Fruwa batuta
…nie tylko w przenośni. Dziś przydarzyło się to naprawdę występującemu jako pierwszy Azisowi Sadikovicowi. Ten dryblasty, energiczny młody kapelmistrz z Austrii tak ogniście dyrygował, że w pewnym momencie batuta mu dosłownie wyleciała z ręki w powietrze i to wysoko, spadła gdzieś koło drugich skrzypiec i złamała się. Chłopak był nawet gotów dyrygować takim ułomkiem, ale poratowano go z sali. Konkursy dyrygenckie polegają na tym, że ocenia się, jak młody dyrygent radzi sobie – jak widzimy – w bardzo różnych sytuacjach.
Nie pamiętam, żeby na poprzednich katowickich konkursach tak było, ale w tym roku Antoni Wit, który jest przewodniczącym jury, sam wręcz dyryguje przesłuchaniami. Wciąż padają z jego strony komendy, żeby np. przerwać i zacząć w innym, określonym momencie utworu, żeby grać bez przerwy jak na koncercie, a czasem żeby popracować z zespołem. O ile pamiętam, zwykle bywało tak, że każdy z młodych dyrygentów sam sobie wybierał system pracy z zespołem (przegrywając utwór w dłuższych odcinkach czy też po kawałku) i jego skuteczność była właśnie oceniana.
Może to i lepiej, że kandydat może pokazać się bardziej wszechstronnie, ale trochę to jednak dezorientuje. W drugiej połowie dnia zapowiadający kandydatów Aleksander Laskowski pytał już od razu, od którego momentu jury chce, by rozpocząć. A najzabawniej było na koniec, gdy wystąpiła Sylwia Janiak z Gdańska, i w pewnym momencie już nie wiedząc, czy ma dyrygować jak na koncercie, czy jak na próbie, spytała: czy mogę przerywać? Na co dyr. Wit odparł figlarnie: „Ależ proszę bardzo, byle nie za często”. Sala gruchnęła śmiechem, bo wieczorem już wszyscy dostali małpiego rozumu. Ale, jak mi doniesiono, i w poprzednim etapie ta dyrygentka miała zabawny incydent: przed nią wystąpił Rafał Janiak, więc ona na początek swego występu oświadczyła, że nie ma nic wspólnego ze swoim poprzednikiem; z orkiestry dobiegło: „jeszcze…”.
Dwie Polki w każdym razie dobrze się zaprezentowały, szczególnie podobała mi się Marzena Diakun, która ma nie tylko wrażliwość i muzykalność, ale także charyzmę i elegancję. Z przyjemnością nie tylko się na nią patrzyło, ale obserwowało, jak logicznie pracuje; bardzo się rozwinęła przez te 5 lat od poprzedniego konkursu (na którym też przecież dała się zauważyć). Jutro jeszcze jedna polska dyrygentka: Maja Metelska, także po raz drugi na konkursie i także po raz drugi w II etapie. W ogóle damski żywioł coraz odważniej wkracza na ten wciąż uważany za machoistowski teren (akurat w kraju, gdzie jedną z najważniejszych orkiestr kameralnych oraz jeden z najważniejszych teatrów operowych prowadzą kobiety, nie trzeba się temu dziwić, choć to wciąż niełatwe dla pań zadanie). Mogliśmy też dziś podziwiać jeszcze jedną panią, również bardzo sensowna i wyrazistą Greczynkę Zoi Tsokanou. W sumie na 12 półfinalistów cztery kobiety – to bardzo dobrze, jak na to, że na 40 osób, które przystąpiły do konkursu, pań było jedynie siedem. To potwierdzenie tezy, że kobieta, kiedy ma dorównać mężczyźnie, musi być od niego lepsza. No i tak właśnie się okazuje…
Dziś ujął mnie jeszcze wspomniany Azis Sadikovic. Inni panowie, Juan Sebastian Acosta Angulo z Kolumbii i Japończyk Keitaro Harada, mniej mnie jakoś przekonali. Jutro jeszcze pięć osób.
Komentarze
Cytuje z pamieci – prosze nie czepiac sie 😉
Chyba z pamietnikow Rubinsteina – pierwszy wystep jakiegos (nie pamietam nazwiska) mlodego dyrygenta – Mlynarski na sali.
Po chwili Emil szepce: to bedzie katastrofa, on nawet nie wie jak trzymac batute 😯
Pobutka.
Może Azisa Sadikovica czeka wielka kariera?
Maestro Gergievowi na pierwszym publicznym koncercie zdarzył się podobny przypadek. Gdy jeszcze jako student dyrygował studencką orkiestrą, tak dynamicznie rozpoczął, że pałeczka poszybowała w publiczność. 😀
Był czas, gdy dyrygował trzymając w palcach wykałaczkę, ale tez można w sieci zobaczyć, jak dyryguje szerokimi gestami trzymając batutę.
http://www.youtube.com/watch?v=rx6Eo6liyCg
To dlatego tak często nie używa batuty 😆
Idę przyglądać się dalej.
Ten konkurs to porażka. Kto oglądał przesłuchania pierwszego etapu, ten wie, że osoby, które znalazły się w 2 to chyba jakaś pomyłka. Poza tym międzynarodowy konkurs, który chwali się tym, że należy do zrzeszenia genewskiego pownienien:
1)zgromadzić światowe jury, a kto jest w naszym? Oprócz p. Wita i Pijarowskiego cholera nie wiem kim oni są, jedynie ceniony M. Zilm coś osiągnął, ale reszta? Co to w ogóle za prestiż?…
2)zgromadzić recenzentów, menagerów, organiztorów koncertów, festiwali… Czy takowi są?
Abstrahując w organizację, śmiem powątpiewać w kompetencję i rzetelność jury. Poza tym razi mnie arogancja pana Profesora Wita. Czy on naprawdę musi być tak niemiły, ironiczny? Kandydaci są strasznie zdenerwowani, a to nie pomaga. Aż przykro patrzeć…
Nie oglądałam I etapu, nawet w internecie, bo zwyczajnie nie miałam czasu, ale nie powiedziałabym, że wszyscy w II etapie to porażka, choć i tacy są. Zachowanie przewodniczącego jury też mi się nie za bardzo podoba; co prawda on stara się pozować na dobrego wujaszka, ale rzeczywiście nerwówę tworzy. Tego na wcześniejszych konkursach nie było.
Poza tym niestety z orkiestrą też bywa różnie, niezależnie od jakości młodych dyrygentów. Za Mahlera nie powinna się w ogóle zabierać 👿
Z organizatorów na razie spotkałam nowego dyrektora Filharmonii Krakowskiej 🙂 Wiem, że więcej ludzi szykuje się na jutrzejsze finały.
Recenzenci też by się pewnie znaleźli, bo recenzentka co najmniej jedna to jest 😉
Orkiestra, taka czy inna, też może mieć, obiektywnie rzecz biorąc, dosyć. Tak próbować i próbować, co rusz kto inny im macha….
Mielismy u nas wspanialego dyrygenta sztokholmskich filharmonikow ESE-PEKKE SALONENA, takze kompozytor i muzyk (horn), bardzo sympatyczny , zywiolowy i elokwentny Fin.
No, to jest sława. Teraz prowadzi londyńską Philharmonia Orchestra. Parę wpisów temu było o projekcie poświęconym Lutosławskiemu, z jego udziałem.
Już po II etapie, teraz czekamy na szóstkę, która przejdzie dalej.
Dziś był niezły Amerykanin Andrew Koehler (podobał się jury, rzadko mu przerywali). Potem energiczna i sensowna Maja Metelska – dyr. Wit jest jej pedagogiem, więc prowadzenie przesłuchać przejął prof. Juozas Domarkas (po polsku) i od razu zrobiło się mniej nerwowo. Jeszcze był na początku Rosjanin Stanisław Koczanowski – miły, ale trochę miękki, bardzo zabawny Japończyk Masane Ota, który próbował mówić do orkiestry po niemiecku (studiował w Niemczech), ale jeszcze więcej śpiewał. Gdyby istniała kategoria śpiewających dyrygentów, on otrzymałby I miejsce. No i na koniec przepuszczony – za innego dyrygenta, który zrezygnował – Australijczyk Daniel Smith. Przyznam szczerze, że nie rozumiem ani w ząb, czemu on początkowo nie przeszedł do II etapu, bo był jednym z najlepszych, a przeszli dużo gorsi od niego. Raz się zdarzyło, że jury mogło naprawić swój błąd.
Już są wyniki. Całkowicie zgodne z moimi oczekiwaniami:
1. Marzena Diakun,
2. Andrew Koehler,
3. Maja Metelska,
4. Azis Sadikovic,
5. Daniel Smith,
6. Zoi Tsokanou.
Parytet! Tak trzymać!!
METELSKA GRAND PRIX
No właśnie dyr. Wit powiedział, że nie parytet, tylko znak czasu 😉
A ja się całkowicie zgadzam 😀
Na poprzednich „fitelbergach” nie było nerwowo, bo przewodniczył prof. Strugała. Klasy i życzliwości tego Pana chyba tłumaczyć nie trzeba.
Japończyk jest genialny. Dyrygent MUSI umieć śpiewać – no bo jak inaczej naturalnie ukształtować frazę (przez oddechy) etc? Mam nadzieję, że docenią go w finale. Greczynka również bardzo ciekawa.
A ja pamietam, jak w FN wystapilo „cudowne dziecko” dawnych lat, Roberto Benzi. Byly to lata 1970-te. Wystep byl dalece taki sobie, ale batuta poszybowala daleko w orkiestre. Trzeba przyznac, ze dyrygent sie nie przejal, tylko wyciagnal zza pazuchy nastepna. Widac, nie byl to pierwszy taki przypadek.
Uklony, jrk
Pobutka.
Dzień dobry,
widzę, że ciekawski jest nieustającym wielbicielem prof. Strugały 😉 ale w tej sprawie się zgadzam. Japończyk nie zostanie „doceniony”, bo przecież – jak pisałam wyżej – nie przeszedł do finału. I wcale się nie dziwię, bo choć był miły i śmieszny, a ruchowo sprawny, to w prowadzeniu próby był po prostu chaotyczny. Może kiedy się nauczy porządnie angielskiego, albo choćby i tego niemieckiego, którego usiłował używać…
Zaraz idę na finały.
We Wrocławiu mocno trzymamy kciuki za Marzenę Diakun 🙂
http://www.filharmonia.wroclaw.pl/magazine/showPeople/114
Ja też trzymam! Zwłaszcza po dzisiejszym jej znakomitym występie, który niestety dyr. Wit nieprzyzwoicie jej przerywał, bywało, że nawet co chwila. Wyglądało, jakby próbował ją przeczołgać. O wiele łagodniej potraktował Koehlera, który mimo to miał słabszy występ niż w poprzednim etapie, ale też chyba częściowo z powodu dezorientacji: ma prowadzić próbę czy koncert? W każdym razie oboje prowadzili koncertowo tę samą kulminację I części V Symfonii Szostakowicza, pod jej batutą była wstrząsająca, pod jego – no owszem, mogło być.
Ale już kolega, który zresztą dopiero przyjechał, mówi: „co ta panna robi w finale”… Cóż, wszystkim się nie dogodzi.
Ciekawe, czy o facetach, którzy mu się nie podobają, mówi „co ten kawaler robi w finale”? 👿
Podejrzewam, że jednak jeszcze nie wszyscy są przez czas naznaczeni. 🙄
Jeszcze tych kawalerów niewielu było 🙂
Wystąpiła już Maja Metelska (OBSERWATOR – może niekoniecznie Grand Prix, ale co najmniej wyróżnienie ma przecież w kieszeni). W II etapie przesłuchanie prowadził prof. Domarkas, bo była ona studentką prof. Wita. Dziś jednak prowadził ten ostatni. Ale bardzo łagodnie, prawie jej nie przerywał. Dziwne – Koehler prawie nie pracował z zespołem, Metelskiej wciąż kazano robić próbę. Do niej samej nic nie mam, była bardzo w porządku, dyrygowała precyzyjnie, może tylko miałabym pretensję o pozostawianie podczas pracy ewidentnych usterek.
Zobaczymy, co dalej. Po południu też będzie ciekawie. Teraz przerwa do 16.
Przy okazji: dowiedziałam się, że przesłuchania kandydatów na stanowisko dyrektora Filharmonii Narodowej będą trwały w sobotę i niedzielę – po pierwsze, trzeba przesłuchać aż 9 osób, po drugie, Krzysztof Penderecki ma w piątek polskie prawykonanie Koncertu podwójnego w Poznaniu i musi stamtąd dotrzeć.
Tak że pewnie wynik zostanie ogłoszony w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek.
Bardzo dobry wystep moim zdaniem Marzeny Diakun, Szostakowicza najlepiej z trojki zagrala (wedlug mnie z odstepem) – natomiast druga polka, Metelska, nie wiem co robi w finale, ale juz Szostakowicz byl niepewny, ale Bartók katastrofa. Nie myslalem ze taka zywa, pobudzona muzyka da sie tak zanudzac…
Jeszcze slowo o orkiestrze – az trzeba sie wstydzic przed mlodymi dyrygentami ktorzy az z Australii, Ameryki czy Kolumbii do nas dotarli, bo taki niski poziom orkiestry jest przerazajacy. Przypominam tylko glissanda (!!) w 4. Czajkowskiego oraz Mahlera – zgadzam sie calkowicie, ze nie powinno sie te orkiestre na to „puscic”, bo tak falszowali (intonacja, poczucie rytmu, DYNAMIKA!). Żal!
Witam Elfa. Rzeczywiście są w orkiestrze momenty nader przykre. Ale myślę, że dla młodych dyrygentów to też może być niezłe doświadczenie – w końcu nie zawsze będą mieli do czynienia z Filharmonikami Berlińskimi 😛
No, widze to – ale czy na, samozwanczym, konkursie prestizowym (czy jest taki na skale swiatowa, czy europejska nie potrafie powiedziec) dyrygenci powinni az tak duzo meczyc sie oczywistymi detalami, jak precyzja w trafieniu w dzwiek, dokladny rytm, etc. i to nie raz czy dwa, co jest calkiem normalne, tylko ponownie i ponownie…
Nie oczekuje granie na poziomie swiatowym, jak w Berlinie, – ale realizacje prostych zadan muzycznych, takich ktorych sie zada od kazdego kandydata na egzaminów wstepnych! Nie wiecej. Dla mnie jest to po prostu brak profesjonalnego przygotowania. Wiem ze tyle grania moze meczyc, ze zarobki sa o wiele za male, ale to sie sam nie zmieni. Od zawodowej orkiestry symfonicznej mysle ze mozna zadac aby grali standardowe pozycje repertuaru, jak 104. Haydna cyz 4. Mahlera zadowalajaco. A podziekowania o chwala za „piekne” granie ze strony Jury czy tez „oficjalnego” recenzanta Adama Rozlacha sa dla mnie straszliwie hipokrytyczne. Przeciesz tak wszystko zostaje tak jak jest, i raczej upada – bo slyszalem z innych czasów bardzo pozadne nagrania tejze orkiestry.
Pani Marzena Diakun rzeczywiście zjawiskowa! Niesamowita precyzja we wszystkich utworach, a już zwłaszcza w II Symfonii Pendereckiego. Zwłaszcza, że był to przecież jej ostatni utwór. Duże zaskoczenie. Nie odpuszcza ani na chwilę i ile przy tym ekspresji. Szkoda, że tak krótki fragment. Miło popatrzeć i oczywiście posłuchać.
Smutna, a na marginesie tematu dyrygenckiego i kobiecego poniekąd symboliczna uwaga: maestro Semkow nagle zaniemógł i na dzisiejszym oraz jutrzejszym koncercie w FN zastąpi go Monika Wolińska.
Witam Kolegę po fachu – zgadzam się z tą opinią.
Za maestro Semkowa trzymamy kciuki o szybki powrót do zdrowia. Za Monikę Wolińską też trzymamy kciuki, żeby jej dobrze poszło. To też jest niedoceniana dyrygentka.
Trzymam kciuki za Marzenę Diakun! Ta młoda dyrygentka wszystko co osiągnęła zawdzięcza jedynie swojej ciężkiej pracy. Dziewczyna całkowicie kryształowa – spoza wszelkich układów.
A propos baletu Echa Czasu. W dzisiejszym New York Times’ie ukazał się obszerny artykuł dotyczący Polskiego Baletu Narodowego, co chyba warto odnotować: http://www.nytimes.com/2012/11/23/arts/23iht-warsawballet23.html?ref=arts&gwh=EAB56EAB8AE1BFC633B515163D37D784
Proponuję, aby od tego konkursu na konkursie chopinowskim i Wieniawskiego też jury przerywało i „wyszukiwało” najbardziej „newralgicznych” miejsc, aby „sprawdzić” kandydata czy aby na pewno nauczył się wszystkich trudnych miejsc. Przepraszam, ale czemu ma to służyć? Nie rozumiem obecnego sposobu prowadzenia tego konkursu i bardzo mnie to irytuje!!! Tego nie da się słuchać!!! (i nie mam tu na myśli uczestników).
Witam Zosię i Agę – tę ostatnią poproszę w razie czego o zmianę nicku, np. na Aga 2, bo jedną Agę już tu mamy 😀
Po wysłuchaniu dwóch panów też jestem zdenerwowana, nie tylko z tego powodu, ale i z powodu ewidentnie nierównego traktowania kandydatów przez dyr. Wita. To nie jest w porządku. Albo wszystkich należałoby traktować jak rano potraktował Marzenę Diakun, albo tak jak po południu Azisa Sadikovicia. Który zresztą wypadł bardzo dobrze. Daniel Smith też nieźle, choć miał ewidentną wpadkę z połączeniem dwóch środkowych fragmentów IV części Bartóka.
Ratunku! Na pomoc!
W całej rozciągłej złości zgadzam się z Kolegą po fachu.
Do czego to doszło: kobitka macha pałeczkami i nie po to, by ryż mieszać 😯
A w tym czasie: dzieci zaniedbane, podłogi nie umyte, pranie czeka, w garnkach pustka aż wyje, mąż rozglądać się musi za zastępstwem…
Piszemy petycję o zlikwidowanie feminizmu, bo to z tego tylko same kłopoty…
zeen, może by przekierować tę petycję na inny blog – „petycyjny”, aby nie zakłócać relacji, które tu idą?
jaki konkurs, takie jego zakończenie !! powinna wstydzić się dyrygentka, orkiestra za grę oraz przewodniczący za niedopuszczalny styl prowadzenia…
Ja sie ze zeenem zgadzam. Tez mam po powzej uszu feminizmu mojej Starej, ktora by tylko mi puszki otwierala zamiast troche popracowac w kuchni. Dobrze, ze chociaz batuta nie wymachuje na wszystkie strony.
Feminzm nie jest naturalnym stanem kobiety i, jak sadze, narusza jakies prawa naturalne i porzadek boski. 👿
Dobry wieczór,
bez wytyków proszę 😎
z batutą w ręku – witam. Niestety, rzeczywiście Zoi Tsokanou dała plamę na sam finał. Co prawda z zagwozdki w Bartóku wybrnęła bez porównania lepiej i szybciej niż Daniel Smith, ale całe dobre wrażenie zniweczyła tą końcówką. Co to znaczy, że na konkurs się idzie z partyturą bez ostatniej strony licząc na to, że się do niej nie dojdzie? Wrrr.
Zewsząd słyszę, że nie będzie I nagrody. Hmm…
Dopiero w hotelowej przerwie przed ogłoszeniem wyników miałam czas zerknąć na linkę od Wojtka. No rzeczywiście, porządna i pozytywna, co najważniejsze, recenzja w „New York Timesie” z warszawskiej premiery Polskiego Baletu Narodowego to wspaniała sprawa. Gratulacje dla naszego baletu.
Kocie, jesteś Wielki 🙂
No to mamy spółę – likwidujemy ten feminizm, bo Pani Kierowniczka się jeszcze zarazi…
Pani Kierowniczka już dawno zarażona 😐
To ja lece się zdezynfekować.
A swoją drogą: za fruwa batuta to nagroda im. Batuty Makumby się należy 🙂
Brzmi przepięknie 😆
Albo Hakuny Mataty 😉
Kiedy wypadła z ręki Hakuny Mataty,
poleciała batuta prosto na bataty,
na co Batman zawołał: no, to umarł w butach!
By się z byle batatem bratała batuta…? 😯
Ma tata ha! kunę
i znią się zadaje
a kuna jak złapie
wnet tatę za jaje…
😳
Za jaje złapała,
lecz nie o to draka,
a o to, że kuna
ma na tatę haka. 😈
I jest pierwsza nagroda 🙂
Ta kuna ma haka
a tata ma drake
u taty ta struna
jak smętny spinaker
🙁
Super jest ten artykuł w „New York Timesie” o naszym Balecie Narodowym, rzucony na dywan przez Wojtka: http://www.nytimes.com/2012/11/23/arts/23iht-warsawballet23.html?ref=arts Jakoś człowiek czuje się nieco lepiej po takiej lekturze. No niebywałe, że dziennikarka przyjechała na premierę „Ech czasu” z tak daleka, a potem opisała ją tak właśnie i w takim miejscu. Okazuje się, że daleka widać znacznie lepiej co u nas cenne…
Dobrze, że Pani Kierowniczka też zaliczyła to przedstawienie w przesiadce ze Szczecina do Katowic i dała o nim głos, choć żal, że tak niewielki!
Bardzo interesująca ta transmisja konferencji prasowej na zakończenie konkursu.
Czy struna, czy nuta,
czy kuna, czy tata,
wygrywa batuta
najbardziej skrzydlata. 🙂
Wygrała batuta,
co wcześniej odpadła –
ach, tego by nuta
ni kuna nie zgadła 🙂
Lecz choć wciąż wygrywa
batut męska buta –
na podium też wpływa
kobieca batuta 😀
Dla tych, co nie oglądali w sieci konferencji z ogłoszeniem wyników (bo na stronę jeszcze nie wrzucili):
I nagroda – Daniel Smith,
II nagroda – Marzena Diakun,
III nagroda – Azis Sadikovic,
I wyróżnienie – Andrew Koehler,
II wyróżnienie – Maja Metelska,
III wyróżnienie – Zoi Tsokanou.
Że Greczynka została sklasyfikowana jako ostatnia, to po dzisiejszym numerze się nie dziwię. Myślałam, że Koehler wespnie się wyżej, ale dziś miał zdecydowanie gorszy dzień. Natomiast że człowiek, którego odrzucono po I etapie, wygra – takiego numeru jeszcze nie było 🙂 Brawo dla wytrwałość!
Wielkie brawa dla Pani Marzeny, która – w tej sytuacji, w jakiej ją dziś postawiono – dostała co prawda II miejsce, ale moralnie wygrała 😉
Jeszcze jest masa różnych nagród pozaregulaminowych – najwięcej oczywiście dla laureata I nagrody i dla najlepszej Polki. Oj, będą mieli oni przygody różniste… ale to szkoła życia.
Choć o równych butach
wszyscy wokół pieprzą,
batut niż batuta
wciąż odskocznią lepszą? 😯
Batut w bantustanie
niechaj się buntuje,
a batuta w butach
skrzydlatych szybuje.
Dobranoc – rano jadę do Warszawy. Samochodem zostanę zawieziona, żeby ciekawiej było. Załapałam się z p. Józefem Kańskim, postacią wielce zasłużoną 🙂
Serdeczne ukłony dla towarzysza podróży!!
Pobutka.
Pozdrowię, pozdrowię 😉
Tutaj już wszystkie wyniki konkursu, łącznie z nagrodami pozaregulaminowymi:
http://www.konkursfitelberg.pl/9mkd/inne.html
To brawo dla Dziewczyn w finale. Niech im się wiedzie z batutą i bez! A PK cytują a cytują w radiowej dwójce (artykuł z papierowego wyd Polityki) Pozdrawiam Kierowniczkę i Dywanowiczów. Czekam na słońce i recital P. Beczały w TWON
Ten konkurs to wielka kompromitacja dla Jury!!! Jak konkurs może wygrać osoba, która cudem znalazła się w 2 etapie?! Jak można było nie przepuścić Smitha do 2 etapu, jest on o poziom lepszy od reszty, z całym szacunkiem dla pozostałych uczestników?! 1 miejsce dla Smitha, 2 nagrody nie przyznano i dalej…. Poza tym całe zachowanie Prof. Wit podczas konkursu było skandaliczne. Przypomnę sytuację z 1 etapu, w którym pokrzywdził bardzo zdolnego młodego uczestnika Justusa Thoraua, po krótkim nieporozumieniu od którego momentu ma zacząc, został poproszony o menueta w wersji koncertowej, w wyniku niedogadania się z orkiestrą źle weszła ona w pierwszym takcie, po tym Prof. Wit wyraźnie naburmuszony poprzednim nieporozumieniem zakończył występ słowami: das ist schon beendet! Czekam na obiecane wczoraj przez niego na konferencji wyjaśnienia, dlaczego w ten sposób prowadził konkurs, ale nie może być tak, że swoją osobą ewidentnie ingeruje w przebieg przesłuchań!
Od kilku miesięcy zaglądam na tę stronę i jestem pełen uznania dla PK i blogowiczów, bo to jest jedna z nielicznych stron na której można przeczytać coś interesującego o muzyce.
Zabieram głos w sprawie konkursu dyrygentów w Katowicach. Przez kilka dni jako stary meloman śledziłem transmisje przez internet z nadzieją, że dowiem się, za co zdobywa się nagrodę mistrza batuty? Niestety, po konkursie wiem niewiele więcej, bowiem regulamin wewnętrzny pracy jury nie został opublikowany. Jest tajny? Pytany o sposób oceny na konferencji w Hotelu Monopol (widziałem tam w pierwszym rzędzie PK) prof. Wit coś mówił o jakiejś punktacji, ale jakie były konkretne kryteria, nic nie powiedział.
Sprawa jest podejrzana choćby z tego powodu, że zwycięzcą konkursu został Daniel Smith, który początkowo został wyeliminowany przez jury. Całe szczęście, pisze w swoich notatkach Adam Rozlach http://www.konkursfitelberg.pl/9mkd/rozlach7.php , że po wyeliminowaniu z konkursu nie odleciał do Australii, bo wtedy miejsce Samedova zająłby ktoś inny i najpewniej nie wygrałby potem konkursu. – Może jeszcze kilku takich moglibyśmy znaleźć wśród wyeliminowanych wcześniej? – pyta Rozlach. – A ja pytam, jakie są kryteria oceny dyrygentów, skoro zdarzają się takie „wpadki”? Chciałbym poznać ów utajniony „wewnętrzny regulamin pracy jury”. Oczywiście nie chodzi mi punktacje poszczególnych jurorów, tylko o szczegółowe kryteria oceny.
Jużem w domu. Podwieziona pod same drzwi przez miłego pana kierowcę z Filharmonii Śląskiej. Wielkie dzięki dla Filharmonii, a dla łabądka serdeczne odpozdrowienia od mojego współtowarzysza podróży 😉
Janko Muzykant, wib09 – witam. Jak już wspomniałam wyżej, nic nie umiem powiedzieć o I etapie, ale, gdy przeglądałam program, zwróciło moją uwagę parę osób z nagrodami na koncie, m.in. właśnie rzeczony Justus Thorau, i dziwiłam się, że wypadły one tak źle. Konkurs – jak wiadomo – jest loterią. Dyr. Wit powiedział nam wczoraj na stronie, że on osobiście był bardzo zdziwiony, że Daniel Smith nie znalazł się od razu w II etapie. Nie wiadomo więc, kto go uwalił – ale może to i szczęście dla niego, bo kto wie, co by było, gdyby przeszedł normalnym trybem? Bo widać było, że przygoda, która go spotkała, dała mu wielkiego kopa i zmobilizowała maksymalnie.
Miałam natomiast w finale wrażenie, że Marzena Diakun była lepsza – nie miała żadnej wpadki, natomiast on trochę i owszem, w Bartóku, jak wspominałam. On też był potraktowany zupełnie inaczej niż ona, której „siłę spokoju” wczoraj naprawdę podziwiałam. Ale cóż, jest kobietą, więc tradycyjnie nastawieni panowie już na starcie odejmują jej punkty. Ja natomiast widzę, że jest to osoba wytrwała, mocna i sobie poradzi. Mam nadzieję, że się nie mylę.
Co zaś do sposobu prowadzenia, nie wiem, czy zauważyliście w transmisji z konferencji, jak zapytany o to wręcz pan przewodniczący powiedział, że jest z niego bardzo zadowolony 😛
Nawiasem mówiąc, Pani Kierowniczko, to wszyscy byli z siebie zadowoleni, tylko miny były jakieś grobowe.
Powyższa uwaga nie dotyczy Pani, bo choć w dalekim planie, to wydawało mi się, że z oblicza Pani promieniuje taka niedefiniowalna życzliwość. 😀
Komentarz do wypowiedzi Elfa.
Ja chciałbym usłyszeć inne „czołowe” orkiestry z naszego kraju które potrafiłyby przygotować w tak krótkim czasie 36 bardzo wymagających pozycji.Chce przypomnieć że Orkiestra nie miała przed Konkursem wolnego, tylko przygotowywała prawykonanie utworów Knapika i Moryto, które wcale do najłatwiejszych nie należały; poza tym mało kto wie ale dzień przed Inauguracją muzycy siedzieli do 20.30 w sali AM i mieli podwójna próbę.Tak więc orkiestra juz przed konkursem była „zajechana” psychicznie, co być może miało swoje odbicie na konkursie.Chcę przypomnieć również że Filharmonia Śląska daje ponad 100 (jeżeli nie 150) koncertów w ciągu roku, a nie tak jak artyści „zza miedzy”-całe 8 wydarzeń na sezon!
Może trochę pokory w forowaniu osądów na temat orkiestry.
Witam Edwarda. To prawda, że to trudne zadanie grać pod całą serią młodych dyrygentów z rzędu. I nawet trudno się dziwić, że niektóre z utworów muzycy mieli lepiej przygotowane (Szostakowicz), a niektóre po prostu są ewidentnie dla nich za trudne (Mahler). Ale wtedy tych zbyt trudnych nie należało wkładać do regulaminu. Rzeczą organizatorów jest przemyślenie repertuaru, więc tu i oni się niespecjalnie popisali. Tak krawiec kraje, jak mu materiału staje.
Zbieram się na Beczałę. 🙂
Witam,ponieważ wypowiedz niejakiego elfa(pozbawiona, jak mniemam ,wrodzonej elfom delikatności i taktu)podniosła mi ciśnienie pragnę odnieść się do jego słów..Po pierwsze-konkurs im.Fitelberga to konkurs DYRYGENCKI.Nie konkurs na orkiestrę i bezbłędne wykonanie każdej z (bardzo!)licznych pozycji (może przypomnę-36 dzieł muzycznych w tym m.in 18 symfonii,koncertow na orkiestrę-2,akompaniamentow do koncertow solowych-6,uwertur-6 oraz pare innych wielocześciowych dzieł symfonicznych-słowem ogrom materiału).Zadaniem konkursowiczów miało być zaprezentowanie swej techniki dyrygenckiej,interpretacji i umiejetności PRACY z orkiestrą.Kilku muzyków z orkiestry ,parokrotnie występujących już w konkursie,opowiadało mi,iż w poprzednich, występy konkursowiczów miały zawsze formę PRÓBY z zespołem.Teraz ,jak widzę, oczekuje się,że zadaniem orkiestry jest zagranie bezbłędne,koncertowe (zalecenia przewodniczącego oraz,jak mniemam,oczekiwania elfa) a rolą dyrygenta miało by być..????Śmiem twierdzić,że praktycznie każdy znający schemat i jako-tako partyturę byłby w stanie poprowadzić zespół który na wyćwiczenie utworu poświęcił wcześniej miesiące prób i praktyczne sam gra..Wtedy dyrygent byłby tylko piękną dekoracją:)Nie łudzmy się jednak-w „prawdziwym” życiu tylko bardzo nieliczne zespoły orkiestrowe mogą sobie pozwolic na takie tempo pracy i przygotowywanie kilku-miesieczne jednego dzieła(.A my mówimy tutaj o 36!)Więc młodzi dyrygenci mogli zaprezentować w jaki sposób, z wyczuciem,wrażliwością i inteligencją w bardzo krótkim okresie czasu,wydobyć i wypracować z grupa muzyków jak najwięcej-i pokazać się z jak najlepszej strony.
Szanowni Państwo,oczywiście-orkiestra nie zawsze brzmiała idealnie-ale nie takie było zadanie.Były momenty słabsze,ale takie jest życie-nałożylo się na to wiele czynników-zmęczenie,stres,ciągłe zmiany utworów,ich części(tym samym klimatu)albo powtarzalność pewnych dzieł,ciągła konieczność koncentracji,zrozumienia dyrygenckiego „kodu” kandydatow itd….Ale były też naprawdę poruszające kreacje.I brawa dla konkursowiczów za wydobycie tez z orkiestry tego co najlepsze.
Może gdyby elf miał przed sobą takie zadanie jakie miała orkiestra,posmakował nieco tej (ciężkiej) pracy,wówczas-mam pewność,powstrzymał by się od takich „przemyśleń”.Po tonie jednak wypowiedzi poznaję,ze jakiekolwiek doswiadczenie w tej kwestii jest mu obce.Krytykować z wygodnej pozycji kanapy jest wyjątkowo proste,choć takze wyjątkowo niestosowne..Pozdrawiam wszystkich cięzko pracujących muzyków oraz kibiców konkursu dyrygenckiego:).
PS.Piotr Beczała-znakomity muzyk,artysta i wyjatkowo skromny człowiek-poznaliśmy się z okazji jakiegoś przyjęcia i szalenie miło odnosił się do nas-„szaraczkow”;)Żałuję,ze nie mogę być dziś w Operze Narodowej..
W FN – Monika Wolińska godnie zastąpiła Semkowa.
Pianista (El Bacha) usunął się taktownie w cień, ujmując rzecz możliwie oględnie, by mogła pokazać całe bogactwo, mnóstwo niuansów tkwiących w partii orkiestry w koncercie Brahmsa. A orkiestra grała jak uskrzydlona Więc wdzięczna jestem El Bacha. Zabawne – można z koncertu Brahmsa mieć w pamięci tylko i wyłącznie partię fortepianu (Angelich), można tylko orkiestry (Wolińska).
Po przerwie p. Wolińska pysznie kontynuowała; Tristana i Izolda poszli bardzo dobrze (bałam się po tragicznym doświadczeniu z Zygfrydem sprzed lat paru), Czajkowski z Romeo i Julią bardzo zdyscyplinowani, słuchało się znakomicie, choć Czajkowski to nie moja bajka.
Poza świetną ręką do orkiestry – dziś w składzie maksymalnym, a nawet bardziej – p. Wolińska prezentuje się elegancko (frak leży znakomicie) i ma bardzo ładny gest, co dla bazyliki-wzrokowca ma znaczenie.
Fantastyczny koncert, dawno w takim świetnym nastroju nie wyszłam z FN.
Kokeshi – witam. Ja właśnie wracam z Beczały i zaraz opiszę wrażenia. Ale cieszę się też, że i bazylika miała miły wieczór 🙂 I żałuję, że nie widziałam Moniki Wolińskiej. Oby znów znalazła się okazja. Trochę się obawiałam o ten koncert, bo doszły mnie słuchy, że publiczność zwracała bilety 🙁
Ależ sala była pełna !
No to tym bardziej się cieszę 🙂
Witam! Odkryłam tę stronę dopiero w czasie Konkursu Fitelberga, ale z całą pewnością będę na nią zaglądać. Zawsze podziwiałam w pani Dorocie niezależność spojrzenia, nie zawsze zgodną z panującymi trendami… Co do konkursu, to właśnie oglądam transmisję zakończenia w TVP Kultura (taki niby patronat medialny – z całego konkursu mamy tylko zakończenie) i nie mogę się nadziwić, że tk mało podkreśla się zasługo Pani Marzeny Diakun. Jako pierwsza przedstawicielka Polski wspięła się tak wysoko – drugie miejsce szczególnie dla kobiety dyrygenta to nie lada osiągnięcie. Panowie komentatorzy, a zwłaszcza p. Rozlach konsekwentnie unika tego tematu, natomiast w każdym wejściu pojawia się wzmianka (bądź też osobiście) p. Metelska. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie jest to przypadek… Tym większe brawa dla Pani Marzeny Diakun za ten ogromny sukces i splendor dla polskiej dyrygentury. Tak trzymać !
Witam i dziękuję za miłe słowa 🙂 Oj, szkoda, że tego nie oglądałam, ale może i lepiej, bo bym się tylko zdenerwowała. Chyba nie muszę mówić, że całkowicie podzielam Pani zdanie 🙂
No rzeczywiście – zajrzałam do historii konkursu. Jedyną wcześniej uzyskaną nagrodą przez Polaka było III miejsce Tadeusza Wojciechowskiego – dawno, na I Międzynarodowym Konkursie. Potem już tylko wyróżnienia, i to z rzadka.
To trzeba krzyczeć i trąbić – brawa dla Pani Marzeny!
No, roboty to jej w przyszłym sezonie nie będzie brakować. Wyliczyłam sobie: Wałbrzych, Kielce, Wrocław, Jena, Zlin, Żylina, Lublana, Amiens, Olsztyn, Jelenia Góra, Toruń, Warszawa (UMFC), Zamość.
Oby jeszcze dalej!
Sprawiedliwie muszę dodać, że Pani Diakun rozmawiała z p. Rozlachem przez ok. 5 minut w trzeciej godzinie transmisji… Natomiast dzisiejsza „Uwertura akademicka” Brahmsa pod Jej dyrekcją – fantastyczna. Swobodnie, pewnie, z ekspresją. Super! Żaden z nagrodzonych Panów nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Cieszę się, że mamy takie mądre kobiety 🙂
„Cieszę się, że mamy takie mądre kobiety ”
Ja tez. Mniej cieszy mnie fakt, ze to trzeba caly czas podkreslac, uwidoczniac, naglosniac, bebnic, trabic – itd.
Czy to nie powinno byc – po prostu – oczywiste?
Pietrek – kobiety kobietami (zgadzam się w stu procentach), a jak tam nasz Piotruś? 😉
Marzena Diakun? O zgrozo! Być może była wyjątkowo dobrze przygotowana do konkursu, ale miałam możliwość współpracować z nią przy kilku okazjach – koszmar. Nie umie odpowiednio zdyscyplinować zespołu, nie ma nic do powiedzenia, przegrywa materiał zamiast nad nim pracować, jest nieprecyzyjna, myli się… Dodam, że materiał, w którym poznałam panią M. D. nie był jakoś nadmiernie skomplikowany – nie był to Mahler ani Szostakowicz 😉 Mimo to bardzo słabo się grało pod jej batutą. No ale może szanowne Jury docenia raczej tzw. „Kreatorów” 😉
Droga „czyżby”! Jakże polski komentarz… Najlepiej zdeprecjonować. Nie będę „w ciemno” bronić p. Diakun, ale każdy może mieć swoje gorsze dni. Niezaprzeczalnym jest jednak, że (o zgrozo!) rzeczona p. Diakun zdobyła II nagrodę, czyli była lepsza od 38 innych dyrygentów, którzy „ścigali się” z Nią na tym samym konkursie (nie liczę ponad setki innych, którzy przysłali zgłoszenia). Nie zauważyłam, żeby miała jakieś szczególne względy w konkursowej Komisji.
No to może jednak zapracowała na swoją nagrodę i zasłużyła na odrobinę uznania?
Ja bym jeszcze dodała, że nie tylko w Katowicach, ale też pięć lat temu – kiedy na Fitelbergu nie wyszła z II etapu – otrzymała II nagrodę na konkursie Praskiej Wiosny! To co, tam może też nabrała komisję? Ciekawe.
Dziękuję Pani Doroto za poparcie 🙂
Po prostu stwierdzam fakt.
Bardzo ciekawa była ta „dwójkowa”dyskusja o dyrygenturze.Fachowcy potwierdzili to,co podejrzewałam od początku – zaburzony został naturalny cykl rozwojowy znany od stuleci – od ucznia poprzez czeladnika do mistrza.Zresztą tak jest nie tylko w muzyce,ale w każdym fachu – pamiętam do dziś, że mój śp.Ojciec zawsze wspominał swoje pierwsze doświadczenia jako młodego lekarza pogotowia – teorię miał dobrze opanowaną,ale praktyki uczył go doświadczony sanitariusz i przedwojenny felczer,z którymi jeździł w karetce.Dzisiejsi młodzi lekarze nie mają takiej szansy,a co więcej – nie czują takiej potrzeby,bo w końcu co im może przekazać jakiś relikt słusznie minionej przeszłości 🙁
Wracajac do pana Adrema : będę miała okazję posłuchać na żywo orkiestry pod srebrną batutą 🙂
http://www.amuz.wroc.pl/pl/koncert_akademickiej_orkiestry_kameralnej/1748/2/
Już straciłam wiarę, że można w necie znaleźć ciekawego bloga… a tu taka niespodzianka.
Droga fanko/melomanko! Moja ocena kompetencji p.Marzeny Diakun nie jest bezpodstawną krytyką kryształowej postaci, ponieważ niestety miałam wątpliwą przyjemność współpracować z tą dyrygentką – nie ma tu zatem cienia polskiej zawiści czy zazdrości, po prostu merytoryczna ocena tego, co widziałam. Doprawdy, indolencja p.Diakun nie była kwestią słabego dnia, ponieważ dosłownie na każdym polu jej umiejętności dyrygenckie zawodziły – i to nawet w tak podstawowych kwestiach, jak poczucie rytmu, nie mówiąc o innych rzeczach. Każda próba z nią była po prostu męcząca. Dodam, że moja z Nią współpraca nie dotyczyła jednorazowego projektu – i nie była to wyłącznie moja opinia, w zespole krążyło nawet powiedzonko – „Na Marzenę nie patrzymy” 🙂
PS. Gwoli ścisłości – czy liczne przykłady najróżniejszych polskich konkursów muzycznych oraz szeroko komentowanych (w tym we wspomnianej Dwójce) skandali związanych z różnorakimi „ciekawostkami” nie są dla Pani – droga fanko/melomanko – wystarczającym dowodem na to, że sam fakt dobrnięcia do finału i zajęcia miejsca na podium nie zawsze świadczy o wyższości danego kandydata nad innym? Na podstawie Pani opinii zakładam, że nie jest Pani ze „środowiska” i w związku z tym nie do końca zdaje Pani sobie sprawę z tego, jakie mechanizmy wpływają na takie a nie inne decyzje jurorów. Życzę jak najlepiej wszystkim laureatom tego konkursu, p. Marzenie również – zwłaszcza rozwoju, bo będzie jej bardzo potrzebny, żeby udźwignąć ciężar tej nie do końca chyba zasłużonej nagrody. Pozdrawiam serdecznie z „drugiej strony barykady” 😉
Droga czyżby…nie oceniam „całokształtu twórczości” p. Diakun, tylko Jej dokonania konkursowe. Przy okazji różnych międzynarodowych konkursów staram się śledzić poczynania Polaków, stąd moje zainteresowanie Paniami Diakun i Metelską, gdyż obie na tym konkursie pokazały się po raz drugi i obie weszły do ścisłego finału, co rzadko ma miejsce. Pisząc o zasłużonej II nagrodzie pierwszej z nich opieram się na obserwacji zmagań konkursowych, co prawda w internecie, ale zawsze to lepiej niż pisać o tym, czego się chyba nie widziało (myślę o konkursie…). Absolutnie zdaję sobie sprawę, jakie mechanizmy mogą wpływać na decyzje jurorów, bo dobrze i od różnych stron znam artystyczne środowisko (również konkursowe). Gdyby widziała Pani choćby III etap, to zrozumiałaby Pani, że sugestia o specjalnych prawach p. Diakun jest całkowicie błędna. Ale nie mam zamiaru Pani przekonywać. Każdy ma prawo do swojego zdania.
Gratuluję wszystkim uczestnikom konkursowych zmagań odwagi przystąpienia do rywalizacji, zwłaszcza w tak mało wymiernej dziedzinie. Cieszę się, że mamy dwie Polki, które weszły do ścisłego finału. I cieszę się, że p. Marzena Diakun wspięła się prawie na sam szczyt, czego nie dokonał przed Nią żaden Polak.
Śmiem twierdzić, że Polakom artystom w swoim kraju jest trudniej, niż przyjezdnym. Nie cenimy tego co mamy i raczej krytykujemy, niż wspieramy. Ja w każdym razie staram się to zmienić, choćby na własnym małym „poletku”
Pozdrawiam
Droga fanko/melomanko. Pozwolę sobie odnieść się do ostatniej części Pani wypowiedzi. Już drugi raz pojawia się w Pani postach wątek polskiej zawiści, zazdrości, niechęci do tego co swoje i gloryfikowania ponad wszelką miarę tego, co obce. Niestety jestem chyba ostatnią osobą, do której takie zarzuty powinny być kierowane. Miałam możliwość współpracowania z naprawdę wieloma różnymi dyrygentami – zarówno polskimi jak i zagranicznymi. Uważam, że zarówno pośród naszych rodaków, jak i zagranicznych gości trafiają się wybitne postaci, jak i kompletne pomyłki. Podczas ferowania tego rodzaju ocen nie kieruję się narodowością, jest mi to absolutnie obojętne. Liczy się nie tylko muzykalność i wiedza, ale również – a może przede wszystkim – skuteczność, a zatem umiejętności oraz psychologia pracy z zespołem. Jest w Polsce wielu znakomitych dyrygentów, zarówno młodych (np. Jakub Chrenowicz, Krzysztof Urbański), jak i dojrzałych (np. Tadeusz Kozłowski, Jacek Kaspszyk, Gabriel Chmura). Proszę też pamiętać, że dyrygenci podczas oceniania młodych dyrygentów mogą mieć nieco inne spojrzenie, niż muzycy – być może w jury powinni znaleźć się również koncertmistrzowie wybitnych orkiestr? Przecież gesty, które wykonuje dyrygent powinny być przede wszystkim skuteczne, a często odnoszę wrażenie, że państwo dyrygenci są absolwentami Akademii Pięknych Ruchów, gdzie „kreowanie” utworu kolistymi ruchami przy wydatnym udziale barków i bez użycia nadgarstka całymi latami ćwiczyło się wyłącznie przed lustrem, pianistą i zachwyconym pedagogiem 😉
PS. Gdyby faktycznie zdawała sobie Pani sprawę z tego, jakie kryteria często wchodzą w grę podczas oceniania uczestników konkursów muzycznych, raczej nie zdobyłaby się pani na sformułowanie następującej opinii: „zdobyła II nagrodę, czyli była lepsza od 38 innych dyrygentów, którzy „ścigali się” z Nią na tym samym konkursie (nie liczę ponad setki innych, którzy przysłali zgłoszenia)”.
Droga Czyżby! Piękny wątek nam się wyłonił na gościnnym blogu Pani Szwarcman 🙂 Proszę nie traktować dosłownie zacytowanego powyżej fragmentu mojej wypowiedzi; był to tylko pewien symbol znaczący tylko tyle, że Szanowne Jury raczej dobrowolnie nagrodziło p. Diakun Srebrną Batutą (wybierając Ją z szerszego grona uczestników). Konkursy artystyczne, to oczywiście nie są zawody sportowe i dlatego wybór zwycięzców jest tak dyskusyjny. Słyszałam dość skrajną opinię, ze każdy konkurs jest w pewnym stopniu „sprzedany”; niektóre są tylko mniej sprzedane niż inne. Nie ma co dyskutować – nie byłam w jury, Pani pewnie też nie, więc z pierwszej ręki nie dowiemy się jak było tym razem 🙂
Jednak udział w konkursie może być swoista trampoliną, która pomoże młodemu artyście zaistnieć w środowisku.
Wymieniła Pani dwóch dyrygentów młodego pokolenia, którzy takiej trampoliny już nie potrzebują. Jeden z nich – Krzysztof Urbański zdobył I Nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Dyrygenckim podczas Praskiej Wiosny w 2007 r. Na tym samym konkursie Marzena Diakun była druga. Czyli konkursowo p. Diakun radzi sobie dobrze 🙂 Mam nadzieję, że potwierdzi swoją klasę „w realu” i to szybko, żeby uciąć niepotrzebne komentarze. Pozdrawiam i życzę tylko dobrych i skutecznych dyrygentów 🙂
Oj, drogie Panie.
Rzeczywiście rozmowa niby elegancka, ale…
Powiem tylko, że pani czyżby? już nie uwierzę w ani jedno słowo, odkąd wspomniała o rzekomych kłopotach Marzeny Diakun z poczuciem rytmu. Widziałam ją w akcji, jest to ostatnia osoba, którą można o to posądzić.
Jakiegoś forowania jej na tym konkursie też nie było widać. Przeciwnie, tak, jak została potraktowana podczas finału, nie został potraktowany nikt. To już zatrącało o mobbing.
Jeśli po tym wszystkim dali jej II nagrodę, to po prostu nie mieli wyjścia.
I tyle. Podpisuję się na koniec pod ostatnim akapitem Fanki melomanki i proponuję tym zamknąć tę rozmowę.
Jestem za 🙂