Kulturalny dzień w Krakowie
Bardzo interesująco i atrakcyjnie zakończyła się tegoroczna seria Opera Rara (przyszłoroczna rozpoczyna się już 17 stycznia Montezumą Vivaldiego w wykonaniu zespołu Modo Antico). Fabio Biondi pokazał, co potrafi. Być może niektórzy z was słuchali transmisji radiowej (kilkoro blogowiczów spotkałam w realu). Ale chciałam też o świetnej wystawie Warhola, którą miałam dziś przyjemność obejrzeć w Międzynarodowym Centrum Kultury.
Wystawa jest nieduża, jak to wystawy w MCK, ale nietuzinkowa. Dla wielbicieli twórczości Warhola może nie jest jakaś nadzwyczajna, ale dla przeciętnego odbiorcy, któremu Warhol kojarzy się wyłącznie z serigrafiami Marilyn i Mao, nie mówiąc o zupach Campbell, przynosi różne nieznane sprawy. Zupy i Marilyn też oczywiście są, jak też inne serie serigrafii, np. Kowboje i Indianie czy też pojedynczy detal wydobyty z dawnego obrazu (tu ze Świętego Jerzego i smoka Uccellego). Ale jest np. o rodzinie, przede wszystkim o matce, Julii Warhola, z którą Andy czuł głęboką więź. Są rozkoszne książeczki wspólnie wydane, z rysunkami kotów (matka też rysowała). Jest też na wystawie książka dla dzieci Wujek Andy, autorstwa Jamesa Warholi, bratanka Andy’ego. Warto zajrzeć w wolniejszej chwili, wystawa czynna do 10 lutego.
Opera Rara – tym razem La fede ne’ tradimenti Attili Ariostiego. W życiu nie słyszałam głupszej fabuły – siedzieliśmy z kolegami i pękaliśmy ze śmiechu. Ale muzyka bardzo ciekawa, ma ten włoski drive, a zarazem nie jest pusta i ozdobna. Ciekawa jest instrumentacja tego utworu, np. w niektórych ariach pojawiają się oboje, w innych fagot czy też kombinacja fagot-klawesyn (ciekawe, ile w tym ręki samego Biondiego; z pewnością znalazła się ona w szczególnej interpretacji solowej partii skrzypcowej). A soliści byli znakomici. Choć nasza faworytka Roberta Invernizzi miała tym razem gorszy dzień, a w taki gorszy niestety nie dociąga intonacji, choć jest bardzo dramatyczna (a może właśnie dlatego?). Natomiast rewelacją – bezsprzecznie najlepszą artystką wieczoru – była norweska mezzosopranistka Marianne Beate Kielland. Piękny, czysty, ciepły głos starała się ukształtować tak, by kojarzył się z męskim sopranem (grała rolę męską). Pozostali byli na bardzo przyzwoitym poziomie: sopran Lucia Cirillo i bas Havard Stensvold. Dzieło wykonano po raz pierwszy w 1701 r. w obecnym Berlinie Charlottenburg, wówczas Luetzenburg. Być może ten niemiecki kontekst miał pewien wpływ na stylistykę dzieła (choć pozostaje ona włoska)?
PS. Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał, to w programie wieczoru jest strona z zapowiedzią Misteriów Paschaliów (25-31 marca), ale wymienione są tylko nazwy zespołów: Europa Galante, La Venexiana, Il Giardino Armonico, Les Musiciens du Louvre-Grenoble, Les Talens Lyriques, Hesperion XXI/La Capella Reyal de Catalunya, La Morra & Ensemble Peregrina. Takie the best of, a potem podobno zmiana frontu.
Komentarze
Błogosławieni, którzy nie słyszeli, a uwierzyli.
Lud boży, w trzeci wtorek Adwentu, nie zważając na chłód, głód i deszcz, udał się wieczorną porą na spotkanie z umiłowanym swym Mistrzem, któren przybył do gminy po dłuższej w niej nieobecności. W czasie onym Mistrz oddawał się kontemplacjom, poszukując prawdy. I nowych dróg do jej objawienia.
Lud wierzący i miłujący, ale również i ten wątpiący, zasiadł zatem w świątyni pentagonalnej i – z wiadomymi wyjątkami – w ufności czekał na nowe nauczanie.
Dwie godziny później ze świątyni wybiegli w wielkim rozgorączkowaniu wątpiący. Ufni i miłujący tylko pogłębili swoje oddanie Mistrzowi. Amen.
***
Nie należę szczęśliwie do tych, co to zanim kur trzy razy zapiał… – ale już dawałem kiedyś wyraz swoim różnym zwątpieniom związanym z jego, Piotra A., „nauczaniem”. Czasami mam jeszcze co prawda skłonności do neofickich uniesień, ale baaardzo już rzadko. Co wcale nie oznacza, że nie jestem zawsze gotowy do uniesień. A gdzieżby tam…
***
Stało się.
Przeżyć w jednym miesiącu dwa razy szał uniesień – za co mnie, Panie, tak hojnie wynagradzasz?
***
Wychodząc z grudniowego recitalu Sokołowa w sali wiedeńskiego Konzerthausu, w którym usłyszałem sonatę LvB Hammerklavier op. 106, szepnąłem tylko: jednak warto żyć.
Gdy w sali berlińskiej Filharmonii przedwczoraj wybrzmiał ostatni dźwięk zagranej w ramach bisu końcowej części Fantazji op. 17 Schumanna –
dotarło do mnie, że uczestniczyłem w czymś absolutnie niezwykłym. Zdarzyła się rzecz na swój sposób paradoksalna – mianowicie dodatkowy element programu zdominował w mojej pamięci i świadomości cały wieczór. Składający się tylko z muzyki J.S. Bacha: rozpoczynającej program III Suity angielskiej, potem V Suity francuskiej, a w drugiej części wieczoru Koncertu włoskiego oraz zamykającej recital VI Suity angielskiej.
Z początku musiałem oswoić się z brzmieniem fortepianu, który zwłaszcza w dynamice ff brzmiał dosyć metalicznie, ostro. Przez chwilę miałem wrażenie, że PA w swojej interpretacji przedstawia organowy punkt myślenia, ale z PA to już wiadomo, że nie ma nic bardziej mylnego niż pierwsze wrażenie. Natomiast jeżeli cokolwiek da się ująć w jakieś generalne oceny – to sposób myślenia o Bachu; jest podobny temu, jaki słyszeliśmy ostatni raz w Łodzi. Czyli nie próbujący szukać jakiegoś złotego środka między grą na klawesynie i fortepianie, niebywale energetyczny, frapujący, to jest Bach żywy, współczesny, zanurzony w teraźniejszości. Fascynujące są wszystkie sarabandy – gra je tak, jakby to były improwizacje tu i teraz, jest w nich próba łączenia ognia z wodą: zatrzymania czasu, ale zarazem panowania nad jego upływem.
Czas muzyczny – panuje nad nim PA w sposób mistrzowski. A poza tym sposób łączenia części suit – osobna opowieść. Sposób traktowania zdobników – biegunowo różny od Sokołowa. U PA one stapiają się z tkanką muzyczną – są, a jakoby ich nie było. U Sokołowa przeciwnie: to materia muzyczna genialnie inkrustowana brylantami tych mordentów, obiegników, tryli. Jak mawia prof. Miodek: można i tak i tak.
Jeżeli coś nie do końca trafiło do mnie to Koncert włoski – może dlatego, że celowo odjął mu PA tej standardowej lekkości, by nie rzec filuterności. W warstwie brzmieniowej – gęste to było, chwilami wręcz masywne – być może musiałbym raz jeszcze usłyszeć, by pokonać opór własnego przyzwyczajenia. VI suita angielska zakończona tak progresywnym Gigue, że sala jęknęła z wrażenia. A jakie po tym były wrzaski na sali.
Później w foyer ustawiła się do PA strasznie długaśna kolejka po autografy.
***
Podziękowałem za wieczór – a szczególnie za tę Fantazję. Na co PA mówi, że mu się ją źle grało.
***
Teraz już wiem: tych naszych Apostołów, gdy tę swoją nowinę przekażą – unikać jak ognia. Bo później będzie jak z Richterem – na koniec życia mówiącym w ponownie wydanym filmie B. Monsaingeona „The Enigma” (niem. tytuł „Der Unbeugsame”): ja siebie nie nrawił. Ale temat autooceny to też jest temat na osobną opowieść.
Pomyślałem o tych pustych miejscach na sali – Jakże mieli wierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli słyszeć, skoro im nikt nie głosił? (Z listów do Rzymian)
No to ogłosiłem.
A teraz ruszcież opulencyje i kupujcież bilety*, drodzy Bracia i Siostry.
Amen.
* na Piotra Anderszewskiego i Grigorija Sokołowa – obydwaj w maju Warszawie. Sokołow w jednej cześci recitalu na pewno zagra sonatę LvB. Hammerklavier op. 106. Celowo o tej interpretacji nie piszę, bo Sokołow coraz bardziej wymyka się jakimkolwiek próbom opisu. Albo inaczej: wszelkie opisy trywializują to, co jest ich przedmiotem czy raczej podmiotem.
Właśnie po napisaniu sprawdziłem na stronie FN: na PA biletów nie ma – czyli się nie spotkamy w gronie dywanowym, na GS są – i pewnie znowu sala nie będzie zapełniona. Takie czasy, takie czasy…
Pobutka.
Natomiast wczoraj wieczorem na MEZZO Valery Giergiew z LSO wykonał symfonię koncertującą nr 4 i II koncert skrzypcowy Szymanowskiego. Rzadkość warta odnotowania w zgiełku awantury państwowej i smoleński złom.
Z tego co widziałem, na stronie FN, to na Sokołowa też już zostało niewiele biletów.
Dodam jeszcze tylko, że w lipcu 2013 zagra, na WSJD, Shorter ze swoim kwartetem http://jazzarium.pl/aktualnosci/wayne-shorter-na-warsaw-summer-jazz-days-2013
A ja wczoraj, wracając z ostatniego dnia pewnych b. tłumnych rekolekcji ;D* widzę w Filharmonii butik rozstawiony jak się patrzy… poglądam po afiszach, czy coś przegapiłam… nie widzę… pytam więc panią stojącą na papierosku (bo przerwa była) — a ona że Opera Rara, Biondi… Znaczy tak skaczą po mieście: od Opery do Filharmonii, od Filharmonii do Teatru Miejskiego (Słowackiego)?… Butik obwoźny znaczy się a z Gdańskiem obwoźność długodystansowa?… 🙄 😀
*** * *** * *** * *** * ***
Pani Redaktor, Bliskim oraz Wszystkim Gościom tego Blogu życzę niewyobrażalnie dobrych Świąt Bożego Narodzenia 2012. Oraz żeby radości i dary świąteczne trwały i procentowały przez cały Nowy Rok 2013!
😀 😀 😀
________
*nno, muza była troszkę inna, niż w kramiku Europa Galante — ach ten efekt tam-tamów w Kolegiacie! 😎
Dzień dobry 😀
Wszelki duch 😯 60jerzyk się pojawił, a ja się już od dawna zastanawiam, co z nim! Cieszę się.
Zwrócę tylko uwagę, że Richter powiedział w rzeczonym filmie: ja siebie nie nrawlius’. Tj. w czasie teraźniejszym. Bo to odnosiło się do jego ówczesnego stanu, w którym nie mógł już grać i miał kłopoty zdrowotne – to przecież było już niedługo przed śmiercią. Po prostu nie czuł się już sobą i nad tym bolał.
biber – bardzo się cieszę z Shortera! Kilka lat temu słuchałam go na Torwarze – no, to była taka muzyka, przed którą stanęłabym na baczność. Ci starzy mistrzowie jazzu miewają coś takiego, że każda nuta jest tak ważna, jakby była ostatnia, więc każda jest precyzyjnie na swoim miejscu. Widzę, że na WSJD będzie też swoje sześć dych świętował Zorn – super.
Co do wczorajszego wieczoru, pewnie napiszą też u siebie mkk i może pfg 🙂
Wzajemnie a cappelli wszystkiego najlepszego – jeszcze będę ogólniej życzyć.
No to teraz już nie mam wyjścia – wciąż mi tematycznie nie pasowało, ale skoro 60jerzy wrzucił reckę z Anderszewskiego, to ja wrzucę (spóźnioną) – Romka Markowicza, który mi ją co prawda podesłał mailem, ale pozwolił mi ją tu zaprezentować, zanim ją gdzieś tam opublikuje. Wstępnie stara się usprawiedliwiać 🙂 że z PA dzieli go po prostu „estetyka, a nie brak dla niego szacunku”. I jeszcze: „zaznaczam, akustyka gra tu dużą rolę, ale pianista znający już tę salę powinien wciąż zdawać sobie sprawę, jak to brzmi… A może i nie mam pod tym względem racji?”.
Samą recenzję wrzucę już w domu, bo jest długa i w Wordzie, a ja na maluszku nie mam Worda, więc nie dam rady przekopiować, a przepisywanie zajęłoby zbyt wiele czasu, zanim pójdę na śniadanie 🙂
A jak taką uwagę mam nie o koncercie – bo zgadzam się z Panią w całości 🙂 – a o wystroju FK wczoraj 🙂 czerwony dywan przy wejściu, wielkie czerwone „drzewo” pośrodku holu – było jakoś tak inaczej 🙂 Ładniej.
I uwaga z całkowicie innej beczki – obejrzałem i przesłuchałem DVD z Cyganerią z Beczałą. Myślałem, że w Warszawie śpiewał świetnie, ale to co pokazał na tym krążku to czapki z głów bez dwóch zdań. Rewelacja.
@mkk 14:43
Oooo,tak ! Podpisuję się oburącz pod uwagą na temat „Cyganerii” 🙂
Jak podała właśnie „Dwójka”, konkurs na dyrektora FN został rozstrzygnięty: Wojciech Nowak został wybrany dyrektorem zarządzającym, a Jacek Kaspszyk – dyrektorem artystycznym.
A propos wczorajszego Szymanowskiego w Mezzo – dziś rano Dwójka nadała Symfonię koncertującą w wykonaniu Rubinsteina z LA Symph Orchestra i Wallensteinem – to dopiero była uczta!
Nieoczekiwanie wbrew ponurym przewidywaniom, chyba w efekcie optymistyczny i budzący nadzieję finał konkursu na dyrektora FN.
No i proszę – przez spóźniony pociąg ja się później dowiaduję o dyrekcji FN 😆 Mail już też na mnie czekał.
Myślę, że to najlepsze rozwiązanie. Nowak daje ciągłość, Kaspszyk to marka. A co z Wrocławiem? Hm.
Teraz pora też na decyzję p. Toszy, kogo zaprosi na szefa artystycznego Filharmonii Krakowskiej. Jak go parę tygodni temu o to spytałam, powiedział: „Najpierw wybierzcie się w tej Warszawie”. No tośmy „się wybrali” 🙂
To teraz obiecana recenzja Romka.
PIOTR ANDERSZEWSKI: BACH W CARNEGIE HALL, DEC.6,2012
Piotr Anderszewski, którego ranga na rynku pianistycznym objawia się faktem, iż po raz kolejny występuje w największym z audytoriów Carnegie Hall ( Isaac Stern Auditorium) , powrócił tam z recitalem w całości poświęconym kompozycjom J.S. Bacha. Większość programu na który złożyły się Suita Francuska No.5, dwie Suity Angielskie No.3 i No.6, oraz Koncert Włoski F-dur, była dla nowojorskich słuchaczy nowością: o ile pamięć mnie nie myli, dotychczas grał tu jedynie ostatnią ze suit angielskich, tę w tonacji d-moll, która też zakończyła jego program.
Występ polskiego pianisty, który lubił tu być prezentowany jako pianista polsko-węgierski, przyniósł mu kolejny sukces i ogromne uznanie entuzjastycznie przyjmującej go publiczności. Nie będę urywać – i podkreślałem to niejednokrotnie w recenzjach- że Bach Anderszewskiego jest w moim przekonaniu , delikatnie powiedziawszy, kontrowersyjny. Z drugiej strony, opisując bachowskie interpretacje, szczególnie te oferowane na fortepianie, a więc instrumencie Bachowi nie znanym, należy pamiętać dość znane stwierdzenie przypisywane albo Landowskiej, albo Rosalyn Tureck- obie panie uważały się za nieomylne w dziedzinie interpretacji Bacha- które miało ponoć brzmieć: „ kochany, ty sobie możesz grac Bacha na swój sposób, JA będę go grać tak jak on chciał”. Anderszewski bez wątpienia nie próbuje przedstawić nam Bacha, jakiego sam kompozytor mógł sobie wymarzyć: jest to wysoce indywidualna koncepcja z jednej strony próbująca pewnej wierności stylistycznej( jeśli chodzi na przykład o wymyślną, kunsztowną ornamentacje, czy zmianę rejestrów możliwą na organach, czy klawesynie), z drugiej strony wykorzystująca wszelkie walory koncertowego fortepianu, włącznie z używaniem( nadużywaniem?) pedału i pełną dynamiką. Jest to zarówno ukłon w stronę dawnych mistrzów takich jak powiedzmy Samuel Feinberg, czy Edwin Fischer, ktorzy byli na swój sposób wspaniali interpretatorzy, choć nie o dzisiejszej stylistyce, jak również próba odrzucenia zbyt mocnego jarzma nowej tradycji wykonawczej.
Powiedziawszy w skrócie: Anderszewskiego i autora tych rozważań dzieli więc głownie estetyka, chociaż krytykę pewnych aspektów gry naszego pianisty, do których powrócę za moment, opieram jednak bardziej na faktach, niż wyłącznie personalnych preferencjach.
Przypuszczam, iż nie byłem jedynym słuchaczem tego wieczora, któremu nasuwały się wręcz nieodparte porównania z niedawnymi recitalami bachowskimi Andrasa Schiffa, znanego powszechnie jako jednego z największych dziś – jeśli nie największego- interpretatorów mistrza Jana Sebastiana. Schiff wydaje się, według własnych komentarzy, spadkobiercą grania Bacha „tak jak kompozytor by sobie życzył”: nigdy nie nadużywający pedału, w ostatnich latach postawił sobie za zadanie- wykonalne zresztą, jak się przekonałem po kilku tygodniach ćwiczenia- całkowite uniknięcie pedału i zdanie się wyłącznie na tzw.”palcowe legato”. Pozwala mu to na osiągnięcie krystalicznej przejrzystości, o co Anderszewskiego raczej nie można okarżyć, choć wcale nie kosztem barwy, koloru. Schiff znany jest również z nadzwyczajnej artykulacji i nie mniej chyba pięknego brzmienia instrumentu, niż prezentował to mistrz Piotr. Komentowałem niegdyś, że w moim odczuciu „język Bacha” w interpretacjach Schiffa jest językiem ojczystym, raczej nauczonym, językiem, którym przemawia do nas bez akcentu. Z Piotrem przez porównane jest to elokwencja, doskonałe słownictwo, nawet użycie idiomów, ale wciąż odczuwam, że jest to język, który opanował, w którym zdarzają się muzyczne decyzje zdradzające „obcokrajowca”. Ale jak zaznaczyłem: jest to moje wrażenie, a nie fakt.
Jeśli miałbym wymienić poszczególne części kompozycji, które pozostaną w pamięci jako coś naprawdę pięknego- a było, jak to zawsze, sporo piękna w tym recitalu!- to byłyby nimi środkowa część Koncertu włoskiego, Sarabanda ze Suity francuskiej G-dur i kilka innych fragmentów, w których Anderszewski nie widział wielkiej różnicy pomiędzy kantyleną Bacha a nokturnu Chopina. To anachroniczne może podejście do sonorystyki, w tym przypadku okazało się czymś właśnie łapiącym za serce. Kontrowersyjna być może idea grania Double (czyli wariacji) Sarabandy w wysokim rejestrze instrumentu może razić, dopóki słuchacz nie wyobrazi jej sobie jako jakiejś przygrywki chorałowej, granej na dyszkantowych piszczałkach organów.
Anderszewski, jak zaznaczałem w swoich dawniejszych o nim refleksjach, jest w moim przekonaniu – w przeciwieństwie do wspominanego Schiffa – pianistą „praworęcznych”. To, czego mi często brakuje w jego Bachu, to podkreślenie tanecznego charakteru tej muzyki i nie tylko dlatego, że kompozycje oferowane w tym recitalu oparte były na stylizowanych może, ale wciąż tańcach. Jest to kwestia braku pewnej rytmicznej elastyczności, której oczekiwalibyśmy od jakiegoś dobrego wiolisty, czy kontrabasisty, na którego „basso continuo” opiera się faktura akompaniamentu niezliczonych instrumentalnych kompozycji. W innych przypadkach, jak to bywało uprzednio, brakowało mi świadomości, iż wiem, w którym miejscu znajduje się mocna część taktu, co wcale nie znaczy że pragnąłem metronomicznej gry. Kwestia użycia, czy jak się momentami wydawało, nadużywania pedału, powodowała w tej akustycznie żywej, o dużym pogłosie sali efekt zamglenia, braku wyrazistości, szczególnie w krańcowych częściach wszystkich trzech suit (Gigue), którym niestety brakowało też oddechu. Tego rodzaju tempa w tej akustyce się nie sprawdziły. Nie wykluczam, że to samo podejście do artykulacji, użycia pedału i wyboru tempa, w innej mniejszej i akustyczne mniej rezonansowej sali przyniosłoby znacznie bardziej pozytywne rezultaty.
To wszystko nie umniejsza sukcesu pianisty, który grał z zaangażowaniem, nawet pasją i przekonaniem o tym, że to, co robi, jest słuszne. W swoim momentami romantycznym podejściu do grania Bacha na fortepianie zajmuje on szczególną pozycję: ci, których ideałem są pianiści tacy, jak wspominany już mój „idol” Schiff, Angela Hewitt, Murray Perahia czy Sokołow, z zaakceptowaniem interpretacji Anderszewskiego mogą mieć kłopoty. Inni, bardziej ode mnie wyrozumiali i nastawieni mniej krytycznie, będą – tak jak to najwyraźniej dzieje się w większości sal koncertowych – nadal, i słusznie, jego wielbicielami. Ja uwielbiam na razie tylko fragmenty jego gry.
Jedynym bisem recitalu była kolejna bachowska Sarabanda, tym razem z Partity No.1 B-dur.
Jeżeli autorem tej wypowiedzi jest rzeczywiście rzecznik MKiDN, to gratuluję 😈
http://www.rp.pl/artykul/554266,963475-Nowak-i-Kaspszyk-pokieruja-Filharmonia-Narodowa-w-Warszawie.html
Owszem, istnieje kompozytor o tym imieniu i nazwisku. Ale poza tym imieniem i nazwiskiem nie ma nic wspólnego z człowiekiem wybranym w konkursie.
Jak Pan Tosza nie wybierze szybko dyrektora artystycznego, to zacznie być szybko w FK, jak w Operze Krakowskiej, gdzie jego brak jest silnie, coraz silniej i coraz boleśniej odczuwalny….
Dzisiaj bez dwóch tego typu instytucje potrzebują zarówno dobrego ekonoma, jak i artysty. i tych funkcji nie da się łączyć.
Ależ maestralnie zrobiło się na Dywanie! 🙂 Bardzo się cieszę, że 60Jerzy, z którym się spotkaliśmy w Berlinie, opisał tamten recital – inaczej mielibyście do dyspozycji tylko moje potoki emocji nieudolnie zmrożone w słowa. 😉 Właśnie wróciłam z niemieckiej trasy: 4 recitale, 4 bardzo różne sale i instrumenty (problemy z forte fortepianu berlińskiego, to była fraszka w porównaniu z problemami, jakie miał przy forte fortepian koloński – to już nie był fortepian solo, tylko oferta promocyjna: fortepian+stadko much gratis), sześć utworów (nie licząc bisów), w tym cztery nowe w repertuarze Maestra. Tylko w Berlinie recital był w sali kameralnej i tam było, moim zdaniem, najwięcej słychać. Niektóre utwory słyszałam po 3-4 razy w ciągu 9 dni, to było fascynujące, jak różny był dźwięk – i wydźwięk – w różnych miejscach. Zastanawiałam się – a teraz, po przeczytaniu recenzji pana Romka, zastanawiam się jeszcze intensywniej, ale wciąż, siłą rzeczy, bezowocnie – nad tym, jak w praktyce wygląda praca muzyka, który przygotowuje jedną interpretację utworu – a potem gra ją na różnych instrumentach i w różnych miejscach. To chyba nie jest tak, że zorientowawszy się w warunkach można do nich dobrze – i bezkosztowo – „dopasować” interpretację. Elastyczność zapewne jest różna dla różnych kombinacji parametrów, ale też spodziewam się, że zwykle za „majstrowanie” przy interpretacji trzeba czymś zapłacić. Co np. zrobić, kiedy fortepian „ma problemy w forte” – nie wychodzić z piano? Co się stanie z utworem, w którym zmieni się tempa, żeby „dopasować go” do akustyki sali? Widzę tu pole do popisu dla fantastyki naukowej: soliści podróżujący z własną salą koncertową. Albo standaryzacja sal koncertowych na całym świecie. Jakieś to przerażające. Czy takie zatrzaśnięcie się w jednej sali koncertowej i zamknięcie się na inne opcje akustyczne rzeczywiście byłoby dobre? Czy nie byłoby? I jak to w praktyce jest z tą elastycznością? Co można zrobić, czego zrobić się nie da i czego możemy od muzyków oczekiwać?
W Berlinie spotkałam nie tylko 60Jerzego, ale jeszcze kilka innych, znanych mi i nieznanych, bratnich i siostrzanych par uszu. A w Kolonii słuchaliśmy Maestra z Bobikiem i Panem Administratorem jego strony, o którego poznaniu skrycie marzyłam już od miesięcy. 😳 Bardzo zazdrościłam Bobikowi jego psich uszu – choć może nie przy forte. 😉 Wielu PA’s unquiet travellers zawitało na te grudniowe recitale – stęskniliśmy się za Maestrem. PAUT jest bardzo zróżnicowanym zbiorem – to ciekawe, jak różni ludzie gotowi są pokonać setki kilometrów tylko po to, żeby posłuchać gry Piotra Anderszewskiego. Po jednym z recitali pewna pautka, sama chyba pogrywająca na pianinie, zwróciła się do Maestra w te słowa: „But could you explain…”. Reszta pytania utonęła w gremialnym wybuchu śmiechu, ale nie była chyba specjalnie istotna – najważniejsza była ta tęsknota w głosie: „Ach! Zrozumieć i schwycić tę magię, oswoić ją i uswoić!” Na szczęście się nie da. Oczywiście, można wskazać, nazwać i zrozumieć pewne charakterystyczne cechy gry Maestra – recenzenci robią to dość zgodnie, jak na recenzentów 😉 – a i laik sam jest w stanie dojść do niezłych rezultatów i warto chyba, żeby próbował to zrobić, ale nie da się opracować algorytmu wywoływania zachwytu. I tak jest dobrze. Mnie w każdym razie jest znakomicie. 😛 Pieczołowicie osłuchawszy Maestra 😉 po jego powrocie z urlopu, radośnie donoszę, że moim zdaniem, Maestro jest niesamowity, jego Jan Sebastian roztańczony, a ja zupełnie niegotowa do wyzywania na pojedynek tych, którzy słyszą inaczej. 😀 Szkoda, że do maja tak daleko.
Pobutka.
No, dziś to idealna Pobutka 😀
Z puentą: taki będzie teraz koniec świata (czasu), jaki był wtedy 😉
Wreszcie Aga też puściła farbę 😀 Bardzo żałuję, że nie dołączyłam tym razem do – jak to ładnie wymyśliła – „pautków”, na usprawiedliwienie wyznam, że bywałam takową jeszcze jak mało kto wiedział, kim jest Piotr Anderszewski, i znajdowałam się wówczas w bardzo niewielkim, ale nader ekskluzywnym towarzystwie 😉
Teraz w paradę mi wszedł Gdańsk, ale za to była ciekawa dyskusja na blogu…
Też już nie mogę doczekać się maja.
@aian 17:05
To bardzo dobra wiadomość dla FN,trochę gorsza dla wrocławskich melomanów…Dostałam ten njus od koleżanki z komentarzem – ” to chyba koniec romansu Kaspszyka z Wrocławiem 🙁 „. Ale trudno. Narodowa to Narodowa 🙂
@mkk
Do poczytania :
http://opera.info.pl/index.php/wywiad-z-piotrem-beczala-czesc-pierwsza
Chyba coraz bardziej lubię i cenię Piotra Beczałę,nie tylko za głos 🙂
Z tym pautem to ja 🙂
To zwracam pierwszeństwo liskowi 😀
A teraz muszę trochę pobiegać po słonecznym mrozie. Może i nie ostatni dzień świata dzisiaj, ale z pewnością pierwszy dzień astronomicznej zimy 🙂
Tak, tak – Lisek ochrzcił PAUT, a Pani Kierowniczka niewątpliwie należy do jego członków-założycieli. 😆
Pod tytułami wpisów pojawiły się jakieś dziwne linki po rusku. Ktoś nad tym panuje? A może to tylko u mnie? 😈
Zaraz tam dziwne i po rusku.
Może to jakaś nowa forma głosowania w sprawie Paszportów?
Klikaj WW, może coś trafisz – jakiś czynik, albo i co?
To mi bardziej jakiś gruziński przypomina 😯
Litości, co to jest???
Napisałam do internetowców. Teraz widzę, że to od listopada. Postaram się skasować ręcznie. Nowa forma spamu chyba – obrzydliwe, jak się dostali? 😯
No, skasowane. Uch
To były rożne ruskie gry online. Jest tego pełno w formie normalnych reklam, pierwszy raz widziałem, żeby tak po chamsku atakowali.
Ja jeszcze też czegoś takiego nie widziałam. Na wszelki wypadek nie wchodziłam na te linki.
Witam serdecznie!
Cieszy mnie to co napisała Pani o zmianie frontu przygotowywanej na Misteria – Paschalia… Zbyt długo idzie to już utartymi koleinami… Dobrze byłoby coś namieszać, zwłaszcza że niektóre zespoły i wykonawcy pod Wawelem tak często pojawiają się, że (niesłusznie) możnaby chcieć już od nich odpocząć… 😉 Dobrze byłoby też zmienić coś na Opera Rara – jest tyle ciekawych, zapomnianych oper, ale sir Berkowicz tak ulubił niektóre zespoły (Europę Galante dla przykładu) – słusznie! – ale to specjaliści wąskiego zakresu i znowu czeka nas włoszczyzna, znowu wypróbowany Vivaldi! Lubię go ale chciałbym coś hiszpańskiego, francuskiego! O to zwłaszcza przydałoby się bo tęsknię za La poeme Harmonique! Niech Pani coś podpowie! 😉 Życzę świątecznego odpoczynku i muzycznych odkryć!
Co do zapowiadanych atrakcji muzycznych na Wielki tydzień w Krakowie to dziwi mnie trochę nieobecność Spinosi`ego… Ale może nie był osiągalny. Szkoda. Mimo to „dobrze jest!” 😉
Chciało by się usłyszeć Bartoli albo operę Vinci`ego z pięcioma kontratenorami… 😉
Śpieszę donieść, że, jak Gospodyni słusznie przewidziała, opisałem środowy koncert na swoim blogu:
http://pfg.blox.pl/2012/12/Opera-Rara-19-grudnia.html
@krakus – co do pięciu kontratenorów, to obejrzawszy na żywo w Mezzo przedstawienie z Nancy, kupiłem box CD i teraz sobie słucham, czekając/licząc na to, że zostanie wydane też DVD. Wykonanie płytowe jest oczywiście techniczne lepsze, ale wykonanie teatralne ma swój wielki urok. I w ogóle stałem się fanem Franco Fagioliego.
Pobutka.
Wszystkim Biesiadnikom miłego, smacznego biesiadowania w tym magicznym czasie Gwiazdkowo – Noworocznym. Smacznego, obfitego stołu. Pogodnych, życzliwych współbiesiadników. Udanych podróży i szczęśliwych powrotów. Własnego domu wypełnionego ciepłem i miłością w każdym kąteczku, zapachami świerku i pierników 😆
Przepraszam, pomyliłam blogi 😳
Tu miało byc tak:
Dywanikowi rozspiewanego, pełnego muzyki, magicznego czasu Gwiazdowo – Noworocznego, pod batuta Pani Kierowniczki 😆
Jotko/Jagodo, nie szkodzi 😀 Wzajemnie przepięknych Świąt!
Dzień dobry 🙂
krakus – to się musiało zmienić, już najwyższy czas. Jak już sam szef festiwalu zaczął mówić, że go nie lubi… Dobrze, że jednak nie do końca poddaje się rutynie. Za Le Poeme Harmonique wszyscy tęsknimy i on też, zespół był zapowiadany na tegoroczny Actus Humanus, ale z powodów finansowych trzeba było zrezygnować.
Wszystkim obchodzącym święta Bożego Narodzenia.
A dla wszystkich serc pełnych pokoju, ciepła i muzyki. 🙂
To widać nie dla mnie, bo mnie się nie otwiera 😉
Żartuję. Coś jest z linką.
O, już naprawione 🙂
Moi drodzy, przyznam, że przygotowuję się właśnie nie tyle do Świąt, co do kolejnego wyjazdu (dawno nie wyjeżdżałam 😉 ). Wymyśliliśmy sobie rodzinnie, żeby wyskoczyć na tydzień do Barcelony – odpocząć, troszkę się rozgrzać i zobaczyć, jak te dni tam wyglądają 😀
Lecimy jutro rano, dziś jeszcze wieczór spędzam towarzysko. Zabieram tam maluszka i aparatkę, więc zapewne będę dawała głos. Ale na razie dla wszystkich (wraz z najlepszymi życzeniami) kolęda katalońska 😀
http://www.youtube.com/watch?v=dySh6Y26MfI
O tak, koniecznie z aparatką. 🙂
Przyjemnego pobytu całej Rodzinie życzę. 😀
PS. Zapominam, że trzeba udostępniać album po założeniu w Picasie.
To ja poproszę kaczki w sadzawce przy starej Katedrze!!
Kochany łabądku, przy tej?
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/BarcelonaWtorek#5403337472366469058
Gdzie tam, u licha, bywają kaczki?
Na pewno jest w pobliżu jakaś restauracja, w której bywają kaczki. 😎
To ja też Kierownictwu i Spółce życzę przyjemnego świątecznego byczenia się w nieco cieplejszych krajach. 🙂
Udanego barcelonienia, Pani Kierowniczko! 😀 Radosnego oczekiwania, przygotowywania i przeżywania Świąt, Dywanie. 😀
Kontynuujac w tym samym jezyku, Wszystkim Fredzelkom zyczenia Radosnych Swiat przy villancicos z Nowego Swiata.pl
(Nowy Swiat mial byc bez .pl 😆 )
Jeszcze villancico
Podoba mi się komentarz „ensaladilla deliciosa” 😀
Żadna restauracja.Na prawo od głównego portalu jest cud uliczka wzdłuż katedry i z niej wejścia do cud-wirydarzyka a tam już w sadzawce cud-kaczuszki pływają.I czasem nawet gitarę słychać.Miodzio!!
To pysznego świątecznego crema catalana dla PK a i całego Dywanu takoż!
😀
(By nie urazic uczuc zadnego Katalonczyka, zastrzegam ze villancicos sa po hiszpansku z lokalnymi nalecialosciami, wiec to nie kontynuacje „w tym samym jezyku” lecz tej samej grupie jezykowej 🙂 )
Na szczęście Katalończycy nie czytają tego blogu 😉
Nie wiem, czy opowiadałam tutaj, że w Liceu tłumaczenia librett (na oparciu krzesła przed widzem) można sobie przestawiać trzy wersje: angielską, kastylijską i katalońską… Byłam na Królu Rogerze śpiewanym po polsku 😉
To na razie! Lecę do rodzinki 🙂
Lisek mnie chleb zabiera. 😉
Bo nawet chciałem wkleić, a propos Katalonii, kolędę innego narodu uciskanego przez wstrętnych Kastylijczyków y Leończyków. Szukałem po jutubie, a tam tylko słabe i bardzo słabe wykony, więc dałem spokój, ale w tej sytuacji muszę, więc oto najzgrabniejszy z tych słabych. 😛
http://www.youtube.com/watch?v=poFElKh_4UE
Mam czekać na moderację? Cóż za brak zaufania. To naprawdę nie ja wklejałem te ruskie linki. 😈
No to już nie wiem za co. 😯
Kolędę tylko chciałem puścić. No dobra, nie jest najlepsza, przecież mówię. Ale żeby zaraz do poczekalni? 😛
Ja poproszę o nienajlepszą kolędę od Wielkiego Wodza! 👿 Tych najlepszych się jeszcze nasłucham przez najbliższe dni. 😈
Przyjdzie Pani Kierowniczka, to wpuści. Co ja mogę.
To może na razie nie kolędę, tylko ładną piosenkę napisaną przez okrutnie prześladowanego Baska. Tak był pognębion, że musiał pracował jako kierownik muzyczny w miejscowości Malaga, czyli na obczyźnie. :twisted;
http://www.youtube.com/watch?v=AHFRzYVUWTY
Aż mi ręka zadrżała, tak się przejąłem 😈
Też dobrze. 😛
Podoba mi się ten hiszpański barok. 🙂
I oczywiscie nie zapomniec zaopatrzyc sie w te wspaniale migdaly marcona – na znanym Pani Kierowniczce Bazarze. One sa tam tanie, a wszedzie na swiecie okropnie drogie i nie uswiadczysz. Ucalowania tez serdeczne dla Rodziny!
Uch, jak ja Wam zazdroszcze tej Barcelony! I – jesli PK i Bella nie byly jeszcze w Gironie, to jest to ten moment aby nadrobic. Jak bedziecie sie blizej przygladac rozlicznym kosciolom zbudowanym z jakiegos zoltawego piaskowca, to mozecie zauwazyc nadjedzone zebem czasu hebrajskie napisy sprzed czasw zanim dany gmach zostal nalezycie ochrzczony przez sw. Inkwizycje. Naprawde bardzo ciekawa i fajna ta Girona i niezla kuchnia w licznych knajpach. Krotka podroz pociagiem.
Bawcie sie tam naprawde dobrze w tej Katalunii! Omujajacx duzym lukiem Sagrade Familie, bo od tego glowa moze rozbolec. Reszta Gaudiego – moze byc. I tak najladniesza jest ich rozkoszna architektura z Belle Epoque.
Warte sa polecenia torebki z Corte Inglez. Ach, to prawda, Pani Kierowniczka lata z plecaczkiem.
No dobra. Buty tez warte polecenia. Ostanio modne sa takie ze schowanym obcasem lub platforma . Albo bardzo meskie, sznurowane broques w stylu angielskieg dzentelmena na wsi. Bardzo kulturalne miasto jesli chodzi o buty i torebki. I kuchnie. .
Bon voyage!
Jak dobrze, że zajrzałam – Pańskie oko konia tuczy i WW z kolędą już jest 🙂
Mordko, co więcej, mamy mieszkać zaraz koło tego cudnego bazaru. W Warszawie już też pojawiły się marcony, drogo oczywiście, ale czasem nie mogę sobie odmówić 😉
W Gironie moje siostrzeństwo było, ja jeszcze nie. Mam nadzieję, że się wybierzemy.
Natomiast najpierw musimy dolecieć – a Modlin zamknięty, bo pas się rozpieprzył Ale podobno przeniosą na Okęcie, więc tfu tfu, trzymajcie kciuki.
Chodzi o ten fajny bazar z odjechanym kolorowym dachem,niedaleko via Laietana? Bo przy Rambli to dziki tłum!
Ja wiem, że Mordce chodziło o ten przy Rambli. Ale ten przy Via Laetana (Sta Caterina) jest też bardzo fajny. Jeden i drugi jest u mnie na picasie 🙂
To jeszcze, skoro przy tym bazarze, tak, przy Rambli, polecam swietnego tunczyka uwedzonego na zimno – bardz ciemny, delikatny, wspanialy. Na wielu stoiskach tam jest. I wina sa tam dobre i tansze niz w sklepach, bo z malutkich, „nieprzemyslowych” winiarni.
Uch, jakbym sie z Wami wybral! Barcelona to jedno z najmilszych miast w Europie, Zeby jeszcze mozna sie tam bylo po angielsku dogadac… 😈
Wyjazdowej Pani Dorocie i całemu Dywanikowi życzę serdecznego świętowania i muzycznych najlepszości w Nowym Roku 🙂
wierny frędzelek, haneczka
A JA CZEKAM NA KOLEJNE ZJAWIENIE SIE W POLSCE I NA MEZZO FILIPA JAROUSKIEGO -TO TAK NIESPOTYKANE ZJAWISKO ,ZE NIE MOGE SIE GO NASLUCHAC DO WOLI -ZEBY TYLKO NIE UCIEKLY MI TE KONCERTY !CHWALA FRANCUSKIEJ RODZINIE,ZE PRZYSLALA MI NA GWIAZDKE DVD :GREATEST MOMENTS IN CONCERT JAROUSKIEGO .MOZE PO TO SIE ZYJE ,ZEBY PRZEZYWAC TAKIE RZECZY W ZACHWYCENIU? WSZYSTKIM MELOMANOM CUDOWNYCH WZRUSZEN W SWIETA !
Co do Modlina to nowe lotnisko a takie problemy, brak ILS w miejscu gdzie mgła jest czymś powszechnym, a teraz uszkodzony pas startowy – kto zapłaci za ten brothel?
Pobutka.
Na dzień dobry – Har-non-court 😉
Bo za parę godzinek – Su-dzu-ki. Ale już nie posłucham, bo – mam nadzieję – będę się szykować do lotu. Na Okęciu 😀
Budowanie lotniska w Modlinie, który zawsze był znany z mgły (dlatego twierdza niezdobyta), to swoją drogą od początku pomysł godny tych władz województwa 😛
Witam hagera, życzę Jaroussky’ego i naprawienia capslocka 😉
To do zoba! 😀
Wesołych, spokojnych Świąt Pani Dorocie i Bywalcom Dywanu 🙂
Po linii niemiecko-francuskiej Ha(a)r-non-court można by przetłumaczyć na Długowłosy. 😎
Szczęśliwej podróży, Pani Kierowniczko. 🙂
Tym, którzy świętuję teraz, tym którzy dopiero się do tych dni szykują: UDANYCH!!! A Pani Kierowniczce i Rodzinie (wspaniały pomysł ta Katalunia, a Girona mnie oczarowała) życzę fajnego zwiedzania, smakowitego pojadania może i przy dźwiękach sardany? Chyba u nas mało popularnej
@ bobik
Harnoncourt to nazwa miejscowości w Belgii, zapewne kiedyś posiadłości rodowej hrabiów d’Harnoncourt, a nazwa ta znaczy: dwór (court to tutaj nie „krótki”, a inna pisownia słowa cour) pana o imieniu Harno (inna pisownia imienia Arno).
Nazwy historyczne nie muszą się stosować do przyjętej dziś ortografii.
Chevalierze, ja tu u Kierowniczki robię za swawolnego Dyzia, cichcem podgryzającego okowy merytoryzmu, więc nie należy tego, co piszę, brać zbyt poważnie. 😉
Ale za informację o innej pisowni imienia Arno bardzo dziękuję, bo tego nie wiedziałem, a zawsze chętnie się czegoś nowego uczę. 🙂
Łabądku drogi! To nie kaczuszki! 13 białych GĘSI upamiętnia świętą Eulalię, patronkę katedry.
Wszystkim wszystkiego najlepszego świątecznie życzę!
oprócz ensalada deliciosa podobaja mi się (z nazwy) platos combinados oraz (za wyrafinowanie) niektóre tapas – np. rozgnieciony kartofel na kromce chleba 🙂
A niedaleko Liceu znana francuska jadłodajnia czyli L’entrecote czyli Relais de Venice otworzyła filię – Pani Kierowniczka sprawdzi czy tam kolejka tez stoi..
I jeszcze poproszę o zdjęcia z Palau de Musica Catalana
—-
DYWANOWI – SPOKOJNYCH i POGODNYCH, a nawet WESOŁYCH ŚWIAT !
@bobik
Domyślałem się, że Długowłosy to etymologia raczej…swobodna. Ale że zapewne wiele osób sądzi, iż to court na końcu francuskich nazwisk i nazw miejscowości to „krótki”, uznałem że jest dobra okazja, by sprostować. Harno – to h nieme, i zapis jest tylko kwestią konwencji ortograficznej.
O, ja tez myslalem, ze to kaczuszki. Inna rzecz, ze ja kaczke od gesi odroznie tylko na talerzu! Te piora mi przeszkazdaja w badaniach ornitologicznych.
Mam nadzieje, ze PK zdolala wystartowac i wyladowac. bless her. :twiested:
Yes,gęsi! !Chyba mi dioptrii nie dowieźli!
A wszystko przez tych starożytnych sadystów-pedofilów,co sobie lubili 13-letnią małolatę pomęczyć.A niech ich gęś kopnie!
No tak,,gęsi! !Chyba mi dioptrii nie dowieźli!
A wszystko przez tych starożytnych sadystów-pedofilów,co sobie lubili 13-letnią małolatę pomęczyć.A niech ich gęś kopnie!
A teraz dwa wpisy przeszły,bo przedtem wpuszczać nie chciało.
To i tutaj też są kłopoty? Bo ostatnio takie numery były u Łasuchów – ja przez ponad tydzień nie byłam w stanie tam wejść. Dziwne rzeczy ten Łotr wyrabia.
Pozdrawiam z Barcelony, z dzielnicy, ktora była kiedyś dzielnicą czerwonych latarni i to i owo z tego pozostało – można spotkać różne panie 😛 Jest to również dzielnica ogólnowschodnia, arabsko-hindusko-nie wiem jaka. Ogólnie kolorowa. Oficjalna nazwa El Raval.
Mieszkamy w bardzo dziwnym lokalu, który chyba był wcześniej sklepem (wchodzi się z ulicy, podnosząc żaluzję). Na zewnątrz chodzimy do figury, w lokalu niestety chłodnawo, ale rozgrzewamy się winkiem (choć dzisiejsze jakoś się nam średnio udało, w pośpiechu kupowane). Poprzylotowe wykończenie sprawiło, że skutecznie pozbyłam się aparatki na tym słynnym targu Niestety zatem zdjęcia jeśli w ogóle będą, to tylko pojedyncze z komórki… 🙁
Oooo, to przykrość duża. 🙁
A może ktoś tą aparatkę ma i czeka na właściciela?
Ja już dwa razy odzyskałam aparat, który beztrosko zostawiłam tu i tam.
Tę, tę aparatkę.
Niestety,na Rambli aparatki giną wysoce profesjonalnie…
DZIELNEJ I UROCZEJ PANI KIEROWNICZCE oraz Całej Tutejszej Reszcie Szanownej – POGODNYCH ŚWIĄT!
Dzięki serdeczne i wzajemnie!
Najbardziej wściekła jestem, że: 1. byłam taka nieprzytomna, 2. nie mam przez ten tydzień czym robić porządnych zdjęć. Ale może komórką też da się to i owo schwycić (choć nie tak dobrze, jak niejednym smartfonem, ale już widzieliście, że może być nie tak tragicznie). W domu mam jeszcze jedną zapasową aparatkę, ale daleko…
😥
To sprawie aparatki. Łzy czyste, rzęsiste.
Inną aparatkę może bym szybko przebolał, ale Kierowniczkową trudno. 🙁
Wpadom tutok, coby Wesołyk Świąt syćkim zycyć. Ino z góry piknie przeprasom, ze mimo nocy wigilijnej nie bede godoł ludzkim głosem. Natomiast zaśpiewać – spóbuje 😀
Choroba! A wszystko tylko dlatego, ze przed odlotem Pani Kierowniczki nie zyczylem (co ZAWSZE robie i mam na to swiadkow) aby pilnowac torebki… eee.. plecaczka!
Przeciez wiadomo jest zw wszyscy ci >$£*&@ cudzoziemcy zawsze kradna!
O, jaki jestem zly na siebie!
Nawet wczoraj o tym pomyslalem, ale postaowilem ze raz nie bede namolnym kotem w kwestii pilnowania torebek…plecaczkow!
Pani Kierowniczko, u nas jest taka tradycja ze jak cos sie stlucze to znak na szczescie. Moze los aparatki da sie pod to podciagnac… Wesolych Swiat i dobrego urlopu mimo tego!
Pobutka.
Zdrowych i radosnych Świąt!
Mnóstwo ciepła i radości z okazji Świąt życzy Wszystkim – frędzel z Lublina 🙂
Jak dla mnie – piękna Pobutka gwiazdkowa 😉
No to gwiazdowej Gwiazdki wszystkim! 😀
U nas też stłuczenie przynosi szczęście 🙂 Aparatkę można i pod to podciągnąć, bo najpewniej wypadła mi spod ramienia, kiedy zajmowałam się przeliczaniem drobniaków za zakupy. A jak upadła, to pewnie ktoś ją natychmiast porwał i nawiał 🙁
Trudno. Znaczy, że muszę bardziej uważać w moich ulubionych miastach. Podobna rzecz przydarzyła mi się w Paryżu, a w Jerozolimie jeden Arab wyrwał mi pieniądze z portfela, kiedy wyciągałam inny banknot, żeby zapłacić za jakiś duperelek. Dokładnie wiem, kiedy i jak sie to zdarzyło, a mnie zauważyłam. To są artyści
Na razie nie widzę tu kryzysu. Robiąc wczoraj zakupy stwierdziliśmy, że dużo rzeczy, zwłaszcza z dziedziny warzyw, jest dużo tańszych niż w Warszawie…
A na Rambli dziki tłum, jak zawsze.
A jak śpiewa Owcarecek – chętnie posłucham 😀
Zdrowych i pogodnych Świąt życzę Dywanikowi. 🙂
Całej muzycznej i muzykującej społeczności życzę najżyczliwiej, jak potrafię. Spokojnych, miłych Świąt.
Dołączam do życzeń świątecznych – każdemu serdeczności zgodnie z jego tradycją.
http://www.youtube.com/watch?v=MEICOdy3gcw
Wszystkim Frędzelkom Dywanu najserdeczniejsze życzenia zdrowych, wesołych i pełnych pięknego nastroju Świąt Bożego Narodzenia lub innych, jakie obchodza.
Pani Kierowniczce złożyłem inną drogą, co nie znaczy, że teraz Jej tego samego, co Frędzelkom, nie życzę.
Sam złożony niemocą nabieram sił do zasiądnięcia przy stole. Gdy nabiorę ich więcej, powrócę na Dywan.
Drodzy,
Życząc wszystkim S.O.S. (Save Our Stomachs) oddalam się wigilijnie.
Całemu Dywanikowi in gremio i wszystkim Frędzelkom z osobna najserdeczniejsze życzenia zdrowych i radosnych Świąt,każdemu zgodnie z jego tradycją,jak pięknie powiedział Kot Mordechaj – tym którzy już obchodzili,właśnie obchodzą lub będą obchodzić wkrótce 🙂
A Pani Kierowniczce również udanego barcelonienia bez dalszych traumatycznych przygód. Niestety,straty w sprzęcie lub innych dobrach są czegóś wpisane w pobyt w tym pięknym mieście, jako ( wątpliwa) miejscowa atrakcja turystyczna 🙁
Wszystkim Frędzelkom nieustające świąteczne serdeczności z wigilijnej Barcelony 🙂
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Barcelona2012#
Pobutka.
Wiec jednak sa jakies zdjecia 🙂 Co do „wujkow bozonarodzeniowych”, nie chodzi o wujka – ‚tío’ po hiszpansku, lecz o bierwiono – ‚tió’ (akcent na o) po katalonsku. Biedaczek 🙂
Barcelona zachmurzona, czy w telefonie tak wyszło?
A miejsce pobytu, poza dziwnym wejściem, dobre? Wczoraj przy stole wigilijnym okazało się, że w metrze w Barcelonie wyciągnął gość duży aparat z torby mojemu synowi.
Barcelona zachmurzona przed południem, słoneczna po południu 🙂
Ogólnie dość ciepło.
Co zaś do „wujka” (dzięki, lisku, za wyjaśnienie), to wzięłam tę pomyłkę translatorską stąd:
http://poloniabarcelona.pl/caga-tio-i-inne-swiateczne-zwyczaje-w-katalonii/
Przepraszam za mało apetyczny przerywnik w świąteczny dzień 😉
Kochani, najserdeczniej parysko (niemal wiosennie) Wszystkiego Swiatecznego. Lagodnosci codziennego dnia i radosci muzycznych swietowan. I niech sie spelni!!!
O, to w Paryżewie też wiosna 🙂
Ucałowania, Tereniu, dla Ciebie i Pani Starszawej 😉
Oj, tak, dziekuje stokrotnie. Pani Starszawa odcalowuje bardzo.
Tylko jeden sklep z butami? 👿
Ale za to jaki Wielki Kot. Starczy za stu dwudziestu innych kotów. 😈
A nie pisałem, że jak tylko Pani Kierowniczka poluzuje merytorycznie, to zaraz żiwotnyje brykają. 😐
Nie widzę jakiegoś wielkiego brykania…
Tymczasem (w oczekiwaniu? 😉 ) dzisiejszy urobek:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Barcelona2#
Pobutka.
Schütz jest piękny 😀
w Operze Barcelońskiej gra na skrzypcach, jest koncertmistrzem krakowska skrzypaczka Pani Ewa Pyrek. Moja sąsiadka w Krakowie. Święta spędza z rodzicami w domu. Gdyby była w Barcelonie chętnie pomogłaby w uniknięciu wielu kłopotów. Jak mi mówiła, kradzieże są tam na porządku dziennym.
Nie wiedziałam, że Ewa Pyrek gra w Barcelonie. Ja tu mam koleżankę z klasy z liceum, która jest w mieście i gości swoją mamę. Co do kłopotów i kradzieży, jestem tu nie pierwszy raz i wiem, jak jest. Aparat zgubiłam przez własne gapstwo, nawet wiem, kiedy 😈
Co to znaczy: „Nie do ugryzienia.”? 😆 http://pixdaus.com/the-pianist-piano/items/view/312118/
Nie powiem, w tym roku szału nie było. Mimo wszystko postaram się wybrać również w styczniu, ponieważ Montezuma zawsze działała na mnie…bardzo pozytywnie.
Pozdrawiam Szanowną Blogerkę 🙂
Śliczne 😆
Mogłoby się jeszcze nazywać: I fortepian da się rozgryźć 😛
Poszedłem zapodanym przez Agę tropem i fajną, choć niemuzyczną lamę znalazłem. 😆
http://www.moillusions.com/2010/10/funnymals-optical-illusion-set.html/01_full_600
Ona się uśmiecha 😀
Dzięki za zdjątka. 🙂
Dzisiejszej porcji jeszcze nie obrobiłam, dopiero teraz się zabieram, bo oglądaliśmy z rodziną film 😀
Pani Kierowniczka w Hiszpanii – a tu w Wawie za dwa tygodnie premiera Don Carla Verdiego.
Jest już plakat: http://www.teatrwielki.pl/repertuar/opera/kalendarium/don_carlo.html
A na nim zyg, zyg , marcheweczka!
Spokojnie, będę na tej premierze 🙂
A tymczasem obrobiona porcja dzisiejsza:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Barcelona3#
Pobutka.
Dzień dobry poświątecznie 🙂
Ja jeszcze dwa dni w tym pięknym mieście.
Jak zwykle smaczne zdjęcia i ciekawe obserwacje 🙂
Wesołych Poświąt 😆
Mam już Barcelonę4.
Piękny spacer w ten słotny dzień
Dziękuję PK 🙂
Dopiero teraz obrobiona i można oglądać 😀
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Barcelona4#
Słońce tu jak drut.
Wesołych Poświąt wzajemnie zeenowi – i wszystkim, nieustająco! 😀
Z okazji Poświąt dziś świątecznie i ekumenicznie. I widokowo.
Na wystawę szopek katalońskich zaprowadziła nas moja dawna koleżanka z klasy, która mieszka tu od wielu lat i uczy dzieci muzyki 🙂 Wystawa została zorganizowana w piętnastowiecznej, świeżo odnowionej kamienicy przez fundację katalońskich szopkarzy. Forma dioramy jest tu typowa. Niestety zdjęcia nie są wystarczająco dokładne, ale jest to po prostu koronkowa, drobiazgowa robota.
No, a potem obejrzeliśmy synagogę, którą odkryto 10 lat temu dopiero. Dużo śladów nie pozostało, ale mury przynajmniej są. A pod wieczór przejechaliśmy się na górę Tibidabo – nazwa nader adekwatna, od łacińskiego tibi dabo – tobie dam, w domyśle: ten świat (czyli kuszenie szatana). Takie są właśnie stamtąd widoki na Barcelonę 🙂
Przyjemnie powłóczyć się trochę z Kierownictwem. 🙂
Mam nadzieję, że takie wirtualne spacery odstraszą wirusy 🙂
Pobutka.
Jak to z tymi wirusami jest to nie wiem, ale w nocy śnią się jakieś wirtualne miasta w kolorze. 😀
Z najnowszych, oficjalnych już wieści – Pan Daniel Cichy od 1 stycznia będzie nowym Redaktorem Naczelnym PWM. Gratuluję!
Właśnie wysłałam mu gratulacje. Bardzo się cieszę 😀
Trochę śmichu przed końcem Starego Roku ?
Rolando Villazon wyreżyserował „Napój miłosny” w Baden Baden. Tym razem akcja dzieje się nie w kołchozie, nie we wiosce na sianie ale na… Dzikim Zachodzie.
Reżyser śpiewa partię Nemorina , Adina – Miah Persson, Dulcamara (czarownik w pióropuszu indiańskiego wodza) – Ildebrando d’Arcangelo.
Już nie mogę się doczekać na „Dziewczynę z Zachodu” w średniowiecznym enturażu – jakżeż ach jakżeż wzbogaciło by to odbiór 🙂
Całość do obejrzenia w Tubie : http://www.youtube.com/playlist?list=PLUHjxx4Jz-rlmRc8C35sMWMhckmJdJV3K
Moc radości i sukcesów na Nowy 2013 Rok – Światłemu Kierownictwu oraz wszystkim PT Frędzelkom !
Wzajemnie 😀
A to zdjęcie ze specjalną dedykacją 😉 (zrobione podczas poprzedniego pobytu, ale i tym razem widziałam):
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/BarcelonaWtorek#5403337236948793906
Pana Daniela znam z recenzji w Tygodniku Powszechnym.
Też się cieszę. 🙂
Podpowiadam, że dedykacja jest dla Maciasa 😀
Wzajemnie, pomyślnego 2013!
Panu Danielowi daliśmy w „Polityce” swego czasu stypendium naukowe, żeby skończył książkę o Witoldzie Szalonku. Ciągle jest na ukończeniu 😉
Bardzo przyjemnie dostawac codziennie porcje zdjec ze zwiedzania pieknego, dobrego miasta. Fajniejszego na zywo niz w opisach ponurawego Mendozy.
Orzeszku ! No faktycznie na szyldzie „Macias” – i do tego bardzo pięknie wykaligrafowane. Znakiem tego niejeden macias na świecie. Mucios gracjas !
Czy pomnik na placu George Orwella był widzianym (że tak zapytam jeszcze) ?
http://gospain.about.com/od/thingstodoinbarcelona/ss/Placa-George-Orwell.htm To było pierwsze miejsce na które ja pobiegłem w Barcelonie jak się tylko tam znalazłem (co prawda tylko na dwa dni kilka lat temu).
„W hołdzie Katalonii” Orwella to genialny reportaż o wojnie domowej w Hiszpanii z katalońskiej perspektywy opisujący m.in. jak „w szczegółach tam siedział Beria”. Bez tej książki długo nie można było zrozumieć co się tam stało i jak cynicznie ZSRR wykorzystał wojnę domową do testowania swoich koncepcji militarnych i politycznych traktując samych Hiszpanów zupełnie instrumentalnie. (Pamiętam jak czytało się to w latach 80-tych w wydaniu drugoobiegowym…) Potem oczywiście byli i Koestler no i ostatnio doskonała monografia Beevora „Walka o Hiszpanię 1936-1939”. Niemniej Orwell był dla wielu pierwszym który ten temat „wyrwał” ze sfery romantyczno – komunistycznej propagandowej bajki.
Ostatni odcinek:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Barcelona5#
Jutro rano niestety w drogę powrotną 🙁
Romantyczno- propagandowe bajki mają to do siebie, że trwają.
I komu bije dzwon?
Hemingwaya nie znoszę.
O Placu (i „pomniku”) Orwella niestety nie wiedziałam. Cóż, następnym razem 😉
Wojna domowa jest straszna, a zwolennicy Hitlera nie lepsi od Stalina.
Giną ludzie.
Oglądałam wczoraj film „Labirynt Fauna” o wojnie domowej w Hiszpanii.
Nie pozostawiał żadnych złudzeń, kto jest po stronie ciemności, a kto po stronie światła.
A to dlaczego, Pani Kierowniczka, nie znosi Hemingway’a?
Zapytam tak wprost, bo się zastanawiałem nad tym, ale jakoś nie udało mi się tego rozpiąć.
Może dlatego, że dziś mam dzień Czajkowskiego i gdzieś indziej jestem „zalogowany”.
Interesująca jest ta konstatacja, że tam ktoś był po „stronie światła”…
Poni Dorotecko, kolęde zaśpiewołek. Wysło mi zupełnie jak… psu Pluto 😀
Pobutka.
Swietne zdjecia. Gaudiego uwielbiam po prostu. Z tym ze szokujacy jest dla mnie kontrast miedzy jego dzielami a stylem zycia i chyba charakterem.
Dobry wieczór już z domu 🙂
Bardzo mi miło, że jesteście zadowoleni nawet ze zdjęć robionych prymitywnym aparatem w komórce 😛
Macias, nawet komuchy oddawaly zycie w tej wojnie i im sie szacunek nalezy, trudno.
A ja gdzies czytalem – nie pamietam gdzie, ze wlasnie w Katalonii niemal wszyscy byli przeciwko Franco w czasie wojny. I podczas gdy Real Madrid byl po stronie Falangi , klub Barcelony (Barca) byl twardo przeciwko falangistom, tak dalece, ze Franco kazal skrytobojczo zamordowac jego prezydenta i kilku pilkarzy.
Psi śpiew Owcarecka (za Plutem) prześliczny 😆
Dziękuje w imieniu Pluta i swoim własnym! Juz trenujemy we dwók, coby o północy z poniedziałku na wtorek odśpiewać „Auld Lang Syne” 😀
😀 😀 😀
Od śpiewu psów 🙂 do ptaków. Wspominałam tu (i w podpisach pod zdjęciami) parę razy katalońską Pieśń ptaków. To jedna z najbardziej znanych melodii stamtąd, a spopularyzował ją szczególnie wielki Casals, który bardzo podkreślał swoją katalońskość.
http://www.youtube.com/watch?v=nFnNdyEKvt4
Ciekawe, jak bardzo rozwinęło się przez ostatnie lata poczucie narodowe Katalończyków. Moje siostrzeństwo było w Barcelonie kilkanaście lat temu i twierdzą, że wtedy dominowały napisy hiszpańskie. Teraz katalońskie są na pierwszym miejscu. Na zdjęciach można zobaczyć, że flagi katalońskie zwisają z wielu okien.
Nie jest wykluczone, że kryzys w Hiszpanii jeszcze bardziej wzmocnił w niektórych obywatelach Katalonii (chyba jednak lepiej sytuowanej) pragnienie odłączenia się.
@Kot Mordechaj
„Macias, nawet komuchy oddawaly zycie w tej wojnie i im sie szacunek nalezy”
Pozwolę sobie stanowczo się z tym nie zgodzić i chcę dać temu wyraz. Komuch to komuch. Komunizm wymordował w XX wieku największą ilość ludzi. Komuniści hiszpańscy i tzw. „brygady międzynarodowe” były tego sowieckiego aparatu częścią.
Żadnego szacunku dla okupantów, agentów i ludobójców.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
A co do sympatii anty-frankistowskich w Katalonii i w klubie piłkarskim to jest to oczywiste: były przedłużeniem naturalnych tam do dzisiaj dążeń separatystycznych. Istniejące autonomicznie tendencje podsycali oczywiście komuniści i sowiecka agentura jak w wielu innych miejscach. Zresztą technika ta znana jest od czasów rzymskich.
Franco walczył o utrzymanie jedności Hiszpanii oraz o odparciu zakusów sowieckich przy jednoczesnym zamiarze aby nie dać się zwasalisować przez Hitlera i dopuścić do wciągnięcia Hiszpanii w niemieckie plany wojenne. To się mu na szczęście dla Hiszpanów udało. Pod koniec życia ten wielki mąż stanu opracował plan pokojowego przejścia do demokracji przy zapewnieniu stabilizacji państwa. On „wymyślił” króla Juana Carlosa, którego przygotował do objęcia tronu i przeprowadzenia demokratyzacji Hiszpanii.
Czapki z głów. Ale najpierw trzeba było przegonić ruskiej maści „dąbrowszczaków” i zdławić rodzimą agenturę. Na ołtarzu ofiarnym złożono autonomię Katalonii, ale jak widać dzisiaj wielka krzywda im się nie stała.
Powitać szczęśliwie nawróconą na ojczyzny łono 🙂
Ja tam nie wiem, czy się ze zdjęć Kierowniczki cieszyć. Nasz Młody, który zawsze coś miał z tą Barceloną, po obejrzeniu fotek zaczął mieć jeszcze bardziej i w końcu gotów tam pojechać beze mnie. 😉
Owczarku, a Jingle Bells też potrafisz? 😆
http://www.youtube.com/watch?v=PKOTClyVrIc
Pobutka.
PK 29/12 18:45 Bo najwazniejszy jest wybor obiektow 🙂
Dzień dobry,
myślę, że z granym na dudach Auld Lang Syne szczególnie świetnie zabrzmi psi duet 😉
JurekS – witam. Wpuściłam dopiero teraz, bo wczoraj padłam spać. Zwrócę uwagę, że nic nie jest czarno-białe. Komuchy – wiadomo, że komuszy reżim zabijał. Ale były komuchy i komuchy, tj. zdarzali się naiwni ideowcy, tj. wierzący, że dzięki wprowadzeniu komunizmu wszyscy będą równi i będzie sprawiedliwie, a nie rozumiejący, że człowiek jest tylko człowiekiem i zawsze wszystko spaprze, więc takie idee są szczególnie niebezpieczne.
Sama znałam takich byłych ideowców. Wedle starej, jeszcze bismarckowskiej zasady, że kto za młodu nie był lewicowy, ten na starość będzie świnią. I wielu takich ludzi jechało do Hiszpanii z czystej idei, nie z powodu „sowieckiej agentury”. Dla nich mogę mieć szacun.
I nie będę się wypowiadać o Franco. Jeden zamordyzm przeciwko drugiemu. Nie zamierzam żadnego z nich wartościować, zamordyzm jest zamordyzmem. Wystarczy porównać ciężką atmosferę frankistowskiej Hiszpanii (nawet gdy na stare lata – można tak powiedzieć – w pewnym stopniu złagodniał) i wspaniałą atmosferę wolności, która wybuchła po jego śmierci. Stało się to też dlatego, że Juan Carlos był taki, jaki był, a nie dlatego, że Franco go ukształtował.
I może dość, nie chciałabym się w te świąteczne dni spierać o politykę. Jak najmniej sporów (choć to chyba nierealne 🙁 ) życzę w Nowym Roku.
@Dorota Szwarcman: Podziwiam Pani bazę danych nicków: kto się u Pani odzywał a kto nie :-). Ja czasem udzielam się na innych forach ale Pani czytam regularnie bo u mnie muzyka gra na okrągło, choć nie jestem teoretykiem. Wiele się tu uczę za co dziękuję i korzystając z okazji składam najserdeczniejsze życzenia.
Co do Franco itd. to myślę, że różnica w opiniach między nami polega na tym, że dla mnie ważniejsza jest tutaj nie „lewicowość” czy „prawicowość” ale to, że Franco dbał o interesy swojego Państwa, bardzo zagrożonego rozpadem, rewolucją i agenturą, a komuniści służyli interesom Kominternu czyli Stalina. Dla mnie to jest bardzo ważne. Może dlatego, że (jestem mniej więcej Pani rówieśnikiem) pochodzę z zupełnie innego milieu: chłopsko-bechowsko-peeselowskiej (chodzi o prawdziwy PSL nie o wiejskich parobków Politbiura), ciężko doświadczonej przez komunizm. No, nie da się ukryć, że jestem katol-patriota, choć nie z endeckiego chowu.:-)
Zresztą liczą się efekty: Franco nie dał się zwasalisować nikomu, nie przyłączył się do niemieckiej wojny i ludobójstwa i przeprowadził kraj do demokracji. Bowiem Pani Redaktor myli się niedoceniając sprawczej roli Franco w projekcie „Juan Carlos”. Była ona zasadnicza. A to, że ludzie już mieli Franco serdecznie dość to jasne. I on sam to przewidział, upewniając się, że ukochana Hiszpania po jego odejściu nie rozpadnie się w chaos. Czapki z głów!
Feliz Navidad!
P.S. Podzielam Pani niechęć do mieszania polityki na blogu muzycznym. Dlatego też @Kot Mordechaj i @JurekS poruszyli przy okazji Pani barcelońskiej podróży temat HISTORYCZNY omijając politykę z daleka 🙂 A muzyka i historia przecież łączą się harmonijnie, nieprawdaż?
No dobrze, bądźmy harmonijni i pozostańmy harmonijnie przy swoich zdaniach 😛 Swoją drogą taka formacja („katol-patriota nie z endeckiego chowu”, i to na bazie przedwojennych ludowców) istotnie do tej pory nie była mi znana.
Co zaś do, nazwijmy to eufemistycznie, dbania o swoje państwo przez generała, różnie można „dbać o państwo” (celowo używam cudzysłowu), a że Franco miał także krew na rękach, chyba nikt nie zaprzeczy, prawda? Niektórzy mogą uznać też, że generał Jaruzelski dbał o Polskę, on sam z pewnością tak uważał. Różne mogą być spojrzenia na historię i na to, ile i za co zginie ludzi. Wolałabym, żeby raczej nie ginęli.
Feliz Navidad 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=xMtuVP8Mj4o
A po katalońsku: Bon Nadal 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=x-ZzBKcxAEk
Co zaś do bazy nicków, to bardzo proste: jeśli pokazuje się na blogu ktoś nowy, jego post najpierw zatrzymuje się w poczekalni 🙂
@Dorota Szwarcman:
„…istotnie do tej pory nie była mi znana..”
Oj, jeszcze trochę nas witosowców, gospodarzy zostało na Świecie, choć komuna, rozkułaczanie, emigracja i zmieszczanienie nas przetrzebiło. Rzeczywiście nasza tradycja, nasz świat odszedł faktycznie w stalinowskich represjach a w tradycji odejdzie z moim pokoleniem. Pani Redaktor jako miejska intelektualistka o żydowskich korzeniach (per Wikipedia) mogła istotnie nie spotkać się z takimi indywiduami jak my, takie Boryny XX wieku przejechani walcem historii 🙂
Co do krwi na rękach: pewnie, że Franco miał. Historia polityki to historia ludzkości, czyli historia krwi. Zgodzi się Pani, że u komuny tej krwi na rękach więcej, niż u Franco prawda? Na przykład krwi socjalistów jak nasz Pużak (kolega mojego dziadka – przedwojennego Peeselowca) czy choćby rosyjscy socjaliści zamęczeni przez Stalina.
A porównanie Franco do Jaruzelskiego, w moim pojęciu jest niestosowne. Franco to był patriota i przywódca narodowy z wielkim poparciem społecznym. Taki ichni Piłsudski. Jaruzelski to jest zdrajca i sowiecki agent od młodości, kiedy to złamano mu kręgosłup moralny. Zdrajca zresztą podwójny, bo i na poziomie ogólny-narodowym i na poziomie zdrady wartości swojej warstwy społecznej. Moja rodzina to była przed wojną bogata rodzina chłopska (w nomenklaturze powojennej „kułacy”). Z ziemiaństwem łączyły nas liczne związki gospodarcze, towarzyskie, polityczne, partyzanckie, a i rodzinne. Dla tych ludzi życiorysy takie jak Jaruzelskiego to życiorysy hańby.
No, przywołała Pan Jaruzelskiego i niebezpiecznie zbliżyliśmy się od historii do polityki. Kłaniam się nisko i zabieram się do słuchania sugerowanej przez Panią muzyki.
JurekS, Prymitywna świnia.
Wszyscyśmy przejechani walcem historii. Każdy inaczej.
Nie zamierzam bronić Stalina. Ani Hitlera. Ani Franco. Ani Jaruzelskiego (choć punkt dla niego, że nie zaprosił tu Sowietów, a przecież mógł to zrobić). Żaden z nich do obrony się nie nadaje, niezależnie od ilości ofiar.
We mnie grozę budzą takie historie jak ta:
http://wyborcza.pl/1,76842,5852129,Poeta_zginal_przed_switem.html?as=1&ias=4&startsz=x
Garcia Lorca również komponował. Przyjaźnił się z wielkim Manuelem de Fallą, który próbował zapobiec jego śmierci. Nie udało się. Falla wyemigrował później do Argentyny i nigdy nie zgodził się powrócić, choć rząd Franco próbował go ściągnąć. Cóż, wielki kompozytor nie mógł być zwolennikiem terroru, który zabijał artystów.
Proszę się opanować, jasny gwincie, inaczej Pana zbanuję. Tu nie obraża się współpiszących, choćby mieli zupełnie inne zdanie.
@Dorota Szwarcman:
„…Cóż, wielki kompozytor nie mógł być zwolennikiem terroru, który zabijał artystów…”
Niestety muszę odpowiedzieć: eee tam 🙁 Historia Ęuropy, Świata i Polski jest pełna artystów, w tym wybitnych kompozytorów na usługach zbrodniarzy zabijających innych artystów.
A to, żeśmy przejechani przez historię to też prawda. Najbardziej w XX wieku Ukraińcy, Żydzi. Potem Rosjanie i Niemcy. Potem Polacy. To w liczbach bezwzględnych. W procentach populacji: Żydzi, Cyganie, Estończycy, Łotysze.
Hekatomba strasznego stulecia, w którym Europa zbankrutowała moralnie.
@jasny gwint: Ja też życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
Na usługach, i owszem, było wielu.
Ale czy któryś z nich był wybitny?
Oto jest pytanie… a właściwie temat na osobną rozmowę.
Pozdrawiam 🙂
Bardzo byłem ciekawy, w którym momencie dyskusja o historii przejedzie przez szufladę z metrykami. Nie zawiodłem się.
😡
Pani Kierowniczko, słowa jasny gwint dobrał może tak sobie, każdemu się zdarza, ale go rozumiem. Zdanie jak zdanie, faktycznie, każdy może mieć swoje, tylko czy musi je tu przynosić pod tym pretekstem, że użył też wyrazu „kompozytor”?
Rozmową o gabarytach kompozytorów i jaki to ma związek z mordowaniem albo nie ma, właściwie jestem mniej niż średnio zainteresowany. Oczywiście, nikomu swojego zdania nie narzucam. 😛
Wszystkiego najlepszego Szanownej Pani Gospodyni na przyszly rok 2013
ozzy
a przyszly rok to: 200 lecie gigantow w historii opery: Giuseppe Verdiego i Richarda Wagnera
Pozdrawiając Kierownictwo i Frędzelki przedsylwestrowo, donoszę, że dzisiaj będzie można, z ledwie dwugodzinnym opóźnieniem, obejrzeć w sieci galę z Semperoper w Dreźnie z udziałem Piotra Beczały: http://www.zdf.de/Musik-im-ZDF/Operetten-Gala-aus-der-Semperoper-25504826.html (oczywiście trzeba wejść na livestream). Po emisji powinna na tydzień zawisnąć w Mediathek. Smacznego! 🙂
Ze strony ZDF przenosimy się na stronę TW ON dotyczącą najbliższej premiery, gdzie z niedowierzaniem czytamy: „Don Carlo”, „oryginalna włoska wersja językowa z polskimi napisami”. Jak już nie raz i nie dwa wspominaliśmy na Dywanie, włoska wersja to tylko przekład, wersja oryginalna jest francuska. Na stronie TW ON jest też informacja „Premiera polska: Warszawa, Teatr Wielki, 1872 (wersja oryginalna)”. A grano wtedy właśnie ten włoski przekład, a nie francuski oryginał. Pozostaje nadzieja, że te błędne informacje znikną ze strony i nie ukażą się drukiem w książeczce programowej…
I to by na razie było na tyle 🙂
@Wielki Wódz
„…zdanie, faktycznie, każdy może mieć swoje, tylko czy musi je tu przynosić…”
Dla szanującego się Wielkiego Wodza powinno być jazne, że przecież jest proste lekarstwo na takie kłopoty jak przynoszenie (zresztą w odpowiedzi na inny post, nie jako inicjacja tematu) głęboko niesłusznej i reakcyjnej opinii na temat historii jak opinia ciemnego @JurkaS: nazywa się to zamknięte forum albo od razu wyciąć i zbanować. W imię tolerancji i walki z mową nienawiści oczywiście. Jakże by inaczej.
@Dorota Szwarcman: urocza ta katalońska szopka 🙂
Drodzy moi, naprawdę, przestańcie się spierać. Mnie akurat styl jasnego gwinta absolutnie nie odpowiada. Nie przeszkadza mi też, że ktoś coś widzi z innej strony, bo został inaczej ukształtowany – tak właśnie rozumiałam powyższe stwierdzenia „metrykalne” i nie zauważyłam w nich jakiejś nieprzyzwoitej zaczepki. Że nie zgadzam się z niektórymi aspektami wypowiedzi JurkaS, to dałam już do zrozumienia dość wyraźnie, ale wydaje mi się, że była to raczej rzeczowa rozmowa (każdy przedstawił swoje argumenty), a nie skakanie sobie do oczu. A za kulturalną rozmową jestem zawsze.
Mnie osobiście temat gabarytów twórców a ich służalczości wobec terroru nawet dość interesuje, ale jeżeli nie interesuje czytelników, nie będę go poruszać. No, chyba że mnie akurat melodia najdzie na rozmowę o kimś konkretnym.
Miło znów spotkać Beatę i dzięki za wiadomość 😀 Serdeczne pozdrowienia wzajemne.
[podwijając nogawki]
A dlaczego zaraz wycinać. Zmęczy się i przestanie, wystarczy nie reagować. 😎
Jak widać, mam inne zdanie. 🙂
No i dobrze 🙂
Tylko co mają do tego nogawki 😆
No fakt, gumofilców nic nie zastąpi. 😆
Chyba zeen ostatnio zdjął gumofilce 😉
Pare lat temu z okazji jakiejs okraglej rocznicy zwiazanej z Wojna Domowa w Hiszpanii pokazano w Londynie wystawe dziel artystow ktorzy te wojne uczynili tematem swych dziel. Po jednej stronie wszyscy ci, ktprzy staneli w obronie Republiki przeciwko faszystowskiemu przewrotowi: Picasso, Miro (jego plakat przedstawoajacy katalonskiego chlopa z wzniesiona piescia w gore nawolywal: Pomoz Hiszpanii), Magritte, brytyjski surrealista Stanley William Hayter (ktory w czasaie wojny szmugflowal uciekinierow) . Ramon Goya, Edouard Pignon, rzezbiarz Heny Moore (rzezba Hiszpanscy wiezniowie i grafika z apelem nawolujacy do pomocy hiszpanskim wiezniom) i wielu innych.
Jakze samotnie po drugiej strinie prezentowal sie Salvador Dali z garsteczka malo komu znanych dzis artystow.
Chyba po zawietrznej to uczynił, bo nic nie wiedziałem. 😛
Nie, nie Dali 😎
Właśnie, przypomniało mi się, bo przyszła Beata. 🙂
Pierre de Cambrai, XIII wiek, coś wspólnego z muzyką (bo tam co drugi artysta był wtedy Pierre, w tym Cambrai). Czy w jakiejś książce piszą o nim cokolwiek więcej, poza tym, że był taki?
Nic mi nie wiadomo 🙁
Kocie, właśnie wspominałyśmy z siostrą, jak wstrząsające dla nas było zobaczenie Guerniki w oryginale, w Muzeum Królowej Zofii w Madrycie, które zwiedzałyśmy razem. Jest to obraz, w stosunku do którego reprodukcje kłamią jak żadne inne.
@Kot Mordechaj
30 grudnia o godz. 17:33
Masz rację. Owczy pęd do sowieckiej Utopii był silny. W latach 30-ych wpływy Kominternu wśród artystów zachodnich były potężne. NKWD asygnowało olbrzymie kwoty na taką działalność. Zresztą trwało to jeszcze długo. Picasso służył sowieckiej propagandzie jeszcze w 1948 we Wrocławiu na owym kuriozalnym Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju.
I tu niestety muszę się zgodzić – komuch był znakomity w pozyskiwaniu artystów zachodnich, którzy maczali paluszki w tym z naiwności i zwykłej niewiedzy, czym to pachnie naprawdę. A w Hiszpanii działał po mistrzowsku, cynicznie.
Orwell przejrzał najwcześniej. Też czytałam tę książkę, co macias1515 (od czego dyskusja się zaczęła), też wydaną w podziemiu…
@Dorota Szwarcman:
Do naiwności i niewiedzy dodam też pychę i próżność. Oto my, inżynierowie dusz ludzkich tworzymy nowego człowieka. To był Zachód.
Na Wschodzie dochodziło do wszystkiego co powyżej chciwość materialna, no i strach. To tez musimy powiedzieć, przywołując znakomitą książkę „Wielki Strach” Stryjkowskiego.
Dorota Szwarcman, Proszę niech Pani banuje. Wybrałem delikatne określenie często stosowane w szkole podstawowej. Czegoś jednakże wyczyniać nie można i do tego na blogu muzycznym. Jaruzelski z Franco?
Generał niósł na sobie ogromny bagaż nieszczęśliwej historii. Walczył o wolność, był działaczem państwowym, państwa takie jakie wtedy było i jedynie mogło być. Na starość dokonał czynu wielkiego w historii narodu, popieranego do dziś przez większość tego narodu. Partner w 13 spotkaniach z Papieżem i świadek jego świętości. A taki, że nie powiem……. ze zbrodniarzem, faszystą Franco. I to bez reakcji. Bardzo nieładnie.
No proszę, jasny gwincie, nie wracajmy do szkoły podstawowej. Generał Jaruzelski walczył o wolność? 😯 Ostatnie, co by mi przyszło do głowy. Naprawdę, w 1981 r. ja do podstawówki nie chodziłam. Papież dla mnie nie jest święty, a czy Franco był faszystą, tu rzecz jest bardziej złożona. Był kolaborantem Hitlera, ale biernym i chytrym w swej bierności, a nawet przy okazji przyczynił się do uratowania grupy Żydów sefardyjskich. Choć zbrodnie miał na sumieniu oczywiście.
JurekS – myślę, że przede wszystkim strach. Nawet wiem.
A dziś w Petersburgu premiera Don Carlosa Verdiego.
http://www.mariinsky.ru/playbill/playbill/2012/12/30/1_2000/
W TWON za dwa tygodnie – jakoś nie udaje mi się wygooglować – prasowych doniesień na ten temat.
Bardzo zaluje, ze w wojnie domowej strona republikanska przegrala, a Hiszpania na wiele lat znalzla sie w szponach faszystowskiej dykatury generala Franco, niech sie w piekle smazy..
Inaczej by zapewne wygladala II wojna swiatowa, gdyby Republika nie przegrala.
@Dorota Szwarcman
Strach, tak na pewno tak. Z tym, że czym innym jest strach o życie, czym innym strach przed biedą, czym innym strach przed zakazem publikacji. No, różni ludzie mieli różną odporność. Potrafmy zrozumieć tych pośrodku, potępić tych najgorszych i oddajmy sprawiedliwość tym, którzy strach i próżność pokonali. Byli tacy.
A jeszcze co do Hiszpanii, to Republikanie i Komuniści stracili dużo poparcia przez brutalne i krwawe represje wobec wyznawanej przez większość ludzi w Hiszpanii religii katolickiej. To były krwawe, nieludzkie represje wobec ludzi Kościoła i niedopuszczalne niszczenie wolności sumienia. Pisał zresztą o tym (skoro powołujemy autorytety wybitnych Hiszpanów) w niezwykle krytyczny wobec Republiki sposób Jose Ortega Y Gasset.
Bo jeszcze nie ma co donosić, klakierze.
Kocie, na pewno trochę inaczej by wszystko to wyglądało, tylko na ile by przeważyło? Hiszpania jako republika była politycznie słaba (w końcu dość szybko upadła) i nie zmieniłaby układu sił w Europie.
@Kot Mordechaj:
„…Inaczej by zapewne wygladala II wojna swiatowa, gdyby Republika nie przegrala…”
Na pewno by inaczej wyglądała II Wojna i dziś była by pewnie komuna od Władywostoku po Atlantyk. Per analogiam, pewnie żałujesz, że Piłsudski nie przegrał w 1920″ Wtedy przecież była taka fajna rewolucja w Niemczech.
Toteż, JurkuS, ja się tu zgadzam z klakierem, który napisał, że konstatacja, że ktoś tam był po stronie światła, jest „interesująca”.
Nikt tam nie był po stronie światła.
Różnica była taka, że frankiści w sumie bez porównania więcej ludzi wymordowali. No, i że republika powstała w wolnych wyborach, a Franco był puczystą, buntownikiem. I tyle.
Ze słowami z 18:32 nie zgadzam się, patrz powyżej (18:29).
W latatch trzydziestych w Europie wybor byl tylko jeden: za faszyzme we wszystkich jego odmianach lub przeciw faszyzmowi we wszystkich jego odmianach. I dzis z perspektywy lat jeszcze lepiej widac kto mial wowczas racje.
Jeden z frędzelków również pozdrawia Beatę, dziękując za czujność i pamięć. 🙂
Mój teść brał udział w wojnie hiszpańskiej w Brygadzie im. Dąbrowskiego.
Wcześniej pracował we Francji.
Nie chcę się opowiadać po żadnej ze stron, bo obie były okrutne, choć oczywiście wielkie nazwiska zdają się przeważać szalę sympatii opinii światowej na rzecz Brygad Międzynarodowych.
Lewicowe hasła często uwodziły ludzi.
W tym Labiryncie Fauna, o którym pisałam wcześniej, też to widać, oszalały, krwiożerczy potwór i jego słudzy do frankistowskie wojska.
@Dorota Szwarcman:
„…No, i że republika powstała w wolnych wyborach…”
Tak, oczywiście ale to zbytnie uproszczenie. Po wyborach naruszono szereg podstawowych wolności w tym przede wszystkim (o czym wspominałem) wolność religii. Do tego masowe wywłaszcenia bez odszkodowań. Mechanizm objęcia władzy był demokratyczny, korzystanie z niego rewolucyjne. Do tego doszły coraz większe wpływy obcej (sowieckiej) agentury. Zgodzi się Pani, że mechanizm zdobycia władzy to nie wszystko? Hitler też objął władze demokratycznie.
Wygrana w wyborach to nie wszystko. Trzeba rządzić z poszanowaniem praw i bez brania kasy od obcych mocarstw.
Zgadzam się, mt7.
Racji, Mordko, nie miał nikt i nie mógł mieć. Pamiętam, jak Wat w Moim wieku opowiadał o tych strasznych latach 30., o tym, że właśnie albo faszyzm, albo komunizm, inaczej nie można było. Wyłączył się wtedy i patrzył z rosnącym przerażeniem na to, co się dzieje. W końcu padł ofiarą, ale częściową. Jego przypadek nie świadczy o tym, że komunizm miał rację. Świadczy tylko o tym, że gdyby został w Polsce, wyleciałby kominem. Podobnie jak moja rodzina, która też wolała jednak uciec na Wschód, bo to była jedyna szansa przeżycia. Mimo wszystko.
Tak, to prawda, Hitler też objął władzę demokratycznie. W wyniku wielkiego oszustwa.
No, wlasmnie, Panie Kierowniczko. Mamy spaczona wizje bo nie zdazl nam jej wyprostowac komin. 😈
W Hiszpanii obydwie strony miały na sumieniu grzech korzystania ze wsparcia obcych państw
Kot Mordechaj
30 grudnia o godz. 18:38
No właśnie w mojej opinii Hiszpania przeczy tej uproszczonej tezie. A i pole wyboru było bardziej skomplikowane. Bowiem nie chodzi tylko o to przeciw komu (czemu) ale i z kim (czym). No i o cyniczną grę interesów. Moskwa popierała „antyfaszystów” hiszpańskich dla rozszerzenia swoich wpływów a z faszystami niemieckimi zawarła układ międzypaństwowy likwidujący naszą Ojczyznę i kilka innych suwerennych Państw a także dający de facto przyzwolenie na Holocaust.
Nie da się skomplikowanej i niejednoznacznej historii zamknąć mile brzmiącymi formułkami.
Strony światła w istocie nie było, ale film „Labirynt Fauna” jest stosunkowo świeżym produktem i tu partyzanci walczący z diabłem wcielonym, wydają się niczym pierwsi chrześcijanie, czyści i świetliści, oddający życie za szczęśliwą przyszłość innych.
Zaskoczona byłam okrucieństwem tego filmu i takim czarno-białym podziałem swiata, w który wplątano dziecko i jego marzenia.
Określenie „po stronie światła” w odniesieniu do wojny domowej jest przecież z definicji sarkastyczne.
Inna po prostu była zasada, na której reżimy mordowały.
Hitler kierował się rasizmem i mordował narody, Stalin – grupy społeczne.
A kiedy Stalin zabrał się także za Żydów, szczęśliwie był to już jego koniec 👿 Choć to i owo niestety i w tej materii zdążył. 🙁
No i w sumie jakiś consensus da się osiągnąć 😉
🙂 Consensus dobra rzecz 🙂
U nas w Polsce, Demokracja też zakończyła się podobnie jak w Hiszpanii zamachem wojskowym dokonanym z poparciem milionów ludzi przeciw innym milionom. Tyle, że w opinii moich przodków – wówczas aktywnych politycznie – żadne kroki legalnego rządu i Prezydenta nie usprawiedliwiały Piłsudskiego. Z kolei on sam nie musiał prowadzić wojny domowej. Późniejsze represje: Brześć, Bereza jakkolwiek karygodne (mój Dziadek kłął na Piłsudskiego do śmierci) nie były jednak masowymi zbrodniami.
Nam w Polsce jednak udało sie wtedy uniknąć i faszyzmu i komunizmu, choć nie mieliśmy demokracji w znaczeniu wyłaniania władzy kartką wyborczą po 1926. Więc i Polska fałszuję tezę o nieuchronności wyboru między hackenkreutzem a sierpem i młotem.
No a potem nas zmiażdżyli.
No, hm, tu jednak trudniej będzie o consensus. Faszyzm w Polsce przed wojną narastał niestety. ONR, Falanga i różne tam takie rosły w siłę. Kto wie, co by było, gdyby Hitler nie napadł na Polskę – może stałaby się jego sojusznikiem, jak np. Węgry?
I po wojnie byli tu tacy – i to nie były pojedyncze jednostki przecież – co chwalili Hitlera. Że jaki był, taki był, ale przynajmniej oczyścił Polskę z Żydów. Tfu!
A słowa Wata, które cytowałam wyżej, były jego wspomnieniami z lat 30. właśnie.
Faszyzm w Polce narastał? Mówi Pani o tych oenerowskich chłopaczkach na uczelniach, którzy próbowali bić Żydów lagami a potem dostawali od Bundowskich tragarzy z Kercelaka po mordzie, albo od Przodownika Policji Państwowej po tyłku pałką na komisariacie.
Bez przesady. Były takie ruchy w skrajnych skrzydłach endecji (która en masse faszystkowska nie była) ale do władzy było im na szczęście daleeeeko.
A co do głupot o „oczyszczaniu z Żydów ” to oczywiście niestety prawda. Ale dziś nie jestem w nastroju do tej debaty, bo to też złożony problem a ja już wychodzę z wizytą 🙂
Kłaniam się. Jest Pani wspaniałym rozmówcą. Gdyby tak w Polsce dzisiejszej wyglądała debata…
Chłopaczki chłopaczkami, ale numerus clausus i numerus nullus to przecież nie legendy, prawda? I nie tylko próbowano bić lagami, ale używano też np. żyletek.
Ale za miłe słowa dziękuję 🙂 Przyjemnej wizyty.
No nie, consensus consensusem, ale czapkowanie faszystowskiemu dyktatorowi i nazywanie go „wielkim mężem stanu” to jednak przesada. Do tego bagatelizowanie faszyzmu w przedwojennej Polsce? Brr.
Tak, tu consensusu nie ma.
o faszyzmie w przedwojennej Polsce tu:
https://lh5.googleusercontent.com/-4A4uThnvOKk/TKnV03o8oCI/AAAAAAAACLo/XGLppRsViA4/s1000/DSC_3249.jpg
oczywiscie ze byl i tam tez o faszyzmie po 1989r.
@ Wielki Wódz nazwisko tego pana usłyszałam po raz pierwszy niedawno, dzięki Björnowi Schmelzerowi. Płyty graindelavoix jeszcze nie słyszałam, niebawem powinna do mnie dotrzeć. Liczę, że wtedy się dowiem, z książeczki i nausznie!
@ mt7 Ekstra porcję serdeczności ślę! 🙂
A dla wszystkich chętnych Julia Leżniewa w Haendlu: http://youtu.be/s7AHxgAFvEQ
A ja spędzam sylwestra z Haendlem:
http://www.operakameralna.pl/?sylwester_2012_pl
🙂
@Dorota Szwarcman: O czym my mówimy? Faszyzm w II RP? Agentura komunistyczna (KPP i pochodne) była w Polsce milion razy silniejsza i groźniejsza niż ONRowcy.
Numerus Clausus i numerus nullus na uczelniach to była hańba. Żyletek oenerowcy używali. Zgoda. OENerowcy to byli okropni faszyści. Wszystko to prawda. Poza dyskusją wśród cywilizowanych ludzi.
Tyle, że na tle całej Polski, która nie składała się z wyższych uczelni, a nawet samych miast to były rzeczy marginalne. Polska była od faszyzmu wolna. Na wsiach był rząd – Piłsudczycy, w wielkopolskich miastach i miasteczkach endecja (główny nurt, o ONRze mało kto słyszał), w niektórych rejonach kraju silny PSL w jego dwóch podstawowych odłamach. W miastach do tego liczne partie żydowskie, reprezentowane w samorządach. No i PPS, rządzący w wielu samorządach dużych miast np. w Łodzi. Na miły Bóg, nie zamieniajmy prawdziwej historii Polski w jakiś agitprop rodem z lat pięćdziesiątych.
Chyba, że za „faszyzm” uznamy rządzącą krajem dyktaturę Piłsudskiego. No, ale to to się zupełnie kupy nie trzyma. Przyzna Pani
P.S. Numerus clausus zresztą triumfalnie wraca do Polski. Nazywa się on teraz nowocześnie „Parytety na listach wyborczych” 🙂
Teraz już naprawdę kończę bo za długo ze smartfonem w tej łazience u kuzyna siedzę 🙂
😯
No, ale wracając do tematu, przykro mi to mówić, ale że KPP był groźniejszy od ONR, to jest ale bzdura, że tak powiem niby z poznańska. KPP to był margines marginesu, szybko zresztą rozbity. Demonizowany „pośmiertnie”, i to w obie strony.
O tym, co działo się wówczas na wsi, i o PPS, rzeczywiście dziś wiemy niewiele i gotowam uwierzyć, że i temu komuch winny 😉
A porównywanie numerus clausus z parytetem… no, sorry, albo rozmawiamy poważnie, albo nie.
Ale ja własnie dlatego pytam, że już słyszałem płytę i czytałem książeczkę. 🙂
Dowiedziałem się właśnie tyle, że był sobie Pierre i pochodził z Cambrai, a cała reszta jest prawdopodobnie oczywista, każdy średnio rozgarnięty powinien wiedzieć, tak to sobie wyobraża Björn Schmelzer. 😉
No i chciałem się rozgarnąć. Na razie nic nie znalazłem.
Dorota Szwarcman. To co Pani napisała o 18.21, to przeraża, lub inaczej według Pani akolitów poraża. Już lepiej zająć się muzyką.
Oszsz, to utkniemy w takim nierozgarnięciu? Nie mam książki, w której by o nim pisali. Może chociaż jakaś erudycyjna recenzja się ukaże… Jak coś znajdę, na pewno dam znać. Björna to dopiero będę mogła zapytać, jak dotrę na jakiś koncert. A to na razie nie wiadomo kiedy nastąpi.
Ładną kartkę świąteczno-noworoczną zrobili 🙂
http://us6.campaign-archive1.com/?u=284577ef5823aae12c3e99b24&id=eef687550c
A płyta jak?
Nie wiem, kto to są moi akolici.
Mnie przeraziło swego czasu Pana zdanie o „wierszu” Grassa – na blogu Adama Szostkiewicza czy Daniela Passenta, już nie pamiętam. Jak również wiele Pana wypowiedzi tamże.
Dodam od razu, że na te tematy nie zamierzam rozmawiać.
Niedawno fragmenty tej płyty puszczała Magda Łoś w Dwójce.
@Dorota Szwarcman:
Co do agentury sowieckiej (napisałem KPP i pochodne, czyli po prostu agenci) to była to realna groźba, która po 17 września szybko wychynęła na światło dzienne z listami do wywózek. ONR przy nich to byli gówniarze. Myśli Pani, że II oddział Sztabu Generalnego i Korpus Ochrony Pogranicza utrzymywał profesjonalne siły kontrwywiadu przeciw fantomom?
Co do reszty to niezrozumieliśmy się. Ja wymieniłem tę całą mozaikę polityczną II RP na udowodnienie tezy, że ruchy młodoendeckie czy faszyzujące na tle całego pejzażu to była mniejszość. Czym była Falanga wobec PPSu w Warszawie czy Łodzi. Czy PSLu w Małopolsce. Nawet w Poznaniu „starzy endecy” byli w większości. No nie żartujmy. Pochodziki ONRu z pochodniami przy tym co Centrolew potrafił wyprowadzić na ulicę na 1 maja to były jakieś podchody. Zachowajmy proporcję. Choć rozumiem (i mówię to całkowicie z powagą, szacunkiem i przejęciem) dla żydowskiego studenta punkt ciężkości był inny. Z tym, że jak się zwrócił do chłopaków z Haszomer Hacair, Poalej-Syjonu, Bundu – a jak był na prawo to i do Beitaru o ochronę to pewnie mógł ją uzyskać. To na szczęście nie były Niemcy!
Numerus clausus a parytet. No cóż, dałem śmiejącego się emotikona – taki paradoks. Oczywiście, że to nie było to samo, myślałem że żart jest oczywisty. Dla umysłu ścisłego jak mój to z punktu widzenia czystej logiki i rachunku prawdopodobieństwo to parytet jest definiowany jako numerus clausus dla mężczyzn na poziomie 50%. Dodam 🙂 na wszelki wypadek.
No to może uśmieszkiem zakończmy. Twierdzi Pan, że jest Pan gdzieś w moim wieku (a u Adama Szostkiewicza napisał Pan, że ma lat więcej niż on – jesteśmy z Adamem z jednego rocznika 😆 ), więc oboje możemy znać przedwojenne czasy wyłącznie z przekazów. A że przekaz przekazowi nierówny, będziemy się różnić i już.
Współczuję kuzynowi 😉
Trochę wstyd i niezręcznie pisać o jakiejś płycie wśród takich wytrysków Świadomości wszelkiego rodzaju, od politycznej, przez historyczną, po samo-Ś. 🙄
No więc o płycie niewiele mogę powiedzieć, bo się jeszcze nie przegryzłem, tylko tak posłuchałem z wierzchu, raz. Mszalna, katedralna i gotycka, jak się można spodziewać po tytule, ale żywa, jak się można spodziewać po wykonawcach. Jest też piosenka po starowęgiersku. 🙂
A teraz się chowię do schronu. 😐
Ja już jakiś wpis nowy wrzucę, żeby wreszcie coś zmienić.
Ale nie będzie o muzyce, powiedzmy, dawnej.
O niej – po sylwestrze 😉
Też biegnę do schronu! Szkoda mi tylko, że wrzuciłam Julkę. Ona tam zdecydowanie nie na miejscu… Jak by Kierowniczka mogła ją schować, to będę dźwięczna – wrzucę ją znów w spokojniejszych czasach.
Sylwestra z Haendlem zazdraszczam! 🙂
E, ja już zamykam ten kramik. Będzie można wychynąć ze schronu, bo zajmę się czymś innym.
Sam budynek mały pałacyk przypomina, zapowiada się przyjemny sylwester w WOK.
Przyjemnych wrażeń i radosnego powitania lepszego nowego roku. 🙂
Tu też można fragmentu posłuchać:
http://www.glossamusic.com/glossa/reference.aspx?id=299
Kartka zabawna i gustowna. 🙂
Zapraszam do nowego wpisu. Merytoryzm powraca 😉
Merytoryzm? Tyle się już nasiedziałem w schronie i dalej nie będę mógł nosa wychylić? 😥
Pieseczku, ale kto powiedział, że nie będziesz mógł? 😯
Przecież Kierownictwo chyba wie, że merytoryzmu to ja się boję łokrutnie i nie podchodzę do niego za blisko, nawet jak mnie pasztetówką kusi. 😈
No to co mam zrobić, biedny żuczek? 😥
Nie lubią mnie. Albo nie chcą ze mną gadać, albo mają pretensje 🙁
Jasne, ja jestem pierwszy, który Kierownictwa nie lubi i gadać z nim nie chce. 😆
Żartowałem przecież. 😎 To nie ja się merytoryzmu boję. To on się mnie boi i nie pozwala mi podejść za blisko. 😈
http://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/754670,Zmiany-w-Polskim-Wydawnictwie-Muzycznym
Dzien dobry!
A propos Krakowa jeszcze – polecam gorąco Pani Redaktor i Dywanowiczom dzisiejszą audycję WYBIERAM DWÓJKĘ o 16.00 – bedzie m.in. o Chórze PR w Krakowie i o PWM. Warto!
Pozdrawiam ciepło noworocznie i życzę Państwu jak najwięcej dobrych, wypełnionych piękną muzyką, dni 🙂