Ligeti

Poprzedni wpis poświęciłam rocznicy śmierci wybitnego kompozytora ostatniego półwiecza – i znów tak się składa, że temat jest podobny. 28 maja bowiem skończyłby 85 lat György Ligeti, a 12 czerwca miną dwa lata od jego śmierci.

Nie zapomnę, jak wtedy, kiedy zmarł, NIKT NIGDZIE, żadna prasa w Polsce (później dopiero „Ruch Muzyczny”, ale to się nie liczy) nie odnotowała tej śmierci. Co gorsza, na zagranicznych serwisach też z trudem można było tę wiadomość znaleźć. To był dla mnie nieprawdopodobny szok. Bo Ligeti to gigant. Jeden z największych, jakich zrodził XX wiek. Tak ja przynajmniej uważam.

Jak inny dużo starszy gigant, Bartók, urodził się w Siedmiogrodzie. Los jego w młodości stanął pod znakiem żydowskiego pochodzenia i choć jego rodzina przeszła przez obozy koncentracyjne (matka przeżyła), to pewna okoliczność sprawiła, że możemy być temu losowi wdzięczni. Otóż w 1941 r. po maturze György chciał zdawać na matematykę lub fizykę, ale mu z powodu pochodzenia zabroniono. Mógł jednak pójść do konserwatorium i dzięki temu mamy wielkiego kompozytora. Studia przerwała mu wojna, ale potem do nich wrócił i je ukończył. Mój przyjaciel-kompozytor, ten, o którym pisałam tutaj, lubi opowiadać anegdotę, jak to trzech kompozytorów węgierskich pochodzenia żydowskiego, w zbliżonym wieku, wybrało różne drogi po upadku rewolucji 1956 r. Ligeti pojechał do Wiednia, a potem do Kolonii, gdzie działając w tamtejszym studiu stał się jednym z pionierów muzyki elektronicznej. György Kurtág w 1957 r. pojechał do Paryża na studia, ale po roku wrócił na Węgry, gdzie przez lata był profesorem Akademii Muzycznej w Budapeszcie, ale nauczał… fortepianu i kameralistyki (jego studentami byli m.in. najwybitniejsi pianiści węgierscy średniego pokolenia – Zoltán Kocsis i András Schiff); prawdziwe uznanie jako kompozytor zdobył dużo później. Trzecim z kompozytorów był młodszy o kilka lat Andre Hajdu, który również wyjechał do Paryża, ale nie wrócił, a później przeniósł się do Izraela, by przejść na judaizm i poddać się misji tworzenia muzyki żydowskiej…

Ligeti zaczął na Zachodzie, jak już rzekliśmy, od elektronicznego Artikulation (1958), a prawdziwa jego kariera rozpoczęła sie na początku lat sześćdziesiątych orkiestrowym utworem Atmosphères. Fragmenty tego utworu, jak i późniejszych: Requiem i Aventures, kinomani znają od 1968 roku, kiedy to pojawiła się na rynku 2001: Odyseja kosmiczna Kubricka. Ten reżyser miał sięgnąć po muzykę Ligetiego jeszcze w Lśnieniu i Oczach szeroko zamkniętych.

Pierwszym utworem Ligetiego, który usłyszałam (na Warszawskiej Jesieni), było Lontano na orkiestrę. Pamiętam ten szok, ten pełen fascynacji stupor, z jakim wsłuchiwałam się w tę niesamowitą przestrzeń. Wydawałoby się pozornie – magma, teraz, kiedy włączam, dziwię się sama sobie, że aż tak to pamiętam…

W latach sześćdziesiątych jego twórczość szła paroma nurtami – równolegle powstały np. zabawne, parodystyczne Aventures i Nouvelle Aventures. Ale głównym nurtem było właśnie tworzenie takich pozornie statycznych przestrzeni. Potem w tych przestrzeniach zjawiły się rytmy (Clock and Clouds) i linie melodyczne (Melodien, San Francisco Polyphony).

W późniejszych czasach, po spędzeniu paru lat nad operą Le Grand Macabre (o której tu wielokrotnie wspominał PAK i której właściwie należałoby się osobne omówienie) Ligeti niejednokrotnie powracał do swych wczesnych utworów, jeszcze węgierskich – i dopiero można było dostrzec, że to kolejne naprawdę węgierskie słowo po Bartóku. Na przykład jego Etiudy, choć stylistycznie uniwersalne, w jakiś sposób kontynuują bartókowską pianistykę. Nagrań Etiud mamy na szczęście dużo w sieci, np. tu, tu, tu i tu (ten, kto wrzucił te filmiki, zrobił błąd w nazwisku – pianista nazywa się Banfield). Ostatni odcinek – to jedna z najpiękniejszych etiud, Automne à Varsovie, napisana specjalnie dla Warszawskiej Jesieni. Tak mi żal było, że w rok jego śmierci na festiwalu nie wykonano przynajmniej tej etiudy…

I jeszcze na koniec impresja filmowa. Tu, w Oczach szeroko zamkniętych, fragment młodzieńczego, odgrzebanego po latach utworu Musica ricercata (polecam cały cykl, jest w kawałkach na YouTube).