniał. Przecież, daj Boże zdrowie, rocznik 1924…
Tutaj jest strona orkiestry. Dziś rano już mieli ruszyć autokarem – do Brukseli. Potem jeszcze Londyn i Madryt, a w końcu Warszawa.
Komentarze
I świetnie! Jestem pozytywnie zaskoczony pomysłem i realizacją.
To rzeczywiście musi być niepowtarzalne doświadczenie dla tych młodych,już sama próba „na zakładkę” z Berlińczykami,a cóż dopiero koncert w takim miejscu. Jeżeli dali radę i nie zjadła ich trema,to brawo ! http://www.youtube.com/watch?v=Nd32OSwipHE&feature=related
A tutaj fragment koncertu w Gdańsku 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=j8BDzR8Jwkw&feature=related
Ja też wołam: brawo, brawo!
Każdy sposób promocji muzyki jest godzien pochwały, a jeszcze taki angażujący młodych muzyków z różnych państw.
@mt7:
Mojego regionu I, Culturyści nie odwiedzają, więc kibicuję bardziej politycznie niż muzycznie 🙂 Ale że blog muzyczny, to z komentarzem politycznym posiedzę cicho. Głośno tylko dodam: brawo!
A w moim regionie byli, ale przegapiłam 🙁 Teraz mogę tylko jechać za nimi
Też pochwalam taką formę culturystyki 🙂
I ciekawa jestem wrażeń Kierownictwa z wystawy.
Poznań tymczasem przechyla się na jakiś czas w stronę muzyki dawnej. Już trwa I Międzynarodowy Konkurs Wokalny Muzyki Dawnej , w jury m.in. Olga Pasiecznik 🙂
No a od soboty do 21 listopada włącznie Poznan Baroque i to bynajmniej nie w zimnych kościołach a w salach koncertowych. Zaczyna się pakietem dwóch koncertów w Auli UAM. Miła to myśl, że przez dwa tygodnie prawie codziennie w porze kolacji ktoś mi będzie grał na żywo 🙂
Coś właśnie trafiło stronę tego konkursu, ale zdążyłem przeczytać, że na koncercie galowym będzie wykonywany Roque Ceruti. Kto tam ma takie pomysły, w tym Poznaniu? Szacun wielki. 🙂
Przypuszczam, że Jacek Sykulski, któremu ogólnie nie brak dobrych pomysłów 🙂
Nniejszym melduję że I Brahmsa z Furtwanglerem NDR jest do kupienia w Merlinie za ca’ 30 PLN co niniejszym uczyniłem zachęcony peanami Pana Piotra.
Dzięki, Guciu. Do koszyka – właśnie mam 15% zniżki w Merlinie. 🙂 Swoją drogą, jak tak dalej będę ‚oszczędzać’, to pójdę nawet bez toreb, bo i te komornik zajmie. 😉 Właśnie odebrałam przesyłkę z jpc, a w drodze jest kolejna, z empiku.
Ciekawostka, choć pewnie mało zaskakująca. W podsumowaniach ubiegłego sezonu na scenach niemieckojęzycznych podaje się, że najczęściej grywaną operą ubiegłego sezonu (55 inscenizacji i 655 przedstawień) był „Czarodziejski flet”. Na drugim miejscu „Jaś i Małgosia” Humperdincka, na trzecim „Wesele Figara”.
Zasłyszane dzisiaj w tramwaju, jedna dziewczyna do drugiej o porannym wstawaniu:
– Nigdy nie ustawiam piosenki na budzenie. Przestałabym ją lubić.
W takim razie ja chciałbym dorzucić, że to nagranie – I Brahmsa, NDR/Furt/1951, jest też na komplecie wydanym przez Music&Arts (też dostępnym nad Wisłą), który ma tę przewagę nad płytą EMI, że znajduje się też na nim niedościgła II z WPh, 1945 (proszę spróbować posłuchać po niej jakiegoś innego świetnego nagrania!), oraz wspaniała, płonąca żywym ogniem IV z BPh, 1943. Jest też wstrząsający Koncert B z Edwinem Fischerem (1942, teraz to już popularne nagranie) oraz urocza III (BPh, 1954) – no ale jeżeli mowa o III, to koniecznością jest Mitropoulos z NYPO, 1958. Bywał i bywa wznawiany w różnych edycjach.
Pierwszej natomiast warto też posłuchać w podstawowym, studyjnym nagraniu Toscaniniego, z NBC. To tak a’ propos otwierających kotłów…
I jeszcze jedno: komplet Symfonii Brahmsa z Furtwaenglerem wydało też EMI – ale dobór nagrań znacznie słabszy, niż M&A, na dodatek brzmieniowo wychłodzony obróbką dźwięku.
Dobry wieczór, melduję się 🙂
Tzn. jestem w domu już od jakiegoś czasu, ale kolacja, obrabianie zdjęć, te rzeczy. Zdjęcia już rzucam Wam na żer:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/BerlinListopad2011#
A w ogóle to jakiś najazd polski jest na Berlin. Poza imprezą, o której we wpisie, wczoraj jeszcze w tym samym czasie był koncert Kawalerów Błotnych, a poza wiadomą wystawą (można na niej nawet cały dzień spędzić) w Deutsche Guggenheim otwarła się wystawa Pawła Althamera 🙂 Niestety dowiedziałam się dopiero w Warszawie, zajrzałabym na pewno, zwłaszcza że przechodziłam niedaleko.
Co do wystawy Obok: jest po prostu imponująca – kwerenda, jaką do niej przeprowadzono, była niewiarygodna. Dość powiedzieć, że eksponaty pochodzą aż z 200 miejsc w Polsce i Niemczech!
Fascynujące jest śledzenie takiego zaplatania się o siebie naszych historii – o wielu węzłach już po prostu nie pamiętamy.
Co do samej formy: z tych paru miejsc, gdzie współczesne dzieła wstawiane są między historyczne, nie wszystkie rozumiem. Lepiej, jak jest osobno jedno, osobno drugie. Choć niektóre zestawienia bardzo ciekawe i prowokacyjne. Np. klatka na patio, w której przedstawiony jest temat Krzyżaków i bitwy pod Grunwaldem. Hołd pruski Matejki wisi jak najbardziej, natomiast Bitwy, jak wiadomo, nie dało się wypożyczyć, i zamiast niej wisi coś chyba nie mniej imponującego: to samo, naturalnej wielkości, ale wykonane haftem krzyżykowym! Hardkor. Z dzieł komentujących ubawiły mnie dwa Dwurniki. Jeden, to młodzieńcza wariacja piętnastolatka na temat Matejkowskiego obrazu. Drugi, współczesny, wygląda zgoła inaczej: na dużym obrazie masa sylwetek ludzkich, wszyscy się naparzają i wrzeszczą: Scheisse! Kurwa! Hilfe!
Muzycznych miejsc i eksponatów rzeczywiście na wystawie jest kilka. Jest parę średniowiecznych graduałów. Jest Telemann, jego notes z nutami tańców polskich przechowywany w Rostocku, a z głośnika brzmią właśnie te tańce. W innym miejscu, gdzie leżą romantyczne eksponaty, jest m.in. nieznany mi utwór Schumanna – wariacje na temat Nokturnu g-moll Chopina. Z głośników gra Karnawał. Jest kilka kartek ze szkicami Schoenberga do Ocalałego z Warszawy (tu też można posłuchać utworu). No i gdzieś tam jest rękopis Pasji Pendereckiego, napisanej na niemieckie zamówienie.
Jutro Zygfryd z MET – Gary Lehman chory więc w zastępstwie Jay Hunter Morris będzie zabijał Fafnera
http://www.youtube.com/watch?v=INFkpwRd59I (to w wykonaniu Lance’a Ryana)
W dodatku donoszą, że te żerdki co się tak kręcą na różne strony w scenografii Lepage’a się psują i wyszła przedwczoraj obsuwa bo w finale wszystko się zablokowało. W dodatku nie ma Levine’a tylko Luisi.
Po prostu strach się bać – czy wyjdzie z tego piękna katastrofa czy nie…
Dwurnik-Matejko. Karykaturowanie Matejki ma kolosalną przeszłość toż „Bitwę pod Grunwaldem” pierwszy skarykaturował Wyspiański
http://s.v3.tvp.pl/images/1/d/e/uid_1de4d99ec0870abc39a4af370a8448ab1274885022267_width_700_play_0_pos_3_gs_0.jpg
Oglądnięcia wystawy zazdraszczam bardzo bardzo szalenie 🙂
Pobutka.
@Beato,
one mają oczywistą rację. I dlatego pobutki są różne 😀 Ja sobie to i owo ustawiłem w komórce i już reaguję nerwowo. Ale komórka to jeszcze nic — nie tak dawno byłem w sklepie, przed którym młodzieńcy śpiewali piosenki zespołu Univers… Sprzedawczyni:
— Oni tak cały dzień! Jak skończą Univers zaczną Bee Gees. Ja lubiłam Univers, ale już nie lubię…
Zaraz Kubusiu, coś mi się nie zgadza, bo ja w moim pudle M&A mam I Symf z 1947 roku z Lucerny, nie NDR 1951! Inne kawałki mi się zgadzają (jest jeszcze skrzypcowy z De Vito i Wariactwa haydnowskie 1943).
To jak jest, Sch K H, jakby powiedziała PK ?
Już wiem – są dwa różne pudła M&A, moje starsze, Kubusia nowsze. Ale szubrawcy, sprzedają dwa razy „prawie” to samo.
A to ciekawostka, najwyraźniej zrobili różne układanki. U mnie niestety nie ma Giocondy, natomiast jest Edwin w B-durze, oraz oczywiście Haydnowskie, ale nie tylko z 1943, lecz i właśnie z NDR z 1951. Do tego finał I z BPh 1945.
Za to książeczka zaczyna się od listy 10 nagrań I Symfonii, z różnymi orkiestrami, i te, które są na płycie, są wytłuszczone. Hmm.
U mnie Fischer też jest: I 47, II 45, III 54, IV 43, B-dur 1942, D-dur 52, Wariacje WPh 1943, M&A CD-804. To drugie pudło ma sygnaturę 4941 i pewnie to masz Ty.
@Beata 20:16
Wieczorem w Dwójce Cezary Zych zapowiadał Poznań Baroque. Podobno wstęp na wszystkie koncerty wolny. Fajnie macie w tym Poznaniu 🙂
Aha, w mojej dyskografii jest 11 Pierwszych (bo podobno są dwie wersje z lutego 1952 z BPh w Titania Palast, 8 i 10 lutego…
Niech żyją maniacy, co byśmy bez nich…
Dzień dobry,
mnie też zapraszają do Poznania, ale nie dam rady…
Ta karykatura Wyspiańskiego też jest na wystawie. A obraz Dwurnika, jak sprawdziłam w katalogu (przysłali mi go!), powstał na zeszłoroczne obchody jubileuszu bitwy. Jak i parę innych dzieł, w tym owa krzyżykowa robota. 35 osób przy tym pracowało, obraz na kanwę został przeniesiony komputerowo 😎
A wystawa, jeśli ktoś zawadzi o Berlin do 9 stycznia – koniecznie.
I jeszcze: można spędzić masę czasu na wystawie oglądając filmy. Są nawet Popioły czy Ziemia obiecana. Ale też filmy artystyczne i animacje. Np. zapomniana animacja Uwaga…malarstwo M. Waśkowskiego – rewelacja. Szukałan na tubie, znalazłam tylko inny jego film, też ciekawy:
http://www.youtube.com/watch?v=2BiFwUzybE0
Szczęśliwie Furtwaenglerowi zwłaszcza maniaków nie brakuje!
Najwyraźniej M&A nie uwzględnia wszystkich Pierwszych. Faktycznie mam ten komplet o numerkach 4941; to są chyba też nowe remasteringi (Maggi Payne 1996 i 1999, co jest rokiem wydania), a czy lepsze? W każdym razie to najwyraźniej jest obecnie dostępny zestaw M&A: z NDR zamiast Lucerny. I bez Koncertu skrzypcowego, za to z dwoma Wariacjami Haydnowskimi.
Można też jednak sięgnąć po box Audite, gdzie m.in. dwukrotnie III (1949 i znowu 1954) oraz IV z 1948. Nagrania wyłącznie powojenne, za to zrobione z radiowych taśm-matek i najlepiej brzmiące. 11 płyt z muzyką (+ 1 z rozmową), dużo dobra.
Mieczysława Wąśkowskiego nie wypada chwalić – toż to był straszny komunista 🙂 [a i tak większość zapamięta go z roli nauczyciela matematyki syna inż Karwowskiego z serialu 40-latek].
Filmu „Uwaga …malarstwo” o Kantorze nie ma nawet w bazie Filmu Polskiego bo został odnaleziony dopiero w zeszłym roku. Waśkowski z Nurzyńskim z muzyką Adama Kaczyńskiego zrobili go w 1957 r. Też bym go chętnie zobaczył – może będzie okazja poza Berlinem go zobaczyć…
http://www.kursnakurs.pl/a149/pokaz-filmu-uwaga-malarstwo
To był ten sam Waśkowski? 😯
Widzę jeszcze, że nagrania III też się różnią: w starszym boksie jest z 14 V, z Turynu, natomiast w obecnym, nowszym, z 27 IV, z Berlina (to samo, co na Audite). II i IV bez zmian. I dobrze, bo absolutnie wspaniałe.
Tak tak – ten sam ci on:
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/31637
Trzeba się potem przełączyć na bazę „film fabularny”
Niespodziewajki… 😆
Drodzy Maniacy i inne Frędzelki. Zbieram się pomału do wyjścia – samolot 12:40. Z Tuluzy pisać raczej nie będę, bo chcę jak najwięcej zobaczyć z tego pięknego miasta, a po spektaklu pewnie znów będzie towarzysko. Tak więc żegnam czule do jutrzejszego (późniejszego) wieczora.
Przyjemnych wrażeń. 🙂
I dużo zdjęć poproszę.
Byłem na nich w Lublinie. Zdarzały się nie lada wpadki przy Szostakowiczu (do tej pory pamiętam nietęgą minę waltornisty po krótkim solo), ale złościć się na fajnych młodych ludzi jakoś nie wypadało.
A swoją drogą: podobno wśród członków I, Culture znajdują się przedstawiciele dwóch krajów będących od lat oficjalnie w stanie wojny. Nie miałem jednak czasu sprawdzić, które to państwa.
Jeźlikto hce sprawdzić dyskografię Furta, niechaj kliknie tu:
http://fischer.hosting.paran.com/music/Furtwangler/furtwangler-discography.htm
Pani Dorota Kozińska o tym spektaklu, na który pojechała Kierowniczka, wyrażała się niezbyt (Ruch Muzyczny 12.2010).
Nie z powodu realizacji, tylko samego dzieła.
Ciekawe, co Kierownictwo powie.
@Pablo
Armenia z Azerbejdżanem. W różnych gremiach europejskich (Europa wielką jest) rozdziela ich Austria. Nie awanturują się pod byle pretekstem jak kiedyś Cypr z Turcją.
A tak do konkretów – fajna inicjatywa, i oby nie rozpłynęła się wraz z prezydencją.
Jeszcze jedno, w związku z dyskusją o nagraniach taka mnie myśl naszła – szczęscie, że nie musimy tropić nagrania dziełka X uczynionego przez maestra Y w południe i kolejnego uczynionego wieczorkiem. Proszę wybaczyć, tak mnie w piątek po południu coś naszło. Pozostaję z całym szacunkiem, a przede wszystkim wdzięcznością za wskazówki.
Słuchajcie, właściwie to… ech. Ja nie wiem.
http://wyborcza.pl/1,75248,10590889,Sprzataczka_zniszczyla_dzielo_sztuki_warte_800_tys_.html
Zaraz zniszczone. Może da się wykorzystać w jakiejś operze jako scenografia.
@Gostek Przelotem 16:30
Historia sztuki najnowszej notuje takie przypadki (dość częste i nie tylko w Niemczech : z pamięci mogę wymienić kilka polskich przykładów…)
@bazylika 15:52
Dyskusję specjalistów o nagraniach śledzę z zapartym tchem,nawet nie próbując się wtrącać.Przy okazji przyrzekłam sobie zrobić wreszcie katalog tego co mam,bo chociaż w porównaniu z płytotekami P.T. Dyskutantów to mojej właściwie nie ma,ale i tak o części moich zasobów mogę powiedzieć cytując Gostka:”mam…chyba ” (o roku i miejscu nagrania oczywiście nie mam pojęcia).Niestety wiedza, którą w trakcie tego śledzenia nabywam, jest zabójcza dla mojego budżetu 🙁 ( 😉 )
@Wielki Wódz 16:38
No pewnie,a ile znaczeń będzie można mu przypisać 😉
A przy okazji:
@macias 1515
Względem scenografii operowej to czekam na relację z jutrzejszej transmisji z MET (uda się tym razem czy nie uda ). Pewnie ciekawiej będzie, jak znowu się zatnie 😉
@ew_ka
Na Walkirii w marcu się udało (mnie się podobało ale nie jestem miarodajny bo mnie się podoba prawie wszystko) – a czy się uda jutro to dam znać. Ciekawiej po zacięciu nie będzie – po prostu będzie wersja koncertowa 🙂
Dowiedziałem się stąd :
http://www.artsjournal.com/slippeddisc/2011/11/what-crashed-at-the-met-last-night.html
Ja tam idę na Góreckiego do S1.
Na żywo, za darmo, nic się nie zatnie, słychać będzie znakomicie i widać też.
@Gostek 12:25: Dubious recordings? 😯 Tak w ogóle, to lista mnie wysadziła z siodła – to ja sobie nadal pokornie popodsłuchuję, co profesjonalni melomani 😉 doradzają, studiowanie takiej listy mnie zdecydowanie przerasta.
Kurczę, też zazdraszczam Kierownictwu tej wystawy. Nawet mnie chwilami taka myśl nachodzi, czy by może nie ruszyć na Berlin. Tylko że kierunek u mnie jakby odwrotny. 😉
Takie listy i dyskusje dotyczące nagrań staram się śledzić możliwie uważnie, czasem coś tam dla siebie znajdę (choć bywa, że kończy się na jutubie), ale nie stresuję się. Teraz będą truizmy: primo – życia nie starczy, by usłyszeć wszystko. Secundo: finanse. A najbardziej boję się przekroczenia granicy, kiedy muzyka przestanie być czystą (i trochę naiwną) przyjemnością, a w to miejsce pojawi się stres, że tego czy tamtego nie mam. Albo nie wiadomo, co wybrać na dziś. Co kończy się popatrzeniem na okładki. Po trosze tego doświadczam w związku z pewnym niemieckim kompozytorem na W. Więc w przypadku innych już narzuciłam sobie – 2-3 wersje w domu to max. Teraz ostatni truizm: półki. Właśnie stanęłam przed kolejnym kryzysem. A nie dalej jak rok temu horror vacuui mnie dopadł.
W sprawie tzw. dzieł sztuki nowoczesnej – górą sprzątaczki. Pełen szacun dla zdrowego osądu. Przynajmniej czasami.
@Aga 18:50
To przeważnie dotyczy starych nagrań np. transmisji radiowych, gdzie nie do końca wiadomo kto grał, bo nie zachowały się źródła. Od tego mamy fanatyków, żeby grzebali, archiwizowali, katalogowali.
W starych nagraniach, do których ewentualne prawa autorskie wygasły też jest „problem” wydawania tego samego nagrania przez różne wytwórnie. Stąd między innymi to „bogactwo” dyskograficzne. Już choćby Naxos w serii historycznej wydał np. pierwsze Goldbergi z Gouldem, nagrania Rubinsteina z lat 50. To są dokładnie te same nagrania, co Columbii (potem Sony) w przypadku Goulda, czy RCA w przypadku Rubinsteina. Naxos jednak robi inną obróbkę, więc mogą być spore różnice w dźwięku.
Zapamiętajcie sobie wygląd tego „bezpowrotnie zniszczonego” (zupełnie nie rozumiem dlaczego nie można znowu pokapać tej wody i wytworzyć nowego osadu!) dzieła sztuki.
Zapewne już wiadomo wszystkim, że znany i lubiany tu MM będzie dyrygował Halką – premiera 23 XII. Kiedy zerkniecie na dekoracje…
Obawiam się, że artysta mógł użyć płynu bardziej bogatego w osadzające się składniki, niż woda, no i bardziej autorskiego, że tak się wyrażę. 😛
Niekoniecznie. W podziemnym garażu bloku, w którym mam przyjemność mieszkać w niektórych miejscach są najprawdziwsze stalaktyty i stalagmity, bo chłopaki nie zasmołowali porządnie. Wystarczy, że woda wysokozmineralizowana i jakoś to pójdzie.
Co do patyny – moze nie mozna zrekonstuowac bo nie ma zdjecia oryginalnego ksztaltu zmytych plam (to nie musiala byc homogeniczna plaszczyzna). Albo np. jesli artysta uzywal techniki splash – chlapania, odrysowywanie nie da tego samego efektu.
Dokładnie oczywiście że nie, ale odtworzyć zamysł żaden problem.
Jeden z najsławniejszych przypadków „błędnej identyfikacji” nagrania – to Koncert e-moll Chopina w wykonaniu Dinu Lipattiego. EMI wydała „odkrytą” taśmę w roku 1966 (rzekomo z koncertu z nieznaną orkiestrą i dyrygentem, z roku 1948 w Szwajcarii…) i wszyscy zachwycili się genialną interpretacją przedwcześnie zmarłego artysty. Dopiero 15 lat później pewien meloman rozpoznał w tym… stare nagranie Supraphonu z Czerny-Stefańską.
Tu są szczegóły:
http://www.markainley.com/music/classical/lipatti/chopin_scandal.html
…z którą na Supraphonie pod Ancerlem mam 23 koncert fortepianowy Mozarta, na płycie 10″. Wykonanie też niczego sobie.
Ja mam świeży osad do oddania! Od kilku tygodni moja spółdzielnia nie może uzgodnić z firmą montującą liczniki wody, czyja to wina, że u mnie kapie z rury. Osad jak malowanie – tanio oddam (w zamian za nieprzerdzewiały, szczelny zawór).
Trudno mi uwierzyć, że nie ma wystarczająco wyraźnego zdjęcia tak drogocennej pracy.
Na Halkę idę, między świętami a sylwestrem. Tylko jeszcze nie mam stosownej kreacji. 😉 Nie linkujcie prosze dekoracji, niechże mnie na żywca zachwycą. 😆
Przyszły cztery płyty naraz, wszystkie z Dywanu ściągnięte; właściwie, to nawet sześć, bo dwa albumy są podwójne. Fajny weekend się zapowiada. 🙂
W nawiązaniu do furtwanglerianów dodam jeszcze, że wspominany koncert brahmsowski z NDR jest także dostępny w ramach pięknego (pod każdym względem) boxu Tahry – Furt 1042/57: http://www.tahra.com/catalogue.php?search_field=pavtpa.id_productsattribute=2&search_data=104&page=3 – tam także inne cuda (IX Beethovena z Lucerny z Philharmonią i inne świetne interpretacje beethovenowskie), a do tego wszystko świetnie brzmiące jak na to zwykle z edycjami Tahry bywa (ucho córki Hermanna Scherchena robi swoje). Wydawnictwo było przez jakiś czas dostępne u nas w sklepach, nie wiem jak jest teraz, Tahrę sprowadza do Polski opolskie CMD, warto próbować.
omskły mi się cyferki 🙂 numer tego boxu to Furt 1054/57
Z opery (czy przedstawienia muzycznego) dla dzieci „Itamar spotyka krolika”, teksty Dawida Grossmana, muzyka Yoniego Rechtera, wystawionej przedwczoraj w Krakowie na festiwalu Conrada:
http://www.youtube.com/watch?v=D_y8Lb06GDw
Yoni Rechter (kompozycja, fortepian, spiew; slowa Natana Zacha):
http://www.youtube.com/watch?v=13hODudp3EU&feature=relmfu
Ludzie kochani, taż torby na pieniądze rozumiem, ale gdzie to wszystko trzymać ??? !!!! Jak to PK mówiła? Sch… etc. Gdzie się nie obrócę to mi albo jaka płyta na łeb spada albo książka. Kiedy będą wreszcie te serwery muzyczne!!! i książkowe!!!!!!!!
Brahms Brahmsem, a tu przyszła Kulenty Music 4, z zalecenia genialności PK, więc siadłem i się nastawiłem na cerebralność. Ach jaka ulga, to muzyka sensualna bardzo, o wyrazistej rytmice! Z dużym przejęciem posłuchałem całej. I jest do czego wracać. Najmniej może pasuje Breathe, ale zakładam, że to utwór nieco wcześniejszy.
Koszmarne są natomiast komentarze pisane, z prowincjonalnym zadęciem, megalomanią i beznadziejnymi tłumaczeniami.
Narodowe Forum Muzyki, nazwa megalomańska dla nowego budynku Filharmonii wrocławskiej, urasta w tłumaczenia na „one of the world’s most prestigious concert halls”, a przecież jeszcze nie powstała!
Gorzej się tylko czułem na wczorajszym Królu Lirze, który nie dość, że bełkotał znakomitym tłumaczeniem M. Słomczyńskiego (z wyakcentowanym s…synem), to jeszcze większość (obciętych) kwestii Lira wygłaszał Błazen, będący dziewczyną, Lir na wszelki wypadek nic nie mówił, siedział w białych kalesonach, a większość innych postaci (z wyjątkiem wiader blaszanych) robiła za śliniących się matołów o dewiacjach seksualnych. Jeszcze jak dodamy pijanych matołków na widowni (tym razem nie aktorów), to iście teatr był godny jednej z większych sztuk Szekspira.
Trąby.
Sprawa Czerny-Stefańskiej sławna. Z mylnymi nagraniami bywa gorzej, gdy błąd jest celowy i masowy. I tak w swoim czasie wykreowany zostały niejaki Paul Procopolis, który nagrał szereg pianistycznycznych płyt z powodzeniem godnym porucznika Kiże, po czym okazał się fantomem, którym wydawca osłaniał po prostu kradzione nagrania. Wyjątkową ofiarą takich kombinacji padał Sergio Fiorentino, który nadawał się o tyle do oszwabiania, że parokrotnie przerywał i wznawiał karierę (z powodów zdrowotnych), na co dzień ucząc w Neapolu – już jego wczesne nagrania były wydawane pod nazwiskiem niejakiego Marcela Rodda, w ubiegłej dekadzie natomiast wykorzystywano nazwisko Fiorentino (już po jego śmierci, w 1998) do publikacji jakichś kompilacji, podobnie jak inne nagrania wydawano jako Joyce Hatto – to wszystko zaś przez zdawałoby się zacną brytyjską wytwórnię.
😯 Tadeuszu, Ty chyba za cudze grzechy na to teatrum trafiłeś…
A to już nie jest dubious, a disgraceful, detestable i deplorable! ddd
Jeszcze w latach 70. (a zdaje się, że w czasach wczesnego CD też) krążyły nagrania jawnie kradzione, podpisane fikcyjnymi nazwiskami, w rodzaju Margarita Callasopescu śpiewa Toskę z towarzyszeniem Chóru i Orkiestry Teatru Wielkiego Dolnej Delty Tygrysa, dyr. Arturo Furtwenglerini. Ciężkie numery były w ten sposób publikowane i sprzedawane za grosze, jakieś szemrane Tetralogie nawet. Nazwisko i adres wydawcy nieznane (albo, w najlepszym razie, Interpolowi…). Ciekawe, czy ktoś to jeszcze na świecie ma i słucha…
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=pa55oCtBslI&feature=related
Panie Piotrze, niedawno w jednym z supermarketów Pierścień Nibelunga. Cena przystępna, w bonusie gwarancja słuchania zupełnie w ciemno.
Wstawać, bo fajnego Kolegę Bobika znalazłem. A może nawet to sam Bobik 😀
http://lem.pl/wiki/images/e/ef/Star_Diaries_Hungarian_Európa_1960.jpg
He’s back! Takiego Ottavia już nie słyszałem bardzo, bardzo dawno – nawet nie pamiętam kiedy…
http://www.youtube.com/watch?v=XtAySe-ZHrY&feature=related
Universal wspierał tę produkcję z Baden-Baden w niezłej obsadzie, ma być płyta.
Obok wściekle trudna aria z Króla-Pasterza (gdzie Christie mu raczej nie pomaga…), dowód, że mamy gotowego Idomenea. Żeby się skupił na Monteverdim (Orfeo! Ulisse!), Haendlu i Mozarcie – nie miałby sobie równych.
A ten Pierścień bez żadnych informacji na pudle?
Albo sam Bobik, albo bardzo bliski kuzyn. 🙂 Don Ottavio bardzo, bardzo.
W opernwelt pochwalna recenzja tego koncertowego Don Giovanniego w Baden-Baden. Nie mogę się doczekać nagrania, charaktery podobno pełnowymiarowe, a dramaturgia bez porównania lepsza niż w niejednej wersji scenicznej. Ale też i trzeba powiedzieć, że wcale niezłe się na scenie zebrało towarzystwo: http://www.festspielhaus.de/veranstaltung/baden-baden-gala-2011-mozart-don-giovanni-18-07-2011-2046/
To ja. Sprawdzałem, czy w kosmosie jest pasztetówka. Nie ma, więc nie wybieram się ponownie. 😎
Od lat się zastanawiam, dlaczego właściwie pasztetówka. W końcu są wędliny wyższego lotu.
Co na to Siegmund?
Pasztetówka, to jak chcę podkreślić, że ja jestem prosty pies. Kiedy chcę podkreślić coś przeciwnego, sięgam do fłagrasów. 😎
A Sigmund niech się tylko spróbuje zbliżyć do mojej miski! Już on popamięta zazdroć o pasztetówkę! 👿
To nie zazdrość, to wnikliwość naukowa.
P. Piotr @10:31
Nic kompletnie, posunęłam się nawet do dyskretnego rozerwania folii aby obadać, bez skutku. Aż taka skromność ?
Też czekam na tego Giovanniego z Baden-Baden, idą święta, będzie pretekst.
No!
I kto mówi, że don Ottavio brakuje ikry?
Bazyliko, mam niejasne podejrzenie, że to loteria: albo cudo, albo chłam. Jak całkiem nic nie kosztuje, to może warto zaryzykować, nie żal będzie w serso tym potem grać…
A Villazonowi nie tylko ikry nie brak, ale prawdziwego głosu, stylu, oddechu i wirtuozerii. Zabawnie: w Baden odetchnął tylko raz w tej śmiercionośnej, środkowej wokalizie (bywali tacy, co w ogóle nie oddychali – Burrows na przykład), a na estradzie dla ZDF, sąsiednie wideo, jednak aż dwa razy…
Aha, ten DG ma wyjść dopiero na wiosnę, więc ewentualnie na Wielkanoc.
Bardzo mnie rozśmieszył któryś z komentatorów (pseudonim „dziady” – czyżby rodak?), którego zdaniem to wulgarne. Pewnie lubi, żeby Ottavio śpiewał „barokoidalnie” i pachniał jak pielucha sprana chlorkiem… Takie same słyszałem o Monteverdim tegoż Villazona.
Głos to grzech. Apage. Ma być biało i niewinnie.
w moim przekonaniu Villazon nie umie śpiewać – dowodem na to jest jego zawsze wysilony ton i przerywana kariera 🙂
Wulgarne?!
Przecież to jest piękne! Don Ottavio to przecież (imho) nie ma być mdła galareta i mydłek bez kręgosłupa, tylko wspaniały młody człowiek, któremu jeśli czegoś brakuje, to doświadczenia, a nie odwagi czy charakteru (oraz wiedzy o Don Giovannim, którą widz ma od początku). Zbyt często się zapomina, że nagle cały uporządkowany świat mu runął na głowę – najpierw stracił oparcie (zresztą widok zamordowanego Komandora sam w sobie byl dla niego wystarczającym szokiem), a potem właśnie ten przyjaciel, do którego chciał się zwrócić z prośbą o pomoc, okazał się zdrajcą, mordercą i niedoszłym gwałcicielem.
Karierę Villazonowi przerwała choroba.
Reszta – cóż, kwestia gustu. Jeśli ktoś tak śpiewa jedną z najtrudniejszych arii w całym repertuarze, czy Combattimento albo Se dolce è il tormento, to mnie osobiście wystarczy.
Ottavia można sobie wyobrażać na różne sposoby (bardzo pięknie go kiedyś robił nieodżałowany Philip Langridge, trochę jak Księcia Jeleckiego…), ale mydło wychodzi tylko wtedy, jak go mydło śpiewa. Nomina sunt odiosa…
a czymże była spowodowana ta choroba ?
Co nie zmienia faktu, że Don Ottavio, wydaje mi się, to rola paskudnie niewdzięczna – wszystkie jupitery i achy, i ochy idą wiadomo dla kogo, a jak się jeszcze w sprawę wda ktoś taki jak E. T. A. Hoffmann, to biedak ma przechlapane na starcie…
Raz naukowiec pewien,
nie bacząc na odciski
mil zrobił dwieście siedem,
by zajrzeć do psiej miski.
Gdy miski jął zawartość
wnikliwie nader badać,
zakrzyknął: to nie karton,
nie gips, nie czekolada,
nie wódka, nie marycha,
nie cymes, nie mecyje,
więc co się tam, u licha,
w tej misce w końcu kryje?
Nie słoń to i nie kogut,
nie mleko i nie jaja,
nie gruszki… Wtem zza rogu
psów wychynęła zgraja.
Uciekał naukowiec
przez spory dość kawałek
i już układał w głowie
plan zemsty doskonałej.
„Ten szarpie za nogawki,
ten warczy, ten znów gryzie…
Opiszę te psie sprawki
ja w psy-choanalizie.
Niech wiedzą wszystkie nacje,
śmieszkowie oraz beksy,
że pies to taki pacjent,
co straszne ma kompleksy.
Gdy smutny jest, bo stypa,
gdy wściekły, bo nie pojadł,
to zawsze przez Edypa,
lub chociaż przez Portnoya.”
Zaszumiał cały Wiedeń
i podwiedeński lasek:
to teraz mamy biedę
i kichę, nie kiełbasę.
A gdy ktoś kichę zwędzi,
nie wyślesz go do budy,
tylko go trzeba będzie
zanalizować wprzódy.
Tak zaczął człowiek mętnieć
i grzęznąć w analizie,
i grzebać się namiętnie
w bebechach ile wlizie.
Tylko pies mało który
tym łamie sobie główkę,
jak dawniej goni kury
i wcina pasztetówkę.
Kompleksów się nie boi,
obszczeka nawet rower
i to jest, drodzy moi,
podejście bardzo zdrowe. 😈
Nie wiem, czym była spowodowana, wiem natomiast, że cierpiała na nią również Christa Ludwig, która z pewnością śpiewać umiała, a nie zapadł na nią dajmy na to Giuseppe di Stefano, który nigdy się śpiewać nie nauczył i zdarł sobie głos całkiem tradycyjnymi metodami… Czyli związek przyczynowo-skutkowy jest tu co najmniej chwiejny.
Lolo chyba uważa, ze jemu guzki śpiewacze, czy inne polipy gardła nie mogą się przydarzyć.
Ten wyższościowy, pełen przygany ton.
oczywiście, że mogą mi się przydarzyć…Guzki itp – nie są jak to wirus który powoduje przeziębienie 🙂 tak mi się wydaje.
Dobry wieczór, wróciłam kompletnie ogłuszona lądowaniem 🙁 Tadeusz Wrona to to nie był…
Boże kochany, jaka piękna ta Tuluza. Zakochałam się po uszy. Nogi schodziłam, a ciągle mi mało. Człowiek tak siedzi w tej szarzyźnie, a tu są takie cuda na świecie… Ech.
Padnę chyba już z tej głuchości. Jak człowiek ma zatkane uszy, to nie myśli 😈
Wpis w takim razie jutro rano.
Tadeuszowi Wronie to juz zarzucaja, ze nie odbezpieczyl bezpiecznika. A PK powitac, powitac… 🙂
Jak milo
Sie zrobilo
Zatkane uszy nalezy odetkac pastisem. Chyba ze w Tuluzie maja rodzima nalewke L’eau Trec.
O, Tereńku! Chciałam Ci wysłać esemeska z Roissy, gdzie się przesiadałam, ale za każdym razem było za mało czasu. Nic to, za tydzień… 🙂
Teraz jestem w domu, jakby kto pytał.
Nie mam pastisa, ale mam chyba jakąś resztę ouzo. Idę zobaczyć 😉
Moze byc i ouzo. Byla dzialalo i nie bylo wodka Chopin 😉
Nie działa 🙁
W samolocie napiłam się bordeaux i też nie pomogło…
Wróciłem właśnie z pierwszych koncertów w ramach Poznań Baroque.
Wrażenia spróbuje wrzucić jutro u siebie, a tymczasem pozdrawiam wszystkich nocnych marków. Ja idę spać.
To nie widze innego wyjscia, jak
01 zamienic bordeaux na herbate flisacka wysokogorska
02 odwiedzic Morfeusza, on tam juz zna wszelkie recepty
03 wyczyscic uszy na wylot szczoteczka do zebow
04 zzuc cztery opakowania gumy do zucia Tornado
05 albo zjesc paczke landrynek recznej roboty
mozna rownie z sie zaziebic i dmuchac nosem, ale to trwa tydzien albo siedem dni
W takim razie idę spać.
Morfeusz może pomoże.
Dobranoc! Odezwę się jutro 🙂
@miderski, też zainaugurowałam Poznań Baroque i po b. późnym powrocie jeszcze słuchałam… baroku. Z powodu niedosytu 🙂 Wrażenia zanotowane z rozpędu już „wiszą”.
Piotr Kaminski pisze:
2011-11-05 o godz. 10:31
He’s back!
Dzieki za info.
Lolo pisze:
2011-11-05 o godz. 16:09
w moim przekonaniu Villazon nie umie śpiewać – dowodem na to jest jego zawsze wysilony ton
Wypisz wymaluj Μαρία Κάλλας
No widzisz Lolo, pytalam czy to nie herezja pisac ze Villazon sie nie podoba, i okazalo sie ze jednak herezja 😀
Pobutka
@beata:
Wczoraj wstałem o 5:00 rano na ostatnie w tym roku grzybobranie, z którego wróciłem przed 15:00. Nie było więc innej opcji, by prawie od razu po powrotnym spacerze walnąć się do łóżeczka.
Dzień dobry 🙂
Morfeusz trochę pomógł, więc odsłuchałam linki.
Cóż, ja też nie należę do grona wielbicieli Villazona. A ten Ottavio zupełnie mi się nie podoba…
A dlaczego, Pani Kierowniczko?
Nieładna barwa. I rzeczywiście odczuwalny pewien wysiłek. Tego się nawet nie słyszy, tylko czuje w gardle.
Znaczy kwestia gustu, bo ja tego wysiłku nie czuję (taka już pewnie jego fizjologia), a barwa zawsze mi się podobała. Sprawdzimy dokładniej, jak się całe nagranie ukaże.
Może ten facet się Pani spodoba:
http://www.youtube.com/watch?v=C8tBQ6Kln9U&feature=related
Reżyseria idiotyczna (bardzo mi się podoba wpis jakiegoś młodzieńca poniżej…), Harding dyryguje bez sensu (jak on to robi, żeby jednocześnie było sztywno i flakowato, to ja nie wiem… paradoks fizjologiczny), ale śpiewanie najwyższych lotów.
A który Ottavio jest Pani ulubiony?
Ach, sama nie wiem. Okropnie to trudna rola.
Beczałę zaraz podsłucham (byłam zajęta nowym wpisem). On – zawsze.
Posłuchałam kawałka. No cóż, ta aria to jednak straszne cholerstwo. Jeśli nawet Beczała brzmi gorzej niż zwykle (choć ładnie)… Ja się nie dziwię, że w Wiedniu chcieli czegoś innego – w Dalla sua pace można ładniej się rozśpiewać.
A w ogóle cieszę się, że ma Pan takie samo zdanie o Hardingu – zostałam kiedyś opieprzona za skrytykowanie go 😈
Aria jest istotnie straszna, ale byli ludzie… Praski Baglioni, dla którego to WAM napisał, był potem pierwszym Tytusem, też niezłe piekiełko.
To największy klasyk, żadnej ekspresji (to nie była jego specjalność…), ale śpiewa jak anioł:
http://www.youtube.com/watch?v=C8tBQ6Kln9U&feature=related
A z Hardingiem to wielkie rozczarowanie. Zaczynał wspaniale w… Don Giovannim w Aix (1998, produkcja Brooka), ale już nagranie (1999) i sfilmowane wznowienie (2002) pokazują rozpad systemu, wszystko zesztywniało i „zdenerwowało” się, jak ten akompaniament salzburski, który mu się w palcach rozłazi. Podejrzewam, że gdyby nie „plecy” od strony Abbado, kariera by mu się rypła od bardzo dawna.
Mam wrażenie, że Abbado w ogóle nie ma szczęścia do następców tronu. Jeśli dobrze pamiętam, jego poprzednim pupilem był Ion Marin…
Tu bardzo ciekawy przypadek, do zestawienia z Villazonem: głos jak miód, płynie takoż, bez cienia wysiłku, jak zwykle, ale jego aria w tej operze to wyraźnie Dalla sua pace…
http://www.youtube.com/watch?v=ki7vatoLzh0&feature=related
W Metropolitan śpiewał to dziesięć lat wcześniej, z Tullio Serafinem, ale o ile wiem pierwszy zachowany „live” jest z roku 1932, i tam już śpiewa Tito Schipa, który umiał.
A jak Francisco Araiza?
http://www.youtube.com/watch?v=i1et0z9-We8
(z tym ze inscenizacja nim nie rzuca i pozwala mu spiewac spokojnie)
W poprzednich nagraniach ktore slyszalam nie lubilam Villazona, bo dla mnie spiewal ostro, troche krzyczaco i moze przez to czasem jakby nad dzwiekiem. Ale jego Il mio tesoro z Baden-Baden podobalo mi sie, bo spiewal gleboko i czysto (choc czasem tez wytezal). Jeden z komentarzy pod filmikiem byl podobny („I couldn’t believe it was him”.)
Wg wikipedii operacja ktora przeszedl to wyciecie wrodzonej cysty ze struny (choc nie wiem skad ta informacja bo powoluja sie na wywiad w ktorym jej nie ma). Co by to nie bylo, moze zabieg i rehabilitacja rzeczywiscie mu pomogly?
Panie Piotrze, linka o ktorej pisal Pan ze spiewa jak aniol prowadzi do Beczaly.. (?)
Gigli zresztą pisał nawet w swoich pamiętnikach, że Don Ottavio jako postać jest mu obcy – postrzegał go niestety jako mdłego i nijakiego, który tylko potrafi chodzić i pocieszać, względnie żalić się na swój los 🙁 .
Przepraszam, istotnie źłe się wykopiowało. Chodzi o to:
http://www.youtube.com/watch?v=wSHnxlf2DPs
A tu jeszcze jeden, piękny przykład – rzadki przypadek, gdy tenor (to była jego specjalność), cały „środek” z wokalizą, aż do pierwszej frazy repryzy włącznie, śpiewa na jednym oddechu! I to very-very…
Choroba… no, jest:
http://www.youtube.com/watch?v=vrCmuYoT4YY&feature=related
Jak jest mowa o mdłym i nijakim Ottaviu, to przypomina mi się, co z niego (tj. z Bartmińskiego, który zresztą głosowo nawet nieźle sobie radził) w Krakowie zrobił Znaniecki: jakiegoś nieszczęsnego transwestytę z torebką jak teletubiś 👿
TRANSWESTYTĘ?! 😯
A to niby czemu? (chyba, że to miałaby być metoda na DG: dać się uwieść, trafić wraz z nim do łożnicy i tam zrobić mu z **** jesień średniowiecza, po czym sprezentować Donnie Annie odpowiednie trofeum w postaci tego, czym DG dokonał zbrodni. Ale to by było „nieco” niehonorowe)
Po wysłuchaniu podanych linków zacząłem odnosić wrażenie, że w tej arii w ogóle albo rybki, albo pipki. Znaczy – albo miód, albo ekspresja. Nie wiem, czy to tylko przypadkowo przykłady tak się złożyły, czy rzeczywiście tak tu trudno te dwie rzeczy zgrać?
Nie wiem, bo sam – choć jestem, jak wiadomo, wybitną artystą wokalną – nigdy nie zdołałem tego dośpiewać do końca. Już przy pierwszych słowach, „il mio ozoro…”, przypominam sobie, że jestem głodny, przerywam i idę coś zjeść. 😳
Bobiku, nie wiem dlaczego, ale zawsze myślałam, że Ty szczekasz barytonem 🙂
Wysłuchawszy z niemałą przyjemnością wszystkich powyższych przykładów stwierdzam, że akurat w tej arii wolę Villazona. Lubię jak tenor liryczny ma męskie brzmienie. Dyrygenci chóralni czasem mawiają złośliwie: a teraz panowie i tenory. No a Villazon zdecydowanie zalicza się do panów mimo że tenor 😉 W dodatku z niego jest aktor-śpiewak, w tej kolejności właśnie, w operze to jednak na wagę złota. Zresztą bardzo go za tę kreację po występie w Baden-Baden chwalono, podkreślając że była to rola o najwyrazistszym indywidualnym rysie. Mam nadzieje, że nie roztrwoni talentu i wymości się w Mozarcie. Pod względem technicznym jest coraz lepiej. Byle tylko nie latał już po tych niemieckich talkshows dla wokalnego popisu (nie wiem, jak jest teraz, ale kiedyś trwonił się w nich bez umiaru).
Bobiku, dlatego mi się tak podoba Villazon, że na moje ucho udało mu się te dwie rzeczy jakoś ze sobą połączyć. Beczała (w Salzburgu, z lepszym dyrygentem, byłoby napewno jeszcze lepiej) i Araiza też to robią świetnie.
Piotrze, być może mamy tu drobną różnicę semantyczną. Na psie ozoro miodowo to tak trochę… no, powiedzmy, słodko i niewyraziście. 😉 A Villazon jednak bardziej w stronę befsztyka. O co zresztą nie mam do niego najmniejszych pretensji. 😆
Beato, ja zwykle zaczynam śpiewać basem, a kończę sopranem. Tak że baryton po drodze też mi się zdarza. 🙂
Bobik – Yma Sumac?
No, w sumie czasem to y mam. Jak dadzą. 😆
Wybacz, Bobiku, ale cóż to byłby za Don Ottavio, który zamiast o swojej ukochanej myślałby o jedzeniu?
Niektórzy Don Ottaviowie, szczerze mówiąc, tak właśnie wyglądają (nomina sunt odiosa…).
Toteż ja się na Don Ottavia w ogóle nie nadaję, co samokrytycznie poniekąd przyznałem. 🙁 Raczej już – w sezonie, kiedy suczki mi zapachną – jestem skłonny zachowywać się jak Don Giovanni. 😳
Niestety.
Chociaż to uproszczone myślenie tusza=obfite posiłki bywa czasami mocno krzywdzące.
Mnie się zawsze wydawało, że Bobik tenorem szczeka. Przecież to piesek niewielki 😉
Chociaż Bartmiński ma chyba ze dwa metry, a tenorem śpiewa 😆
Odwrotnie, czyli obite posiłki = tusza, też nie ma prostego przełożenia. Ja obfitych posiłków sobie nie żałuję, a wagę mam raczej piórkową. Są świadkowie. 😎
O, proszę, wzrost na śpiewanie też nie ma przełożenia. 😆
Wielkim śpiewakiem (i nie tylko śpiewakiem) zostać można przy każdym wzroście i posturze.
Bobik śpiewający do swojej ukochanej Pasztetówki? Nadaje się – absolutnie, jeszcze jak! 😀
Pasztetówce podejrzanie blisko do pasztetu, a pasztetem chyba raczej Donny Anny nazywać się nie powinno.
ad. Anna 15.46
… słusznie – przy każdym wzroście, przy każdej posturze, lecz – o zgrozo – nie przy każdym pedagogu…
Na marginesie – jak przekłada się sprawa anatomii u śpiewaków wagnerowskich? Wyłącznie szafy gdańskie, czy znajdą się odstępstwa?
Masz rację, Mt7, obecność mojej ukocanej Pasztetówki zmienia obraz rzeczy. Przy niej się nagle robi ze mnie kompletny romantyk, na dodatek wierny do przesady. 😈
Historia swe miewa zakręty,
wciąż zmienia starocie na nówki,
lecz idzie zmienności tej w pięty
ma miłość do pasztetówki.
Zamierzchła epoka. Tubylcy
w jaskiniach składają swe główki,
a we mnie się kłębi (choć milczy)
ma miłość do pasztetówki.
Powoli budują się miasta,
zaczątki już są trójpolówki,
nic to – stale trwa (nawet wzrasta)
ma miłość do pasztetówki.
Do szkół już posyła się dziatwę,
nie bacząc na tejże wymówki,
a ja co przeżywam? To łatwe:
mą miłość do pasztetówki.
Gutenberg wymyślił zecera,
James Watt maszynowe parówki,
a mnie nie przechodzi (wręcz wzbiera)
ma miłość do pasztetówki.
W. Iljicz rozwalił imperium,
ze sklepów zniknęły gdzieś krówki,
konstansem jedynym (no, serio!)
ma miłość do pasztetówki.
I nawet gdy padną dolary,
a miejsce ich zajmą złotówki,
ja nigdy nie znudzę się czarem
miłości do pasztetówki. 😀
Wiedziałam, Bobiku, że na Ciebie można liczyć. 😆
Moja miłość do Ciebie też jest niezmienna. 🙂
@mt7 6.11 godz.18:45
To jest nas więcej 🙂
@Aga 4.11.godz.21:09
Przez chwilę sądziłam,że jesteśmy w tej samej spółdzielni 😉
Objawy identyczne 🙂 Ale ja miałam mniej cierpliwości i nie czekając na wynik wspomnianych negocjacji wymieniłam zawór za własne pieniądze. W ten sposób przez chwilę byłam posiadaczką bardzo efektownego dzieła sztuki in spe ( gdybyż tylko jakiś znajomy a uznany artysta tchnął w niego swego ducha i nadał mu nowe życie… oraz wartość obiektu artystycznego) 🙂
A tak poza tym – fajne koty znalazłam 🙂
http://www.domosfera.pl/wnetrza/51,94387,10547303.html?i=0&bo=1
@PK 6.11. godz.13:34
Oj,brakuje Panom Reżyserom pomysłów,bo zaczynają cytować samych siebie 😉 We wdzięcznym fioletowym ( i czerwonym na zmianę ) ubranku z futerkiem i z torebką Teletubisia występował już u Znanieckiego doktor Dulcamara w obu wersjach wrocławskiego „Napoju miłosnego” 🙂 Tyle tylko,że za pierwszym razem był to świeży komentarz do sławnego wystąpienia pani rzecznik i przynajmniej było zabawne. Zwłaszcza,gdy Dulcamarę śpiewał Bogusław Szynalski,mężczyzna dość okazałej postury.
Jeszcze Don Ottavio; jakby Il mio tesoro nie bylo dostatecznie trudne, on dodaje jeszcze ozdobniki ktorych nie ma u innych:
Christoph Pregardien –
http://www.youtube.com/watch?v=XxZEObhfIdk
Jak już się zrobiła taka aura amorosa, to ja się jej też poddam i odwzajemnię wszystkie miłosne deklaracje pod moim adresem. 😆
@ Tadeusz 4.11. godz.22:34
No to polecam pogłębienie znajomości Szekspira poprzez wyprawę do konkurencyjnego teatrum w mieście W.(B.), np. na Hamleta,gdzie powszechnie znany monolog wygłasza…Ofelia,którą następnie topią w wannie,żeby akcja ruszyła z martwego (!) punktu. W wannie też kąpie się Klaudiusz,śpiewający ten kawałek,co to jest hymnem Unii Europejskiej 🙂 Nie dodałam,że Ofelia i Laertes są molestowani przez Poloniusza, bo to oczywista oczywistość 😉 Itd.itp.
Albo jeszcze lepiej na „Sen nocy letniej” 🙂 I od razu wspomnienie „Leara” będzie o wiele jaśniejsze 🙂 😉
A co do płyty Kulenty,to cieszę się bardzo,że się podoba (muzycznie)
@Bobik 13:57 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=QXEjZqYhgQQ&feature=related
Miałem wrzucić dokładnie tego samego Kaufmanna, tylko zapomniałem. 😆
W takiej scenerii wszelka aura by mnie opuściła. 😆