Chopin a sprawa norweska
NIFC dostał norweski grant! Całe 3 276 249 zł dofinansowania przyznała instytutowi Norweska Rada Sztuki (w ramach tzw. Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego) na program „Pomiędzy tożsamością narodową a wspólnotą kulturową. Od Chopina i Tellefsena do XXI wieku”.
Dobrze napisany wniosek dotyczący dobrze sformułowanego programu – to połowa sukcesu. Brawo więc dla instytutu. Warunkiem otrzymania takiego grantu jest powiązanie programu z Norwegią i Skandynawią w ogóle. Kiedyś z podobnych funduszy skorzystała Warszawska Jesień organizując edycję festiwalu pod hasłem PÓŁNOC! z przewagą muzyki skandynawskiej, i była to jedna z najciekawszych edycji w historii festiwalu. W powiązaniu z Chopinem możliwości jest niby mniej, ale i tu niemało się znajdzie.
Przede wszystkim jest ważna postać norweska związana z naszym kompozytorem: Thomas Tellefsen. A w jego rodzinnym mieście Trondheim mamy „naszego człowieka” – Krzysztofa Urbańskiego, który jest dyrektorem muzycznym tamtejszej orkiestry (i otworzy z nią przyszłoroczny festiwal Chopin i Jego Europa). Ringve Museum w tym samym mieście wchodzi w partnerstwo z naszym Muzeum Chopina i w przyszłym roku pokaże wystawę skupioną wokół Chopina i Tellefsena, a u nas będzie coś szerszego: „Od romantycznego poszukiwania tożsamości narodowej i kulturowej do modernistycznych przewartościowań. Chopin – Tellefsen – Grieg / Przybyszewski – Weiss – Munch” (wrzesień 2014-luty 2015). A w Żelazowej Woli w przyszłorocznym sezonie letnim – ludowe instrumenty muzyczne czasów Chopina, bo w tym „norweskim” programie będzie też nurt ludowy, z prezentacjami źródeł folkloru polskiego i skandynawskiego, przy współpracy z Norweskim Centrum Muzyki Tradycyjnej i Tańca.
Powiązania muzyki polskiej i norweskiej będą też poprowadzone aż do Witolda Lutosławskiego, który, jak wiadomo, miał domek w Norwegii i napisał tam wiele utworów oraz był w przyjaznych kontaktach z czołowym norweskim kompozytorem tych czasów, Arne Nordheimem.
Będą też oczywiście konferencje naukowe, jeszcze w tym roku – w Paryżu (w końcu i Chopin, i Tellefsen byli paryskimi postaciami, obaj zresztą tam zmarli), w przyszłym roku o Chopinie i Griegu w Oslo, a także o muzyce tradycyjnej w Radziejowicach, a w 2015 r. w Warszawie. Ale dla szerszej publiczności ważne są koncerty. Oczywiście głównymi postaciami wykonawczymi będą Leif Ove Andsnes i Truls Mork. W sumie na przyszłorocznym, jubileuszowym ChiJE będzie 8 koncertów polsko-norweskich – nie ma się co więc martwić, że cały festiwal będzie skandynawski. A fundusze norweskie pozwalają, żeby w nie wpuścić całą reklamę festiwalu. Będzie inaczej i na pewno ciekawie.
PS. Do Lutosławskiego jeszcze na chwilę wracając: właśnie został rozstrzygnięty Międzynarodowy Konkurs Kompozytorski jego imienia (w powyższym linku jest błąd: laureatka III nagrody nie jest Rosjanką, tylko Białorusinką). Na konkurs przysłano aż 160 partytur z 37 krajów, w tym tak egzotycznych miejsc jak Iran czy Malta. Przedmiotem konkursu były utwory na wielką orkiestrę o czasie trwania co najmniej 10 minut – ileż to kilometrów pięciolinii napisano…
Komentarze
Malgorzata Jaworska (dzis chyba mieszkajaca w Norwegii) nagrala wiele utworow Tellefsena, mam jeden z tych dyskow.
Ja z kolei tu wspominałam o płycie Huberta Rutkowskiego:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/03/07/pare-plytek-wokol-fortepianu/
A tu jest ten sam koncert, co na płycie:
http://www.youtube.com/watch?v=6xwdfok2Y0Q
Mysz się ujawnia i pozdrawia! Dla niepoznaki w nowym wpisie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=bW5JRvB7wfA
Arne Nordheim (1931-2010)
pisal muzyke filmowa. Najbardziej znany obraz z muzyka tego kompozytora to „Förföljelsen” (Przesladowanie) rez.Anja Brejen, nie wiem czy byl grany w Polsce – aktorka Lil Terselius nagrodzona w Wenecji w 1981.
Arne Nordehim to takze znakomity krytyk muzyczny. W 2012 dzielo Nordheima „Vevnad” bylo wykonane na wystawie sztuki wspolczesnej dOCUMENTA (13)
Jak zwykle spóźniony, ale… a propos poprzedniego wpisu i kostiumów operowych; polecam piękny album ‘Costumes de scene’ Claude’a Fauque (wydawnictwo Styles). Jego wydanie towarzyszyło cyklowi wystaw zorganizowanych w 2011 przez francuskie Centre National de Costumes de scene. Przy okazji; może ktoś wie, czy każdej z ekspozycji towarzyszyła osobna publikacja (nie chodzi mi o katalog, bo ten jest raczej nieosiągalny)? Jako operowego fetyszystę 😉 interesuje mnie ewentualne wydanie towarzyszące ‘Vestiaire de Divas. De Callas a Dalida’… przetrząsnąłem swego czasu eBay-a na trzech kontynentach i nic… 🙁 Kłaniam się wszystkim nisko 🙂
Ale fajnie ma ta biała mysza 😉
Arne Nordheim napisał dużo pięknych utworów, niejeden z nich był wykonywany na Warszawskiej Jesieni. A w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia zrobił chyba najpiękniejszy ze swych utworów elektroakustycznych: Solitaire.
Tuba tego piękna w pełni nie oddaje, ale jednak…
http://www.youtube.com/watch?v=3db0bMg9GI0
Dobranoc 🙂
A to się śmiesznie porobiło, bo są Dwie Myszy! I obie się dyskretnie przyznały.
Myszko, Myszko dokąd mkniesz, jestem mały nietoperz, latam chociaż brak mi piór, jak spodeczek pośród chmur.
Dobranoc.
(Z czego to, Koteczki?)
google podpowiadają, że z Alicji
Ad Dorota Szwarcman
26 czerwca o godz. 23:32
Czy te szmery i odgłosy to jest muzyka?
Tu jeszcze o Malgorzacie Jaworskiej i Tellefsenie (pierwsze wykonanie jego utworow solowych w Polsce i pierwsze ich nagranie)
http://www.malgorzatajaworska.com/malgorzata.html
Nie było Pobutki? 😯 To budzimy! Po norwesku! 😀
http://www.youtube.com/watch?v=gwyftNzQrxY
Tak, klakierze, to jest bardzo piękna muzyka. Jeden z moich najukochańszych utworów tego gatunku.
To nie kostiumy sceniczne, ale bezcenne źródło inspiracji dla scenografa z wyobraźnią:
http://www.taschen.com/pages/en/catalogue/classics/all/44938/facts.auguste_racinet_the_complete_costume_history.htm
@klakier 0:26
Skaranie boskie z tym guglem, nawet zagadek się nie da…
Nie pamiętam, czy to jest u Marianowicza, a nie mam pod ręką, ale to śpiewa Suseł w bezcennym, oryginalnym polskim dubbingu Alicji Disneya, zlatując z nieba pod parasolem.
Tak swoją drogą, to nie wiedziałam, że mapap też Mysza. Bo Ta Druga to nawet publikuje pod swoim nazwankiem łacińskim 😉
Powiedzmy, że jedna jest Mysza Prywatna, a druga Oficjalna…
🙂
Mysz ujawniła się pod wpływem Kierowniczki – żeby była pewność, że aż tak się przytrzaśnięcia ogona nie boi.
My tu żadnych ogonów nie przytrzaskujemy 😐 Każdemu ogonowi należy się szacunek…
Koncert Tellefsena swietnie nagral Hubert Rutkowski z PORem pod Lukaszem Borowiczem
No toć właśnie tego dotyczył link z 22:13 🙂
W nowej produkcji Jana Fabre’a, zatytułowanej Tragedy of a Friendship (chodzi o Nietzschego i Wagnera, jak jasno widać na załączonych obrazkach)
http://www.hollandfestival.nl/en/program/2013/tragedy-of-a-friendship/
naga wykonawczyni siusia na scenie (zgaduję, że to właśnie widać na obrazku z listkiem). Podobno był skandal.
Na blogu Normana Lebrechta tak komentuje to kompozytor holenderski, John Borstlap:
„People like Fabre think that transgressing boundaries must inevitably result in Great Art, since history shows that Great Art transgressed existing boundaries. It is an immature idea, uncooked, undigested, and made ‘respectable’ through the oldfashioned ideas of sixties modernism, which was embraced enthusiastically in Holland because it provided ‘artists’ with the long-awaited liberation from artistic quality.”
I Borstlap zadaje pytanie, które i mnie nie od dzisiaj pali usta: „What next? Real killing on stage?”
Panie Piotrze, Panie Piotrze… jest! od 2:53
http://www.youtube.com/watch?v=ovkVzv9CX7c
A ja sprawdziłam – tego nie ma u Marianowicza 🙂
Widzę, że to ulubiony cytat Pana Piotra 😆
http://www.rfi.fr/actupl/articles/114/article_8046.asp
Cóż, Pani Kierowniczka mnie zdekonspirowała, ale to istotnie był duży wstrząs w dzieciństwie i już mi tak zostało. Przydaje się od czasu do czasu, nie moja wina, że panowie reżyserowie wszędzie myszki widzą.
I brawo klakierowi za ten kawałek, bo to jest oryginalny polski dubbing, na co wskazują głosy Barbary Rylskiej (Alicja) i Zofii Raciborskiej (Suseł). O ile wiem (proszę o sprostowanie, gdyby co), Disney kazał zrobić nowe dubbingi, „cyfrowe”… A w tych starych były aktorskie cuda, tu jest niepełna obsada, wymieszana z oryginalnymi głosami.
http://www.filmweb.pl/film/Alicja+w+Krainie+Czar%C3%B3w-1951-108102/cast#role-actors
Wilhelmi! Bielicka, Skarżanka, Gołas, Brusikiewicz! Bywał też, jeśli dobrze pamiętam, Aleksander Dzwonkowski. W Spiącej królewnie Wiedźmę robiła – Zofia Mrozowska! Ej, łza…
Wydłubałem obsadę Zakochanego kundla, trzeba rozwinąć i patrzeć niżej, na polski dubbing 1962 (powyżej pojawia się nazwisko dobrze znane na Dywanie…). Czyżby taka obsada poszła do kosza?
http://www.filmweb.pl/film/Zakochany+kundel-1955-93644/cast#role-actors
Ale Pan rozwiązał worek wspomnień…
http://www.youtube.com/watch?v=1naIffWCh3U
Z zupełnie innej beczki: zadzwonił do mnie dziś Polak działający w czeskim zespole Collegium 1704, o którym tu niedawno była mowa, i zaprosił na koncert 5 lipca w Warszawie 🙂
http://www.collegium1704.com/cs/kalendar/details/234-Bachova_konference.html
Chciałbym oficjalnie oświadczyć, że oficjalne oświadczenie Kierownictwa o nieprzytrzaskiwaniu tutaj żadnych ogonów jest satysfakcjonujące nie tylko dla Myszy. 😈
Oczywista oczywistość, że dotyczy to również, a może przede wszystkim, Psów i Kotów 😀
Ano właśnie, Klakierze, ale – przy całym szacunku dla „redub 1996” – w pierwotnej wersji to byli Kalina Jędrusik i Wieńczysław Gliński…
Okazuje się, że nawet to już jest old news, gdyż pięć lat temu:
http://www.bloomberg.com/apps/news?pid=newsarchive&sid=aP.o.oi0Lykg&refer=muse
Jak to się sika na komendę? 😯
Ad Piotr Kamiński
27 czerwca o godz. 21:33
W pośpiechu nie zwróciłem uwagi, że to ta wersja na DVD.
Pani Kierowniczka wybaczy…
Też na chybcika znalazłem fragment starej wersji – Jędrusik, Brusikiewicz, Wichniarz, Gogolewski
http://www.youtube.com/watch?v=H9a9DZYRr20
A już tylko na marginesie odnośnie „dużego wstrząsu w dzieciństwie”. Z Alicji oglądanej wówczas zapamiętałem tę scenę… jak Królikowi odbierają zegarek… na całe życie, że zegarek jest odpowiedzialny za pośpiech 😉
http://www.youtube.com/watch?v=FCd_fxYFjWk
Dobrej nocy 🙂
Jak to jednak zmieniało optykę, jak się miało telewizor w domu… Ja nie miałam. Jakoś nikt w domu nie uważał, żeby to było ważne. Dopiero gdy część rodziny wyemigrowała po 1968 r., zostawiła nam swój. Tak więc w dzieciństwie nie oglądałam kreskówek ani seriali. Pamiętam, jak w podstawówce jedna połowa dziewczyn w klasie kochała się w Świętym, a druga w Doktorze Kildare, a ja nie miałam o czym z nimi rozmawiać…
Myszko, Myszko, dokąd mkniesz?
Tam, gdzie śpieszy wszelki zwierz,
gdzie kieruje Sowa lot,
gdzie już siedzą Pies i Kot,
przez łąk zieleń, miejski smog,
na muzyczny pędzę blog,
co tym zwłaszcza jest wsławiony,
że szanują tam ogony. 😎
Brawo dla Klakiera i dla Liska za te kawałki! Chyba nie ma żadnej rozmowy…
Te stare Disneye widziałem w kinie, jeden po drugim. Ale rozumiem Panią Kierowniczkę, bo u nas telewizor pojawił się stosunkowo późno. Kildare i Swięty byli brani, ale głównie Kabaret Starszych Panów i Teatr Telewizji. Chociaż kulturę miałem w tamtych czasach radiową raczej, niż telewizyjną.
A skoro już jesteśmy przy nostalgii, to co Państwo powiecie na to:
https://www.youtube.com/watch?v=qTncGsMsA_U
Obraz można wyłączyć, bo „choreografia” lichutka, a posągowa dama, co użycza ciała Pani Irenie Santor – fatalnie się rusza. Ale ta piosenka! Tekst Osieckiej znakomity, jednocześnie prościutki i wyszukany, i muzyka Lucjana Kaszyckiego, któremu wszyscy Pamiętają Jesień, a to jest przecież perła, te chromatyzmy, te interwały szerokie – a intonacja Ireny Santor jak zwykle kryształowa, mistrzostwo.
U mnie szacun.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=0ioX9-UGboc
Panie Piotrze, szanowny
te wszystkie Santorki, Polomscy…Bielickie…to dla mnie tabula rasa…ja wchodzilem w swiat muzyki mojej mlodosci z The Clash, The Ramones, Iggy Pop (ach, tak… nosilo sie takie kurteczki Schotta, okulary Ray Bana…) czy tez z Malcolmem McLarenem i jego „Let it Rock” a wowczas w Polsce to byl „Kryzys” (:) ) z Brylewskim i Lipinskim ( bardzo sympatyczni Panowie)…no, coz kazdy ma swoich kumirow, do ktorych wzdycha czasami
pozdrawiam
http://www.youtube.com/watch?v=imf25Squ8ro jeszcze chyba The Ramones nie bylo tutaj
Drogi Ozzy, kwestia pokolenia napewno. Szkopuł w tym, że w moich „tamtych” czasach ja słuchałem Beatlesów z przyległościami, a o Irenie Santor wyrażałem się pogardliwie z wyżyn nastoletniego besserwisserstwa. Ale minęły lata i nagle usłyszałem jakąś jej piosenkę, chyby nawet nie z tych najciekawszych – zamurowało mnie z wrażenia. Z jednego powodu: intonacji. Każdy dźwięk atakowany z frontu i idealnie nastrojony, jakby miała w gardle klawisze. Jej repertuar nieszczególnie mi odpowiada, ale taki warsztat!
A ta piosenka Osieckiej i Kaszyckiego jest, w swojej kategorii rzecz prosta, mistrzowska. Cole Porter by się nie powstydził.
Wspomniał Pan o Hance Bielickiej. Został po niej obraz cokolwiek „plebejski”, wynikający z emploi, ale warto poczytać jej późne wywiady – klasa! W latach 90. kolega kręcił z nią pewien serial, czasem na wyjazdach. Miała koło osiemdziesiątki. Podobno pojawiała się na planie bladym świtem przed wszystkimi, świeża jak poranna róża, budziła wszystkich zaspanych, jedyna z obsady umiała na blachę cały tekst, włącznie z kwestiami kolegów.
„The oldest hath borne most; we that are young – Shall never see so much, nor live so long”, powiada Edgar na koniec Króla Lira.
Pozdrowienia!
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://fc04.deviantart.net/fs70/f/2013/035/3/d/norwegian_forest_cat_by_raoulincorporated-d5tsrhb.jpg
Piękny rudzielec! 😀 W norweskim lesie musi mieć dużo futra 😉
Panie Piotrze,
tak, tak szekspirowski Edgar najlepiej to oddaje a bedzie tak, jak Stasiuk mawial, ze kazdy bedzie mial taka wiecznosc na jaka sobie zasluzyl i na to wezwanie kazdy z nas stawi sie jak wyglada, jak jest ubrany a moze i nie (ubrany 😉 )
Widzialem taka instalacje Name June Paika, gdzies w polowie lat 90 w sztokholmskiej Moderna Museet. Ten amer. Koreanczyk, kolega Karlaheinza Stockhausena, postawil przed aparatem tv sztuczna zabe, ktora gapila sie w zmieniajace kadry filmowe.”I want to be a frog in my new life” – tak zwalo sie „dzielo” artysty.
To o czym pisze ma pewien zwiazek ze sprawa, ktora sie przewija na tym blogu a mianowicie jak duzo jest jeszcze muzyki w spektaklach muzycznych.
Dotyczy to rowniez sztuk plastycznych. Jak wiele dzieje sie juz poza samym obrazem. Z jednej strony ogladam np Gustave Courbeta a z drugiej, kiedy mam przed soba hiperabstrakcje Ada Reinhardta http://www.guggenheim.org/new-york/collections/collection-online/artwork/3698.
Pisal pan poprzednio o tych eksperymentach operowych. A ostatecznie bede wracal do
Courbeta jak i bergmanowskiego „Zaczarowanego fletu” a czasami by sobie przypomniec zagram The Rolling Stones…You Can´t Get Allways What You Want, ale coz, poki co to trzeba probowac.
pozdrawiam w samo poludnie skandynawskie i wybieram sie na
spacer do pobliskiego jeziorka
Myszko, myszko, dokąd lecisz?
Lecę robić myszki-dzieci
bo pan myszek mi zakrzyknął,
że mysz-viagrę właśnie łyknął
pędzę zatem bez zwlekania
wykorzystać tego drania,
tyle jeszcze mam fantazji
by skorzystać z tej okazji…
a do czego zdolny drań jest,
dam po wszystkim sprawozdanie 🙂
🙂
O kotach lesnych „trollkatt” (nie widzialem ich tutaj w lesie) norweskich (norsk skogkatt) ciekawostki:
zlaza prawie z drzewa glowa do dolu, akceptuja bardzo czesto inne koty a nawet psy
http://www.skogkattslingan.com/index.php
Skoda, ze to nie była Zywa Strasna Zaba, bo mozna by się zastanawiać, co ona sobie myślała o artyście i jego klientach. A u Reinhardta mam wrazenie, ze artysta zwala całą robotę na patsącego, niech sobie sam wymyśli, co widzi, co ja się będę męcył.
Są takie teorie (casami się z nimi zgadzam, a casami nie), ze cała stuka juz została wymyślona i nic dla nas nie zostało. Ale nawet, gdyby tak było, pociesam się myślą o tych wsystkich wielkich zecach, których jesce nie cytałem, nie slysałem, ani nie widziałem i na które i tak nie starca casu w nasym krótkim zyciu.
Aha: informacja dla PT Fetysystów: Kaufmann śpiewa w Monachium „Di quella pira” w H-dur. Cyli o pół tonu nizej.
Ad Piotr Kamiński 27 czerwca o godz. 23:25
Nostalgia, nostalgią… czy to tylko tęsknica za latami młodości zamknięta w melodiach, filmach tamtych dni?
Wydaje mi się, niewykształtowi muzycznemu, że tamte piosenki Kaszyckiego budowały jakby mały filmik w wyobraźni słuchającego, a składała się na to muzyka, tekst i wykonanie podparte przede wszystkim nienaganną dykcją.
http://www.youtube.com/watch?v=kJCKfivWreQ
Ten kot, do którego linkę wrzucił ozzy, ma fryzurę prawie jak sam Edvard Grieg:
http://www.balletandopera.com/?page=catalog&person=614
🙂
zeen 😆
http://www.youtube.com/watch?v=lY5i4-rWh44
😉
Myszko, myszko, sprawozdawaj
i jak było opowiadaj…
– Co wy, ludzie, to nie wiecie
skąd się myszki biorą w świecie?
Rozmnażania wszak metody
były na lekcjach przyrody,
ale dobra, skoro chcecie
czegoś jednak się dowiecie:
Pan mysz jest najlepszy w świecie 😎
Znacie ? To przeczytajcie jeszcze raz 🙂 🙂 🙂
ZNALEZIONE W SIECI: „Dorastaliście w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych? Jak, do cholery, udało się wam przeżyć?! Samochody nie miały pasów bezpieczeństwa ani zagłówków, ani poduszek powietrznych! Na tylnym siedzeniu było wesoło, a nie niebezpiecznie. Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowiowymi. Niebezpieczne były puszki, drzwi samochodów. Butelki od lekarstw i środków czyszczących nie były zabezpieczone. Można było jeździć na rowerze bez kasku. Szkoła trwała do południa, a obiad jadło się w domu. Niektórzy nie byli dobrzy w nauce i czasami musieli powtarzać rok. Nikogo nie wysyłano do psychologa. Nikt nie był hiperaktywny ani dyslektyczny. Po prostu powtarzał rok i to była jego szansa. Wodę piło się z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie ze sterylnych butelek PET. Wcinaliśmy słodycze i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą, bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni. Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli i nikt z tego powodu nie umarł. Nie mieliśmy Playstation, Nintendo 64, X-Boxa, gier wideo, 99 kanałów w TV, DVD i wideo, Dolby Surround, komórek, komputerów ani chatroomów w internecie… lecz przyjaciół ! Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub na rowerze, zapukać i zabrać ich na podwórko lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada. Można się było bawić do upojenia, pod warunkiem powrotu do domu przed nocą. Nie było komórek… I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy! Nieprawdopodobne! Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie! Całkiem bez opieki! Jak to było możliwe? Graliśmy w piłę na jedną bramę, a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i już. Nie był to koniec świata ani trauma. Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie, złamane kości, czasem wybite zęby, ale nigdy nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! Nikt nie był winien, tylko my sami. Nie baliśmy się deszczu, śniegu ani mrozu. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani na krowie mleko. Mieliśmy wolność i wolny czas, klęski, sukcesy i zadania. I uczyliśmy się dawać sobie radę! Pytanie za 100 punktów brzmi: Jak udało się nam przeżyć? A przede wszystkim: Jak mogliśmy rozwijać naszą osobowość? Też jesteś z tej generacji? Przypomnij sobie, jak było. Pewnie, można powiedzieć, że żyliśmy w nudzie, ale…przecież byliśmy szczęśliwi! Czyż nie? Miłego dnia.” (źródło: dzieci.pl)
„Twój komentarz czeka na moderację.”
No przepraszam,a czemu to czeka na moderację ? z powodu cholery ?!
Posłusznie melduję, że znam kilka gorszych słów,ale nie będę ich używać na kurtularnym blogu 🙂 Chyba że wrócimy do wątku teatru Regietheater, a wtedy nie gwarantuję 😉
Nie mam zielonego pojęcia, czemu łotr nie wpuścił 😯
Myślę, Klakierze, że to nie tylko nostalgia, tylko sito czasu i dziwna pamięć, w której nagle coś wyłazi, czort wie czemu. PK wrzuciła Norwegian Wood, ale na dobrą sprawę każda piosenka z Rewolweru by się załapała – bo przecież genialne są. Tamże For No One z solówką Alana Civila, czyli jednego z wielkich waltornistów brytyjskich (to on w Mozarcie z Marrinerem gra w jednej kadencji… podwójne dźwięki!). Pepper wyszedł 1967, tj. 46 lat temu, to już „muzyka dawna”! Mnie ta piosenka z Gangsterów wylazła sam nie wiem dlaczego parę dni temu i kręci się w głowie w kółko. Przeszła próbę czasu!
Co ja chrzanię, wstyd, naprawdę. Przecież Norwegian Wood jest na Rubber Soul! Pani Kierowniczko, konieczna funkcja auto-poprawki!
Ja wrzuciłam Norwegian Wood z powodu norweskiego kota leśnego 😉
Każdy powood jest dobry!
Każdy powód jest dobry,Pani Kierowniczko ! 🙂
Łajza ! 😉 Bardzo mi miło 🙂
Miło też czasem wrócić do wczoraj :
http://www.youtube.com/watch?v=8aVZWOacsdI
( czasem trochę tak jak w tym starożytnym kawale o hrabinie,co to z sentymentem wspominała czasu rewolucji 😀 )
A ponieważ jutro będę chyba poza zasięgiem sieci,na wszelki wypadek już dzisiaj pozwalam sobie złożyć najserdeczniejsze życzenia wszystkim jutrzejszym Solenizantom jawnym i ukrytym – Piotrom i Pawłom.Wszystkim razem i każdemu z osobna – wszystkiego najlepszego,co los ma w zapasie. I niech Wam pięknie w duszy gra 🙂
Bardzo dziękuję na zapas w imieniu własnym!
Ten facet będzie za trzy lata robił w Bayreuth Parsifala. Nazywa się Jonathan Meese.
http://www.artsjournal.com/slippeddisc/wp/wp-content/uploads/2013/06/Meese.png
Mam nadzieję, że stanie się cud i jednak nie…
Nie patrzcie dłużej niż minutę, bo nie ma na co (specjalnie ustawiłam od środka):
http://youtu.be/0hvLM0rQveU?t=3m13s
Pisze, że sztuką zainteresował się w wieku 21 lat. Dostał na urodziny blok rysunkowy i kredki.
Dla odmiany dobra wiadomość: od przyszłego sezonu będzie można obejrzeć online niektóre przedstawienia z Wiedeńskiej Staatsoper! Kalendarium transmisji ogłoszą w połowie października.
To ja awansem dalszy ciąg mysiej historii napisałem już na jutro, jako prezent imieninowy dla Piotra. 😀
Narobiła Myszka dziecek, posłała do szkołów,
myśląc „ja tych ziarnozjadów przerobię w aniołów”.
Wyuczyły się dzieciątka, aż Mysz puchła z dumy,
zwłaszcza jedno pozjadało wszyściutkie rozumy,
„samo sobie – rzekło – chcę być żeglarzem i sterem,
muszę więc w tym celu zostać Wielkim Reżyserem”.
Pomyślało, wykonało i za czas króciutki
teatr poczuł konsekwencje tego czyli skutki.
Mysz-Reżyser w twórczym szale wziął się do kultury
i w okręcie, którym płynął, jął wygryzać dziury.
Poszła na dno cała sztuka, autor i aktorzy,
krytykowi się w kieszeni otwarł nagle nożyk,
lecz Reżyser, choć sam czuł, że wszystko wokół mokre,
niezrażony krzyknął „super! Dajcie nowy okręt!
Znowu na nim będę płynął w sprzyjających bryzach,
bo tak jak ja nikt nie umie kultury podgryzać.
Jak to kogoś nie zachwyca, niech idzie w cholerę,
wszak nie będzie słuchał krytyk, kto sam sobie sterem”.
Tutaj w scenę walnął piorun, zaduł straśny wiater
góra jękła… i tak zrodził się Regietheater. 😯
Bobiku, zawsze podejrzewałem Zwierzątka o Wyższy Stopień Rozwoju, ale Tyś nawet wśród nich – Królem!
Genialne… 😆
Eee… aż Królem to nie. 😳 Tylko satrapą i tylko u siebie na blogu. 😆
Dzień dobry 🙂
Z Pobutką serdeczne życzenia dla wszystkich Piotrusiów i Pawełków – mamy ich tu trochę 😀
http://www.youtube.com/watch?v=zr25umYkxe4
Dzięki Pani Kierowniczce za życzenia i za prezent. Może ktoś pamięta stare radiowe nagranie Pieti i Wołka z orkiestrą Rachonia i z Andrzejem Boguckim jako narratorem? Był wspaniały.
Wszystkiego najlepszego naszym Piotrusiom i Pawełkom! Poznań obchodzi dzisiaj Wasze imieniny, ba!, nawet z ich okazji otwiera nowe skrzydło Biblioteki Raczyńskich 🙂
To jeszcze prezencik, z życia muzycznego:
http://youtu.be/VKKR4JJMqoQ
Piotrom i Piotrkom, nie tylko Piotrusiom oraz Pawłom też wszystkiego najszczęśliwszego i jak najmniej regietheatru!!!
Ten Wilhelm Tell to jakiś proroczy – kiedy mors-dyrygent po raz pierwszy wyjeżdża na powierzchnię, wygląda, jakby miał na pulpicie tablet 😯
To chyba lusterko, żeby dyrygent był dokładnie ogolony 🙂
No pewnie tak, ale dziś nieodparcie się kojarzy 😉
Widywałam już zresztą granie nutek z iPada 🙂
Tez widzialam granie nut z iPada (Denis Kozhukhin i Kirill Gerstein) i zastanawiam sie nad programem ktory „slyszy” grane dzwieki tak ze wie kiedy przesunac strone 🙂
Ode mnie takze serdeczne zyczenia dla Piotrow i Pawlow 🙂
Oni bardzo dziękują! 🙂
Na imieniny Piotra napisałam coś o zupełnie innym Piotrze, od czterech i pół roku nieobecnym wśród nas… Zapraszam do nowego wpisu.
Jeszcze rzutem na taśmę też zdążę złożyć serdeczne życzenia Piotrom i Pawłom, lub Pawłom i Piotrom.
Stolata wychylam solidnie, wg. recepty niejakiego Lecha W. 🙂
Szanowny Panie Piotrze,
minął Dzień Pana Imienin, w którym wypadało było nie zakłócać Panu pogodnej atmosfery tego Dnia.
Niejaki WW w swej wypowiedzi z 19.15 o onych natchnął mnie, aby sięgnąć po wydane w 1979 roku przez PIW Dramaty Witkiewicza wyd. I
I tamże na stronie 40 stoi napisane:
BAŁANDASZEK
Wiem, wiem! Tyle razy już mówiliśmy o tym. Czysta Forma w teatrze! Nowa blaga nienasyconych oberwańców, zdemokratyzowanej, spodlałej sztuki. Nigdy tego naprawdę nie będzie i musi się skończyć upadkiem zupełnym. Sen jest zdarzeniem czysto indywidualnym, a zbiorowego snu na scenie nie stworzy nikt. Oni to wiedzą w tajnym komitecie propagandy upadku sztuki – o ile naturalnie istnieje komitet, w co silnie wątpię – i dlatego popierają to tak usilnie. Jeśli to jest prawdą, to twój dyrektor jest płatnym mordercą – niczym więcej.
To a propos tego, co Pan napisał:
„że to nie tylko nostalgia, tylko sito czasu i dziwna pamięć, w której nagle coś wyłazi, czort wie czemu.
Z poważaniem
klakier
Niezłe, Klakierze…