Ogrody w deszczu
Padało, teraz chwilę nie pada, jutro i pojutrze znów ma padać. Ale to deszcz ciepły, gęsty i przelotny. Nie jest to siąpiąca trzydniówka z Chopinowskiego Preludium Des-dur, ale raczej radosny, szybki prysznic w zieleni, ten z Debussy’owskich Ogrodów w deszczu. Te krople deszczu nie padają jak łzy w Flow my tears Dowlanda, raczej bywa to Beethovenowska burza z Symfonii Pastoralnej (sorry foma 😉 )…
A może taki deszcz?
A może taki?
A może morze?
Kto da więcej?
To trochę a propos cytowanej przeze mnie tu wypowiedzi na temat snucia metafor wokół muzyki. Bo ta muzyka, z założenia programowa, z założenia naśladownicza, mimetyczna, dosłowna (no, może z wyjątkiem preludium Chopina, on wcale nie musiał myśleć o deszczu, to my go dopisaliśmy), wręcz nakazuje myślenie metaforą, nakazuje jakieś obrazowanie. Krople bardziej lub mniej gęsto spadające, pluskanie, chlupanie, szmery…
I teraz pytanie: a na odwrót? Jeśli ktoś słucha tej muzyki nie jako obrazka, tylko nie myśląc o jej zakładanych treściach, a po prostu o samych dźwiękach – bo przecież to jest możliwe – to czy nie popełnia błędu w drugą stronę? Czy nie popełnia grzechu niezrozumienia tej muzyki?
Komentarze
O, a mówiłam?! Rozkopywali się! I wpis jest!
http://youtube.com/watch?v=tPUu84o_lkI
Najpierw chciałam Purple Rain Prince’a, ale youtube ma fatalne kopie.
Jak wiadomo, ja z mniej poważnej półki – to moze deszcz w Cisnej? I świetna Krysia Prońko!
http://youtube.com/watch?v=476QyWZHqPA
A tu z mojej bardzo wczesnej młodości 🙂
http://youtube.com/watch?v=TS9_ipu9GKw
Niby deszcze, ale radosne, sami powiedzcie! No i zostaja deszcze niespokojne, co to potargały świat, ale to wszyscy znają. Nie będę Wam serwowała „Deszcze” Ewy Demarczyk do słów Baczyńskiego, a muzyki wiadomo, Koniecznego, bo to smutne. Ale jeszcze pewnie cos wygrzebię…
http://youtube.com/watch?v=-pyC7WnvLT4&feature=related
Kierowniczko,
wydaje mi się, że wszystko zależy od tego, do kogo pytanie się kieruje. Ja muzyki nie analizuję drobiazgowo, to jest skrzywienie zawodowców – ja muzyki słucham. To mi sie podoba, tamto nie obchodzi – i to nie ma znaczenia, czy to jest muzyka poważna, czy rock, blues czy jazz. Jak coś do mnie trafia i zapisują się w tej duszy mojej pewne klimaty, i jak słyszę Creedence Clearwater Revival, to są określone obrazy, zapachy i smaki z tych lat. Ta piosenka przenosi mnie z powrotem do tych czasów.
Poważną muzykę mam też związana z koncertami, zazwyczaj na żywo, albo z podróżami, mielismy w samochodzie taśmę „The best of Beethoven” i niech tam fomę skręci, ale uwielbiałam te składankę i z nia mi się kojarzą krajobrazy wtedy oglądane.
A po przeczytaniu biografii Czajkowskiego (autor: Anthony Holden, powtarzam sie, wiem!) przyczepiłam się do jego muzyki i stała się dla mnie całkiem zrozumiała w „intymny” , mozna powiedzieć sposób, bo spora część tej biografii to listy Piotra do brata, albo tekst oparty na treści listów. Był to „tormented soul”, jak wielu innych wielkich artystów. No to tyle wykładu zwyczajnego słuchacza muzyki 😉
Swiatło pogaszone, kordełką wszyscy przykryci, ale zdaje mi się, że Quake pochrapuje… lekutko na brzuch go przerzucić:)
Dobranoc!
Muzyka jest najbardziej abstrakcyjną ze sztuk i chętnie bym tu sięgnął po swojego ulubieńca, Mahlera, często wychodzącego z projektu programowego, po to by programowość, trochę jak zbędne rusztowanie, odrzucić po stworzeniu dzieła. Dlaczego to nie ma być dozwolone słuchaczom?
Jest zwykle ‚sfera metafor’ i sfera samych dźwięków. I cała przestrzeń pomiędzy nimi dla słuchaczy. Gdyby zadekretować jedno, słuszne rozumienie muzyki, to byłoby to jedną, wielką stratą.
Oczywiście problemem może być, gdy spośród tych wszystkich wymiarów dostrzega się tylko jeden, stanowczo odmawiając innym istnienia i miejsca. Ale to skrajność. Zwykle wybiera się jakieś stanowisko, nie odmawiając istnienia innym.
PS.
Co jest w tym Beethovenie? To nie tylko foma reaguje tak emocjonalnie na jakiekolwiek dobre słowo o jego twórczości. Czy ktoś jeszcze budzi tak skrajne emocje?
Specjalnie dla Alicji od skręconego fomy
http://www.youtube.com/watch?v=qn0rPyVWUCc
Smakowity ten Debussy. Tylko po co było dorzucać do niego Becia…? 😆
Tutaj też pada
http://www.youtube.com/watch?v=YNBkzVI9670
A tutaj to już leje
http://www.youtube.com/watch?v=_tFXZn9qNhg
Odnośnie zrozumienia Pani Kierowniczko pozwolę sobie strawestować Miłosza – nie ten najbardziej kocha kto rozumie . Czasem wystarczy , ze coś podoba się i to jest to. Pozdrawiam serdecznie i czekam na wielki deszcz …
A tu słońce, żadnych deszczów na razie… Też pozdrawiam 😀
foma – widzę, że znów mamy dzień fajnych klipów 😉 Zabiłeś mnie waść tym Potopem 😆
PAK-u – o ile dobrze pamiętam, to foma kiedyś wyznał, że niektóre kawałki Becia to on nawet lubi… 😉
A co do Mahlera, zawsze się zastanawiałam, czy on te swoje opisy odrzucał, bo już się z nimi nie identyfikował, czy może się ich trochę wstydził, czy też może chciał, żeby publisia trochę sobie pomyślała przy słuchaniu? Bo ja wiem…
Ktoś ty wspominał o słońcu
http://www.youtube.com/watch?v=l14JVN9_aVs
To jo liste dyscowyk piosnek uzupełnie o 3 polskie pozycje:
1. Idzie dysc, idzie dysc, idzie sikawica…
2. W czasie deszczu dzieci się nudzą…
3. Ciągle pada! Asfalt ulic jest dziś sliski jak brzuch ryby…
🙂
Nie wiedziałam, że Voo Voo ma takie pyszne klipy – polska szkoła animacji w najlepszej formie 😉
Witam wszystkich!
Tutaj
http://www.youtube.com/watch?v=agfI6Z5sBJw&feature=related
jeszcze jedna deszczowa ‚klasyka’.
To jeszcze trochę brytyjskiej animacji
http://www.youtube.com/watch?v=vPc0sE6V9Z0
I poprawiny, akurat pora (drugiego) sniadania…
http://www.youtube.com/watch?v=_5-aVz9mWtw&feature=related
A ja właśnie jem pierwsze 😆
bernardroland – witam po długiej przerwie! Jasne, że zapomniałam o starym poczciwym Bacharachu 🙂
Dla mnie najpiękniejszą piosenką „deszczową” świata jest to:
http://pl.youtube.com/watch?v=_-2TNXqEP-Y
Alicjo Droga!
Wielkie dzięki za CCR.
A tu przykład gdzie publiczność znajduje się na scenie a artystami są przybyli na koncert…
http://www.youtube.com/watch?v=rz1ix-nYuec
No i niestety nie znalazłem fragmentu z przejmującym: „no rain”…
A to juz było?
http://szafa65.wrzuta.pl/audio/7GfyWseFKo/maria_koterbska_-_deszcz
Proszę państwa, a tu wciąż słońce 😆
Woodstock – katharsis. Deszcz w Woodstock – katalizator katharsis 😀
Pani Doroto – świetny wpis, prowokujący do dyskusji. Tyle tylko, że PAK napisał dokładnie to co miałem do powiedzenia, pozostaje mi więc na razie powiedzieć mhm… i czekać na dalsze ciekawe wpisy.
No to jeszcze tylko ten owcarkowy „idziedysc”:
http://jozin99.wrzuta.pl/audio/5bnhNlUamH/zowiyrucha-_idzie_dysc
O, alez tu mokro, chyba skocze po parasol… 😀
baba z parasolem – pić z rozpaczy będziesz…
Aż dziwne, że jeszcze takich deszczy nikt nie podesłał 😯
Alicja wspomniała (1:36) 😀
Jeszcze sentymentalnie i … jesiennie…
Spacer z Chopinem
Za oknem deszcz
Panie Chopinie – fortepian pana smutno gra
Dawno wybaczył pan jesieni
Że taki łzawy humor ma
Paryski bulwar zapłakany
I Place Concorde, i Plac Pigalle
Pól Elizejskich rude kasztany
Czy pamiętają jak pan grał
A przecież Francja, przecież Paryż
Mówią: to dla artystów raj
Kwiaty na pana fortepianie
Więdną tak szybko, niczym mgła
Myśli krzyczące jak gladiole
Czasu człowieka wierny pies
Pan dobrze wiedział – nigdy nie wyschnie
Przez świat płynąca rzeka łez
Każdej jesieni deszcz jest inny
I inne liście strąca wiatr
A tylko smutek pana oczu –
Panie Chopinie – wciąż ten sam
No nieee… latem myśleć o jesieni? Toż to perwersja 🙂 Rozumiałabym odwrotnie (ale to z kolei banał 😉 )
Jak już tyle wody jest, to idźmy na całość: tak śpiewa wiecznie zalany…
http://www.youtube.com/watch?v=K0fa_QCu2K0
A tak ci, co pozostają jakimś cudem na powierzchni…
http://www.youtube.com/watch?v=FFhqftnQJ4w
W takim razie podrzucę i moje hiszpańskie dziewczyny:
http://picasaweb.google.com/arkadiusalbum/Spektakl/photo#s5210981011129854946
Wszystko czerwone!
Ile Wasza doba ma godzin, chciałabym wiedzieć? Kiedy mam to wszystko?
arkadius,
Bardzo muzykalne zdjęcia! 🙂
Fakt, aż się słyszy to tupanie… 😉
A ja znowu w firmie, bez dźwięku 🙁
Chyba muszę przynieść tu jakieś dyżurne słuchawki…
z klawiatury zeena to dobra ocena! 😀
Wlacze sie do nastroju, dzis za Torlinem, cos z lekkiej muzy:
http://www.youtube.com/watch?v=uIHfRnf_-IU 🙂
Używanie słowa „rozumienie” w kontekście odbioru muzyki
bardzo, bardzo mgliste. Można „rozumieć” jakieś elementy formy,
harmonii itd., czyli rzemiosła kompozytorskiego, ale efekt końcowy,
czyli to, co trafia do naszych uszu i jak to indywidualnie odbieramy,
jest czymś zupełnie wyjątkowym, nieokreślonym i subiektywnym.
Bliskie mi są słowa Lutosławskiego:
„Analizowanie nie powinno zaprzątać uwagi w czasie słuchania.
[…] Mnie osobiście, gdy słucham muzyki, nie interesuje, jak ona jest
skonstruowana. Słuchając muzyki, staram się zachować jak klisza,
którą się naświetla. Wydaje mi się, że jest to najwłaściwszy sposób
słuchania muzyki […]. Uważam, że analiza jest właściwie sprawą
uboczną. Wspaniale na to odpowiadają wielcy profesjonaliści, wielcy
twórcy. Zapytano malarza: „Jak pan uzyskuje taką głębię w swoich
błękitach?”. „No, wyciskam tubę na paletę i rozrabiam ją”.
A Chagall, odpowiadając na pytanie: „Proszę pana, dlaczego pańskie
krowy latają?”, odpowiedział: „Nie wiem”. Jest to wielka lekcja dla
tych wszystkich, którzy nie potrafią się wyzwolić od analitycznego
odbioru sztuki.”
Witam Marcina i od razu powiem, że też mi te słowa są bliskie.
W tym jednak wpisie zastanawiam się – a nawet nie tyle zastanawiam się, co rzucam myśl (a wy go łapcie 😉 ) – nie tyle nad tym, dlaczego krowy latają, ale dlaczego to są krowy, a nie po prostu barwne abstrakcyjne plamy 😀 I czy w muzyce możliwe są krowy, bo – jak słusznie zauważył wyżej PAK – muzyka to najbardziej abstrakcyjna ze sztuk. No, ale jeśli ktoś koniecznie chce te krowy, albo np. słowika, kukułkę i przepiórkę jak Beethoven w Pastoralnej czy tańczące czarownice w Symfonii fantastycznej Berlioza?
No tak, ale ile trzeba mieć w sobie, żeby pozwolić się naświetlać. Mówię o czułości kliszy.
Każdy ma swoją czułość, tj. wrażliwość 😀
Ma, owszem, ale żeby wrażliwość stała się przestrzenie pojemna (nie umiem lepiej tego wyrazić) potrzeba osłuchania, opatrzenia, oczytania. A na początek apetytu na to wszystko, który tez musi zostac rozbudzony.
A czy to po kucharsku, czyli popularnie, nie nazywało się deszczowe? Ja taką nazwę zapamiętałam… I jeśli mam rację, to dziwię się, że do tej pory nikt tego nie podał!!!
http://youtube.com/watch?v=ef-4Bv5Ng0w
Ejże, a u mnie jutro i pojutrze miała być pogoda… czyżby prognoza juz się zmieniła? Tak czy siak, dziś uciekałem przed deszczem tylko raz, wczoraj bodaj z pięć 🙂
A w kwestii muzyki moje zdanie jest takie, że muzyka jest do słuchania a nie do rozumienia – jak ktoś słucha i mu pasuje, to znaczy, że rozumie. Intencje kompozytora można sobie odpuscić. Przekonałem się o tym słuchając po raz pierwszy sonat misteryjnych Bibera i nie mając pojęcia o czym to jest. No i się mocno potem zdziwiłem, bo nawet przez myśl mi przy słuchaniu nie przeszła jakakolwiek trauma – wręcz przeciwnie, odbierałem to niby jakieś wyrafinowane… tańce. I tak w dużej mierze zostało 🙂
Jeszcze słowo o myśleniu o jesieni – ona już w zasadzie za progiem… 😉
Czereśnie robaczeją? 🙂
Alicjo, to jest tak: głównym Deszczowym z preludiów Chopina jest Des-dur, zalinkowane przeze mnie we wpisie. Są jeszcze dwa „zastępcze”: powyższe e-moll i jeszcze h-moll.
Nie muszę chyba mówić, że Chopin nic o deszczu w związku z nimi nie wspominał 😆
Podoba mi się uwaga PAK-a, że programowość – nawet jeśli została zamierzona przez kompozytora – może być wzięta w nawias, słuchacz może się nią zbytnio nie przejmować. Podzielam to przekonanie – program (treść pozamuzyczna) może być punktem wyjścia, potem można z nim zrobić to, co się zechce. Mahler jest tu dobrym przykładem – poszczególne części jego III Symfonii miały pierwotnie własne tytuły typu „Pan budzi się, wkracza lato” czy „O czym opowiadają mi kwiaty na łące”, potem kompozytor je skreślił, bo muzyka jest wystarczająco sugestywna). (Ciekawi mnie zresztą, czy dla tych, u których słuchaniu towarzyszy jeszcze jakiś pozamuzyczny naddatek, nie odczuwają czasami, że „narzucony” przez kompozytora program jakoś im przeszkadza, jest nieadekwatny itp.?)
Debussy (jeden z moich ulubionych kompozytorów) jest tu moim zdaniem mistrzem. Akurat „Ogrody w deszczu” to tytuł dosyć „konkretny”, większość jest na tyle wieloznaczna i, by tak rzec, „nienachalna”, że można podłożyć pod nie zupełnie rozmaite treści. Można też je pominąć (często tak robię) i słuchać np. fortepianowych Preludiów tak jak abstrakcyjnych Etiud (których tytuły odsyłają jedynie do zawartego w nich problemu technicznego).
„robaczywieją” jakoś mi psuło rytm zdania 😆
Dopiero odsłuchałam śliczny 😀 śpiew wielorybów z 12:53.
Kiedyś, dawno, na Warszawskiej Jesieni wykonano kantatę The Whale Johna Tavenera:
http://en.wikipedia.org/wiki/The_Whale_%28Tavener%29
W tym omówieniu nie piszą, że w ramach tego utworu odtwarzano też taśmę ze śpiewem wielorybim 🙂 Ja tego nie słyszałam, ale starsi bywalcy Jesieni do dziś to pamiętają…
Dzięki za wyjaśnienie, Kierowniczko
Zawsze to lepiej coś nazwać po ludzku, przecież w tych mollach i durach można się pogubić jak nic 😉
Hoko,
myślę, że jesień jest jeszcze przed progiem. 🙂
Ale floksy już u nas kwitną od tygodnia, a pamiętam, że w dzieciństwie zrywalam je dopiero w sierpniu. 😀
Właśnie w prognozie pogody powiedzieli, że na wschodzie jutro będzie ładnie, dopiero w weekend popada…
Haneczko,
to zależy, z której strony stoimy 🙂
Pomyłka! To do Hortensji było 😀
Za dużo dziś po słońcu chodziłem i już mi się w oczach mieni 😆
Do usług,
A wspomnę spotkanie z Piotrem Kaczkowskim – znanym chyba w tym gronie prezenterze Trójki – który w rozmowie wspomniał o pierwszym swym koncercie Procol Harum.
Otóż był bardzo ciekaw jak zagrają na początku i końcu utworu A Salty Dog
http://pl.youtube.com/watch?v=Q6BzNEZxbiw
mewy, które tam się odzywają….
Wreszcie nadeszła ta chwila, Piotr w napięciu oczyma wodzi po scenie i widzi jak Gary Brooker sięga ręką i uruchamia na fortepianie leżący magnetofon kasetowy…..
A choć to piękny utwór, to przyznam, że ten uważam za najwspanialszy 🙂
To stara, pierwotna wersja, inne, piękniejsze, nie są dostępne – niestety….
Choć trwa to 7 min zapewniam: warto! Kompozycja jest moim zdaniem doskonała 🙂 A polecam koncert (po raz nie wiem który) z Edmonton – cuuuuuudooooo 🙂
http://pl.youtube.com/watch?v=BItWZYwmIBc
To jeszcze a propos niezrozumienia:
Kiedyś myślałam, że w moim ulubionym Music for a while owo „drop…drop…drop…” oznacza kapiące kropelki. Dopiero po jakimś czasie poznałam tekst i dowiedziałam się, że to chodzi o węże, które wypadają z włosów niejakiej Alecto 😯 Inna sprawa, że nikt nie śpiewał o nich tak dramatycznie jak Jaroussky 😉
Pani Kierowniczko, dwie linki puściłem, przepraszam…. 🙁
Już wpuściłam, a przy okazji dawno nie widzianego atreusa 19:53 😀
Węże rzeczywiście mają u Philippe swój ciężar gatunkowy 🙂 Zresztą on nie tylko z wężami sobie radzi, ale i pojedynkuje się z koleżanką http://www.youtube.com/watch?v=wnLM2QhCPPs 😉
Procol Harum – oni mieli klasę…
atreus – rzeczywiście ciekawe, czy i jak jeden program utworu może się nakładać na drugi 🙂
Beato – prześliczna linka 😀
U mnie programy się nie nakładają, bo ja je oba wyłączam 🙂 i ten pochodzący od kompozytora i mój własny 🙂
Przypomniało mi się wprowadzenie Leonarda Bernsteina do „Don Kichota” Straussa: zademonstrował fragment opisujący spotkanie błędnego rycerza z cesarzem Alifanfaronem (tj. stadem baranów). Dziwne dźwięki miały sie kojarzyć z chrapaniem utrudzonych wędrowców, czy jakoś tak…
Czytałem też o takim eksperymencie: prezentowano słuchaczom „Ucznia czarnoksiężnika” (nie znającym uprzednio tego utworu) z sugestią, że kryje się za nim jakaś treść pozamuzyczna. I nikomu nie udało się jej odgadnąć nawet w przybliżeniu…
Ach, Strauss… Znalazłem dłuższy cytat z „Gwiazdozbioru muzycznego” Stefana Kisielewskiego na ten temat:
„[…] programowe wizje Straussa są zarazem dziełami o nieskazitelnych proporcjach czysto muzycznych: można ich słuchać jako utworów muzyki absolutnej, nie znając w ogóle programu, są podwójne, takie i takie, dialektyce muzycznymi środkami wyrażonych symboli pojęciowych czy obrazowych odpowiada jednorodna narracja muzyczna, przekonująca logiką przebiegu i konstrukcji dźwiękowej. Nie na darmo siedział w Straussie tęgi kawał muzykanta, szkolonego na starych, mądrych formach sonaty, wariacji czy fugi – toteż nigdy, wyrażając obrazy czy idee, nie wyrzekł się formy muzycznej; zespolił jedno z drugim, zespolił treść z formą czy duszę z ciałem: kunsztowne fugi w „Tako rzecze Zaratustra” czy „Symfonii domowej” wspaniała technika wariacyjna „Don Kichota”, godna Beethovena praca przetwarzania motywów w „Sowizdrzale” – to wszystko elementy jego nieugiętej, zawsze obecnej techniki muzycznej. A kto zechce, ten dowie się, że konflikt tonacji C-dur i H-dur w zakończeniu „Zaratustry” to symbol „nierozwiązalnej zagadki bytu”, że chromatycznie zbiegające flety w „Życiu bohatera” to złośliwi krytycy, zaś temat w zwiększonych wartościach rytmicznych oznacza ucieczkę Sowizdrzała w siedmiomilowych butach.”
Rzeczywiście, przyjemnie jest o tym wiedzieć, ale kiedy słucham Straussa, tytuł poematu służy mi co najwyżej do tego, żeby się wprowadzić w odpowiedni nastrój, potem już słucham tego jak muzyki absolutnej. Jak np. Szymanowskiego II Symfonii czy Uwertury koncertowej, które, choć z ducha Straussowskie, raczej nie mają konkretnego programu. Fuga z „Symfonii domowej” ilustrować ma, zdaje się, wesołą sprzeczkę małżonków, fuga z Symfonii Szymanowskiego jest po prostu fugą wieńczącą cykl wariacji – i obie są równie wspaniałe.
A propos chrapania, wspominałam tu, że początek Przebudzenia Jakuba Pendereckiego przezwałam kiedyś „chrapaniem Jakuba” 😀
Zdecydowanie nie, już bardziej podoba mi się akcja pod prysznicem A. Hitchcocka
A w „Śnie pijanych” (Dormienti ubriachi) w „Jesieni” Vivaldiego nie mamy chrapania – drzemie lud nad wyraz kulturalnie 🙂
Zgadza się. Nic nie słychać.
Dobra, teraz coś, co popełniłem ileś tam lat temu. Nie da się wyprzeć – moje i nawet a propos.
ps. Pani Kierowniczko, jak przesadziłem, proszę o usunięcie komentarza
Problem treści i formy dzieła muzycznego
Przy omawianiu poszczególnych kategorii utworów zwraca się uwagę na problem ich formy i treści. Wiąże się to z dominującym w doktrynie prawa autorskiego poglądem, że z ochrony korzystać może tylko forma utworu, treść natomiast znajduje się poza ochroną. W przypadku utworu muzycznego rozróżnienie i wskazanie treści i formy jest szczególnie trudne. Muzyka jest bowiem sztuką nieprzedstawiającą, abstrakcyjną. Wynika to z cech tworzywa wykorzystywanego do tworzenia utworów muzycznych, które nie ma odpowiednika w istniejącej rzeczywistości. Dźwięki instrumentów mają bowiem charakter abstrakcyjny, a wykorzystane w utworach odgłosy przyrody nabierają takiego charakteru (1). Nie posiadają takich znaczeń jak słowa czy obrazy, które autor w odpowiedni, twórczy sposób szereguje, dając im kolejne, nowe znaczenie, odrębne od sumy poszczególnych składników. Właśnie to oryginalne uszeregowanie budulca wydaje się najważniejsze w dziele muzycznym. Utwory muzyczne czerpią bowiem „z odrębnego, zamkniętego w sobie świata tonów, skąd najbardziej nawet elementarna treść muzyczna posiada od razu formę muzyczną” (2). Dlatego też w przypadku twórczości muzycznej zawodzą ogólne teorie budowy dzieła, wyróżniające w dziele poszczególne, niezależne od siebie warstwy: formę zewnętrzną, wewnętrzną i warstwę treściową bądź warstwę elementów podstawowych i elementów wtórnych (3).
Z tego względu odpowiedź czym jest treść utworu muzycznego i czy w ogóle ona istnieje, a także jaki jest jej stosunek do formy dzieła stanowi przedmiot dyskusji tak muzykologów, jak i doktryny prawa autorskiego. Przyjmując bowiem, że mimo niedostatków wykorzystywanego „języka” treść istnieje, co nią jest? Jeszcze do połowy XIX wieku powszechnie panowało przekonanie, że treścią muzyki są uczucia, jakie wytwarza ona w słuchaczu. Słuchając utworu w umyśle odbiorcy tworzą się określone emocje, reakcje, skojarzenia itp. Takie psychologiczne podejście do muzyki zostało jednak poddane krytyce (4). Przyjęcie bowiem stanowiska, że treścią muzyki są odczucia, jakie wywołuje ona w słuchaczu prowadzi do wniosku, że tyle jest możliwych treści utworu, ilu słuchaczy, a nawet więcej, ponieważ ten sam słuchacz może inaczej odczuwać dzieło muzyczne podczas innego jego wykonania itd. Podawana za przykład tego stanowiska muzyka ilustracyjna czy programowa sugeruje co prawda jak należy odbierać dany utwór, jednak dzieło pozbawione tych wskazówek nie jest już tak jednoznaczne w odbiorze.
Dlatego też współcześnie nie dokonuje się oddzielenia treści i formy utworu muzycznego, uważając konkretny dźwięk jako jedyną treść muzyki (5), bowiem „muzyka składa się z szeregu tonów i form, a te właśnie prócz siebie samych, żadnej treści nie mają” (6). Innymi słowy formą utworu muzycznego jest ukształtowanie wykorzystanego tworzywa w sposób uporządkowany i zorganizowany, właściwe jedynie danemu utworowi (7). To uporządkowanie budulca wydaje się być jedynym elementem dzieła sztuki nieprzedstawiającej (w tym muzyki), która może zasługiwać na miano jego treści. Dlatego trzeba stwierdzić, że w utworze muzycznym nie da się rozdzielić treści i formy, ma ono bowiem jednolitą strukturę dźwiękową, w której w jedno stapia się forma zewnętrzna, wewnętrzna i warstwa treściowa. Tym bardziej, że rozróżnianie treści i formy utworu muzycznego nie ma większego praktycznego sensu, nie istnieje bowiem możliwość przetransponowania treści muzycznej i obleczenia jej w inną formę. Podobieństwa utworów muzycznych i ewentualne przejęcia elementów dotyczą zawsze formy, a nie nieokreślonej bliżej treści (8). Ewentualna treść utworu muzycznego może istnieć jedynie w ramach samego dzieła, nie ma natomiast żadnego samodzielnego bytu. Z tych względów należy zastanowić się czy w utworze muzycznym w ogóle występuje jakakolwiek treść. Odpowiedź na to pytanie jednak bardziej będzie zajmowała muzykologów; dla prawa autorskiego nie ma to znaczenia (9).
————
(1) B. Schäffer: Dźwięki i znaki, Warszawa 1969, s. 24 i nast.
(2) S. Ritterman: Komentarz do ustawy o prawie autorskim, Kraków 1937, s. 5.
(3) J. Barta: Dzieło muzyczne…, s. 28 i nast.
(4) Por. R. Ingarden: Dzieło muzyczne…; E. Hanslick: O pięknie w muzyce, Warszawa 1903.
(5) E. Hanslick: O pięknie…, s. 213.
(6) E. Hanslick: O pięknie…, s. 204.
(7) J. Barta: Dzieło muzyczne…, s. 28 i nast.
(8) M. Kummer: Das urheberrechtlich schützbare Werk, Bern 1968, s. 17 i nast., za J. Bartą: Dzieło muzyczne…, s. 22.
(9) J. Barta: Dzieło muzyczne…, s. 26.
Som pytania?
Bardzo a propos i bardzo na temat ❗
To, że „z ochrony korzystać może tylko forma utworu, treść natomiast znajduje się poza ochroną”, jest dla mnie zaskoczeniem. No i właśnie: co nazwiemy treścią? Nie wiem, czy trafne jest pytanie, „czy w utworze muzycznym w ogóle występuje jakakolwiek treść”. Ale skoro doszlibyśmy do wniosku, że występuje jak najbardziej, to wtedy dzieło muzyczne znajdowałoby się poza ochroną – dobrze rozumuję? 😆
Dla arkadiusa chrapie Nigel:
http://www.youtube.com/watch?v=QNfkaH6rMqc&feature=related
Kto doszedł do wniosku, że treść w utworze muzycznym występuje jak najbardziej? 😯 Chodzi o to, że w przypadku muzyki nie da się wyciągnąć przysłowiowej historii kopciuszka i opowiedzieć jej raz jako „Pretty Woman” a raz jako kolorowa książeczka dla dzieci. Po prostu, nie ma takiej historii.
Ja dojście do takiego wniosku zakładałam hipotetycznie 😉
Ingarden się z tym problemem mocował…
I proszę, hipoteza poparta 😆 A czytelnicy mocowali się z Ingardenem…
Uwielbiam takie wywody, które kończą się stwierdzeniem, że dane zagadnienie jest bez znaczenia z punktu widzenia prawa 😛
Odnośnie deszczu: dziwne, że nikt jeszcze nie wrzucił tego:
http://www.youtube.com/watch?v=SMvfAYEaE8c
dziękuje
idę dochrapać
wam pa
Quake, czekałem na takie podsumowanie 😆
A Doorsi już byli. Torlin wrzucił o 10:31
Quake – no jak to, Torlin 10:31 😀
Łajza… 😉
Za dużo tych komentarzy, człek się gubi 😳
Mam nadzieję, że tego jeszcze nikt nie wrzucał 🙂
Tak trochę przekornie:
„And I start to complain that there’s no rain” 😉
http://www.youtube.com/watch?v=qmVn6b7DdpA
Kto tu o Procol Harum? To jest najlepsze i nikt mi nie przetłumaczy* ! (*c @ ASzysz)
http://youtube.com/watch?v=cRks7omUIcU
Quake’u, jaka fajna Pszczółka Maja 😆
Quake:
Widzialem kilka razy ten teledysk na „Pop-up video”. Analiza tego videoclipu byla bardzo zlosliwa i przekorna 🙂
A ciekawam, co w niej było?
Pszczółka fajna ale ja właśnie sobie uświadomiłem, że teledysk ma 15 lat – ależ ten czas leci…
Zmykam spać 🙂
Tam bylo o genezie teledysku, kto jest kto. O zachowaniach czlonkow zespolu, zwlaszcza solisty podczas krecenia, kim jest Pszczolka, itd itp.
Witam, witam!
Kilka dni minęło, zajrzałam i załamałam się! Kiedy nadrobię zaległości w czytaniu bloga i dywanikowych dywagacji?! Nie wspominając nawet o szybkim spacerze po linkach! Chyba to moja wina, bo nigdy nie uczestniczyłam w kursach szybkiego czytania!
Dobranoc śpiochom 😀
Ps. Ostatecznie przechodzę na Alllę przez trzy „l” ponieważ przed chwilą na jednym z blogów Polityki (Lego-Logos) znalazłam Allę przez dwa „l” (a to nie byłam ja!) Czuję się zmultiplikowana!
Na mój parapet spadają po deszczu duże krople z dachu,
które grają mi Etiudę na fortepian Pawła Szymańskiego
(Presto ritmico sempre staccato e secco) 😉
Pani Dorota pyta „dlaczego krowy?”, cóż, sztuka jest wydumana,
na to pytanie może KONKRETNIE odpowiedzieć przepis ustawy
o inspekcji weterynaryjnej, a dzieło daje nam krowę, która zrodziła
się w głowie artysty i nie jest już tą samą krową, która dociera do nas.
A poważniej – kiedyś przy okazji tematu KdF Bacha (akurat leciał Gould),
spierałem się z przyjaciółmi, którzy, jak wielu krytyków,
widzieli w tym dziele przede wszystkim „wyrafinowaną matematykę”.
Pytam – jakie to ma znaczenie w odbiorze tych fug?
Czy jak widzimy piękną kobietę, to ważne jest dla nas, jaki
ma rozstaw oczu, pod jakim kątem opadają albo wznoszą się
brwi, lub czy tu i ówdzie występuje złoty podział?
Oczywiście matematyka jest zakodowana w muzyce, podobnie
jak chemia w jabłku, ale czy znając szczegółowo skład chemiczny
jabłka odczuwamy jego smak głębiej?
Jeśli mówimy o wyrafinowaniu matematycznym fug Bacha,
to nie ma powodu, abyśmy tego samego nie powiedzieli np. o muzyce
Steve’a Reicha, bo w niej też kryje się wyrafinowany świat matematyki.
Upieram się, że muzyka to dotyk. Analiza, doszukiwanie się treści
pozamuzycznych to tylko anegdoty, skądinąd oczywiście pasjonujące
(sam uwielbiam np. dyskusje o interpretacji, która w skrajnych
przypadkach może uśmiercić dzieło albo zrobić diament z czegoś
przeciętnego), co nie zmienia faktu, że dźwięki dotykają nas w sposób
niewytłumaczalny.
Prawdaż 😀
Wszystko nas dotyka…
Tutaj (Two Studies for Piano) można posłuchać fragmentów tego, o czym wspomina na początku Marcin.
Resztę też bardzo polecam…
Witam Alllę w nowym potrójnym wcieleniu 😆 (co niestety wiązało się z poczekalnią, sorry…)
Cóż, dobranoc…
Chwilowo nieobecny byłem bo:
wykonałem kawał dobrej , nikomu niepotrzebnej roboty, która trzy lata mi zabrała.
A może jednak potrzebna?
Się okaże.
W każdym razie jestem (bardzo) chwilowo wolnym psem!
Hauuuuuu? A m0że hauu? Albo też hau, hau, hau,hau? Ach, nie, hauhau hau hau!
A może białe?
A może czerwone?
No, gorzoła też nie jest zła.
A właściwie czemu wybierać? W moim dzisiejszym stanie ducha proponuję, żeby wszyscy po prostu demokratycznie zgodzili się na na wytrawne,każdemu pasujące smaki. A jak ne , to tyż dobrze. 🙂
A, niech ta. Mój nastrój chwilowo jest : huuuuuuuuuuuuuuuuuuuujuuuupiiiiiiaaaaaaajeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej!!!!!
Uprzejmie upraszam o stowarzyszanie się jeśli można.
A jak nie można to trudno.
Mam zrozumienie dla innych nastrojów.
Nawet jak inne nastroje nie mają zrozumienia dla mnie:-)