Konstruktywizm jako kicz?
Przypadkowo rozwinięta pod poprzednim moim wpisem rozmówka rozpoczynająca się wokół Malczewskich uświadomiła mi po raz kolejny, jakiej to ja dziwnej jestem formacji. Otóż moje zainteresowanie sztukami plastycznymi, które tak na dobre rozpoczęło się w czasach studenckich, wyszło od zupełnie przeciwnej strony niż to bywa tradycyjnie. Nie jakaś tam muzealna klasyka, nie włoski renesans, nie francuski impresjonizm, a już zwłaszcza nie polskie malarstwo romantyczno-patriotyczne – zresztą romantyzm przez wiele lat był mi kompletnie obcy (a i ten typ patriotyzmu także). Obchodziła mnie tylko sztuka współczesna, a raczej – dwudziestowieczna. A jeśli wcześniejsza, to starzy Holendrzy z Pieterem Brueghelem starszym i Boschem na czele, i praktycznie mało co więcej, choć oczywiście byłam w stanie doceniać różne walory dzieł z różnych epok, ale to właśnie było mi (i wciąż w jakims sensie jest) najbliższe.
Moja przygoda z malarstwem zaś zaczęła się od malarstwa abstrakcyjnego. Gdzieś się kiedyś na te tematy zwierzałam, ale chyba nie tu, prawdopodobnie na blogu Torlina, na którym kiedyś bywałam. Abstrakcja była dla mnie szczególnie łatwo przyswajalna chyba dlatego, że moja główna dziedzina, czyli muzyka, niezależnie od tego, czy ma jakiś program literacki, jest przecież sztuką całkowicie abstrakcyjną. Dlatego malarstwo abstrakcyjne miało dla mnie pewien walor czystości, emocji wywoływanych jedynie przez formę, czyli kształt, kolor, rozmieszczenie na płaszczyźnie i proporcje, tak właśnie, jak w muzyce.
Jednym z kierunków, do których miałam szczególną słabość, był konstruktywizm. Zwłaszcza rosyjski – Rodczenko, Tatlin, Lissitzky, Łarionow, Gonczarowa itp., z Polski Kobro (bardziej niż Strzemiński), Berlewi i jeszcze paru. A na Zachodzie – krąg Bauhausu i neoplastycyzm Mondriana. Z czasem zaczął mnie fascynować los tych kierunków, zwłaszcza w Związku Sowieckim, fakt, jak to się stało (i dlaczego), że ci najbardziej ideowi ludzie zostali największymi wrogami systemu, ale to już osobna historia. (Moim głównym intelektualnym zajęciem w stanie wojennym było tropienie związków sztuki i polityki.) Tak, architektom z tego kręgu zawdzięczamy też nasze koszmarne maszyny do mieszkania. Ale same formy plastyczne były pełne wyrafinowanej, eleganckiej prostoty, opartej na znakomitych proporcjach.
Zmieniało się nastawienie do tej sztuki. Bardzo mnie ujęło swego czasu w Grupie TwoŻywo, że w sposób widoczny odnosiła się (i nadal odnosi) do konstruktywizmu. Kiedy widzę domy typu bauhausowskiego w Gdyni czy Katowicach, patrzę na nie z przyjemnością; wzornictwo też co jakiś czas przeżywa renesans. Trochę więc zaskoczyły mnie wyniki sondy „Dziennika” na Gargamela XXI wieku, które na pierwszym miejscu umieściły nowy gmach TVP. Coś dla mnie jest nie tak w tej sondzie, skoro ten budynek znalazł się (co prawda w niewielkiej odległości) przed bazyliką w Licheniu. Naprawdę, takie spostponowanie Lichenia jest zupełnie niezasłużone…
Ja mam bardzo niejednoznaczny stosunek do różnych realizacji p. Sławka Bieleckiego (którego zresztą znam osobiście, ale to nie ma wiele do rzeczy) i niektóre z nich oceniam jako kicz totalny z ich nawiązaniami do różnych tam dworkowych elementów – taka gargamelowatość właśnie. Ale akurat ten gmach jest inny, jest czymś w rodzaju konstruktywistycznej rzeźby. Owszem, za gęstej, zwłaszcza jak na konstruktywistyczne standardy. Ale ten „zwój” z lewej strony jest oczywistym nawiązaniem do znanego projektu Tatlina. Nie wiem, prawdę mówiąc, co II MIędzynarodówka ma wspólnego z TVP (zwłaszcza że Bieleckiego, starego opozycjonisty, o skłonności do komunizmu nie można podejrzewać) i dlaczego całość formy jest tak przeładowana – bo jest. Ale jest to dla mnie jednak zupełnie inna bajka niż Licheń i o ile Licheń dla mnie jest kiczem bez żadnych wątpliwości, wedle wszelkich zasad kiczowości, to gmach TVP jest raczej przerostem formy nad treścią, ale samo to jeszcze dla mnie kiczu nie stanowi (inna sprawa, czy to będzie funkcjonalne). No i sam fakt, że budowało się to tak długo i pochłonęło taka masę kasy, jest oczywiście naganny. Ale, co znamienne, eksperci wypowiadający się o tej budowli dla „Dziennika” w ogóle nie zauważyli nawiązań do klasyki konstruktywizmu i coś tylko bredzą o szpulce od nici. Niedouczenie?
Komentarze
Coraz częściej się zastanawiam, z jakiej to właściwie jesteśmy formacji. na pewno dziwnej. No nic. myślę, że jednym z jej wyznaczników jest „przesiąknięcie sztuką”, tzn. sztuka jest obecna w życiu przedstawicieli tej formacji od dzieciństwa albo i wcześniej (moja Mama opowiadała mi, jak to będąc w ciąży chodziła specjalnie na koncerty, wystawy i tańce, żebym dużo i dobrze słuchała, żebym uczyła się czuć kolory, rytm i dźwięki). Sztuka jako sposób przeżywania codzienności, codzienność jako materiał twórczy, sztuka udomowiona i oswojona, niezbędna w życiu jak powietrze.
A teraz trochę o konstruktywizmie i nie tylko. Moje zainteresowanie tym kierunkiem zaczęło się w liceum. I może szerzej – zainteresowanie pierwszym ćwierćwieczem XX w. To był szalony i wspaniały okres. Ta wielokierunkowa eksplozja twórczych możliwości we wszystkich dyscyplinach sztuki. I równocześnie konsekwentna walka o wolność kreacji. Myślę, że mimo wielu prac na ten temat, powszechna świadomość tamtych dokonań i ich wpływu na dzień dzisiejszy jest znikoma. A wobec zaniku wychowania estetycznego w szkołach etc. – będzie jeszcze mniejsza. Stąd łatwe ocenianie różnych jakościowo zjawisk tymi samymi etykietkami. No to tak na początek, a że myśl mi się już plącze – mówiąc dobranoc blogowi, komputerom i sobie – a dzień dobry tym, którzy tutaj zajrzą z rana, znikam.
Tak się składa, że widziałem ten budynek TVP w zeszłą niedzielę. On w ogóle nie pasuje do otoczenia. Wrzucony pomiędzy komunistyczne budynki z wielkiej płyty.
Za każdym razem jak jestem w Warszawie to wydaje mi się, że nie ma kogoś takiego jak plastyk miejski. Stolyca jest niespójna wyglądowo. Co rusz jakiś budynek wyskakuje do góry i wydaje się, że jedynym założeniem projektu jest aby odstawał od reszty budynków. Przecież centrum (właśnie gdzie jest właściwie centrum Warszawy?) wygląda jak projekt pijanego artysty. Dla mnie to kicz kiczowaty.
I te koszmarne reklamy wszędzie i o wszystkim.
Tak, codzienne obcowanie z Bauhausem to nie lada przyjemność 🙂
Nawet ja pamiętam tamten projekt (choć fachowcem nie jestem).
Inna sprawa, że budynek TVP zupełnie mi się nie podoba. Przeładowany — to raz. Dwa, ta powierzchnia…
Bardzo trudne wypracowanie Pani Kierowniczka dzisiaj zadała. Te dzieła zaliczane do strukturalizmu czy funkcjonalizmu (dla niektórych to prawie to samo, dla niektórych zakresami te pojęcia zachodzą na siebie, a dla innych strukturalizm jest pojęciem technicznym a funkcjonalizm estetycznym).
W architekturze nie ma tu wiele abstrakcji z natury rzeczy. Niektóre budowle czy projekty, w których chodziło o podkreślenie możliwości konstrukcyjnych przełamujących prawa natury, np. grawitacji, wydają się zaprzeczeniem funkcjonalności wbrew chyba intencjom twórcy. Idea podkreślania elementów konstrukcyjnych budynku nie jest sama w sobie nowa. Pałace renesansowe z szerokimi gzymsami oddzielającymi kondygnacje miały podobny sens.
Projekt Tatlina kojarzy mi się ze schodami watykańskimi Michała Anioła. Spirala Tatlina mocno się zwęża, jest opisana na stożku, ale podkreślenie wyjątkowości konstrukcyjnej dzieła jest zapewne wspólne.
Rosyjskie źródła są ciekawe. Jednak jeden z pierwszych artystów tego kierunku nigdy nie był w Rosjii sowieckiej. Inni rozwijali ten kierunek, ale z komentarzami podkreślającymi społeczno-marksistowski kierunek swojego prądu artystycznego. Przemysłowe budownictwo miało zapewnić tanie i estetyczne warunki życia klasie robotniczej.
W malarstwie rozdźwięk z teorią był tak widoczny, że istotnie najlepsi malarze zostali uznani za wrogów ludu. Ale to samo dotknęło m. in. Paula Klee w nazistowskich Niemczech.
Modernistyczna Gdynia cieszyła oko przed wojną. Za socjalizmu przeobrażono miasto zostawiając jednak całe kwartały nietknięte. Wystarczyło jednak bliżej gmachu poprowadzić ulice, żeby zniszczenie perspektywy pozbawiło gmachy ich wyrazu. Dotyczy to np. Dowództwa Marynarki Wojennej przy ul. Waszyngtona jak i całego Skweru Kościuszki oraz jego najbliższych okolic.
Postawienie na nabrzeżu dwóch koszmarnych wieżowców, nieźle jeszcze wyglądających na makiecie, ale w rzeczywistości zlewających się w jedną bezkształtna bryłe przy oglądaniu ich od strony lądu. Każdy placyk oddawany jest bez namysły chętnym deweloperom, którzy obok modernistycznych budynków stawiają, co tylko zechcą. Na Kamiennej Górze, która była swojego rodzaju perłą, podwyższono dopuszczalną wysokość zabudowy, a jej gestość bodajże podwojono. Kilka budynków modernistycznych przebudowano w stylu gomułkowskim i gierkowskim (np. Hotel Antracyt)
Za to opiece konserwatora zabytków poddano budynki z lat 50-tych, w większości z fasadami z lat 80-tych. W tym mój mioędzy innymi. Nie wolno niczego ruszyć bez zgody konserwatora.
Ale się rozpisałem. Ale akurat jako gdynianin mam do modernizmu słabość, a stale widzę, jak coraz mniej z niego zostaje.
Gmachu TV nie widziałem.
Wyznam blogowisku, że to foma mi pokazał Bauhaus katowicki 😀
A z Brunnetem niestety zgadzam się na sto procent. W ogóle jeżdżąc prawie po całym kraju (zwłaszcza gdy zdarza mi się to po powrocie z któregoś z krajów europejskich) myślę ze zgrozą: czy Polakom naprawdę obojętne jest, co mają wokół siebie? Byle byłoby wyro, spyża i tiwi? 😯
Kasiu, tak było jeszcze z moją znaną Ci siostrzycą, która specjalnie słuchała dużo Mozarta będąc w ciąży no i patrz – to do dziś ulubiony kompozytor Róży 😉
Tak obcowanie z Bauhausem musi być miłe. Jeszcze lepiej obcować z różnymi stylami, gdy się mieszka np. w Brugii, Brukseli czy Antwerpii.
Ale mieszkamy w kraju, który wiele przeszedł i starajmy sie chociaż teraz przeszkadzać w jego dalszej degradacji estetycznej. Tak by się chciało zawołać: „Śmierć biurokratom”, przy czym przez biurokratów rozumiem decydentów miejskich, którzy pod pozorem troski o miasto i poszanowanie prawa nabijają sobie kieszenie folgując deweloperom bez żadnego umiaru.
Wybaczcie, tłusty czwartek, a ja z takiej grubej rury. Wszystkim życzenia smacznych pączków i faworków.
Nic na temat wczorajszej fety w Zamku Królewskim. Program godny poznania na żywo. Wokalizę z Bachiana brasileira nr 5 śpiewała Anna Maria Jopek. Proszę, w takim szacownym towarzystwie córka woźnicy :-). Ale bez żartów, ciekaw jestem, kto się zdecydował na wykonawczynię spoza klasycznych śpiewaczek i jak to wyszło.
A jeszcze do sztuki wracając, Kazimir Malewicz był chyba Polakiem, nawet przebywał w Polsce jakiś czas po wyjeździe z ZSRR.
miało być 😉
O Naleśniku humorystycznie i przewałowo tu:
http://www.przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,4097.html
Jakoś się nie skusiłam na Jopek w Villi-Lobosie. Kto się na nią zdecydował? No jak to kto, organizatorzy, którzy uważają, że to dobre pociągnięcie marketingowe 😉 Zresztą Jopkówny są akademicko-muzyczne, jej siostra Patrycja jest skrzypaczką.
A Kazimierz Malewicz oczywiście był z pochodzenia Polakiem. Genialny człowiek, smutny los. Choć i tak miał szczęście, że nie wylądował w łagrze.
Trochę obrazków.
Teraz dopiero widzę, jakie te gugle są głupie – wstawiły do Malewicza Tatlina czy Mondriana… 😆
Czytałem (chyab w Polityce) artykuł o zabudowie miast reklamami. Napisane było, że pośród tych większych jedynie Kraków i Wrocław sie jeszcze jakoś trzymają.
A dziś jade odetchnąc świeżym powietrzem do rodzinnego Nowego Sącza. A tam dziś pośród „wielu” atrkacji Affabre Concinui
Czy to jest nawiązanie o Tatlina? Równie dobrze mogłoby być do minaretu w Samarze. Jest przeciez jeszczekapilica na Placu Dziękczynienia w Dallas, projektu Johnsona. Z drugiej strony Tatlin tez mógł się wzorować na minarecie, więc koło się zamyka :-).
Konstruktywizm jako kicz? A dlaczego nie. Kicz jest ponadgatunkowy. Żeby zrobić porządny kicz, obojętnie w jakiej dziedzinie sztuki, trzeba coś umieć. I potem to odpowiednio wykorzystać: wszystkiego za dużo, wszystko za bardzo. W to wpisuje się ten zwój nawiązujący do Tatlina, będący ukoronowaniem tego nieszczęsnego projektu. Licheń w końcu też nawiązuje do wielkich architektów, zresztą można znaleźć w tych obu budowlach wiele wspólnego. Zresztą nowy gmach telewizji ma jedną jedyną zaletę: jest idealnie adekwatny z programem TVP, tych tańców na lodzie czy Misji Specjalnych. Zdjęcia z Winterreise cudowne.
No nie, akurat nawiązanie do konstruktywizmu z tańcem na lodzie ma tyle wspólnego, co gruszka z wierzbą 😆
Ale fakt, minaret w Samarze podobny:
http://www.panoramio.com/photo/1993810
ale toć przecież nie ta Samara rosyjska! Czy Tatlin mógł go widzieć? No, wiem, że to żarty 😉
Może nawiązanie do fontanny w śląskim WPKiW 😉 (Ale fotki nie mam pod ręką 🙁 )
Jestem i wstrząśniety i zmieszany. Na zdjęciu mnie uderza brak harmonii. Oczywiście zdjęcie może byc tendencyjne. Ale analogia z wieżą ze słynnego obrazu nasuwa się sama, a u Tatlina tego nie ma, choć budynek TV bezwzględnie go niemal kopiuje.
Malewicza przywołałem, bo on w dużym stopniu był ojcem duchowym rosyjskich konstruktywistów. Poza tym absolutny abstrakcjonizm w owym czasie i ten czarny kwadrat bardzo mi się kojarzy z tym, o czym Pani Kierowniczka pisała na wstępie.
Nie wątpię, że Anna Maria Jopek ma dobre przygotowanie akademicko-muzyczne. Ale w swoim repertuarze chyba ma głos ustawiony trochę inaczej. Nie znam się, więc moge pisać głupstwa, ale tak mi się wydaje.
Tym bardziej jestem ciekaw wiarygodnych recenzji. Jakby napisała Pani Kierowniczka, to bym wierzył. Więc jak napisze po zaciągnięciu języka, też będę wierzył. Jak usłyszę w TV albo przeczytam w gazecie, nie będę wierzył ani trochę.
Kiedyś miałem największe zaufanie do gazety zwanej przez troglotydów koszerną, teraz mam największe do Polityki, bo tamta bardzo spuściła z tonu jakościowego. Na specjalistyczne wydawnictwa brakuje czasu.
Co do AMJ, to głosu ona moim zdaniem raczej nie bardzo używa 😆 Na wokalnym nie studiowała, ale to akurat nie jest zarzut.
Wracając do gmaszydła, to nawiązanie do Tatlina jest tylko jednym kawałkiem tej budowli. Fakt, wszystkiego tam jest za dużo, a forma Tatlina (jak większość najsławniejszych dzieł konstruktywizmu) jest pociągająca z powodu swojej prostoty właśnie.
Właśnie rzecz w tej prostocie. Zresztą dzieła nawet dość złożone sprawiają wrażenie prostoty dzięki harmonii. Jeśli jej brak, dostrzega się przeładowanie i nadmierne skomplikowanie. A harmonia czyni artystę.
Czasami coś może być harmonijne dla jednych, a pozbawione jej całkowicie dla innych. Tak jest z Sagrada Familia Gaudiego. Mnie się wydawało to dzieło bardzo harmonijne pomimo wybujałości formy i skomplikowania. Nie widziałem go jednak po dodaniu wielu elementów bardzo kolorowych zaprojektowanych przez Gaudiego. Opinie słyszane od tych, którzy oglądali ostatnio, są na ogół mniej pochlebne.
Są też dzieła, których harmonii nikt nie kwestionuje. No, może prawie nikt.
Najbardziej widac prostotę w budynkach ZUSów. Widac jedną prostą rzecz. Naszą kasę…. 😛
No i tylko szaleniec zakwestionuje harmonię w harmonii..
Poczytałem troche w Przekroju i osłupiałem. Wieża Babel ma symbolizować jeden wspólny język? W Bibli była mowa o pomieszaniu języków i to akurat do naszej TVP mi pasi, jak mówią młodzi.
200 mln to bardzo skromna kwota. Prezydent Gdyni niedawno postanowił wybudować nowy ratusz przy placu Plymouth w miejsce skweru. Ma kosztować 100 mln i, jak mówią wtajemniczeni, drugie 100 ma kosztować wyposażenie. Czy będzie ten budynek nawiązywał do modernizmu? Nie będzie. Cała fasada będzie taflą lustrzaną z możliwością pełnienia funkcji telebimu, np. z konterfektem Prezydenta.
Jeżeli ktoś zapyta, co na to Rada Miasta, odpowiadam: Radzie Miasta nic do tego. Ma tylko co roku przyklepywać budżet, w którym będą zapisane odpowiednie kwoty na inwestycje w roku budżetowym.
Ustawa o finansach publicznych przewiduje załącznik do uchwały budżetowej – Wieloletni Program Inwestycyjny – zawierający nakłady na każde zadanie w roku budżetowym i w dwóch kolejnych, ale Gdynia świetnie się bez tego obywa.
Znowu smucę w tłusty czwartek, jakby była Środa Popielcowa co najmniej. Przepraszam i postaram się poprawić. Ale od paru godzin pod oknem chodza policjanci z transparentami i uruchomionymi syrenami, więc chyba te syreny tak bojowo mnie nastrajają.
Policjanci to dziś wszędzie, a najwięcej pod Wawelem. Aż niebiesko-żółto od nich. NATO się naradza, żony, kochanki i ich ochorniarze zwiedzają i kupiują. Istny cyrk dziś w Galicji.
Cytując wieszcza:
Im bardziej pada śnieg,
Bim – bom
Im bardziej prószy śnieg,
Bim – bom
Tym bardziej sypie śnieg
Bim – bom
Jak biały puch z poduszki.
Niejeden już się wściekł
Bim-bom
Upadku nie ustrzegł
Bim-bom
I przy tym słowa rzekł
Bim-bom
Których nie znał sam Puszkin…
Stałem dziś od 7 rano 45 minut po pączki dla całego departamentu, bo miałem po drodze. Cały czas ta mruczanaka chodziła mi po głowie, a najbardziej:
…. jak wyżej
Jak biały śnieg z poduszki
I nie wie zwierz ni człek,
choć żyłby cały wiek,
gdy pada taki śnieg,
jak marzną mi paluszki
…czekając na pączuszki.
W rankingu brakuje Świątyni Opatrzności. Licheniowi nie podskoczy, ale też nieźle napaskudzi. Kupiłam niedawno odkurzacz Zelmera, bardzo żałuję.
W kwestii AMJ:
zasadność odejścia od płacenia (w przyszłości) abonamentu radiowego po wysłuchaniu występu Anny (Jezus Maria!) Jopek nie musi już podlegać żadnej dyskusji. Bo też trudno dyskutować nad celowością i sensem wczorajszego jej występu. Gdy nie staje skali, czystości intonacyjnej (eufemizm od słowa na lietrę „f”) i pewności głosu – to po co brać się za to. Nie mam pojęcia, czy podczas koncertu jej vocal(ic) był podparty techniką, czy zaprezentowała się go 1:1 – zresztą dla końcowego (braku) wrażenia nie ma to żadnego znaczenia. Kolejny przykład bezsensownego zapuszczania się vokalistów z jednej estetyki (i techniki) wykonawczej do drugiej. Bo rzecz dotyczy obydwu kierunków przepływu chęci. Aczkolwiek historia notuje udane wyjątki. Ot chociażby Renee Fleming – ale mam nadzieję, że w jej przypadku pozostanie to jednorazowym zdarzeniem. Raczej rzadko pomstuję, ale gdy jestem swego pewny, a ktoś pyta, to mimo braku czasu odpowiadam. Oczywiście Stanisław nie musi mi wierzyć – bo ja też nie wierzyłem z początku własnym uszom. Jednak nie chęć szczera czyni oficera…
AMJ zapewne zasugerowała się ludowo-popularnymi elementami w B-B i ludowymi wpływami na muzykę HVL w ogóle. Być może pomyślała, że sama obracając się w tych kręgach, poradzi sobie z tą muzyką.
Nie słuchałem tej transmisji. AMJ jako artystkę w ogóle doceniam (jeśli nie cenię). Ostatnio jej płyty robią się trochę na jedno kopyto, ale od strony muzycznej i produkcyjnej są zasadniczo bez zarzutu.
Jeśli faktycznie było tak, jak pisze 60jerzy, to dziwię się braku wyczucia możliwości. A może to jednorazowa wpadka? Pogoda ostatnio taka sobie, ciśnienie niskie.
Bo póki grały wiolonczele koncert był bardzo ok…
60jerzy 13:41. Ależ wierzę, niczego innego się nie spodziewałem, chociaż przeciwko śpiewom estradowym AMJ nic nie mam. Coś jednak podgryzało – „a może znowu wybrzydzasz bezpodstawnie”. Napisałem, że po przeczytaniu programu byłem i wstrząśnięty i zmieszany.
Można pomyśleć, że jakieś antyklerykalne lobby tu się zebrało. Licheń się nie podoba i ŚOB (jaki piekny skrót wychodzi). Tylko ja nie jestem antyklerykałem (przynajmniej generalnie, bo personalnie to często, niestety), a całkowicie podzielam opinie poprzedników.
Te wiolonczele w programie wyglądały bardzo pociągająco, żeby ni napisać „seksownie”.
Co do oceny możliwości przypominam sobie słynne wykonanie naszego hymnu narodowego. No może przednajsłynniejsze, jeżeli uwzględnić popis Prezydenta.
Tak napisałem bez zaznaczenia uwzględnienia proporcji. Oczywiście uznaję przewagę AMJ w produkcjach estradowych.
Prezydent zasdniczo dokonał tylko reinterpretacji tekstu.
W obronie pani G., pani Cudownej M. i innych wpadek powiem tylko, że jeśli szwankuje odsłuch, to w takim miejscu na scenie nie słychać nic poza odbitymi z kilkusekundowym opóźnieniem od ścian, zniekształconymi dźwiękami.
To się ma pewnie nijak do wpadek AMJ, ale niemniej są to w jakimś stopniu okoliczności łagodzące. Czy nie są?
O ile pamiętam, to Wolskę belkancił pan prezes, co w niczym nie pomniejsza możliwości wokalnych pana prezydenta. I druga uwaga: hymn jest państwowy (Wolski), nie narodowy, chyba nie odbierzemy prawa do jego śpiewania Żydom, Łemkom, Romom, Białorusinom i innym nacjom zamieszkującym Wolskę a mającym obywatelstwo polskie…
Po za tym czytam Cię Stanisławie z nieustającym zainteresowaniem 🙂
Gostek,
kiedyś to się mówiło, że ktoś nie ma słuchu.
Teraz, że nie ma odsłuchu?
😆
zeen, chyba obywatelstwo wolskie miałeś na myśli… 😉
Nie, nie, ja na powaznie. 😛
W warunkach amplifikowanych bez odsluchu, stojac na scenie za (czy pod – jeden pies) naglosnieniem, nie slyszysz muzyki prawie w ogole. Sluch mozna miec swietny 😀
Muszkieterze,
jak wiem, co miałem na myśli przy pisaniu co setnego komentarza, to bywam szczęśliwy…
Ciężko mnie Gostku będzie przekonać, bo spędziłem kilka lat przed, pod i nawet za nagłośnieniem i jakoś kłopotów większych z fałszowaniem nie miałem… 😆
No, hem, ehm, cóż. Nie mówię niemożliwe, ale mocno utrudnione.
A co na to konserwator?
http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35635,6194911,Konserwator_chce_kwiczec_ze_szczescia.html
Z op cit artykułu:
„Arpegia to technika wirtuozowska wymagająca lat ćwiczeń”
???
Na Zapusty i na Tłusty:
Pączek, ach, pączek,
Z rączek do rączek
mi wpadł.
Od kulinarnych bolączek
zaznałem drżączek.
Dziób zbladł!
Miast w brzuszku pączka
Mam w mózgu bączka.
Tu`m padł…
Kochani, uważajcie na siebie…
A powyższy link: hi hi – pana Katka muzyczna (non)gratka
Gostku:
Jaki muzyk – taka architektura.
I dalej:
Przełamano dawne zasad i reguły, właściwie to wszystko już wolno.
– O tak, klasyczny podział na dur i moll odszedł całkowicie z użycia. To dziś wyłącznie składnik erudycji muzycznej.
“Arpegia to technika wirtuozowska wymagająca lat ćwiczeń”
–
i to nie byle jakich: prawa ręka robi co innego, lewa co innego. A jak dodam, że w tym samym czasie palce prawej i lewej nogi robią jeszcze co innego, to mało która głowa daje radę…
No bo to sa arpegia. Gdyby byly arpeggia albo arpeze (pasazami rowniez zwane), sprawa wygladalaby zupelnie inaczej.
I gitara tez moze kwiczalaby ze szczescia.
Kanonicznie gitara powinna cicho łkać, czyż nie?
W rekach konserwatora?
I do tego Trójmiejskiego!
Motlawa wezbrala, slozy sie polaly…
„- (…) Materiał jest teraz inaczej budowany. Nadaje się mu formę bardziej wyrazistą.
– Przełamano dawne zasad i reguły, właściwie to wszystko już wolno.
– O tak, klasyczny podział na dur i moll odszedł całkowicie z użycia. To dziś wyłącznie składnik erudycji muzycznej”.
😯
To jest tylko rock’n’roll
Najprostszy rytm
Coś w dur i mol
I więcej nic
I więcej, więcej nic.
BUHAHAHAHAHA
Gostku, cóż za erudycja głęboka…
Konstruktywizm, nie konstruktywizm, ale ten gmach TVP po prostu brzyćki łokropnie… 🙄
U nas śnieg nie pada i w związku z tym odczuwam pewien niedostatek nabiału. I na dodatek nadreński karnawał się zaczął. Co Wy mi tu będziecie o kiczu, jak ja nie wiem, w jaką dziurę się schować, żeby przed jego łomoczącą kwintesencją uciec. 🙁
O tak, tam u Was potrafią…
1. W ogóle ten lutnik to Rene Lacote (nie umiem jeszcze, do krucafuksa, wstawiać obcych liter z ogonkami).
W tym artykule jest wyjątkowo dużo byków i bzdetów.
http://www.casanova-luthier.com/en/dans_l_atelier/lacote.htm
2. Erudycja nie moja, tylko pana Andrzeja Mogielnickiego… Ja tu tylko cytuję.
A wracając do gmachu TVP i do postu @monty 10:28, to Bielecki się wprost do tego Tatlina przyznaje:
http://www.dziennik.pl/kultura/article321207/Czeslaw_Bielecki_Ciesza_mnie_kontrowersje.html
Obce litery, Gostku, można wklejać na zasadzie ctrl C – ctrl V (zeen mnie kiedyś oświecił).
René Lacôte
Jako żywo!!!
Z tym największym kiczem XX! wieku to bym się tak nie spieszył, bo jeszcze 90 lat zostało do końca.
i tak trochę mininal-post-konstruktywistycznie:
najprostszy rytm
najprostszy ryt
kratkownica
poziomica
ciężarkowy pion
a budynek TVP można obejrzeć też filmowo: http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,6215963,Budynek_TVP__czyli_Wieza_Babel.html
przyglądając się niektórym realizacjom architektonicznym coraz więcej mam skojarzeń z okrętami, nie wiem dlaczego, może mi się tak tylko wydaje…
dzien dobry !!!!!!!
tez jestem zdania ,ze Lichen jezeli sie chce mozna nazwac kiczem,
ale jakos tam spelnia swoja funkcje,natomiast gmach TVP to pomylka
architekta i inwestorow.
taka sama pomylka jest dzielo zalozyciela „bauhaus” W.Gropius
slynne berlinskie osiedle „gropiusstadt”
http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:Gropiusstadt_apartment_houses.jpg&filetimestamp=20060715103532
istnieje jednak wiele przykladow finezjii ideii „bauhaus”
mysle,ze pani Dorota ma racje mowiac ze nie powinno oceniac sie
malarstwa,architektury wyciagajac je z kontekstu czasu,miejsca
czy tworcy
😀
Gropiusstadt – maszyny do mieszkania…
Ale Gropius też miał swoje zasługi.
A jak myślę o Berlinie i Bauhausie, to raczej o tym:
http://www.youtube.com/watch?v=twzlymFbtdo
Uwielbiam tę elegancką prostotę.
Muszę się teraz wyłączyć, idę w miasto 🙂
To i tak cieszmy sie, ze nikt w Polsce czegos takiego nie wymyslil:
http://blog.macgeneration.com/wp-content/upload/2008/05/cite_mode_design.jpg
Z daleka wyglada jak rozkraczona zaba. Zielona.
pani Doroto,to jest genialne,ja tam czesto(rys z berlina 8) ),moja zona
(szczesciara) pracuje po drugiej stronie ulicy „potsdamer straße”
zycie 😀
tereso,dobrze ze ta zaba zielona !
😀
jeszcze sie blyszczy dziwacznie
o, tak
http://www.prestigium.com/fr/news/mode/la-cite-de-la-mode-et-du-design-en-rade-179/diaporama/
Tak sobie myślę, że licheńska Bazylika, postawiona w miejscu nowego bydynku TVP, również „by się przeciwstawiała otaczającym go banalnym biurowcom jak dźwięk pobudki”. Świetny argument panie pośle (nie mam pojęcia czy to się jeszcze z dużej pisze)….
Z drugiej strony Bielecki ma rację, pisząc, że „(…zamiast rankingów takich jak „gargamele XXI w.” proponowałbym twórcze współzawodnictwo w przedstawianiu rozwiązań dla zagospodarowania przestrzeni publicznej, chociażby przestrzeni wokół warszawskiego Pałacu Kultury(…)”. Ja proponuję postawić przy PK odwrócony kościół Mariacki: już słyszę ten dźwięk pobudki!
Pan Czesław przywołał niejaką Zahę Hadid. Więc żeby było na koniec nieco muzycznie, to mała zagadka: Zaha Hadid przygotowała scenografię do opery Beat’a Furrer’a „Begheren” (polecam tym, którzy nie widzieli, realizacja do kupienia na DVD by Kairos).
Z którym z Naszych kompozytorów p. Czesław „eklektyk-kopista” mógłby współpracować?
No ja nie moge, wybaczcie… Az sie zakrztusilam ze smiechu
😆
Irlandzka policja rozwiązała sprawę polskiego recydywisty, który popełnił 50 wykroczeń drogowych i zameldowany był pod różnymi adresami. Według policji Polak nazywał się… „Prawo Jazdy”.
Irlandzkie gazety cytowały wewnętrzną notatkę policji z czerwca 2007 roku, w której zaznaczono, że prawo jazdy to polska nazwa dokumentu uprawniającego do prowadzenia pojazdów, a nie imię i nazwisko. Funkcjonariusze drogówki spisujący dane polskich kierowców wpisywali je jako imię i nazwisko właściciela dokumentu.
„To żenujące, że system stworzył ponad 50 różnych osób, które nazywają się »Prawo Jazdy«” – napisano w notatce.
Też nie mogie! 😆 😆 😆
Przeczytałem wypowiedź Czesława Bieleckiego, broniącego swojego dzieła. Znam niektóre jego projekty i przyznam, że mi sie podobały. Bielecki ma dobrą pozycję i ta dobra pozycja jest jego najsłabszym punktem: po prostu w żaden sposób nie może się obronić. Tłumaczy się m.in. tym, że współczesna architektura powinna przyciągać uwagę i prowokować do dyskusji. Koniec, kropka. Gdyby tak było – to Licheń zdaje egzamin: i uwagę przyciąga i dyskusje są bez przerwy. Gmach telewizji również. Wszystko co tam w takim nadmiarze nagromadzono już gdzieś widzieliśmy, wydaje się, że nie ma tam nic oryginalnego. Wydaje się też, że jedyną myślą ( i to zgubną) jaka przyświecała projektantowi był popis. Czy w takim strasznym gmachu da się tworzyć dobre programy… Ciekawy jestem co mieści się w gmachu, którego zdjęcie podesłała Teresa.
A propos gitary, dziś wyraźnie obecnej na blogu, na „Dwójce” własnie Concertini Lachenmanna z odtworzenia grają. Z Sacrum-Profanum. Choć z uporem maniaka zapowiadali jako Concerti. Z drugiej strony to przecież Concerto Grosso, więc się nie czepiam 🙂
„Muszę się teraz wyłączyć, idę w miasto”
Czyżby popołudniowy wypad na pączki? 😉
Modernizm katowicki to pikuś przy zabrzańskim.
http://forum.gkw.katowice.pl/viewtopic.php?t=1686
A Bauhausowski zabrzański kościół św. Józefa kładzie na łopatki!
http://www.malanowicz.eu/mm/pasje/architektura/koscioly/Zabrze/joseph.htm
Jak już tak sobie o śtuce gadamy, to ja proponuję zapoznać się z projektami, które możemy kontemplować w samotności.
http://www.duravit.com/pl/produkty/serie/starck-1/miski-toaletowe/miska-toaletowa-wisz_ca–021009_toilets_93218_useo6q3rt3.html
komisarzu,kosciol:duze kino,wspaniala architektura
uwielbiam te cegle
berlin ma jej duzo
http://piczej.de/Fotos/01_2009/DSC_8759.jpg
http://piczej.de/Fotos/01_2009/DSC_8785.jpg
Jestem dziś bardzo zajety, ale muszę sprostować trochę sam siebie. Nie obejrzałem rano gmachu TV na innych zdjęciach, tylko ten z Przekroju. Teraz popatrzyłem na inne i rzeczywiście to przekrojowe jest wyjątkowo złośliwe. Wieża Babael wygląda w tym skrócie jak kopia projektu pomnika Miedzynarodówki. Na normalnym zdjęciu można domyslać się inspiracji, jak wiadomo już potwierdzonej przez autora, ale nie plagiatu. Cały gmach wygląda lepiej. Może to tak na zasadzie kozy w przepełnionym mieszkaniu. Jak jej nie ma, wydaje się nieźle.
Przy okazji przejrzałem ranking i mam powód do radości. Na 7-mym miejscu dopiero, ale są – Sea Towers z Gdyni. Ustawiłbym je wyżej, ale to gmachy prowincjonalne i nie miały szans ze stolicą. Licheń też prowincja ale znana wszystkim
zeen, jak projekt jest wielki, to nieważne, czy się go ogląda w samotności, czy nie 😀
http://www.villiard.com/images/animaux/elephants/toilette-elephant.jpg
Dawno tu słonia nie było 😆
Ale zeen podrzucił samego Philippe’a Starcka! 😀
fomecku, ten kościół św. Józefa faktycznie jest nieprawdopodobny, nigdy go nie widziałam. Podziw!
A co do pączków, zaliczone dziś dwa na południowej nasiadówie i jeden wieczorem u rodziny 😀
A jak tam u Was w tej materii, przyznajcie się!
A co do pytania monty’ego z 18:12, to typowałabym Preisnera czy co…
Jak już Starck, to powinno być pełne wyposażenie łazienki, a nie sam kibelek 🙂
http://www.badratgeber.de/bilder/report/starck_duravit.jpg
Kiedyś kochałem się w tej łazience, ale powiedziała, że jestem dla niej za biedny, więc się obraziłem i zwąchałem się z inną. 🙄
No ładna, nie powiem. Mogłabym taką mieć. Ale i ja dla niej za biedna…
Paczkow bylo bez liku. Domowych. U Hani niejakiej. Wlasnie trawie. Ciezko idzie, nie przywyklam.
Wszystkie linki pootwieram w chwili potrawiennej, tylko Piotrowi Modzelewskiemu – tamoj ma byc muzeum mody i designe (wzornictwa przemyslowego znaczy). jeszcze nie jest otwarte, ale az strach pomyslec, co moze byc we watpiach zaby…
Udaje sie na trawienny odpoczynek. Jak to dobrze, ze Tlusty Czwartek tylko raz w roku!
Na dobraNoc mala anegdotka. Zegnam ci ja sie dzisiaj z panem D. (z tych D., nie mylic z innymi D., a jakze), a on mi (i nie tylko mi) – przestancie mnie brac za staruszka, ja mam TYLKO 90 lat!
Konstruktywizm, czy moze kicz???
http://www.tvn24.pl/0,1587155,0,1,swiatynia-z-butelek-po-piwie,wiadomosc.html
A ja się pytam, czy to jest świątynia piwa 😯
Zdumiewające… 😆
Idę również odpoczywać i trawić. Jutro, a właściwie już dziś, do Stołecznego Królewskiego. Dobranoc!
To ja sobie pohukam porannie.
Huku, huku, hooou—-k
Widziane wlasnoocznie i uwiecznione wlasnozrecznie…
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/3294807588/in/set-72157610438429869/
Wy sie smiejecie, a TO:
http://sciweb.nybg.org/Science2/Onlinexhibits/elefant.jpg
mialo stanac w Paryzu ku chwale Ludwika XV w miejscu, w ktorym dzisiaj
stoi TO:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Arc_de_triomphe_de_l%27%C3%89toile
Aż nie wiadomo, które dumniejsze…
Z trzech to pierwsze niechybnie.
A swoja droga, gdyby tak na tym rondzie wokol slonia jezdzic w kolko. Dostalby oczoplasu. 😆
Ale byłby wyjątkowy!
A łuk to taki banał… już starożytni Rzymianie… 😆
Baaa, zeby tylko starozytni Rzymianie…
😆 radosnego dnia i w droge
Rysiu, jak można nie kochać takiej cegły?
No ale jak się człowiek chowa od małego między Bauhausem a neogotykiem… 🙄
Cegla potrafi byc fascynujaca. Zapraszam do Sahagun. Tam sama cegla:
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157610851162425/
O rany, Tereniu, ja widzę, że to była podróż bez końca 😀
Ja spokojnie pociągiem ok. 12:30.
Muszę kiedyś porobić i powrzucać zdjęcia ulicy Słupeckiej, przy której mieści się moja redakcja. Same lata 30. 😀 A budynek redakcyjny w pewnym sensie do nich nawiązuje.
No, bez konca, fakt…
A przegladajac cos zupelnie innego
znalazlam Dinu Lipattiego (po prawej)
http://www.lipatti-haskil-foundation.com/img/dl/enescublessing-400.jpg
po lewej Enescu 🙂
Piękne!
To do miłego. Dziś pewnie nie bardzo będzie czas na pogaduchy – spektakl rozpoczyna się wcześniej, potem trzeba pogadać. Jutro pewnie będę wracać od razu rano, bo czeka na mnie pisanko.
To szerokiej, niezasypanej drogi, pieknych pejzazy, ogrzewania w pociagu, tworczego i inspirujacego spektaklu tudziez radosnej balangi po nim!
Jak sobie przypominam, to brak ogrzewania w pociągu też jest bardzo twórczy 🙂
ale tylko latem
zima konieczna piersiowka, a w dzisiejszych czasach… duch w narodzie upada
Cieżko się dzisiaj wyrwać. Nie odpowiedziałem wczoraj Zeenowi, choć należało, mea maxima culpa. Bliźniaków czasem można pomylić. Hymn jest oczywiście państwowy. Gdy powstawał, nie było państwa, ale wtedy nie był hymnem.
Przejęzyczenie bardzo niefortunne, ale całkowicie podzielam poglądy zeena. Sam kiedyś pisałem, jakie wrażenie na mnie zrobiły gwiazdy Dawida i wersety z koranu na mogiłach polskich żołnierzy we Włoszech. I mniej mi chodziło o to, że ci żołnierze polegli trochę bez sensu, ale Polacy też bez sensu tam polegli. Smutek, który tam odczuwałem wynikał głównie z faktu, że ofiara tych ludzi tak słabo jest oficjalnie doceniona.
Fantastyczne Sahagún. Nie znałem w ogóle, ani nawet nie wiedziałem, gdzie jest. W Cluny praktycznie nic nie zostało. Szedłem kawałek po drodze rzymskiej stanowiącej w tym miejscu szlak pielgrzymkowy do Santiago, ale to było w górach Sierra de Guadarama. Zaprzyjaźniliśmy się tam (ja czynnie, Moja zdecydowanie biernie) z lisem autentycznie dzikim i nie wściekłym, ale wyraźnie przyzwyczajonym do turystów.
A dlaczego kiedyś, Pani Doroto? A teraz nie można?
Casting na kota Bułhakowa
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,6298885,Teatr_im__Slowackiego_oglasza_casting_na_kota.html
Podrzucam link do artykułu Piotra Wielkiego Kamińskiego:
http://www.rfi.fr/actupl/articles/110/article_6991.asp
Co do sali Concertgebouw: jak najbardziej potwierdzam opinię o wyjątkowości tej sali i – co ważniejsze – publiczności. Jest to – spośród tych sal, które dane mi było poznać – bodaj jedyna, w której czuło się atmosferę „domową” – co oznacza, że na sali są przede wszystkim nie turyści, przyjezdni, tylko domownicy kochający swoją orkiestrę, muzykę, to miejsce, będące ich domem. Właśnie: domem, w którym gdy wieszam w szatni płaszcz – lub nawet futro – nikt mi go nie pilnuje, bo po co. Owszem, biorę sobie numerek (sam – bo tam nie ma szatniarek) tylko po to, by po 2-3 godzinach je znaleźć bez problemu. Akustyka faktycznie jest świetna (ale czy sala Berliner Philharmoniker w każdym miejscu ma równie świetną – śmiem wątpić, sporo już było głosów poddających jej walory w wątpliwość; ja akurat zawsze miałem miejsca w sektorze A – i tam jest faktycznie świetnie). A foyer amsterdamskie troszkę ciasnawe – lecz ludzie tak życzliwi i uśmiechnięci, że nie przeszkadza. Tylko wysokość estrady jest jeszcze większa niż w FN – pierwsze 3-4 rzędy siedzą niemal pod estradą z widokiem na kolana muzyków siedzących z brzegu – w związku z czym przestrzegam przy kupnie biletów – lepiej kupić ostatni rząd lub boki (bo na ogół tylko te miejsca są dostępne, reszta jest wyprzedana nieomal zawsze – jak to w przypadku licznej i kochającej się rodziny).
Pan Piotr wspominał o braku recenzji po recitalach – pani Teresa Cz. podesłała link do recenzji z zeszłorocznego koncertu:
http://www.resmusica.com/article_5526_recital_krystian_zimerman_paris_lecture_personnelle.html
Sądzę jednak, że panu PK zapewne chodziło o tzw. wiodące tytuły prasowe. Ale jest coś na rzeczy, bo nawet na tej stronie z recenzją koncertu KZ nie ma żadnej informacji o bachowskiej płycie Minkowskiego – u nas tej płyty póki co nie ma w ogóle.
A co do Hampsona – wydaje mi się, że (zwłaszcza jak na Amerykanina) z wymową nie było tak tragicznie – słuchałem z tekstem rosyjskim i (pomijając „zagęszczony” i szybciej śpiewany tekst) Hampson jakoś trzymał się duktu tekstowego. Chociaż pan Piotr pewnie powie, że trzymał się duktu o tyle, że dukał tekst.
Zglaszam Kota Moguncjusza, chyba ze nam sie Bobik skoci nagle 😆
Stanisławie,
Uświadomiłem sobie, że mój komentarz w zamierzeniu grzeczny, okazał się niegrzeczny. Przepraszam.
Ale prawdy głosić nie zaprzestanę:
Ceterum censeo Carthaginem delendam esse… 😉
Stanowczo odmawiam kocenia się i to jeszcze publicznie! 👿
Ale jako ciekawostkę mogę zapodać, że jeden z naszych rodzinnych kotów już grał w filmie i całkiem się okazał utalentowany. 🙂
zeenie, oszczedz Kartagine, prosze. Raz jej wystarczylo…
Do trzech razy sztuka! Potem potomni powiedzą, że za mientcy my byli dla Kartaginczyków 😆
Żaal, żaal, za dziewczyną,
za zburzoną Kartaginą,
żaal, żaal, serce boli,
że ją zeen tak roz..pinkwolił 🙁
Hej…
Ale wszystkich wczoraj zasypalo…
Ja nawet mialam sie rozpisac o ceglanej architekturze, ale mnie przymulilo. Kartaginski mul…
Zamiatam pod stol…
Eee tam, TROMBY!
Bis!
TROMBY!
(Rzeczywiście coś przysypało. Wczoraj pytałem o kolegę i koleżankę w pracy, a nasi wspólni koledzy z ironicznym uśmiechem: Myślisz, że na taką pogodę chciało im się przyjść do pracy?! Przyznaję, że i mi się nie chciało, ale z jakimś takim naiwnym poczuciem uważałem to za swój obowiązek. W każdym razie na bloga jest bliżej i zaspy raczej nie przeszkadzają.)
Poranna prasowka:
O III Kwartecie smyczkowym Pendereckiego:
Znany amerykański krytyk muzyczny Alyssa Timin była obecna na próbach koncertu. Później w swojej recenzji napisała, że choć w ostatnich latach Krzysztof Penderecki odszedł od awangardowości, to w jego najnowszej kompozycji jest wiele charakterystycznej dla polskiego kompozytora intensywności.
Czy ktos to rozumie?
Nie znam III Kwartetu smyczkowego Krzysztofa Pendereckiego.
Za to mogę polecić reklamy kawy, dla lepszego zrozumienia słów krytyka. Tam też chyba często jest o ‚charakterystycznej intensywności’.
A może mylę z innymi reklamami?
Znakomita sugestia, dzieki PAK-u!
O, wlasnie tego mi brakowalo: charakterystycznie intensywnej porannej kawy (choc w moim przypadku bynajmniej nie jest to awangarda stosowana) z przepysznym cieplutkim rogalikiem serwowanym na srebrnej tacy przez nieodzownego (choc jeszcze chrapiacego i przysypanego) Bobika. Dla Bobika bedzie na malej srebrnej tacce takowyz.
A moze w ogole podwojnie, because sobota?
Szaro za oknem, szaro przed oknem, szarosc saczy sie zszarzala…
Ide tropc Smetka.
Ojej, nie ma mojego wczorajszego wieczornego wpisu. Coś musiałem przeskrobać, bo pierwej tym wpisem antyszambrowałem był czas długi, a później ekspulsowanym został z kretesem.
Nad Sekwaną może się sączy ona szarość. U mnie – takoż mnie – dopadła, zdusiła, triumfem przepełniona szarzy się – spełniona już całkowicie a bezczelnie. Nawet kota swego widzę już szarego. Szarno-biała Tulcia!!! Ratunku…
Spiesze ratowac Tulcie!!!!
http://img.radio.cz/pictures/zabava/ruzove_bryle.jpg
Troche lepiej? Mniej szara?
W porannej prasówce wyczytałam również, że:
dziś 21 lutego 2009 – Światowy Dzień Języka Ojczystego
Na tę okoliczność postanowiłam więc przez najbliższe 24 godziny honorować polskie ogonki! Co decyzją jest heroiczną, bo niezwykle pracochłonną.
A swoją drogą między Światowym Dniem Kota, Świętem Bloggerów, Dniem Kobiet zszarzały dzisiejszy człek się gubi. To gorzej niż dżungla amazońska.
Gray in pink…
Ale link!
For this zink
sweet blink
😉
Traduttore – tradittore
😆
Pędzę, lecę po żwir koci
Bo kot na mnie właśnie psioczy
Że w kąciku sanitarnym
Leci smrodem zbyt nachalnym.
Zatem, adieu 🙄
Kot elegant ma byc przecie
pod krawatem, nawet w lecie
a juz kiedy casting w cracow
kot nie moze zwiedzac krzakow
A może Tulcia poszarzała z premedytacją, żeby nie brać udziału w castingu na kota Bułhakowa (tam preferowane będą czarne)?
Beato, ja podejrzewam, ze Tulcia, by wygrać ten casting, gotowa by była w czarnej farbie się utaplać. Tylko czy oni chcą kota Bułhakowa, czy kota w ogóle? Bo jeżeli kota Bułhakowa, to współczuję kotu.
Juz widzę przed oczyma duszy mojej jak jakaś kocia Anuszka rozlewa olej…
Zakończyłam roboty, wyszłam o bladym swicie (-14C) przed dom…
tak to wygląda o szóstej z czymś tam 😯
http://alicja.homelinux.com/news/img_7137.jpg
… zapomniałam dodać – KICZ !!!
U mnie jeszcze większy kicz, bo wszystko na biało 🙂
Też współczuję. Czy on będzie musiał pić spirytus?
Musowo, haneczko, musowo!
Alicjo, snieg w plomieniach? 😯
Nasz pierwszy kot lubił piwo. Nazywał się oczywiście Kapsel 😉
Znowu zobaczyłem swój wpis w antykamerze – problem chyba polega na wpisanych doń dwóch linkach – zatem dzielę go na dwa odcinki i spróbuję tak zamieścić (niewiele jednak rozumiejąc z procedur komputerowych): </i?
Podrzucam link do artykułu Piotra Wielkiego Kamińskiego:
http://www.rfi.fr/actupl/articles/110/article_6991.asp
Co do sali Concertgebouw: jak najbardziej potwierdzam opinię o wyjątkowości tej sali i – co ważniejsze – publiczności. Jest to – spośród tych sal, które dane mi było poznać – bodaj jedyna, w której czuło się atmosferę “domową” – co oznacza, że na sali są przede wszystkim nie turyści, przyjezdni, tylko domownicy kochający swoją orkiestrę, muzykę, to miejsce, będące ich domem. Właśnie: domem, w którym gdy wieszam w szatni płaszcz – lub nawet futro – nikt mi go nie pilnuje, bo po co. Owszem, biorę sobie numerek (sam – bo tam nie ma szatniarek) tylko po to, by po 2-3 godzinach je znaleźć bez problemu. Akustyka faktycznie jest świetna (ale czy sala Berliner Philharmoniker w każdym miejscu ma równie świetną – śmiem wątpić, sporo już było głosów poddających jej walory w wątpliwość; ja akurat zawsze miałem miejsca w sektorze A – i tam jest faktycznie świetnie). A foyer amsterdamskie troszkę ciasnawe – lecz ludzie tak życzliwi i uśmiechnięci, że nie przeszkadza. Tylko wysokość estrady jest jeszcze większa niż w FN – pierwsze 3-4 rzędy siedzą niemal pod estradą z widokiem na kolana muzyków siedzących z brzegu – w związku z czym przestrzegam przy kupnie biletów – lepiej kupić ostatni rząd lub boki (bo na ogół tylko te miejsca są dostępne, reszta jest wyprzedana nieomal zawsze – jak to w przypadku licznej i kochającej się rodziny).
i ciąg dalszy powyższego (oczywiście żle wpisałem polecenie zamknięcia akapitu italikiem i teraz wygląda tak, jakby przytoczony tekst był pana Piotra, a akurat są to mije wspominki – gdyby Pani Szefowa po powrocie z Krakowa ten drugi akapit „oditalikowała” byłbym – pokorą i skruchą przepełniony – wdzięczen wielce.
A to ciąg dalszy:
Pan Piotr wspominał o braku recenzji po recitalach – pani Teresa Cz. podesłała link do recenzji z zeszłorocznego koncertu:
http://www.resmusica.com/article_5526_recital_krystian_zimerman_paris_lecture_personnelle.html
Sądzę jednak, że panu PK zapewne chodziło o tzw. wiodące tytuły prasowe. Ale jest coś na rzeczy, bo nawet na tej stronie z recenzją koncertu KZ nie ma żadnej informacji o bachowskiej płycie Minkowskiego – u nas tej płyty póki co nie ma w ogóle.
A co do Hampsona – wydaje mi się, że (zwłaszcza jak na Amerykanina) z wymową nie było tak tragicznie – słuchałem z tekstem rosyjskim i (pomijając “zagęszczony” i szybciej śpiewany tekst) Hampson jakoś trzymał się duktu tekstowego. Chociaż pan Piotr pewnie powie, że trzymał się duktu o tyle, że dukał tekst.
Wczoraj wieczorem też się raczyłam wspomnianym artykułem Piotra Kamińskiego, zresztą pod intrygującym tytułem „Dziś: flaki” 😉 A pierwsza bachowska płyta Marca Minkowskiego dotarła do Polski (dawno się na nic tak nie wyczekałam), w ubiegłym tygodniu pojawiła się w Merlinie 🙂
A teraz – w związku ze zlotem wampirów i czarownic na ostatniej zabawie zapustowej – muszę obmyśleć i zrealizować scenografię samonośną dla siebie. A Tulcia na żadne castingi się nie wybiera – bo nie toleruje konkurencji. Żadnej. A już taplanie się w czymkolwiek (farba, mleko, alkohol, woda) nie mieści się w jej kocim łepku. Ona nawet nie pije niczego od czasu, gdy jako dziecię próbując się napić czegoś z miseczki, o mało co nie utopiła się. To jest zarazem miara jej inteligencji – niezbadanej zaiste. Oczywiście: jaki kot taka służba (lub na odwrót).
Beato
O, dzięki za informację o MM i JSB.
Rogalik dla Teresy – spóźniony, ale szczery. 😀 I trochę zmoczony, nie przysypany, bo u nas z nieba leci mokre, nie białe. 🙁
Bobiku, za rogalik szczere dzięki. Nie aż taki zmoczony, żeby się nie podzielić nim z Bobikiem. 🙂 😀
Krytyka w Paryżu owszem zdarza się, ale zasady pojawiania się recenzji z wydarzeń są dla mnie tajemnicą na miarę tajemnic templariuszy.
A już niech Pan PK nie narzeka tak lamentliwie. O Minkowskim w przeddzień koncertu 21 grudnia ukazała się cala strona w Le Mondzie… Ale fakt, w przeddzień. Potem głucha cisza, no bo co kogo to w ogóle obchodzi…
60Jerzy, a nie można się przebrać za czarnego kota po prostu?
Dzień dobry. Tu słonecznie i śnieg, ale z umiarem.
To ten Bach z Minkowskim już jest? Muszę w takim razie zmolestować gościa od Naive…
Wpuściłam ten poprzedni komentarz 60jerzego – oczywiście z dwoma linkami 😉
Teresko @18:53 – to jest jakiś Kot Moguncjusz? Ja znam tylko KoJaka 😀
Szybko na komputerze, gdzie format przeglądarki zupełnie mi nie pasuje.
Wczoraj koncert w Gdańsku. Christoph-Mathias Mueller prowadził bałtyckich filharmoników w V Symfonii Staempfli, Koncercie wiolonczelowym C-dur Haydna z Bartoszem Koziakiem i w V Symfonii Mendelsohna. Staempfli wypadł naszym wspólnym zdaniem całkiem dobrze. Tylko nikt nie wiedział, że już się skończyło, kiedy się skończyło. Dyrygent musiał to wyraźnie dać do zrozumienia, żeby publika zaskoczyła. Pierwsz część Haydna była raczej katastrofą. Moim zdaniem bardziej z winy orkiestry, zdaniem mojej raczej z powodu paru wpadek wirtuoza. Może wina była podzielona.
Pewnie jako coś pójdzie nie tak, potem bywa coraz gorzej. Ale pozostałe części były świetne. Mendelsohn porwał wszystkich dokumentnie. Orkiestra dała z siebie wszystko, na co ją stać. Praca dyrygenta też sprawiała wielkie wrażenie. Z orkiestry dawali z siebie wszystko wszyscy, ale efekty szxczególnie się wyróżniały u jednego z klarnecistów i u flecistki. Oboje grali przepięknie. W ogóle instrumenty dęte, które jeszcze 10 lat temu były pięta achillesową naszej orkiestry, teraz się wyróżniają.
Kończę, bo zaraz goście
Witam, Dorotko, witam. Kogoś tu bardzo brakowało
Oczywiście ze jest Kot Moguncjusz dla niepoznaki podpisujący się Ko(t) Jak Moguncjusz
😆
Ja nawet nie wiem, czy Moguncjusze mają kota… ale bym się nawet nie zdziwiła, bo tu praktycznie prawie wszyscy mają 😉
Pani Redaktor: dziękuję za myślność wspaniałą w reakcji na mą niedoskonałość. I obiecuję w przyszłości baczenie – nawet gdy wielkie zamyślenie – zdarzy się…
Właśnie poprawiam na wieczór zgryz i tak sobie sobie szlifując i pieszcząc uzębienie swe przypomniałem sobie – w kontekście biadań nad stanem paryskiej krytyki – jak to lat parę temu w lokalnej naszej gazecie ukazał się artykuł/recenzja z koncertu (wcześniej zapowiedzianego w tejże gazecie, litościwie pominę tytuł), a który (i to ten szczególik diabelski) nie odbył się w ogóle. Koncert poświęcony muzyce Moniuszki i Schuberta – osią scenariusza było hipotetyczne spotkanie i rozmowa kompozytorów (oczywiście pomysł zerżnięty i wyeksploatowany, ale nie w tym rzecz). I recenzja bynajmniej nie polegała li tylko na wyliczeniu wykonawców i podaniu programu plus parę sloganów – takiej massy tabulette. NIe, podkreślono walory i poziom wykonawców i ciepłe przyjęcie przez widownię. Jak już, to już. Niestety, nie zachował się w moim archiwum egzemplarz, ale chyba kiedyś zadam sobie trochę trudu i dotrę do redakcji, by odświeżyć sobie niezapomniane wrażenia z cudownego spotkania panów Moniuszki i Schuberta, na którym byłem, jestestwo swe syciłem a relacji nie skleciłem…
Hm, to chyba zaraz napiszę słów parę o wczorajszym spektaklu, który się jednakowóż odbył…
To nowy wampyr będzie? Nie pierwszy już na tym blogu 😉
60jerzy, może recenzje z nieodbytych koncertów nie są normą, ale recenzje przez nieobecnych krytyków zdarzyły mi się nie raz. Nazwiska pominę wstydliwie. Choć właściwie nie mam się co skarżyć, dobre były, ale tak jakoś… głupio.