Stańko staro-nowy
Skąd ten tytuł? Stąd, że choć na występie zamykającym Jazzową Jesień lider, czyli tradycyjnie szef artystyczny festiwalu, czyli Tomasz Stańko, wystąpił z nowym składem i z paroma nowymi utworami, to były też i stare, m.in. The Dark Eyes of Martha Hirsch (ale trochę zmieniony). Trębaczowi partnerowało Craig Taborn Trio. Zdarzyło mu się w tym roku koncertować w Stanach w zestawie z saksofonistą Chrisem Potterem (z którym Taborn grał w Bielsku w zeszłym roku), perkusistą Jimem Blackiem i Thomasem Morganem na basie. Teraz jest zachwycony sekcją rytmiczną Taborna – Morganem i perkusistą Geraldem Cleaverem – i chciałby z nimi grać dalej. Pianista również (i słusznie!) budzi jego prawdziwy podziw, ale jest bardzo zajęty, czego dowód dał i na tym festiwalu (o tym za chwilę).
Nowojorskie projekty będą miały przyszłość, a na razie premierowa próbka była w Bielsku. I początkowo miałam wrażenie, że trio zachowuje się muzycznie ze zbyt wielką nieśmiałością wypływającą zarówno z respektu, jak i z faktu, że właściwie grali razem po jednej próbie. Z czasem jednak rozkręcili się i dali prawdziwego czadu. Jak zwykle byłam zachwycona dźwiękiem Stańki – jestem przywiązana do tych różnych jego chwytów, chrapliwych, przeciągłych fraz, trylowego mamrotania w górze lub w dole. Trochę miałam nadzieję, że więcej swojego pokaże też Taborn, ale on, mimo że jako lider jest gigantyczną indywidualnością, jako członek czyjegoś zespołu stara się pozostać na drugim planie, dopasować i podporządkować.
Podporządkował się też w pierwszej części wieczoru, grając w kwartecie Michaela Formanka, kolejnym po Vitousu basiście amerykańskim pochodzenia czeskiego. Grał z nimi jeszcze saksofonista Tim Berne oraz znów Cleaver na perkusji. To było granie bardzo sophisticated, takie nawet trochę mądrzenie się, znów były skomplikowane rytmy i harmonie, ale, w odróżnieniu od gry wczorajszego tria, nie przyniosły wielkich emocji, były dość chłodne. Oklaski były, ale bez większej owacji. Muzycy grali repertuar z zeszłorocznej płyty The Rub and Spare Change, nagranej – oczywiście – dla ECM.
PS. Wczoraj Tomasz w rozmowie wysnuł tezę, że kryzys jest czymś dobrym dla kultury, a ściśle rzecz biorąc dla jej jakości, bo dobrzy zostaną, a chłam odpadnie. Mnie się wydaje, że jest zbyt wielkim optymistą. A wam?
Komentarze
„PS. Wczoraj Tomasz w rozmowie wysnuł tezę, że kryzys jest czymś dobrym dla kultury, a ściśle rzecz biorąc dla jej jakości, bo dobrzy zostaną, a chłam odpadnie. Mnie się wydaje, że jest zbyt wielkim optymistą. A wam?”
To jest teoria dosc dobrze znana w historii ekonomii jako „liquidationalism”. Ze mianowicie kazda recesja pozwala na oczyszczenie sie ekonomii z „chlamu” i powrot do zdrowia. Teoria ta oczywiscie nie bierze pod uwage, ze za tym stoja zywi ludzie i ich zycie. Moze w muzyce „chlam” nie ma racji egzystowac, ale w spoleczenstwie jako calosci?
Ale ja o czym innym. Poniewaz nigdy nie jestem na biezaco na tym blogu, chcialem wrocic do lat 70-tych i opisanego dwa posty temu przez PK koncertu Polskiej Orkiestry Kameralnej z Maksymiukiem, grajacymi wszystkie szesc Koncertow Brandenburskich podczas jednego wieczoru.
Musielismy byc na tym samym koncercie z PK nie znajac sie wowczas. (*) Rok byl 1978 +/- 1. Byl to okres swietnosci POK, ktora robila wowczas wspaniala kariere na tzw. Zachodzie, glownie choc chyba nie tylko dzieki Maksymiukowi. Z tego okresu (1975?) pamietam rowniez Cosi fan tutte pod dyrekcja Korda i z ta sama orkiestra w tej samej Sali Kameranej FN co omawiany koncert Maksymiuka.
Ale z samego koncertu zapamietalem taki incydent: w polowie drugiej czesci (chyba byl to szosty KB) altowiolista zaczal falszowac jak najety; trudno bylo sluchac. W przerwie miedzy czesciami Maksymiuk gestem pokazal soliscie, ze przydaloby sie nastroic instrument. Kurcze – pomyslalem – dobre i to, ze dyrygent to samo slyszy co i ja, ale dlaczego nie slyszy tego sam muzyk?
Wiec entuzjazm tam byl, jeszcze jaki, ale co do jakosci gry, to hm…
Uklony niskie dla Dywanu,
jrk
(*) „Tam niekagda bywal i ja,
No wrieden siewer dla mienia.”
(Puszkin, Oniegin)
Pobutka (niejazzowa).
P. Olga z Pobutki niejazzowej zaśpiewa u nas w grudniu trochę Mozarta 🙂
Fajnego kota znalazłem
http://2.bp.blogspot.com/_iCor1dDJjEA/SMpxMtTnNwI/AAAAAAAAAO0/x8ttaFBPiZg/s1600-h/Jazz+Cats+-Final.jpg
Fajne trzy koty, i to bardzo jazzy 😉
jrk – prawdopodobnie nawet kiedyś wspominałam o tym na Dywanie: w owym Cosi fan tutte pod batutą Korda brałam udział czynnie jako członek chóru 🙂 Spektakl reżyserował prof. Bardini i było to tak rozkoszne i adekwatne, że dziś niemal każdy gest pamiętam. Pamiętam też problemy głosowe niektórych solistów… ale o tym może zmilczmy 😉
W każdym razie było to jedno z najprzyjemniejszych wydarzeń muzycznych, w których czynnie uczestniczyłam. A było to zrobione specjalnie po to, żeby p. Kord mógł sobie poćwiczyć przed dyrygowaniem tą operą w Londynie.
Wracając do koncertu POK z Brandenburskimi, to właściwie było ich tego wieczoru wykonanych siedem, albowiem drugi miał dwie wersje. Najpierw, w samym programie, został zagrany z waltornią solo zamiast trąbki; grał mój kolega ze studiów Henio Kaliński. Natomiast na zakończenie, niejako na bis, Maksymiuk ogłosił: – A teraz II Koncert jeszcze raz, z Gonczorowskim! – Bo tymczasem przyjechał skądsiś trębacz Jerzy Gonczorowski (grający na co dzień w FN). I zagrali. Wielki był entuzjazm.
A pedalizacją to kto tam się zajmuje na tym obrazie?
Jak to kto? Mysia. 🙂
Mysia jest słodka 🙂
Myszory potrafią wspiąć się na wyżyny słodkości i wiedzą o tym, skubane…
Dowiedziałem się przed chwilą, że dzisiaj jest Dzień Życzliwości i Pozdrowień, więc rzuciłem wszystko i przyleciałem tutaj, żeby życzliwie pozdrowić. 😀
No, niech już będzie, nawet i koty. 😎
To ja pozdrawiam wszystkich ze szczególnie życzliwym posmyraniem po brzuszku dla Bobika. Niezależnie od dnia 😀
A tymczasem rzućcie okiem na blog koleżanki ze zmienioną szatą graficzną:
http://sobolewska.blog.polityka.pl/
i wypowiedzcie się, jakie mielibyście ewentualne uwagi do mojej przyszłej nowej szaty. Nie będzie w każdym razie żółtego motywu (bo powyższy dobrany jest do kaloszy Justyny), ale nadal czerwony, dobrany do mojej bluzki na zdjęciu 😉
A musi być nowa, Pani Kierowniczko? My uże priwykli… 😎
Wiedziałam, że tak będzie 😀 Powiedziałam to samo naszej szefowej od strony internetowej. Ona na to: wiem, wiem, że odbiorcy są konserwatywni, ale gdybyśmy nic nie zmieniali, to cały czas bylibyśmy w latach 90. …
Nowe szaty Kierownictwa? 😯
A kto będzie szył? Bo jak ci sami, co królowi, to ja bym odradzał, zwłaszcza w zimie. 😎
Znaczy tak jak tu na przykład? http://www.medieval.org/ Komu to przeszkadzało?
Narobią fleszy i pierdółek, a potem jest wielkie aj waj, że łącza zatkane i serwery się nie wyrabiają.
Ja tam (ćśśśś, ćśśśś) jestem podobnego zdania… ale co ja mogę, biedny żuczek…
PK pisze:
„Wracając do koncertu POK z Brandenburskimi, to właściwie było ich tego wieczoru wykonanych siedem, albowiem drugi miał dwie wersje. Najpierw, w samym programie, został zagrany z waltornią solo zamiast trąbki; grał mój kolega ze studiów Henio Kaliński. Natomiast na zakończenie, niejako na bis, Maksymiuk ogłosił: – A teraz II Koncert jeszcze raz, z Gonczorowskim! – Bo tymczasem przyjechał skądsiś trębacz Jerzy Gonczorowski (grający na co dzień w FN). I zagrali. Wielki był entuzjazm.”
Wersje IIKB z waltornia pamietam; chyba byl to pomysl rodem z nagrania wszystkich KBs Marrinera w wersji Thurstona Darta. Ale za nic nie pamietam powtorki z trabka; podejrzewam, ze wymeczony falszami w szostym czmychnalem przed bisem.
jrk
No to szkoda, jrk 😆
Na tej stronie medieval.org od Wielkiego Wodza ubawiła mnie obecność Giacinta Scelsiego i blogu jazzowego 🙂
A, jeszcze cos z gatunku podmieniania instrumentow. Na ogol malo mi sie ta zabawa podoba, np. Lot Trzmiela grany na tubie, ale wczoraj moja stacja radiowa nadala program poswiecony wykonaniom Wariacji Golbergowskich na organach. I oczy, a wlasciwie uszy, mi sie otworzyly na osciez. Ze mozna i ze to tak pieknie potrafi brzmiec. Tutaj program:
http://pipedreams.publicradio.org/listings/2011/1146/
Uklony, jrk
No proszę, Pani Kierowniczko – Pani była w chórze, a my na sali i to chyba na wszystkich spektaklach (z minimalną dekoracją i kostiumami – po strehlerowsku), a dużo ich nie było. Nawet wywiad z Panem Profesorem robiłem o tym do Ruchu.
Dzięki! Chętnie posłucham przy innej okazji, bo teraz idę na Semkowa 🙂
Powyższe oczywiście było do jrk. Cieszę się, że PMK był na naszych produkcjach 🙂
Jeszcze wówczas nie wiedziałam, że Profesor Sasza będzie jedną z miłości mojego życia 😆 Nie w sensie dosłownym, ma się rozumieć, coby wątpliwości nie było 😉
Był to człowiek niezwykłego serca i rozumu.
Czy Pani pamięta, ile razy w TW zagrali jego Elektrę? Bo ja już nie zdążyłem. Dwa, trzy razy?
Przyjrzałem się starym szatom Kierownictwa, podumałem i aż mi się przez chwilę zachciało wyrąbać jakiś okropnie złośliwy tekst o zmieniactwie za wszelką cenę, czy trzeba, czy nie trzeba. 👿 Gdybym miał więcej czasu, może bym i wyrąbał, ale nie mam.
Szata dobrej firmy, zwłaszcza taka, która gwarantuje rozpoznawalność, jest wręcz wartością handlową i zmienianie jej jest na ogół czymś w rodzaju samobója. Drażni starych klientów, a niekoniecznie przyciąga nowych.
Gdyby jakaś, dajmy na to, Wenus z Milo albo inna Mona Liza była własnością redakcji internetowej „P”, też by ją zmieniono, żeby nie być w latach którychś tam? 🙄
Takie są tryndy, cóż poradzić. Tylko różne amerykańskie serwisy naukowe i prawie-naukowe, jak ten tam wyżej, jakoś się nie wstydzą. Przy okazji, jak ktoś nie wie, to na medieval.org jest zupełnie niezastąpiony szczegółowy spis nagrań, od płyt na 78 obrotów do dzisiaj, z muzyką od XVIII wieku wstecz. Z uwzględnieniem re- i rereedycji z pomieszanymi kawałkami. Żadnych obrazków, tylko fakty. 😈
Tryndom należy się przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom. 😎
a także nieinstalowaniem w przeglądarce śmieciowych wtyczek. 😎
O, to, to. 😆
Życzliwie pozdrawiam jeszcze ciągle w tym dniu. 🙂
Niech Kierownictwo zwróci uwagę, żeby nie skasowali naszych innych stron i zakładek.
A kierownictwo Kierownictwa rozciąga stronę, żeby mogło nie tylko górą, ale i bokami wciskać podskakujące panienki ze szpicrutą.
No dobra, to tymczasem sobie popatrzcie, jakie to ładne miasto – Bielsko-Biała 🙂
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Bielsko2011#
Odnośnie nowej szaty: czy jest tu w ogóle jakieś pole do manewru? Bardzo mi się nie podoba pomysł z funkcją ‚odpowiedz’, który zaburza chronologię komentarzy. Kiedy doczytam komentarze do jakiegoś miejsca, zakładam, że potem mogę spokojnie z tego miejsca kontynuować – no chyba że PK kogoś wita, wtedy wiem, że muszę jego komentarza poszukać za zbadanym już polu. Poza tym nie chciałabym, żeby ze strony głównej blogu zniknęło archiwum – właśnie zaczęłam czytać Dywan od prapoczątku 🙂 – i linki do stron ze zdjęciami. Mam też wrażenie, że po zmianie czcionki i układu strony na ekranie mieści się mniej tekstu – wolę więcej. Lepiej mi się czyta tekst wyjustowany, niż ściągnięty do lewej strony. Podawanie godziny komentarza z angielska (at) to chyba pomyłka? No i tytuł niepotrzebnie jest napisany tak dużą czcionką. Jest dobrze tak, jak jest. Skoro już musi być inaczej, to niechby to inaczej uwzględniało to, że nierzadko komentarzy pod wpisem jest kilkaset i bywają one długie – inaczenie nie powinno utrudniać lektury, a na to się chyba zanosi. Smerf Maruda. 😉
Niestety skończył się nam dziś (a właściwie to już wczoraj) Poznań Baroque. Dużo dobrego i dla uszu i dla duszy. Będzie mi brakowało tych codziennych koncertów.
Gorący temat rozmów środowiska HIP w ostatnich dniach: walka UE z BSE i jej konsekwencje dla produkcji strun jelitowych (tekst również po angielsku)
http://www.petizionionline.it/petizione/eur-richiesta-provvedimenti-urgenti-a-tutela-dell-arte-cordaia-a-indirizzo-musicale-request-for-urgent-measures-to-protect-the-art-of-stringmaking-for-musical-use/5599
Podobno Savall obiecał porozmawiać z Barrosem.
O, w funkcji ‚Dodaj komentarz’ też część tekstów po angielsku, a pierwsze pole co prawda zdefiniowano po polsku, ale co to za definicja… (‚Nazwa’) Brak też informacji, że e-mail nie będzie publikowany, a strona tak.
Na jakimś forum kiedyś czytałem, jak jeden gość, siedzący w rycerskich klimatach, zrobił sam struny do lutni. Chciał zobaczyć, jak to robił prawdziwy Minnesanger. Kupił worek suszonych flaków do pasztetówki w hurtowni, moczył, skręcał, szlifował i wyszły mu całkiem przyzwoite struny, tylko że kot zeżarł część produkcji. 🙂
Mam nadzieję, że gość pozostał rycerski i nie przerobił kota na brakujące struny. 🙄
Aga ma rację we wszystkich uwagach do nowej szaty.
A zwłaszcza do zachowania chronologii wpisów bez opcji odpowiedz i daty oraz czasu po polsku.
Przeglądanie w kółko komentarzy i identyfikowanie godziny … 👿
Dobrze jest też – sprzedając pianino otrzymane w spadku po babci – umieścić informację że posiada ono klawisze z kości słoniowej.
Stosowna jednostka BOR + UC wpada do domu już po około 10 minutach, przepraszając jednocześnie za idiotyzm w przepisach…
PObutka (Lesio dowodzi, że zbędna, ale co tam…).
PS.
Beato, ja się przyznam, choć może nie powinienem, że na piątkowy koncert NOSPR poszedłem zupełnie nieprzygotowany. Tak nieprzygotowany, że gdy wyszła szczupła brunetka na scenę, to nie wiedziałem, kto to. I jak zaczęła anielsko śpiewać, poddałem się muzyce, zamiast myśleć kto tak pięknie śpiewa. I dopiero wychodząc zerknąłem na plakat… To Olga Pasiecznik była 😀
Cóż… widziałem na żywo chyba po raz drugi i to nastorzędowo. Ale w sumie dobrze było — tak oderwać się od codziennego zabiegania i przyjść na koncert bez oczekiwań, by dać się ponieść muzyce.
O, to ja pierwszy powiem.
Monumentalny, monolityczny, posągowy.
Pokłóciłem się niemal 😛 z PK.
Brahms to nie jest muzyka relaksacyjna. Na Brahmsa pod Semkowem nie przychodzi się, żeby usłyszeć zwiewną, taneczną muzyczkę.
Maestro w świetnej formie, choć spacer zza kulisów na podium już troszkę czasu zajmuje.
Tempo I części Pierwszej troszkę nadto powolne i solenne ( (c) PK ), ale potem już było w porządku.
Orkiestra wyraźnie siadła w Drugiej – zaczęli dość niechlujnie, ale zanim dotarli do finału pozbierali się do kupy. Pierwsza symfonia wyraźnie wyssała z nich siły. Powinni byli troszkę lepiej rozplanować, albo zacząć koncert od drugiej, choć wtedy chronologia by się zaburzyła.
Tłumów nie było, choć plakaty wiszą w całym mieście.
Co do nowej szaty graficznej : blog p.Sobolewskiej absolutnie nie zachęca mnie do zapoznawania się z nim,niestety.Straszny bałagan wizualny odrzucił mnie już na początku. Zgadzam się z komentarzami Agi i mt 7. Czy nie można zostawić tak jak jest,skoro jest dobre, tylko koniecznie utrakcyjniać i kombinować jak koń pod górę?! Niestety ta okropna mania szerzy się jak rak 🙁 Tego typu blog musi być przyjazny dla użytkowników i pozbawiony niepotrzebnych gadżetów.Wątki,które przewijają się na Dywanie,nie są produktami jednorazowego użytku,trzeba mieć możliwość powrotu do ich,więc archiwum (najlepiej w takiej formie jak teraz ) jest niezbędne. A poza tym czy konserwatyzm zawsze jest wadą? Nie mamy do niego prawa ? Konserwatyści wszystkich blogów łączcie się ! Ręce precz od Dywanu ! Pozdrawiam życzliwie,chociaż nie załapałam się przed północą 🙂
Dzień dobry,
archiwum przecież jest i będzie!
Funkcja „Odpowiedz” jest może dobra na forach, ale nie na blogach. Tak uważam. Ale chyba możemy ją po prostu ignorować 😐
Co do innych zakładek, będę walczyć o to, by pozostały. No bo jak bez zdjęć czy bez twórczości blogowej (wciąż nie mam czasu, by uzupełnić ten dział)? Nie wszystko też, co oni przewidują, musimy mieć, np. nie musimy mieć kalendarza wpisów. Kategorie może i by się przydały, ale ile byłoby roboty, żeby przyporządkować wpisy tym kategoriom…
Bałagan wizualny to jest dla pokoleń przyzwyczajonych do czytywania „tołstych żurnałów” (do których – do pokoleń, nie żurnałów – i ja należę). Ale młodsi, ci kształtowani już całkowicie przez cywilizację obrazka, chyba wolą taką pstrokaciznę…
Moi twierdzą, że zawsze tak jest: z początku narzekania, a po paru dniach przyzwyczajenie. To zbyt optymistyczne. Pamiętam, co się działo, kiedy Hoko zmieniał skórkę swojemu blogowi i co ja sama wyprawiałam 😆
Gostku – ja się na tyle zniechęciłam, że nie chciało mi się pisać o wczorajszym. Może jeśli jednak przyjdę we środę, to napiszę o obu koncertach…
No cóż,skoro nie ma wyboru,to oznacza,że zgrzytając zębami trzeba będzie się przyzwyczaić 🙁
Jak ja nie lubię tych myszy ( i uszczęśliwiania na siłę) wrrr…
A na onecie informacje z życia gwiazd 🙂 :
http://zyciegwiazd.onet.pl/1653008,1,nie_jestem_diwa,wywiady.html
A u nas rozdali Nagrody Muzyczne (i teatralne przy okazji )
No i fajnie,cieszę się, też podobnie typowałam 🙂
http://www.gazetawroclawska.pl/fakty24/474751,wroclaw-nagrody-teatralne-i-muzyczne-rozdane-zdjecia,id,t.html
Niczego nie ujmując Pani Aleksandrze Kurzak, ani jej płycie (gdzie naprawdę bardzo pięknie śpiewa, także na sąsiedniej płycie, gdzie duetuje ze znakomitym Josephem Calleją w Cyganerii i Poławiaczach) – Decca dzisiaj to już jednak nie to samo, co firma Edwarda Lewisa, Maurice’a Rosengartena, Johna Culshawa, Christophera Raeburna, sprzed pół wieku.
Tamto była firma niezależna, rewolucyjna technicznie i repertuarowo (legendarny Ring Soltiego, rozpoczęty 1957, a przedtem jeszcze odkryte niedawno, rewelacyjne DWA nagrania stereo tegoż Ringu z Keilberthem w Bayreuth, 1955), gdzie wyłączne kontrakty mieli Tebaldi, del Monaco, Nilsson, Sutherland i Pavarotti.
Wszystko się sypać zaczęło pod koniec lat 70, na tle ogólnego kryzysu fonografii wywołanego nadprodukcją zbytecznych nagrań. Wtedy Polydor (DG) i Phonogram (Philips), które parę lat wcześniej, połączyły się w Polygram, połknęły Dekkę. Kompakt ich galwanizował, ale kolejne szefostwa zaczęły robić te same głupstwa, to znaczy mnożyć płyty ponad potrzebę, i w roku 1999, na fali kryzysu, Universal kupił PolyGram i bajka się skończyła, mądrzejsi producenci odeszli, rządzą liczydła z sześćdziesiątego piętra na Manhattanie… Dzisiaj Universal wykupił też EMI, czyli dziedzica His Master’s Voice.
Decca to już dzisiaj tylko „label” utrzymywany w imię tradycji. Tam się robi recitale wokalne, takie jak Kurzak, Calleja, czy „Bartoli products”.
Decca ma też swoje dwie legendy, jedną z happy endem, drugą bez. Ta druga – to odwalenie w styczniu 1962 młodocianej grupy wokalno-gitarowej, bo uznano, że ta moda się kończy, a zespolik kiepski i nie ma przyszłości. Zespolik poszedł do EMI i zyskał pewną renomę pod nazwą The Beatles.
Tę z happy endem opowiedział w pamiętnikach Culshaw. Rosengarten nie chciał za nic podpisać umowy z młodym, włoskim tenorem, bo właśnie podpisał wyłączność ze świetnym Amerykaninem, James’em McCrackenem, i po co mu drugi. Culshaw twierdzi, że tak go męczył, że Rosengarten w końcu się zgodził i nagrał smarkaczowi na odczepne… płytkę 45-obrotową, Che gelida mannina na jednej stronie, La donna è mobile na drugiej.
Zresztą tenor był gruby, a z czasem jeszcze utył…
PAK-u – niech żyją niespodzianki i szczupłe brunetki o anielskich głosach (grube blondynki takoż i wszystkie inne utalentowane konfiguracje płci obojga)! 😀
What passion cannot music raise, and quell?
http://youtu.be/z3pKLAe9mDw
Dziś 22 listopada i Cecylia stanowczo sobie życzy, żeby jej grać i śpiewać 🙂
ew_ka – też się cieszę ze względu na naszego przyjaciela Rafała 🙂
Tak, z Deccą to niestety prawda, a zaraz będzie tak i z EMI 😈
Przypomina się klasyk:
Po co wasze swary głupie?
Wnet i tak zginiemy w zupie.
Hm, czy dil na kupno EMI nie czeka jeszcze na łaskawe skinięcie palcem komisji antymonopolowej?
@PK 11:21
Nagroda teatralna też trafiona -z czystym sumieniem polecam ( jakby kto miał okazję) spektakl Agatki Kucińskiej 🙂
Ale ,ale … Nasz przyjaciel Rafał z pewnością nie użyłby takiej pisowni słowa „dwójnasób” jaką zastosowano w tej informacji 😉
Sama robię mnóstwo literówek,zwłaszcza na blogu,bo to się pisze i szlus, poprawić nie można (chyba,że Kierownictwo się ulituje ) ale w gazecie to chyba powinna być jakaś korekta albo co …
Czyby to byl ten Luciano od makaronu?
Punkt 1. Nie lubię zmian 👿 Stersują mnie, szczególnie te właśnie, które dotyczą sfery wizualnej, chyba że polegają na upraszczaniu, usuwaniu zbędnych elementów. W nowych układach, nowych systemach operacyjnych, przemeblowanych wnętrzach, czuję się obco i nie u siebie.
Punkt 2. Teraz jest dobrze, czytelnie… Komu to przeszkadza?
Punkt 3. Nowa szata graficzna jakaś taka chaotyczna mi się wydaje, ale to pewnie przez punkt 1.
A co, dwujnasub się Ew-ce nie podoba? A co to za elitaryzm jakiś taki w dobie esemesów?
Ten gruby? No pewnie. Mirella mówiła, że jak mieli wspólną mamkę w Modenie, to on wszystko spijał ze swojej strony i to są skutki. Wystarczyło ich porównać…
Czy to, że na pół monitora mi wjeżdża reklama to już oznaka tych planowanych zmian?
Az tak nieciekawie bylo w FN w poniedzialek ? Myslalam o wybraniu sie w srode, ale widze, ze moze lepiej sily oszczedzac na przyszly tydzien.
@notaria:
Nie, to oznaka, że używasz niewłaściwej przeglądarki, lub masz niezainstalowany lub wyłączony Ad Block.
@bazylika:
nie pogniewam się, że bardziej ufasz PK niż mnie w kwestii oceny koncertu 😛
Dwie symfonie Brahmsa w jeden wieczór to bardzo wymagający program dla wszystkich – wykonawców i publiczności. Przecież nawet w domu rzadko kiedy się tak słucha.
Nieciekawie nie było bynajmniej – było… ciężkawo.
Jeśli nie masz ochoty na muzykę/ wykonanie przysadziste, poważne, „granitowe” – nie idź. To jest Semkow, uczeń Mrawińskiego. Na koncert poszedłem przede wszystkim na niego, potem na Brahmsa, a potem na SV 🙂
Uwaga, będzie długo, bo jestem wpirzony. 😎
Do uwag Szanownego Towarzystwa, z którymi się bardzo zgadzam, dorzucę jeszcze parę konkretów na temat nowych szat pani Sobolewskiej – z przykrością, bo wiem, że Autorka nic tu niewinna, a musi świecić nazwiskiem.
Wrażliwość estetyczna różnych pokoleń to jedno, a zachowanie pewnych standardów profesjonalnych to drugie. Niestety, ta nowa szata jest zrobiona straszliwie dyletancko. Wielkości liter nie trzymają się żadnych sensownych proporcji. Powoduje to nie tylko chaos optyczny, ale sprawia również, że jak ktoś z przyczyn ocznych musi sobie napisane powiększyć, to otrzymuje tytuły w wielkościach już kompletnie absurdalnych. A z drugiej strony tu i ówdzie są maciupkie literki w jasnym, żółtym kolorze, co sprawia, że różni „-wzroczni” mają poważne trudności z ich odczytaniem (zwłaszcza wieczorem, co sprawdziłem na skórze własnej i cudzej).
Umieszczanie na bannerze całej sylwetki zamiast twarzy jest bez sensu, bo mały znak graficzny przedstawiający „dużą rzecz” robi się nieczytelny. Czytelności szkodzi też nadmiar elementów i kolorów (np. po kiego grzyba słowo „blog” innym kolorem niż dalszy ciąg?). Poza tym najwyraźniej nikt nie wziął pod uwagę, że nad bannerem pojawia się reklama, która chaos optyczny jeszcze zwiększa. Jeżeli się wpuszcza reklamę, banner musi być w miarę prosty i spokojny, żeby się z nią nie gryzł.
Podział na dwie szpalty dla mnie mógłby być, bo lubię mieć tę prawą stronę również podczas czytania komentarzy, żeby móc od razu przekliknąć się na inny komentarz, albo do innego wpisu. Ale ta prawa strona, jako tylko pomocnicza, powinna być znacznie węższa od lewej. Czyta się głównie lewą i jak ona jest zbyt wąska, to się czyta źle. Natomiast zawężenie tego czytanego przez dodanie z lewej jeszcze jednej szpalty (na obrazek przy tytule wpisu), która potem zostaje niewykorzystana, jest ni z gruchy, ni z pietruchy.
Ogólnie, od strony wizualnej ma się wrażenie, że projekt robił ktoś, kto dopiero zaczął zapoznawać się z funkcjami jakiegoś programu graficznego i radośnie odkrywa – „o, jeszcze to można zrobić! I to! I tamto! Suuuuper! Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?”
Teraz od strony niewizualnej. Czas po angielsku został pewnie przez zapomnienie i da się szybko przerobić. Gorzej z tą – nieprzypadkową – funkcją „odpowiedz”, która dla mnie jest koszmarem. Nie tylko zaburza chronologię, ale i „naturalny” tok blogowej rozmowy, wraz z jej wszystkimi łajzami i wątków pomieszaniem. Może to rzeczywiście być dobre na forum, powiedzmy, „Muratora”, gdzie szuka się szybkiej odpowiedzi na pytanie, jaka wykładzina czy bejca najlepsza. Ale nie tam, gdzie ludzie spotykają się, żeby pogadać, podyskutować, powygłupiać, czyli w jakiś sposób odwzorowują spotkanie w realu, gdzie przecież chronologii nie da się ominąć (stąd zwrot „wracając do tematu poruszonego przez…”)
Jak chodzi o przyszłe szaty Kierowniczki zastanawiałbym się też (i to głęboko) nad sensem jakichś optycznych fikołków akurat na blogu o muzyce poważnej. Nie wierzę w to, że zachęcą one młodzież do nagłego zainteresowania się Bachem, a do zasadniczych treści blogu będą się miały jak pięść do nosa. Obecna szata ma walor „szlachetnej prostoty” i tak jest dobrze. 🙂
I na koniec jeszcze coś, co mnie zupełnie spieniło. Argument kogoś z działu internetowego, że „trochę ponarzekają, a potem się przyzwyczają”. Po pierwsze – a skąd to wiadomo, czy się przyzwyczają? Mogą przestać narzekać, bo ileż można, jeżeli nikogo to nie obchodzi, ale odczuwać dalej estetyczną przykrość i wkurzenie przy każdym wejściu na blog. Nawet nie dlatego, że nowe, tylko dlatego, że źle zrobione, jak na „Poczytaj mi synku”. Po drugie, taki argument pokazuje dość wyraźnie, gdzie odnośny dział ma opinię czytelników, co u mnie natychmiast skutkuje chęcią ugryzienia kogoś w łydkę. 👿 A po trzecie – ja bym za takie teksty odsyłał do nie-pamiętam-której klasy, w celu zaznajomienia się z bajeczką pana Krasickiego o nosie i tabakierze. Wrrrrr… 👿
Aż zajrzałem.
Banerów ani reklam nie widzę żadnych. Ad Block działa i kropka.
Żółtawe literki na białym tle – syf.
Nie mam niczego po angielsku.
Odpowiedź na dany wpis – wzięte z forów wszelakich – inteligentny napisze – „@ziutek 13:45”. Reszta woli mieć wygodę i brak jakiejkolwiek chronologii w rozwijającej się dyskusji.
@ ew_ka 11:52
Korekta?
Popełniając kiedyś tekst do jednego z poczytnych ogólnopolskich dzienników, w którym pisałam o koncercie skrzypcowym „w wykonaniu A.S. Mutter”,
korekta nie omieszkała pieczołowicie skorygować jego fragmentu na:
„w wykonaniu A.S. Muttera”.
Idąc tym tropem – czy skrzypaczce nie byłoby bliżej do „Vater”? 🙂
p.s. nie zgodzę się do końca ze „szlachetną prostotą” – obecny dizajn blogów trąci conieco myszką. Nie jest skalowalny i kolorystycznie, co tu dużo mówić też nie grzeszy jakąś elegancją.
Ale to nie znaczy, że od razu trzeba robić papuzi gaj.
Gostku, mnie się za każdym wejściem pojawiają nawet dwie reklamy – na samej górze i po prawej stronie, obok wpisu. Ta z prawej na dodatek się rusza.
Z bannerem to może być różnica w nazewnictwie – u mnie macherzy od stron internetowych dość powszechnie nazywają tak ten odcinek, gdzie mieści się tytuł blogu. Ale może to wcale nie jest poprawnie i jest na to jakaś inna nazwa? Chętnie sobie przyswoję. 🙂
Wygoda funkcji „odpowiedz” dla mnie jest nader względna, czy też wręcz przeciwna. A poza tym kto jej tutaj chce, skoro dotąd wszystkie głosy były przeciw? 😉
Wiem, że pojawiają się te reklamy i terminów używasz poprawnych – jeśli otworzę ten blog w przeglądarce Billa Gatesa, będzie migał i świecił jak choinka wielkanocna.
A jednak w ogniolisku z Ad Blockiem mam nie skażoną niczym białą przesztrzeń…
W przypadku takiego blogu jak ten, funkcja „odpowiedz” jest conajmniej niezręczna.
Co do „szlachetnej prostoty” oczywiście nie musimy się zgadzać, bo to już jest rzecz z zakresu co się komu podoba i wiadomo, że nie wszystkim to samo. Dlatego zresztą przy tym zdaniu dałem mordkę. 🙂 Mnie się akurat kolor u Kierowniczki podoba, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkim musi. Co więcej, że to prawdopodobnie nie musi u wszystkich być ten sam kolor, bo na różnych monitorach różnie to wychodzi. 😉
Ale „co ładne” to jedno i tu można się spierać, a co zgodne z zasadami sztuki, to drugie. Napisałem, że wkurzenie przy nowych szatach nie dlatego musi być, że one nowe, tylko z powodu widocznych błędów w sztuce. A ja się na takowe przy domowym fachowcu nauczyłem zwracać uwagę. 🙂
A, czego się jeszcze nauczyłem od fachowca 😉 , to tego, że robiąc layout strony należy go przetestować w wielu różnych przeglądarkach i zrobić tak, żeby w każdej (przynajmniej z tych najpopularniejszych) był do przyjęcia. Trzeba np. trzeba z góry założyć, że pewnie nie każdy ma Ad Block i zobaczyć, jak strona wygląda u tych, którzy nie mają. To też są zasady sztuki.
Pani Aleksandra Kurzak powinna koniecznie poczytać komentarze pod swoim wywiadem na Onecie. Obstawiam, że po lekturze raz na zawsze została by uleczona z chęci spotkania na widowni tej „innej” publiczności. 🙂
Co do przyczyn nielubienia opery przez masowych odbiorców, mam całkiem inną teorię. Na pewno nie chodzi tu o to, że mało się dzieje. Przecież ci ludzie potrafią wytrzymać nawet seriale obyczajowe w TV. Oni po prostu nie są w stanie znieść wysokich dźwięków w połączeniu ze znaczną dynamiką. Zaobserwowałem to wielokrotnie. Nie tak dawno na przykład miałem okazję przetestować działanie nagrania Cecilii Bartoli na kilku moich znajomych. Tam gdzie było nisko siedzieli całkiem spokojni i zrelaksowani, ale gdy tylko zaczynała wchodzić wyżej to zaczynało się dziać coś takiego, jakby jakieś niewidzialne demony zaczynały ich kąsać i tak w kółko.
A w „przeglądarce Billa Gatesa” nie ma sposobów na poskromienie reklam?
Kolorek – jak już wspomniałam, u mnie zapewne pozostanie czerwony.
Ilustracje przy wpisie akurat Justyna daje, ja bardzo rzadko. Absolutnie jestem za tym, żeby nie było lewego marginesu. Ponadto czcionka tytułów okropnie mi się nie podoba, jest po prostu nieestetyczna.
No, zobaczymy, co się da zrobić. Może jestem w stanie mieć przynajmniej jakiś ograniczony wpływ na wygląd.
Nie ma wtyczki Ad Block dla IE.
W IE jest zamontowany własny blokator, ale nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek działał (jak trzeba).
Odpaliłem blog JS w IE – teraz widzę, o co chodzi…
Nie wiem gdzie i jak pokazać zrzut ekranu tego bloga w FF.
Mamy od dziś następne przykłady Nowych Szat Cesarza:
http://dabrowska.blog.polityka.pl/
http://dziadul.blog.polityka.pl/
Lepiej?
Lepiej – przynajmniej zgodne ze schematem kolorów Polityki.
Dużo bym dał za niebiałe tło – choćby i szare jak tło co drugiego wpisu.
Gostek 13:13
Co to znaczy „niewłaściwa przeglądarka”, skoro jej nie zmieniałam, ani przy niej nie majstrowałam (bo nie umiem), a do tej pory żadne reklamy się nie pojawiały?
Bobik 13:56
„Ta z prawej na dodatek się rusza.” O to, to, to! Mam to samo 🙁
Natomiast w kwestii zmian: nie chciałabym, aby były zwijane wpisy i trzeba je sobie samemu rozwinąć, żeby przeczytać. Przyłączam się do poglądu, że po co zmieniać to, co jest dobre i dobrze działa? Zmiany dla samych zmian, żeby się „coś” działo to jakaś współczesna choroba – wirtualne ADHD?
Notario – Internet Explorer nie jest wyposażony w właściwie żadne mechanizmy blokowania reklam. W obecnej wersji blogu tych reklam po prostu nie było.
W nowej wersji pojawia się „baner” na górze i reklama czegośtam z prawej strony na górze, tuż pod grubą czarną krechą.
Używanie FireFoxa pozwala na zainstalowanie takiej wtyczki – „Ad Block Plus”, która uniemożliwia wyświetlanie właściwie wszystkich reklam na wszelkich komercyjnych stronach. To powoduje, że strony te stają się spokojniejsze i o wiele bardziej przejrzyste.
Jeśli „nie umiesz” zainstalować innej przeglądarki, poproś kogoś, kto się na tym zna…
Naprawdę warto, bo o ile sam w sobie Internet Explorer jest OK, to z reklamami nie radzi sobie w ogóle.
Gostku
Czyli jednak miałam rację, że to jakaś nowość się pojawiła, bo wcześniej reklam nie było! Nie mam IE, tylko Chrome. Nie wiem, czy ma wtyczkę. Ale na razie ucichło, tfu, tfu, żeby nie zapeszyć
O!, czyli jednak nie IE!
Zerknij tu:
https://chrome.google.com/webstore/detail/cfhdojbkjhnklbpkdaibdccddilifddb
Kliknij z prawej strony na „Dodaj do Chrome” i zobacz co się stanie.
U D. i D. dla mnie lepiej właściwie tylko od strony kolorystycznej i twarzy, nie sylwetki, bo pozostałe zastrzeżenia – litery, podział na szpalty, za duży (choć już odrobinę mniejszy) chaos optyczny, etc. zostają.
Bardzo dobre określenie Notarii o „wirtualnym ADHD”. Też mam takie odczucie, że to zmieniactwo za wszelką cenę (nawet za cenę niezadowolenia klientów) całkiem zdrowe nie jest. 🙄
To ja muszę poszukać takiego adblocka do Safari. Wyznaję ze wstydem, że się tym dotąd jeszcze nie zainteresowałem. 😳
http://safariadblock.com/
Nowe nowe szaty – tyle, że są czerwone, a nie żółte, co mnie nijak nie pociesza, bo i wcześniej założyłam, że zgodnie z tym, co napisała PK, na Dywanie będzie nadal czerwono, a nie żółto. Więcej przewijania niż czytania, ‚Odpowiedz’ przecięte na pół przez granicę między białym a szarym tłem drażni mnie bardzo – niezależnie od swojej drażniącej funkcji. Nie mam w domu fachowca jak Bobik, ale mój opór także nie wynika z niechęci do nowego, tylko z tego, że moim zdaniem, nowy format jest niewygodny dla użytkownika, a poza tym wygląda brzydko i nieprofesjonalnie. Pracując w pijarze napatrzyłam się na mnóstwo zmian w znakach firmowych, szatach graficznych, formatach materiałów pisanych od wizytówek, poprzez strony internetowe, po raporty roczne – nie zrobiło to ze mnie fachowca, moje uwagi są uwagami laickiego użytkownika, 😉 ale przyzwyczaiło mnie do zmian – nie reaguję na nie alergicznie, nie protestuję z automatu przeciwko wszystkiemu, co nowe.
To był mój ostatni okrzyk protestu 😉 – nie będę więcej narzekać.
Dzięki, Gostku. 🙂
Ja obiecuję, że będę więcej narzekać, choćby po to, żeby politykowi internetowcy nie pomyśleli, że tak łatwo nas spacyfikować. 😈
Gostku, dzięki 🙂 Coś się zainstalowało. I wypróbowałam na różnych stronach i blogach. Ale czysto! Aż mnie oczy bolą. Tylko przy okazji pojawiło się ostrzeżenie, że przez tę wtyczkę można wejść na wszystkie moje dane, połączenia, wyświetlenia i co tam jeszcze – czyli jestem jak na tacy!
Ja właśnie dlatego z zainstalowaniem wtyczki wolę poczekać na domowego fachowca, bo się boję, że jedną łapą zrobię sobie dobrze, a drugą za to gorzej. 😉 Niech mi fachowiec powie, czy jego zdaniem w coś się pakuję, czy spoko. 🙂
Bobiku, sądzisz że oni w ogóle o nas myślą? Tylko zamęczymy PK i inne Frędzle marudzeniem. 🙁
A, pewnie chodzi o to, że adblock rejestruje blokowane reklamy, adresy stron i adres IP komputera…
Twierdzą, że dane szczegółowe trzymają przez 30 dni, potem zostawiają tylko dane zagregowane.
Ja się zbytnio nie przejmuję. I tak wszystko o nas wiedzą.
Ago, ja mam cichą (ale szczerą) nadzieję, że Kierownictwo dołączy się do naszego chóru narzekaczy poprzez pokazanie gdzie trzeba wszystkich krytycznych uwag. 🙂
A najbardziej tej o nosie i tabakierze. 👿
Myślę, Panie Rafale, że wpisy pod wywiadem Pani Aleksandry nie różnią się rozkładem… jakby to powiedzieć… psychopatologicznym, od wpisów pod wszystkim wszędzie.
Dywan nie jest, to już chyba wiadomo, reprezentatywny dla tego rozkładu. Nie rupmy sobie zudzeń, jakby napisano w Gazecie Wrocuafskiej.
I tak dobrze, że nikt nie próbuje zmienić tytułu, np. na ‚Co w puszczy gna” – żeby było bardziej intrygująco. 👿
Albo Kierowniczkę sfotografować na deskorolce. 👿
Matko, jaki spokój błogi. Nic nie wiruje, nie skacze, nie zasłania. 😀
Niech Ci w dzieciach będzie policzone, Gostku!
Niekoniecznie ilościowo, wg życzenia. 🙂
Niby człowiek wie, ze można blokować, ale z powodu złych doświadczeń uważa, ze to nic nie da.
A tu proszę! Nie mogę uwierzyć.
Z tym dopiskiem ‚odpowiedz’ będzie kłopot, bo my się możemy umawiać, ale zaglądają tu różne osoby i dochodzą nowe, nie obejdzie się bez ciągłego przewijania.
A ja tak po robotniczemu zapytam, czy projektant nowego lajałtu widział kiedyś najprostszy podręcznik dla drukarzy? Ale nie internetowy, tylko taki na papierze, z odczytem analogowym. Jak nie widział, to niech zobaczy, z uwzględnieniem rozdziału o krojach czcionek, wysokościach, odstępach, bo to jest lekka przesada. Wygląda, jakby nieletni dorwał się pierwszy raz w życiu do Corela.
No co, Corel jest vintage, oldskulowy i w ogóle hipsterski, w ogóle.
Ja mam dosyć duży ekran, więc takie strony zajmujące cały ekran z dosyć dużą czcionką są możliwe do ogarnięcia bez bólu głowy tylko w zmniejszonym oknie przeglądarki.
Corel to je to, a jakże! 🙂
No, przeciem to samo szczekał, Wodzu, choć innymi słowy. Amatorszczyzna tak okropna, że aż boli. 👿 I w takiej firmie jak „P” chyba jednak wstyd.
Wpisy pod wywiadem pani Aleksandry, Panie Piotrze, są jeszcze i tak dość oględne, bym powiedziała, (jak na razie) na tle przeciętnej. Zdarzają się nawet zabawne perełki: „nikt pani nie zna” 😀 Ktoś tu pozuje na Odyseusza, ale pewnie nawet o tym nie wie 😉
To Corel się zrobił hipsterski?
Jakoś to przeoczyłem, ale dobrze wiedzieć. 🙂
Chyba jednak oficjalnym produktem certified kosher w tych sprawach jest jakiś Illustrator?
Ale chyba nie ma takiego przepisu, że produktu certified kosher nie wolno używać w sposób profesjonalny. 😯
Ilustrator, Ilustrator, kto go zna? 😆
Corel rzondzi i już!
No dobra, lecę na baroki mazowieckie.
Wczoraj Janufę dali godzinę wcześniej, bo bilety rozdali korporacjom.
PMK miał rację, tylko czy to jest sposób na wychowanie nowego odbiorcy?
Lekceważenie starego – zmiana godziny rozpoczęcia spektaklu, bez powiadomienia i przepraszam, kiedy zwróciłam się o wyjaśnienie i informację.
Na sali dominowali młodzi ludzie, w przerwach otaczający sporym wianuszkiem panią dyrektor firmy.
Na moim balkonie osoby informowały się w trakcie osochodzi, a po drugim akcie chciały opuścić budynek, bo myślały, że to koniec.
Jenufa jest trudną, nietypową operą i na pierwszy, czy drugi raz chyba słabą zachętą dla młodych widzów.
A już treść obyczajowa musiała nieźle towarzystwo rozbawić – zabić dziecko, bo było nieślubne – to dopiero ale bzdura.
No to jestem hipster na starość. Zobaczymy, co na to panienki. 😛
Dopiero teraz zauważyłem, że w głównym tekście cytaty są wyróżnione podwójnie, kursywą i czcionką z szeryfami. No żesz, za takie rzeczy kiedyś wywalali z zawodówki. 👿
Ja bym jeszcze na wszelki wypadek zobaczył, co Koleżanka Małżonka na te panienki. 😛
Która z byłych Koleżanek? Zresztą ich zdanie lekce sobie ważę. 😛
Sorry, wchodzenie w zawiłości czyichkolwiek stosunków rodzinnych absolutnie nie było moim zamiarem. 😆
Nie ma za co. 😎
Em-Te-Siódemecko, ja o wychowywaniu publiczności w ogóle nie mówię, niestety… Bo tu już po prostu wpadam w stany, przy których ujadanie Bobika nad NSzK to jest bryza nad cichym jeziorem w porze różanopalcej jutrzenki.
Przecież cały ten pijar o „przybliżaniu” i „wychowywaniu widza” to jest jedno wielkie oszustwo, nie przypadkiem wymyślone przez operowych analfabetów.
Od lat się chichram, że się rzekomo wabi młodzież do opery przebierając wszystkie bohaterki operowe (od Traviaty, poprzez Manon po Elinę Makropoulos) w postać z filmu, który ma ponad pół wieku (Marilyn w Słomianym wdowcu, 1955) i owa młodzież nawet jego tytułu nie słyszała. Piękne mi „kulturowe odnośniki na dzisiaj”.
Piotrze, moje dzisiejsze ujadanie w pewnej warstwie w gruncie rzeczy wcale nie takie odległe od tego, o czym piszesz.
Co dziś Pan B. powiedziałby Styce? Styka, ty mnie nie maluj nowocześnie. Ty mnie maluj dobrze. 🙄
Ten dziadulowy blog nie wygląda tak źle… zasadniczym problem oper — długie jak cholera.
Te soprany jakoś zniosę 👿 Ale kiedy znieść sobie więcej czasu??
O. A teraz mi się captcha nie wyświetla, a blokowane to samo co zawsze. Hm. O, już.
Teraz zobaczyłem, że na Dziadulowym przynajmniej tej pustej lewej szpalty nie ma, co już jest krokiem w słuszną stronę. 🙂 Reszta – jw. 🙄
Ale przecież „nienowocześnie” to jest źle. To się zrobił „kwalifikator”. Nikt nie wie oczywiście, co to znaczy (bo nic się tak szybko nie starzeje, jak teraz…), tylko że to jest OK.
A to kryterium, o którym mówisz, działa na wszystkich frontach i na wszystkie strony. Już nie pomnę, czy o tym tu kiedyś wspominałem, ale miałem parę lat temu przezabawną scysję z pewnym poważnym muzykologiem. Zdyskwalifikował on pewną płytę z muzyką religijną, a jako jedyne kryterium (skracam i upraszczam) podał, że wykonawcy ją „desakralizują”, i że to podobno jest powszechna zaraza, takie „świeckie” granie religijnej muzyki.
Zgłupiałem, ale na pytanie, co to niby ma znaczyć, udało mi się wydrzeć właściwie jedną odpowiedź: że za szybko.
I (nareszcie) wszystko jasne! Moja babcia mieszkała we wsi parafialnej. Naprzeciw kościoła. Do tego kościoła dzieckiem będąc regularnie chodziłam. W kościele wrzał konflikt między organistą, a starszymi parafiankami. One śpiewały pieśni (zwłaszcza Godzinki) na taką transową, zawodliwą modłę, a on je próbował organami ‚poganiać’. Z całego serca kibicowałam starszym paniom – ich zawodzenie mnie nie drażniło, a goniący organista – owszem. No i w końcu wiem, dlaczego: on desakralizował! 😆
Sederunt principes poniżej dwunastu minut to pewnie będzie ta desakralizacja. 😆
@ Piotr Kamiński 12:52:
Mógłby Pan być tak miły i nieszczęśnikowi nie wypominać? Zważywszy na to, jaką miał przez to paskudną śmierć…
Czy to żart? 🙁 http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/krakow/kard-dziwisz-vivaldi-nie-powinien-byc-grany-w-kosc,1,4917708,region-wiadomosc.html
Widzę, że dyskusja o desakralizacji zatacza coraz szersze kręgi 😉
Desakralizacja może przyjmować najróżniejsze formy
Przykład 1
http://youtu.be/dErA4RBFoik
Przykład 2
http://youtu.be/5EggcRMwzEA
Przykłady od Beaty to rzeczywiście desakralizacja przez duże D. 😆
Sorry, ja nawet nie wiedziałem, jaką miał śmierć. Nie chciałem go sobie desakralizować!
Ten pierwszy przykład Beaty mi przypomniał upiorny clip z youtuba z piosenką I will survive. Ale się nie odważę go podesłać. Chcecie, to se sami poszukajcie… Tylko, żeby potem na mnie nie było.
A co do kardynała Dziwisza, to pewnie nigdy nie słyszał o takiej orkiestrze, co się nazywała Academy of Saint Martin-in-the-Fields. Jeszcze jest St. Luke’s też. Niezłe kapele.
U nas w domu na tę pierwszą zawsze się mówiło w tłumaczeniu – Święty Marcin W Terenie 🙂
@Gostek sprzed paru godzin
a/ Ja wierzę odczuciom każdego głos tutaj dającego. A potem jak mogę mam swoje zdanie.
b/ Wyczułam nawet u Gostka pewien brak entuzjazmu.
c/ „Nieciekawie” może rzeczywiście na wyrost, tak mi się wypsło w pośpiechu, chciałam możliwie skrócić kontakt z mało przyjazną klawiaturą.
d/ Z Brahmsem bym chciała popróbować czegoś innego, Oświeceni z Jurowskim nadają mi obecnie kierunek.
Czy ktoś może nagrywał dzisiejszy koncert ze studia W. Lutosławskiego?
Oświeceni z Jurowskim oraz ten pan, którego PMK pozwolił sobie (a raczej do mnie) nazwać niezbyt pięknym słowem, a który jest moim ulubionym dyrygentem…
Od przykładów desakralizacji mało nie spadłam z krzesła 😆
O, EmTeSiódemecka też już w domu 🙂 Spotkałyśmy się w Studiu. Był też lesio.
Piękny kawałek tego małolata, jak mu tam, Haendla. Ale facet regularnie uprawiał recycling… Soliści bardzo różnie (najlepszy tenor), ale orkiestra – Les Ambassadeurs – OK 🙂
Uprawiał. 🙂
Po mistycznych doznaniach w pierwszej części, w drugiej uczestniczyłam przytomnie i z przyjemnością, a nawet wzruszyłam się w pewnym (wiadomym) momencie.
Dopiero zauważyłam, patrząc na pasek boczny (z myślą oczywiście, jak co będzie wyglądać po modyfikacji), że ten wpis jest siedemset pierwszy!
Niech żyją Frędzle, które wytrzymują to wszystko… 😉
To godzi się toast wznieść za następne 700! 😀
Zaraz go spełnię.
Wiele Szefowej i Frędzelkom zawdzięczam.
z innej beczki – zajrzyj do poczty, przepraszam za obsuwę 🙂
Ale Pani Kierowniczka przecież wie, że ja sobie żarty stroję, nie?
Zajrzyjcie szybko do gugla, jest ładny komiks z Trurlem i Klapaucjuszem. 🙂
@Wielki Wódz – właśnie, właśnie :)))
Dzięki, nic się nie stało 🙂 Dopiero jutro oddaję kolumny. (A właściwie już dziś…)
A czemu szukać każą, zamiast zlinkować? 😯 👿
Dobry wieczór,
Pani Redaktor gdzieś mi przed oczami mignęła w S1, kilkoro znajomych z Dywanu także:)
Haendel, jak prawie zawsze, urokliwy, Les Ambassadeurs bardzo ładnie zagrali.
Według mnie pani Sabine Devieilhe (sopran) śpiewała najbardziej poruszająco, w drugiej części nieźle Annie Gill (mezzosopran), choć daleko jej np. do Cecilli Bartoli.
A tenor z mojej strony widowni był najsłabiej słyszany, zdecydowanie nie zachwycił…
Ale cały zespół ogólnie, moim nieprofesjonalnym, niemuzykologicznym zdaniem – zapowiada się dobrze. Jak się doczytałem w programie, istnieją od 2010 roku. Życzę więc sukcesów!
Pozdrawiam Miłych Odwiedzających Dywan 🙂
Bajki robotów, mój Boże!
Jak ja kochałam Pana Lema. Dalej go kocham!
Bobiku, to pewnie szyfr, czytelny tylko dla merytorycznych 🙁
O Wielki Komputerze, udało mi się! 😀 Choć sama nie do końca wiem, jak to zrobiłam… Też kocham Lema, ale najbardziej nie Bajki Robotów, a Pilota Pirxa. Wielki Wodzu, dziękuję za podpowiedź! Strach pomyśleć, że mogłabym cały dzień nie guglać i taka zabawa by mnie minęła! 🙂
No jasne, że Bartoli nie była, ale nagle zabłysła, wystarczająco, żeby mnie wzruszyć.
Dzisiaj taki czas, że nie wypada się tanio wzruszać, ale ja się wzruszam.
Zespół wzruszający (znowu!?) w swojej młodości.
Hej, Marcinku D, miłych snów! 😀
To wszystko przez toast nocny.
Proszę:
https://www.google.com/webhp?hl=pl
trzeba klikać i rozwiązywać zagadki, zeby dojść do końca
Za Bajki, bo trzeba mieć te wszystkie przymioty ducha, które ja darzę wielkimi uczuciami i estymą, żeby je napisać.
Dziękuję. Ja na początku nie załapałem, o co biega, bo do gugla wchodzę automatycznie, bez wstukiwania adresu.
Za Bajki i za siedem setek plus jeden! 🙂
Bardzo śliczne to 🙂
Trurl i Klapaucjusz – ulubioni bohaterowie mojej nastoletniości 😉
Co ja jeszcze robię za kompem. Dobranoc 😐
(errata: 😀 )
Lema – za Tichego i Dońde, recenzje z nienapisanych książek, wojnę chemiczną środkami budzącymi miłość bliźniego i wiele innych skarbow…
@haneczko,
Próbuję sobie przypomnieć, co grali w kościele, gdy parę miejsc dalej siedział miejscowy egzorcysta. W każdym razie nie interweniował.
***
Pobutka.
@haneczko jeszcze —
list biskupi uważam za głupi — powinno decydować pewne poczucie godności wykorzystania kościoła. Czyli niektóre koncerty tam nie pasują, ale nie ma jasnej reguły, jakie pasują, a jakie nie. A z drugiej strony, niektóre rzeczy niekoncertowe tam, i nie tylko tam, nie pasują. Często, na przykład, mijam zapowiedzi Klubu Gazety Polskiej, dotyczące ich imprez organizowanych regularnie w Centrum Edukacyjnym im. Jana Pawła II. Nie w kościele, a przy kościele, ale jakoś to moje poczucie godności miejsca narusza.
Lemowi — za cało i wszechkształt! Jaki to był przenikliwy umysł. Chociaż sam kiedyś przyznał, że jest kompletnie głuchy na muzykę. I w jego utworach nie ma nic o muzyce, choć jest wiele o sztukach wizualnych. Wszystkiego Pan Bóg nie chciał dać… Komiksu nie oglądam, wolę swoją wyobraźnię.
Co do sugestii biskupa, mam mieszane uczucia. Nic biskupi nie zrobią, gdy ktoś przy porannej kaszance z keczupem będzie słuchał jakiejś skocznej mszy. Oderwanie formy od przekazu już się dokonało. Sam, chociaż religijny nie jestem, odczuwam to jako jednak coś niestosownego, jakbym sobie postawił krucyfiks w toalecie. Nawet z oporami i rzadko słucham utworów sakralnych, uważam, że powinny mieć, ze względów historycznych i psychologicznych, jednak jakąś oprawę.
Przypomina to nieco amerykańską wycieczkę w jakimś kościele w Niemczech. Oni najwyraźniej uważali, że jedzenie w kościele bułki i picie coca coli jest normalne. Trudno powiedzieć, że, w odróżnieniu od Japończyków, jest im to obca tradycja.
Małe uściślenie – Michael Formanek jest Amerykaninem czeskiego pochodzenia, natomiast Miroslav Vitous jest po prostu Czechem (choć długo mieszkał w USA). Do listy czeskich basistów koniecznie dorzucić trzeba też Jiriego (potem George’a) Mraza.
Ago – może z braku czasu nie dało się wyczuć entuzjazmu.
Powiem inaczej: na ten koncert poszedłem (i idę dziś), bo nie wiem, ile jeszcze będzie okazji do zobaczenia Semkowa. Poszedłem wiedząc, czy spodziewając się określonego wykonania i przewidywania spełniły się co do joty.
O święty Pankracy, ten nowy dizajn to szopka na wsi, nie dość że paskudny, to jeszcze męczy oczy. Zgadzam się z Wodzem, że projektant powinien najpierw skończyć podstawówkę 🙄
A co do byłych zmian u mnie, to wtedy poszło o czaszkę w topie, a to zupełnie inna para kaloszy 🙂
http://hokopoko.net/martwa-natura-z-czaszka
Dzień dobry. Nie, czaszka to była jedna drobna szczegóła, natomiast było kiedyś grubsze zmienianie skórki i długa dyskusja o tym, jak to w różnych przeglądarkach wygląda, dlaczego tak buro-ponuro, czy koty są, czy ich nie ma (bodaj w IE przez pewien czas były niewidoczne…).
Co do naszych skórek, spróbuję pewnych negocjacji. Za skutek nie ręczę 🙁
TG – witam 🙂 Oczywiście, że dokonałam pewnego uproszczenia i wiem o tym. Zresztą swego czasu nawet wydawało mi się, że przemieszczenie się Vitousa do USA miało coś wspólnego z ucieczką przed sowiecką agresją 1968. Potem się dowiedziałam, że jednak to było trochę wcześniej i po prostu dostał stypendium do Berklee 🙂
Na drugi koncert Semkowa chyba jednak się wybiorę i potem napiszę o wszystkim, co tam sobie myślę.
No, o koty też były pretensje. Ale Kierowniczka to się najbardziej czaszki bała, oj chyba tak 😆
Bazyliko, pocztę od Gostka z 9:43 przerzucam do Twojej skrzynki – coś tam było nie tak w adresie i trafiło do mnie. 😉
Iii, czego tam się czaszki bać. Dla mnie kość to kość, z każdą sobie poradzę… 😆
Hrms 😳
Spokojnie, Gostku – cudzej korespondencji nie czytam. 😉
http://kultura.trojmiasto.pl/Marek-Weiss-nie-mozna-w-kolko-grac-staroci-n53159.html?hl=3028024#op3028024
P.S. Czy ktos moze zalapal sie na ten festiwal grudniowy Berkowicza w Gdansku?
Zakaszlałam z wrażenia dwa razy, najpierw na wieść o „starociach”, których nie można grać w kółko (taka MET to dopiero jest graciarnia…), a po raz drugi na widok pisowni nazwiska Schopenhauera 😯
Na Actus Humanus w tym roku się niestety nie załapię, bo jestem w tym czasie b. zajęta. Słyszałam, że za rok Le Poème Harmonique – to już musowo!
Ja może na parę dni. Na pewno nie na całość, bo nie dam rady…
Bardzo smutna wiadomość 🙁
http://www.elperiodico.com/es/noticias/ocio-y-cultura/muere-soprano-montserrat-figueras-los-anos-1234544
Słuchając Montserrat ponad dwa lata temu w Krakowie nie myślałam, że to może być po raz ostatni… W ubiegłym roku już nie przyjechała. Będzie jej bardzo brakowało 🙁
Ojej 😥
¡Qué pena!
Dlaczego wstyd?
Pena po hiszpańsku to nie wstyd:
http://pl.wiktionary.org/wiki/pena
Tu raczej adekwatne jest drugie znaczenie.
Monserrat, będziesz teraz śpiewać z aniołkami
Na Semkowa nie wybieram się dzisiaj. Rację ma Gostek (09:43), że nie wiadomo…
Wolę jednak zatrzymać sobie Jego w pamięci tak, jak dyrygował 3 lata temu (Brahmsem) w Katowicach z NOSPREM, co to z moim kolegą jeździliśmy
Nie chciałbym komentować poniedziałkowego koncertu, ale wszyscy byli jakoś tak spięci – może powodem świadomość nagrywania płyty – de facto – live.
Szkoda, że moja ukochana druga nie zabrzmiała tak jak w moim ideale – Dawid Ojstrach (sic) z 1974 (chyba w Wiedniu)
Les Ambassadeurs zachwyciło – naprawdę. Przygotowałem się, bo i przed i po odsłuchałem sobie obszerne fragmenty z CD z E.Haim.
Podobała mi się żarliwe wpatrzenie muzykantów w Alexisa. Wierzą mu, ufają i starają się sprostać…
Tenor na początku nie podobał mi się, potem w niektórych ariach czy recytatywach – jakbym słyszał młodego Ralf-Johnsona.
A najbardziej wzruszyła mnie sopranistka – może na taki timbre głosu jestem najbardziej czuły. I nic to, że końcową arię Marie Keohane śpiewała (bis z koncertu z Mortensenem) wręcz mistycznie…
Włączam zaraz cd z muzyką ze ” Wszystkich poranków świata”..
To mi się zawsze kojarzy z głosem Monserrat…Smutno..
Ja jestem w szoku …
Była taka piękna…
http://www.youtube.com/watch?v=iF1VClOAeyE&feature=related