Pamiętajmy o Markowskim

Wpis odrobinę spóźniony, bo dzień właściwej rocznicy właśnie się skończył, ale w końcu trochę wygadania się należało się Don Giovanniemu.

30 października 25 lat temu zmarł Andrzej Markowski. Trudno powiedzieć w paru słowach, a nawet w paru zdaniach, kim był i co znaczy w historii muzyki powojennej. Wymieńmy choćby parę spraw: Warszawska Jesień i prawykonania najważniejszych utworów lat 60. i 70. z awangardowymi dziełami Pendereckiego na czele; dyrekcja Filharmonii Krakowskiej, a potem Filharmonii Wrocławskiej i budowa jej siedziby (co by o niej nie mówić – miała być prowizorką, ale u nas prowizorki niestety są najtrwalsze), Wratislavia Cantans – całkowicie autorski pomysł, pozornie szalony w PRL w 1968 r., bo poświęcony muzyce oratoryjnej i kantatowej i odbywający się niemal tylko w kościołach. Niezwykle ciekawe i śmiałe pomysły repertuarowe, otwartość na bardzo różne stylistyki. Tutaj można przeczytać, na jakie.

Ale sam także komponował – był autorem muzyki teatralnej i filmowej, często elektronicznej, realizowanej w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia – był jednym z pierwszych, którzy do niego weszli w 1957 r. To jeden przykład, a to drugi. A później stworzył muzykę m.in. do Popiołów i Pana Wołodyjowskiego.

Człowiek-instytucja. Dlatego warto i trzeba o nim pamiętać. W filharmoniach więc, w których działał, odbywają się koncerty poświęcone jego pamięci. I ciekawe, że każde miasto czci go w innej stylistyce, i każda z tych stylistyk pasuje do niego.

Jesteśmy po pierwszym koncercie – warszawskim. Tu program ułożono z utworów głównie dwudziestowiecznych i nieczęsto wykonywanych – Symfonii w kwadracie Stefana Kisielewskiego, Koncertu skrzypcowego Ericha W. Korngolda (który jest jednym z najpopularniejszych utworów w USA, ale u nas nie), suity z muzyki do filmy Redes Silvestre Revueltasa i Nokturnów Debussy’ego (tu cofnięto się w końcówkę XIX w.). Motywem przewodnim była bardziej lub mniej ścisła ilustracyjność.

W Krakowie będą czcić pamięć dyrygenta 5 listopada. Tu całkiem inny zestaw: Albinoni, Schubert, Lutosławski – nawiązuje do stworzonego tam przez Markowskiego cyklu Musica Antiqua-Musica Nova oraz do jego upodobań – mimo tego, z czym przede wszystkim się kojarzy – także do muzyki romantycznej.

Koncert w Łodzi (gdzie był dyrektorem w latach 80.), 18 listopada, poświęcony jest, jak warszawski, XX wiekowi, a do programu zostanie włączony (na początek) utwór, którego prawykonanie pod dyrekcją Markowskiego stało się zaczynem jednej z najbardziej spektakularnych karier polskich kompozytorów – Tren Pendereckiego. I na końcu Wrocław, gdzie znów pojawi się ogromnie zróżnicowany repertuar, w tym trzy dzieła XX-wieczne, których prawykonania Markowski dokonał.