Pan Harfista Wspaniały
Xavier de Maistre – to kojarzy się z postacią historyczną i prawdopodobnie muzyk z Tulonu wywodzi się z tej rodziny. Ale specjalność jego jest zupełnie inna. Pragnie on – jak deklaruje – wyzwolić harfę od kojarzenia z aniołami czy innymi bajkowymi stworzeniami. Fakt, ale poza tym jeszcze często uważa się ten instrument za kobiecy. Właściwie nie wiadomo dlaczego – czy dlatego, że jest on bardzo dekoracyjny i jako taki lepiej pasuje do kobiet, czy może z powodu delikatnego dźwięku? Mój kierownik też zawsze przed Paszportami „Polityki” żartuje, żeby znaleźć jakąś ładną harfistkę, najlepiej blondynkę. A przecież bywali i wybitni harfiści, jak Nicanor Zabaleta czy pamiętany przeze mnie z dzieciństwa, a grający w orkiestrze Filharmonii Narodowej pan Vladimir Haas (Czech z pochodzenia), który był bardzo przystojny i w ogóle nie kobiecy. Xavier de Maistre zresztą też jest bardzo przystojny, wysoki, długoszyi, z pięknymi rękami efektownie uwijającymi się wokół strun. Jeśli więc nie postać bajkowa, to prawie jak celtycki bard…
W każdym razie udowadnia, że harfa może być instrumentem efektownym i pozwalającym nie tylko na romantyczne plumkanie, ale i na prawdziwą wirtuozerię. Przez kilka lat był członkiem orkiestry Filharmoników Wiedeńskich (pierwszym Francuzem w tym składzie), lecz od paru lat poświęca się wyłącznie karierze solowej. Różne ma wyczyny na swoim koncie, łącznie z wykonywaniem poematów symfonicznych Smetany czy występami np. z Dianą Damrau. Na tubie można obejrzeć wiele jego nagrań, w tym audycje telewizyjne, w których jest gwiazdorem – tu we własnym domu w południowej Francji. W sumie więc było dziś w filharmonii i czego posłuchać, i na co popatrzeć.
Grał dwa koncerty harfowe, całkowicie różne od siebie. W pierwszej części – Alberta Ginastery. Muzyka typowa dla argentyńskiego kompozytora, żywiołowa i barwna. Niestety harfa, mimo drobnego nagłośnienia, była często przykrywana przez orkiestrę, która choć i tak miała w tym utworze trochę zmniejszony skład, ale obecność perkusji i dętych robiła swoje. Solista pokazał się na dobre dopiero w dużej, efektownej kadencji rozpoczynającej finał. W wykonanym w drugiej części koncertu utworze François Boieldieu (którego operę Biała dama niedawno przypominał Minkowski), klasycyzującym jeszcze, był lepiej słyszalny na tle subtelniej grającego zespołu. Ale naprawdę pokazał, co potrafi, w dwóch bisach – wirtuozowskich cyklach wariacyjnych. Publiczność szalała.
Dyrygował Brytyjczyk Jonathan Darlington, obecny szef muzyczny Vancouver Opera, który mieszkał też swego czasu we Francji i stąd może słabość do francuskiej muzyki, całkowicie – poza Ginasterą – wypełniającą program koncertu. Początek był niefortunny: uwertura Berlioza do opery Benvenuto Cellini, słusznie zapomniana (w programie zacytowano złośliwy list Chopina do Wojciecha Grzymały: „Moschelesowi każ dać enemę z oratoriów Neukomma, przyprawioną Cellinim i koncertem Dehlera” – choć byli z Berliozem w serdecznych kontaktach, nie zaciemniało mu to spojrzenia na jego twórczość). Na koniec zaś zabrzmiało Morze Debussy’ego i była okazja do porównania z wykonaniem wczorajszym. NOSPR w tej kategorii oczywiście wygrywa, ale i orkiestra Narodowej starała się w sposób widoczny, grała bardzo przyzwoicie, a dyrygentowi zgotowała owację. Jak ci muzycy lubią gości…
Komentarze
Xaviera de Maistre usłyszałem podczas recitalu z Dianą Damrau podczas ostatniego festiwalu w Edynburgu i to on był absolutną gwiazdą tego cudownego matinee w Queen’s Hall. Sopranistce głos kilka razy odmówił posłuszeństwa, ale kto normalny śpiewa o takiej porze? 😉 Za to de Maistre był po prostu do zjedzenia. Dosłownie.
Taaa, względem tego Morza ma PK całkowitą rację.
Ale nie wybrzydzam; gdyby Orkiestrze FN zawsze chciało się grać tak dobrze jak wczoraj..
Mimo wszystko przedkładam jednak wrażenia przedwczorajsze nad wczorajsze, bo do tego dołączyła się jeszcze zupełnie inna perspektywa sali. I tu, i tu słuchałem z ostatniego rządka (w FN na I balkonie) ale sala S1 jest znacznie krótsza, a scena chyba szersza, tak że Morze z NOSPREM było bardziej panoramiczne. Jak to morze …
Genialny koncert!…to mało powiedziane 🙂
A druga część ….. nie ma słów wystarczająco pięknych!
Dzień dobry,
na dole też, można powiedzieć, gorzej się morze odbierało – zalewało publiczność. Mówiąc serio, akustyka Studia im. Lutosławskiego jest o niebo lepsza, cóż poradzić.
Koszmarnie wyglądają zdjęcia z tej nocnej katastrofy. Jakoś dojadę pewnie do tego Krakowa (a jutro z Krakowa), ale z opóźnieniem, bo trochę okrężnie.
Kochani, trzymajcie kciuki za obie Panie Danczowskie – Kaję i Justynę; w nocy dostałam dramatyczny SMS od p. Kai, że żyją obie i że wyniesiono je z tego pociągu. Oby w całości… Szczęście w nieszczęściu.
Ja zaraz ruszam. Pewnie będzie po staremu przez Kielce 👿
O rety! Kciuki!
Gdyby żył Antonio Vivaldi, to dzisiaj zdmuchiwałby 334 świeczki na swoim torcie 😉
http://www.youtube.com/watch?v=hIbnDS4HOew&feature=related
Pozdrawiam!
Wyobrażam sobie rozpacz bliskich.
Trzymam kciuki
http://www.youtube.com/watch?v=yEzdZ9G5q_0&feature=related
I wszystkim jak najszybszego powrotu do zdrowia
Trzymam.
Trzymam za zdrowie wszystkich,myślę o Paniach Danczowskich.Wiem,że to może zabrzmi nie na miejscu,ale co ze skrzypcami?
Xaviera de Maistre miałam dziką przyjemność poznać w zeszłym roku w Łańcucie.Opisywałam tu zresztą jego przygody z ubraniem,które odleciało wraz z całą walizką,tudzież startem balonu podczas koncertu. Wszystko zdzierżył z klasą i siłą spokoju.Koncert zapierał dech.Grał własne aranżacje /Albeniz, de Falla,Tarrega,Debussy,Stradella i inne frykasy/ Jest również świetnie wykształconym politologiem.Zachwycił się zabytkową harfą księżnej marszałkowej i muzycznymi zbiorami biblioteki.Musiałam się nieźle gimnastykować,kiedy zaczął zadawać konkretne pytania,np.o polityczne wpływy tak ekonomicznie potężnego rodu Potockich.
Ale talent,ale inteligencja,ale urok!No ciacho do sześcianu! …
Dzis w Plytomanii (15:00) rozmowa ze Stanisławem Leszczyńskim
Dzieki, Lisku.
labadku, pytanie o skrzypce zupelnie na miejscu. Wszak to tez zyjacy (i to jak) organizm.
A to chyba są skrzypce od Eugenii Umińskiej.
To,że martwię się o skrzypce,nie znaczy,że nie żałuję ludzi.
Pani Kierowniczko, jeśli dowie się Pani czegoś więcej i będzie mogła to przekazać, to proszę dać znać, jak się czują Panie Danczowskie i co ze skrzypcami.
I co ze skrzypcami!
http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/523129,oni-przezyli-katastrofe-pod-szczekocinami,id,t.html?cookie=1
Relacja Pani Justyny Danczowskiej na końcu.
Dziękuję. 🙂
Właśnie zobaczyłem w tvn24 wypowiedź Warcisława Kunca, który tez jechał tym pociągiem. Chyba nic mu się nie stało. Przejął Ariadne na Naxos w krakowskiej operze po Tomaszu Tokarczyku, który złamał fatalnie rękę ponad tydzień temu. No to byłoby fatum, bo premiera za moment…
W czasie sobotniego koncertu w FN „Morze” zostało wzbogacone bardzo stosownym dzwonkiem telefonu komórkowego, rozbrzmiewającym gdzieś ze środka sali. Jonathan Darlington potraktował to z dużą dozą humoru. A Xavier zagrał oba koncerty przepięknie.
Z innych ciekawostek – Julia Leznieva podpisała kontract z Deccą (jak donósł Gramophone). Pierwsza płyta z Il Giardino Armonico będzie wydana na początku 2013 roku, wtedy też Julia z zespołem uda się w trasę koncertową po europejskich stolicach. Więcej tutaj: http://www.gramophone.co.uk/classical-music-news/russian-soprano-julia-lezhneva-signs-to-decca-classics
O Paniach Danczowskich w TVN24 głośno, ale nie on taki rozgłos im może chodzić. Nie będą się reklamować przebyciem katastrofy. Za Maksymiukiem przepadam. Sibeliusa lubię, ale jego okolic nie uważam za depresyjne. Hameenlinna, gdzie się urodził i ukończył liceum, nie jest ponura. Zamek wykorzystywany do końca II wojny jako garnizon, dość szerokie ulice i place, jezioro.
Jedno jest pewne – we wtorek żadna z pań Danczowskich nie będzie grała w Kielcach. Toż to nie licuje, władza pochyla wąsy nad tragedią, a tu by chcieli rzępolić na skrzypkach.
Alosza Awdiejew umówił się w Kielcach na środę. Przypadek? 👿
Wracając do wczorajszego koncertu….szkoda że FN przez lata całe pomijała pierwsze nazwiska sztuki harfowej…tak jakby soliści tego instrumentu nie istnieli.Odwiedzała Polskę z recitalami na Akademii Muzycznej w Warszawie wielka Susanne Mildonian. Nie poproszono jej o występ z orkiestrą FN. Zawitała raz jedynie rewelacyjna Isabelle Moretti ale nie z orkiestrą FN a z Radiową …grała jak natchniona Koncert na Harfę Rodrigo ..miała stojące owacje ..i co ?…nie zaproszono jej więcej.
A gdzie namaszczona przez Lilly Laskine jej ulubienica Marielle Nordman , czarująca Catherine Michel (jedna z mistrzyń Xavier),David Watkins ze starszego pokolenia ….z młodszego Sylvain Blassel czy Fabrice Pierre a jeśli już zostajemy przy panach to nie sposób nie wspomnieć o niedawnym zdobywcy pierwszej nagrody na najważniejszym konkursie harfowym w Izraelu w 2006 Sivanie Magenie. Wracając do pań …odnosząca sukcesy na szerokim świecie Catrin Finch która jest harfistką numer jeden brytyjskiej filii Sony. Cieszę się że zaproszono Xavier, który mieści się w obecnej pierwszej 20 tce światowej klasy harfistów został zaproszony i że ,pomimo usterek z nagłośnieniem w Ginasterze, koncert był udany…ale dlaczego harfa która jest instrumentem solistycznym na równi z fortepianem jest w naszym kraju traktowana tak po macoszemu.
Co ciekawe filharmonie poza Warszawą są bardziej otwarte na ten instrument…
Ulżyło mi trochę 😉
Fantastyczna była ta audycja z Panem Stanisławem Leszczyńskim.
Prezentował skarby ze swojej płytoteki, tak się zasłuchałam, ze nagrywanie włączyłam już pod koniec.
Ciągle czekam, że ukaże się nagranie audycji na stronie dwójki.
Mówił na zakończenie, ze ukaże się jego autorski wybór nagrań z festiwali Chopek i jego Europa. Dał przykłady. Mniam!
Bry!
Koszmar z tym zderzeniem.
Aga kazali jeszcze raz, PK wyrzucą niegniewającą się ręką…
Co do Borowszczyzny i Boskiego Igora i Prawie Stulatki, Wiosny. Podobało się. Orkiestra bardzo przyzwoicie gra, pomyślałem sobie, gdzie te czasy, gdy Fitelberg mówił, że przed 1939 Filharmonia Narodowa nie umiała zagrać Wiosny… Co prawda świadczy coś o kubaturze TWONu, że muzyki nie odbierało się jako nawałnicy dźwiękowej, co ma często miejsce na małej sali. Ciekaw też jestem, czy to pełny skład orkiestry, czy jednak dobrani muzycy?
Co do tańca: nie było to na najwyższym światowym poziomie, ale i ja taki jestem, to daruję sobie. Kiksów było troszkę, o ile w Niżyńskim można było powiedzieć, że choreografia anty-taneczna, więc zrozumiałe, a może i taki specjalny efekt, o tyle w Bejarcie wszystkie wypadnięcia z rytmu jednak raziły.
Niżyńskiego znam, robi wrażenie. Publiczność (pełna sala!) nieco chłodno przyjęła.
Gutt — to bardzo efektowna choreografia, ale z muzyką ma tyle wspólnego, że trzeba to tak precyzyjnie zatańczyć jak i muzyka musi być grana. Na tym przystawanie tańca do muzyki się kończyło. Muzyka otwiera szczeliny czegoś strasznego, jakimś demonom, tancerze tańczą efektowne niby-tango… Piazzolla by świetnie pasował… Mam pomysł, aby tancerze tańczyli do polirytmicznych metronomów… i nawet nie chcę tantiem za pomysł. Publice się podobało.
Bejart. Pierwszy raz widziałem na scenie, widziałem w telewizji, ale nie zrobiło w takiej wersji zupełnie wrażenia; na żywo bardzo zjawiskowe! Scena, w której tancerze wchodzą w smugę światła, jest bardzo piękna. Jedno, co raziło mnie, i nie tylko mnie, było przejście z aluzyjności do pewnej nachalności odwołań do seksu w końcowych partiach. Wolałbym jednak pozostawanie bardziej w sferze abstrakcji, seksownych obrazów dosłownych mam wystarczająco wiele w reklamach, choćby na ulicach.
W sumie, udane było bardzo. Szczęście ojcowskie wzbudził niekłamany zachwyt najmłodszego dziecięcia muzyką. Przecież to „mój” ukochany utwór z czasów pacholęcia…
Dyrygowanie tym razem ograniczyłem do kiwania nogami, wybierania akordów paluchami i machaniem głową. Dzięki temu wytrzymaliśmy jakoś z Borowiczem te trzy wykonania. Trzy razy wykonać utwór tak trudny…. mój wielki szacunek dla wykonawców.
O rany, występuję nie tylko jako rozkazowydawca, ale jeszcze w liczbie mnogiej. 😳 Tadeuszu, miałam bardzo podobne wrażenia co do tych trzech choreografii. To ciekawe, że i tym razem publiczności bardziej podobał się Gat niż Niżyński – zdziwiło mnie to, kiedy sama byłam na Święcie Wiosny.
Pobutka.
Aga, dawca rozkazowy 😆
Od kwietnia do Stanisława, Tadeusza, Beaty, Łabądka i Nisi będzie można latać samolotem taniej niż pociągiem:
http://oltexpress.airkiosk.com/cgi-bin/airkiosk/I7/171015
Zdarzenie tragiczne. Było już takich wiele i pewnie będą następne. Nie umniejsza to tragedii. Gdyby tak wyciągnąć z niej jakieś wnioski, ale to raczej mało prawdopodobne.
Nie wiem, jaka była przyczyna. Chciałem jednak zwrócić uwagę na pewien szczegół z zasad sygnalizacji na PKP. Nie wiem, czy miał on jakikolwiek związek z katastrofą. Gdyby miał, pociąg z Warszawy nie mógłby jechać powyżej 40 km/h. Jest sygnał Sz czyli Sygnał zastępczy. Białe świtło pod czerwonym lub samo białe. Zezwala ono na przejazd przez światło czerwone i wjazd „pod prąd”. Jeżeli na torze, na który się wjeżdża jest automatyczne sterowanie ruchem, ten sygnał je wyłącza. Inaczej nie dałoby się wjechać. Stosowane głównie tam, gdzie trwają remonty. Jeżeli odcinek jest objęty automatycznym sterowaniem, ograniczenie do 40 obowiązuje tylko w rejonie „posterunku”. Ale automatyka i tak zostaje wyłączona. Wszystkie niuanse w przepisach są przewidziane i szczegółowo opisane, ale wystarczy jakiś szczegół pominąć, żeby mogło być różnie. Nie twierdzę, że ten sygnał wcześniej czy później musi doprowadzić do tragedii ani, że właśnie doprowadził, bo tego nie wiem. Ale osobiście mam do takiego rozwiązania bardzo krytyczny stosunek.
Przepraszam, nie udał się szczegółowy obraz.
http://www.oltexpress.com/
A ja chciałabym, żeby wpuszczono na tory innych przewoźników.
PKP nie potrafi zadbać o elementarną czystość. Oblepione brudem stacje i pociągi tak było i jest, chyba że akurat nowy tabor lub odnowiony za państwowe pieniądze dworzec.
Chociaż inni przewoźnicy (autobusy i tramwaje) w tym temacie są identyczni, to najbardziej nie lubię PKP.
Jakiś sanepid powinien się za to wziąć, czy co?
Aż mną wstrząsa, jak o nich myślę, a tu Stanisław chciałby automatykę, logikę.
Dzięki, mt7. Do Łabądka z przesiadką, ale i tak będzie chyba lepiej, niż w tej chwili – kiedy ostatnio sprawdzałam, czas jazdy z Krosna do Warszawy wahał się od 13 do 15 godzin, 😯 z kilkoma przesiadkami.
Bywają już inni przewoźnicy. Nic dobrego z tego nie wynika na razie z małymi wyjątkami. Rzecz w tym, że konkurencja przewoźników kolejowych jest w dużym stopniu fikcją. Przede wszystkim większość przewozów pasażerskich jest deficytowa i korzysta z dotacji. Można wybrac z połączeń rodzynki i zrobić opłacalne Inter City, ale to nie jest tym, czym tran dla Tygryska. Robi się coś podobnego do niektórych prywatnych lecznic, które podpisują z NFZ kontrakty na najbardziej opłacalne procedury a resztę pozostawiają samorządowej służbie zdrowia. Pozostawienie kolei jako konglomeratu państwowych spółek też jest do niczego. Pomiędzy te państwowe włażą prywatne należące do krewnych i znajomych królika i tworzą sieć powiązań, w których żaden prokurator się nie połapie. W tym wszystkim znika problem bezpieczeństwa, które w tej chwili nie podlega żadnemu urzędowi tylko firmir Polskie Linie Kolejowe, które samo inwestuje w infrastrukturę, utrzymuje ją w należyty stanie i remontuje oraz dozoruje pod względem bezpieczeństwa, a także kontroluje, czy dozór jest właściwy. Mam nadzieję, że teraz wreszcie ktoś złapie się za głowę i postawi to na nogach. Zarządca infrastruktury kolejowej powinien być instytucją użyteczności publicznej działającym bez zysku do podziału, to znaczy przeznaczającym cały zysk na rozwój infrastruktury. A dozór i w ogóle sprawy bezpieczeństwa powinny w całości należeć do urzędu.
Janona Paradowska napisala dzis, ze akurat na tym odcinku kolei, ktorym sama jezdzi kilka razy w miasiacu, czystosc i ogolne warunki jazdy bardzo sie poprawily w ostatnich miesiacach. Generalnie tez dobrze wyraza sie o obecnym ministrze odpowiedzialnym za kolejnictwo.
Niepokoi mnie, ze dochodzenie ledwo sie rozpoczelo ( a moze nawet jeszcze nie), a juz aresztuje sie ludzi. Po co? Czy oni gdzies uciekna? I jesli byla to pomylka ludzka wywowlana zmeczeniem czy chwila nieuwagi, to nie jest to powod, aby wrzucac ich do aresztu. Niewiele ma to wspolnego ze sprawiedliwoscia, a sporu z checia zemsty. Czlowiek nie jest maszyna i czasami moze sie pomylic. Nawet ze skutkami tragicznymi.
Nie dochodzenie, tylko śledztwo i tak, zaczęło się jeszcze w sobotę. Nikt nie został aresztowany, tylko zatrzymany, co oznacza, że w ciągu 48 godzin będzie wobec niego zastosowany jakiś środek zapobiegawczy zatwierdzony przez sąd, albo nie będzie. Taki wyjątek od habeas corpus, stosowany we wszystkich cywilizowanych krajach.
Cieszę się, że mogłem częściowo pomóc, ale choćbym cały dzień dumał, nie wydumam, co to może mieć wspólnego z zemstą. 😈 😉
Miedzy innymi to nagranie (z 1964) było wczoraj omawiane przez Pana Leszczyńskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=XND3XXqt76Y
Niestety z tym habeas corpus w Polsce jest nie zanadto i prasa opisywala wypadki trzymania w areszcie „wydobywczym” miesiacami. Bez sformulowania zarzutow.
Ja akurat czytalem o aresztowaniu, a nie zatrzymaniu na 24 godziny. Ale jeszcze sprawdze.
Miałam na myśli przewoźników z innych państw.
Masz racje, Wodzu. Doniesienia mowia o „zatryzmaniu do dyspozycji prokuratury”.
Przewoźnicy z innych państw są dopuszczani. Na ogół mają bardziej czyste wagony, niektórzy podają wrzątek. Ale muszą podporządkować się całemu systemowi funkcjonowania PKP. Na razie przejeżdżają tranzytem albo na zasadzie wzajemności. Gdy będa mogli już niedługo utrzymywać krajowe połączenia wewnętrzne, też będą zależni od PKP. Prąd będzie im dostarczać firma PKP Energetyka po cenach przez siebie dyktowanych, znacznie wyższych od rynkowych. I tak dalej
Ago,z Krosna do Warszawy autobusem 8,5 godz normalnie,a jak kopią i puszczają wahadłowo,to jak Bóg da.Pociągiem nie próbowałam od lat,bo mecz w okolicy jest nie do przewidzenia.Właśnie kiedyś Kaja Danczowska opowiadała mi skutki takiego meczu pod Rzeszowem i jak się to miało do skrzypiec.Dlatego teraz też pomyślałam o tych skrzypcach,co męczyło Klakiera przez pół nocy.
Niech no PK wróci,to się nijak merituma nie doszuka…
W audycji ze SL bardzo podobalo mi sie nagranie Wiery Baniewicz.
Pan Hawryluk napisał, że postara się, żeby nagranie było na stronie.
Dzień dobry,
dotarłam, acz z opóźnieniem.
Wczoraj miałam dzień częściowo niespodziewanych spotkań. Pierwsze było trochę spodziewane, bo zakwaterowano mnie w hotelu Alef na św. Agnieszki i mogłam się spodziewać, że zastanę tam ekipę z dawnego Ariela na Szerokiej! Powspominaliśmy sobie z rozrzewnieniem dawne czasy, kiedy co roku przyjeżdżałam na Festiwal Kultury Żydowskiej, a Kazimierz jeszcze nie był jedną wielką cepelią…
Potem idę ci ja ulicą Grodzką, a tu – koleżanka z chóru radiowego. Bardzo przygnębiona tym stanem, że nie wie, czy jeszcze będzie miała pracę, czy już nie 🙁
Po spotkaniu z kolegą (spodziewanym) idziemy sobie Placem Szczepańskim, a tu nagle ktoś mi się rzuca na szyję, aż się wystraszyłam… Pani Kaja! Zdrowa i cała, oczywiście trochę poobijana, ale przede wszystkim wewnętrznie – to był potworny stres. Podobno jacyś jej bliscy znajomi zginęli. Zbieg okoliczności, że szła z nią Ola Kuls… o kulach i myślałam, że ona też była w tym pociągu – ale nie, to tylko drobny wypadek na nartach, ponoć nic strasznego. Zabawne tylko, że akurat w ostatnim numerze „Polityki” zachęca wszystkich do sportu 😉
O celu przyjazdu napiszę osobny wpis. Odbył się, bo żałoba jeszcze nie była ogłoszona.
Łabądku, 8,5 godziny to i tak zaporowo (ja sprawdzałam pociąg). Mt7 dba o merituma. 🙂 Bardzo chętnie posłucham tej audycji, jeśli będzie dostępna, bo wczoraj się nie zebrałam, żeby włączyć radio, a z relecji mt7 wynika, że warto.
Witam Agnieszkę Bal; nie wiem, czemu nie wpuściło aiana. Tak, ten przypadek z komórką był przezabawny 🙂
Z Małgorzatą absolutnie się zgadzam, harfa jest lekceważona 😐
Ago,ja już przywykłam,że wszędzie mam zaporowo.Wszelkie planowane do mnie drogi spadają z planu w pierwszej kolejności.Tak samo jak Dwójka.Taka gmina.Ale jak moja prababcia mówiła,że jedzie do stolicy,to było oczywiste,że do Wiednia…
Cieszę się,że nie tylko skrzypce całe!
A głupia „Gazeta Krakowska” napisała, że Justyna Danczowska jest skrzypaczką 👿
Co do Święta wiosny, zgadzam się ze zdaniem Tadeusza 🙂 i cieszę się, że dziecięciu się podobało!
Też to zauważyłam,ale na Dywanie przecież i tak wszyscy wiedza,a przeciętny „dziennikarz” od wszystkiego i tak się do końca żywota swego w tych bemolach nie połapie.Jak mu powiemy,że pianistka,to napisze,że gra na pianinie.
To ja pozdrawiam cały dywan ze stolicy. Znaczy się z Wiednia. W którym dzieją się rzeczy niezwykłe. Za sprawą, no zgadnij kotku, kogo?
Jak się skończy, to napiszę słów paręnaście – bo w kilku nie sposób.
Już się cieszę 🙂
A ja piszę nie o stolicy, lecz o stołecznym królewskim… 😉
PK, ja tylko a propos łabądkowej prababci słów 🙂
Przecież wiem 🙂
Pani Kierowniczko, bardzo proszę o wyrzucenie zdublowanego postu Tadeusza, bo mi autor zmyje głowę – jam ci go bowiem namówiła na wrzucenie kopii, kiedy Łotr oryginał zatrzymał. 😳
Labadku, slyszalam ze w rodzinie mojej Mamy (z Twojego sasiedztwa) stolica byla ta sama :))
,,duży uśmiech” jakby mi nie wyszedł ten…:-)
Uśmiechy oddziela się spacją od poprzedniej litery 😀
Stolic ci u nas dostatek.A raz byłam z inostrańcami na uroczystości,gdzie oprócz Mazurka Dąbrowskiego jeszcze Gaudeamus i Rotę uskuteczniano.Za każdym razem stójka.To one się pytały ile my hymnów mamy.A co,nie stać nas??