Dwie połówki Andrzeja Czajkowskiego
Mamy więc dzieło wybitne, godne wystawiania na najlepszych scenach świata. Kupiec wenecki Andrzeja Czajkowskiego to kawał wspaniałej muzyki.
Dlaczego kompozytor wybrał to właśnie dzieło uwielbianego Szekspira? (Uwielbianego do tego stopnia, że własną czaszkę zapisał w testamencie Royal Shakespeare Company, by służyła jako rekwizyt w Hamlecie.) Dziwiło to zwłaszcza tych, co znali historię życia Czajkowskiego: czemu on, ocaleniec z Holocaustu, wziął na warsztat dzieło o wydźwięku antysemickim? Cóż, w tej sztuce nie ma nic jednoznacznego. Jak powiedział w słowie wstępnym szef Bregenzer Festspiele David Pountney, jej głównym tematem jest wielowymiarowość stosunków międzyludzkich. Czajkowski też, razem ze swym librecistą, Johnem O’Brienem, poprzesuwał pewne akcenty u Szekspira. O’Brien, obecny również tutaj, opowiadał, że kompozytor był od początku pewien dwóch pomysłów: że Antonia będzie śpiewał kontratenor i że Shylockowi będą towarzyszyć puzony i tuba.
Rzecz w tym, że obie te postaci stanowią swoiste alter ego kompozytora. Shylock – to jest oczywiste, jako Żyd, który ostatecznie staje się ofiarą (mimo utrwalania antysemickiego stereotypu przez Szekspira, przecież wstrząsający jest jego monolog, czemu jest prześladowany, skoro tak samo jest człowiekiem). Antonio – jako… homoseksualista, i to skłonny do depresji. W tej wersji bowiem Antonio robi wszystko dla swojego przyjaciela Bassania, ponieważ go po prostu kocha. W sumie zresztą Czajkowski czuł się już bliżej Antonia niż Shylocka – w końcu przeżył wojnę, nigdy nie był religijnym Żydem (ani nie była przed wojną jego rodzina, całkowicie zasymilowana), a problemy erotyczne miał przez całe życie.
Mniejsza jednak o życie osobiste Czajkowskiego, najważniejsza jest jego muzyka. Choć świat muzyczny poznał go, i znał przez wiele lat, przede wszystkim jako wybitnego pianistę, laureata Konkursu Chopinowskiego oraz Konkursu im. Królowej Elżbiety w Brukseli, którego sam Artur Rubinstein namaścił na swojego następcę (ale z czego młody kontestator szybko się wyślizgał). Mało kto znał go jako kompozytora, a to przecież była jego największa pasja od dzieciństwa. I on sam równiez uważał się za o wiele lepszego kompozytora niż pianistę. Cóż, wiele wskazuje na to, że miał rację – zwłaszcza teraz, kiedy poznaliśmy Kupca na żywo.
Jego dzieła kameralne i fortepianowe przypominał w Polsce od lat niezmordowany Maciej Grzybowski, wielbiciel jego twórczości. I on także wciąż postulował wystawienie Kupca. Niedługo przed śmiercią Czajkowski prezentował fragmenty wyciągu fortepianowego opery w English National Opera, niestety odmówiono wówczas jej wykonania. Dzieło czekało więc do dziś. Inna jeszcze sprawa, że w roku 1981 stylistyka tej opery, ze słyszalnymi cieniami Berga, Brittena, chwilami nawet Hindemitha – mogła wydawać się zbyt tradycyjna jak na współczesne dzieło. Dziś już odbieramy po prostu jego jakość, bez obciążeń. A jakość jest wybitna.
O ile utwory kameralne, jakie dotąd poznaliśmy, z natury były posępne, miały w sobie jakby coś spopielonego, to w operze można usłyszeć dużo więcej nastrojów. Posępny jest oczywiście I i III akt, ale II akt, w którym Portia wybiera sobie męża, jest satyryczny (nie brak tu cytatów, np. z Leonory III Beethovena czy też… z IV Symfonii imiennika kompozytora, Piotra Czajkowskiego, którego muzyki Andrzej zresztą serdecznie nienawidził i nigdy nie zagrał z niej nawet nuty). Po III akcie bezpośrednio jest epilog, trochę przegadany, ale z wyjątkowo piękną, liryczno-lunatyczną muzyką.
Spektakl, który zobaczymy również w Warszawie w sezonie 2014/15, wyreżyserował Keith Warner (Pountney podkreśla, że od razu założyli, że ze względu na język reżyserem musi być Anglik). Jego inscenizacja, przeniesiona w czasy edwardiańskie (Pountney: „to dobry pomysł, bo każdy z nich, także Shylock, jest tu szanowanym biznesmenem”) ma swoje plusy i minusy, ciekawa plastycznie, z różnymi interesującymi pomysłami, ale także z pewnymi drażniącymi oczywistościami, zwłaszcza związanymi z prześladowaniami Shylocka (przebierańcy mają jednoznacznie kojarzące się stroje; co prawda mamy niby karnawał wenecki, ale przebrania zbytnio jednak wybiegają w dwudziestowieczną przyszłość). Za to wspaniała jest obsada i właściwie powinna zostać sprowadzona do Warszawy w całości. Może najsłabszy, i to w sensie dosłownym (niewielki głos) był Antonio, Christopher Ainslie (nie bardzo wiem, który kontratenor mógłby wyrobić tak forsowną partię, i to przy tak gęstej orkiestrze – kiedyś był takim Paul Esswood, którego jeszcze Penderecki obsadził jako Śmierć w Raju utraconym). Ale reszta kompletu rewelacyjna, a przede wszystkim: Charles Workman (Bassanio), Adrian Clarke (Salerio), Jason Bridges (Lorenzo), fantastyczny Adrian Eröd (Shylock), no i wszystkie trzy kobiety: Jessica (Kathryn Lewek), Portia (Magdalena Anna Hofmann) i Nerissa (Verena Gunz). Dyrygent Erik Nielsen przebrnął przez gęstą partyturę z powodzeniem, wydobywając wszelkie niuanse.
Już za kwadrans rozpoczyna się sympozjum poświęcone Czajkowskiemu. Dziś i jutro także jeszcze dwa koncerty. Dziś zagra Meccorre String Quartet (II Kwartet Czajkowskiego oraz Kwartet Lutosławskiego), a jutro Maciej Grzybowski z Wiener Symphoniker pod batutą Paula Daniela zagra Koncert fortepianowy, ten sam, który grał pięć lat temu na festiwalu Chopin i Jego Europa.
Komentarze
Oby tak dalej. 🙂 Udanej zabawy, Pani Kierowniczko.
Premierę z Bregenz transmitowano w Internecie, ORF1 (audio) i ORF3 (wideo). Świetna inscenizacja, świetne głosy, no i oczywiście świetna muzyka z inteligentnym librettem (wkład pracy O’Briena jest nie do przecenienia). Warto wspomnieć o jeszcze jednym człowieku, który przyczynił się do wskrzeszenia Czajkowskiego -> to David Ferre, amerykański krytyk muzyczny, który od lat prowadzi stronę http://www.andretchaikowsky.com z bogactwem materiałów dokumentalnych; napisał też obszerną biografię pianisty i kompozytora (PDF do pobrania z tejże strony).
Książka Anastazji Bielinej, zawierająca fragmenty dziennika AC (pisał go po angielsku) na razie ukazał się po niemiecku (Wolke Verlag), niebawem wydana zostanie wersja anglojęzyczna, czyli oryginalna. A za rok jesienią – premiera „Kupca…” w warszawskim Teatrze Wielkim.
Bardzo smakowicie się czyta.Oby to kiedyś usłyszeć!
Trzymanko za Macieja Grzybowskiego i wielki dla niego medal za niezłomność!
A my zakończyliśmy 9. Festiwal Muzyki Polskiej uskrzydlonym wykonaniem Creda K. Pendereckiego pod fenomenalną batutą Maćka Tworka. Sally du Randt, Kerstin Eder, Helena Zubanovich, Ondrej Saling i Krszystof Sumański wraz z Sinfonią Iuventus, chórem FK i chórem chłopięcym z Bochni dokonali cudu. Jak długo żyję nie słyszałem takich wrzasków aplauzu w kościele (sic! polskim kosciele…). Ja miałem kilka razy łzy w oczach, bo Maciek przechodził samego siebie w tej interpretacji odkrywając za każdym razem coś nowego. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego finału festiwalowego.
Pobutka.
A ja ośmielę się zaproponować wysłuchanie kilku dawnych – dużo mniej skomplikowanych niż opera, lecz przy całej swojej prostocie emanujących surowym pięknem – renesansowych utworów.
Wakacyjnie pozdrawiam Dorotkę i wszystkich, którym coś w duszach gra 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=0zmslX6zJFE
Szanowna Pani,
skoro Pani blog ma być – jak czytam – jednym z najlepszych i najbardziej poczytnych, to bardzo serdecznie proszę, aby swoje wrażenia muzyczne publikowała Pani z większą starannością o szczegóły. Skąd przypadkowy czytelnik – jak ja – ma wiedzieć, że przedstawienie opery „Kupiec Wenecki” odbyło się na festiwalu w Bregenz, mniejsza o dokładną datę. Jest to miejsce dość „wakacyjne”, scena częściowo pływa na tafli Jeziora Bodeńskiego, a warunki odbioru muzyki w amfiteatrze przypominają raczej warunki imprezy masowej. Trzeba rzeczywiście mocnych głosów i mocnej wyrazistej scenografii, żeby się do widza przebić. W Warszawie raczej nie do powtórzenia.
No, chyba że omawiane przedstawienie odbyło się w Sali Kameralnej, tam gdzie rzeczywiście można w skupieniu posłuchać. Nie dowiedziałam się tego od Pani, choć to istotna informacja.
Łącze pozdrowienia,
LC
No tak…
Ja po dwóch połówkach też mam szekspirowskie dylematy…
Dzień dobry 🙂
Dopadłam sieci dopiero w przerwie między sympozjum a koncertem, więc dopiero mogę wpuścić i przywitać HM i liddiac. Oczywiście to moje niedopatrzenie, że nie napisałam dokładnie, gdzie premiera się odbyła, ale myślałam, że w czasach globalnej sieci można zajrzeć na stronę festiwalu (do której zresztą link tu wcześniej podawałam, ale nie każdy czyta to systematycznie, racja) i sprawdzić. Oczywiście Kupiec wenecki nie był grany na jeziorze, tylko w samym Festspielhaus, na sali liczącej chyba ok. 2000 miejsc (więc bynajmniej nie kameralnej). Tej samej, gdzie dwa lata temu wystawiono Pasażerkę Mieczysława Weinberga, a trzy lata temu – Króla Rogera (tam również przenoszone są – dla publiki z lepszymi miejscami – spektakle ze sceny na jeziorze, kiedy pogoda się psuje). Za dyrekcji Davida Pountneya (która już się niestety kończy – od tego sezonu obejmuje on Operę Walijską w Cardiff), trwającej już siedem lat, zwyczaj był taki: na jeziorze popularne opery dla mas, w środku – ambitne opery i koncerty dla bardziej wyrafinowanej publiczności. Swoją drogą i dwa lata temu, i teraz byłam w szoku: przedstawienie poranne (o 11.!), przepiękna pogoda na zewnątrz, a sala pełniuteńka. Imponujące i ogromnie cieszy.
HM: pani biografka nazywa się Anastasia Belina-Johnson. Kręci też ze współpracownikami film o Czajkowskim – dziś oglądaliśmy fragmenty robocze, widać, że potrzeba jeszcze dużo pracy – zresztą i tu nagrywają rozmowy, właśnie wywiadują prof. Jerzego Marchwińskiego, który na sympozjum mówił pięknie i emocjonalnie. Z jego inicjatywy odsłuchaliśmy też Barkaroli Chopina w wykonaniu Czajkowskiego – nagrania z Birmingham z 1980 r. Piękne, no i wreszcie ten wielki muzyk zaistniał tu również jako pianista. Chciałoby się jeszcze posłuchać.
David Ferre oczywiście tu jest (wraz z małżonką) – jego robota jest nie do przecenienia. Poznaliśmy się pięć lat temu przy okazji warszawskiego wykonania Koncertu fortepianowego Czajkowskiego, po czym napisał parę słów tutaj na blogu (ostatni komentarz pod wpisem, który zalinkowałam we wpisie obecnym). Do jego strony także tu podawałam link – on natychmiast wrzuca każdą nowinę na temat Czajkowskiego. To naprawdę wspaniałe.
Jeszcze a propos sceny na jeziorze: w tym roku grają tam Czarodziejski flet. Byłam wczoraj. Reżyserował to sam Pountney, więc miało to ręce i nogi, a efekty kaskaderskie opracował nasz znajomy ze spektakli opery poznańskiej – Ran Arthur Braun. Wokalnie było całkiem przyzwoicie (tylko Królowa Nocy okropna), a wizualnie – dużo zabawy. Wspaniała rzecz dla dzieciaków (choć pora późna – spektakl zaczyna się o 21:15, a kończy ok. 23:30), więc jeśli ktoś będzie w pobliżu Bregencji tego lub przyszłego lata (bo produkcje „jeziorowe” gra się tu przez dwa lata), to polecam. Dwa lata temu była dość idiotyczna Aida, zresztą kiedy tam byłam, zaczęło lać i trzeba było zwiewać. Tym razem wszystko przeszło gładko. Cieszę się, że posłuchałam Mozarta pomiędzy utworami Czajkowskiego, które jednak niosą duży ładunek emocji zupełnie innego rodzaju. Zresztą Andrzej Czajkowski ogromnie lubił grać Mozarta, więc wszystko było na swoim miejscu 😉
Robiłam zdjęcia, ale wrzucę, kiedy będę miała więcej czasu.
Kochany łabądku, oczywiście pozdrowię Grzyba, jak go zobaczę. Są tu również jego rodzice oraz przyjaciele.
Dzięki! Pozdrawiam i zazdraszczam…
Pozdrowienia już przekazane 🙂 Po Czajkowskim urwałam się z Rachmaninowa II Symfonii, bo mi zupełnie takie zestawienie nie pasowało i wolałam zostać z tą muzyką. Dziś słuchało mi się tego utworu zupełnie inaczej niż pięć lat temu w Warszawie. Ale: z jednej strony Maciej trochę się już z tym przespał i lepiej rozumie, z drugiej miał ostatnio mnóstwo innych robót i nie miał okazji poćwiczyć Czajkowskiego porządnie, więc grał z nut – a granie z nut utworu, który grało się na pamięć, to – jak on powiedział – masakra.
Jeszcze jeden awantaż: dziś rano, w ramach sympozjum, opowiadał o tym utworze Paul Daniel, który dyrygował dzisiejszym wykonaniem. Mówił o introdukcji, passacaglii („taka spokojna, mogłaby być bachowska”) i capricciu („istna commedia dell’arte, bardzo teatralne, dużo perkusji, jak to w takim teatrzyku bywa, szczególnie ważny ksylofon”). Po raz kolejny więc się przekonałam, jak dobrą rzeczą jest wprowadzenie do koncertu, instytucja tak lubiana w obszarze niemieckojęzycznym 🙂
O Rachmaninowie, nawiasem mówiąc, była dziś też mowa: po pierwsze, dyrygent Christopher Seaman, który współpracował z Czajkowskim (nazywał go „Czajk”), opowiadał, że lubił on grać Rapsodię na temat Paganiniego; po drugie, prof. Jerzy Marchwiński (jeszcze raz wielki szacun!) powiedział a propos swojego dawnego kolegi ze studiów (byli na jednym roku), że jego pianistyka była tak wspaniała także dlatego, że jako kompozytor wnosił szersze, dogłębniejsze rozumienie granej muzyki, i tu podał jako przykład Rachmaninowa i jego wstrząsające wykonanie Sonaty b-moll Chopina.
Ale, jak już wspomniałam, na Rachmaninowa nie miałam ochoty, więc nawiałam do hotelu i zabieram się za zdjęcia.
Jutro znów cały dzień w podróży. I znów przez Zurych.
Kierownictwo wyjechane, a tu żadnego brykania? 😯 Żadnych frywolnych podkopów pod merytoryzmem? 😯 To ja sobie bryknę. 😎 Chciałam zgłosić kandydaturę do tytułu honorowego Frędzelka. Kandydat ma na imię Ignaś, jest w połowie drogi do swoich trzecich urodzin i uwielbia Cztery pory roku. Każe je sobie puszczać po kilka razy dziennie. Twierdzi, że przy tej muzyce … tańczą motylki i dopytuje babcię, czy też je widzi. Gdy dźwięk przybiera na sile, to znaczy, że motylki tańczą szybciej. Muszę uczciwie zameldować, że nagrania innych kompozytorów nie wzbudzają w Ignasiu takiego zachwytu, ale kolejną płytę z Vivaldim przyjął (i wysłuchał jej w całości!) z pewnym zainteresowaniem. A ja się teraz głowię, jakie nagranie podsunąć mu w następnej kolejności. 🙂
A to sobie wybrałam moment na brykanie – pod samym nosem PK! 😆
No i super 🙂
Ignasia już lubimy 😉
Tutaj zdjęcia z Bregencji:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Bregencja2013#
A tutaj – z Czarodziejskiego fletu na jeziorze:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/ZauberfloeteBregencja#
Dobranoc 🙂
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=VYRmjsBykCA
Dzień dobry 🙂
Zgodnie z Pobutką, wstajemy w miłym nastroju 🙂
Śniadanko, i ruszamy do Zurychu. Tam spędzimy dobrych kilka godzin w mieście, bo samolot dopiero ok. 19.
Pogoda wciąż, tfu tfu… upały, słoneczko.
Upały i słoneczko to tfu tfu? Dobra, to jutro będzie deszcz, grad i trzęsienie ziemi 🙄
W Zurychu zapowiadają 31 stopni i możliwość burzy.
W Polsce, jak czytam, chłodniej, a jutro deszcz 🙂 Co mnie wcale nie martwi, bo przez cały dzień zamierzam siedzieć nad tekstem do papierowej „Polityki” 🙂
Na razie!
Dla porządku odnotowuję w ramach WOKowskiego festiwalu – bardzo piękną późnowieczorną (bo po zachodzie słońca) inscenizację Don Giovanniego na dziedzińcu pałacu w Wilanowie. Prowadził spektakl – z pamięci – Zbigniew Graca – i jak to on – z dużą gracją
🙂
Z Bregencji w GW
http://wyborcza.pl/1,75475,14320939,Arcydzielo_polskiego_kompozytora_wystawione_po_31.html
W 2 rocznice smierci AMY WINEHOUSE
__________________________________
http://www.youtube.com/watch?v=TJAfLE39ZZ8
(wystawa w Jewish Museum, London, A Family Portrait, do 15 wrzesnia)
http://www.youtube.com/watch?v=A4-KpDUgoBo&list=PL9171DD42E5BDC1F8
Re Aga muzyka dla Ignasia.
Moze Die Relinge Telemanna z zabawnymi efektami dzwiekowymi?
Tu jest nawet wersja na YT
http://www.youtube.com/watch?v=U9LBzXoJqyk
Dzięki, Pietrku. To brzmi jak dobry pomysł. 🙂
Bisowa potyczka
Samozwanczy korespondent specjalny z Festiwalu Radio France 2013 w Montpellier donosi.
Niezauwazona przez zawodowych krytykow muzycznych w ciagu ostatniego tygodnia odbyla sie zacieta potyczka na bisy. Biala bronia byla w tym wypadku wiolonczela.
Pierwszy wystapil Alexandre Knyazev (sekundantem byl Andrei Korobieinikov)
z adaptacja wariacji Paganini’ego na temat opery Rossini’ego Mose in Egitto.
Oto najblizszy uslyszanemu koncert, ktory znalazlem na tubie:
http://www.youtube.com/watch?v=AcTLiDwM2lA
Coprawda oprawa jest inna ale dobrze oddaje uslyszane emocje.
Nastepny w szrankach w pare dni pozniej wystapil (*) Narek Hakhnazaryan (jako sekundant wystapila dzielnie Marianna Shirinyan). Ponownie ten sam utwor na bis. I znow znaleziony na tubie koncert choc w nieco innej oprawie: http://vimeo.com/66412340
Kto wygral? Sadzcie sami. Czy to zreszta wazne? Obaj to wirtuozi pierwszej rangi. Zauwazam, ze oba(!) tuby zostaly nagrane calkiem niedawno. Podobno gral to kiedys Paul Tortelier.
Dodam, ze pierwszy koncert poswiecony byl calkowicie Schubertowi z Korobieinikowym wspaniale zastepujacym Kissina: w pierwszej czesci w Quatre Impromptus pour piano opus 142, w drugiej wraz z Markovici i Kniazewym w Trio n°1.
Drugi koncert (bezplatny!, w ramach serii Jeunes Solistes) mial program dosc pomieszany. Troche romantyczny (Schumann, Czajkowski, Fauré, nawet Rachmaninow na drugi bis, antyklimatycznie) ale takze swietnie zagrana sonata Szostakowicza.
Dla mnie prawdzwym odkryciem byla kompozycja Giovanni Sollima (urodzonego w 1962) na wiolonczele solo Lamentatio (1998) z nalozonym glosem wykonawcy. Niebywale wykonanie Hakhnazaryana. To co znalazlem na tubie odbiega jakoscia.
(*) pamietany ze skandalu w jesieni 2011 gdy w III turze konkursu Czajkowskiego (Iljicza) dyrygent chcial utracic armiaszku, ale zostal nagrany i w koncu grzecznie wykopany … z powodu zlego stanu zdrowia. A Hakhnazaryan konkurs wygral.
Dobry wieczór 🙂 Wreszcie na własnych śmieciach. Uff. Szczególne uff po dzizsiejszym upale w Zurychu, jak wylatywaliśmy, zbierało się właśnie – zgodnie z prognozą – na porządną burzę. Samolot odstał w kolejce, więc przyleciał później, nie dość na tym – na Okęciu był jakiś alarm. Trochę więc potrwało, zanim wróciłam do domu, przy tym kompletnie ogłuszona.
dekenek – dzięki za relację z Montpellier 🙂 Aż spojrzałam na stronę festiwalu, czy Rene Martin nie maczał w nim paluszków – bo wymienieni artyści są z jego „stajni”. Kniaziewa (i Korobiejnikowa) słyszałam na Szalonych Dniach i w Nantes, i w Warszawie. Obaj świetni.
A teraz chyba kropnę się spać z nadzieją, że po obudzeniu odetkają mi się uszy…
Dobranoc!
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=HN-gpjAn8vk
Pobutka.
Cześć Pobutkowiczom i wszystkim Frędzelkom 😀
Widzę tęsknotę za barokiem. Za kilka dni tu do niego wrócimy 🙂 Moja wizyta w Świdnicy się zbliża. Ale jeszcze parę rzeczy po drodze.
Wybiegając jeszcze dalej w przyszłość, w Bregencji spotkałam SL, który mówi, że wcale nie jest pewien, czy Martha w tym roku w ogóle przyjedzie na Chopieje – ostatnio odwołuje wszystkie koncerty, bo jest zdegustowana samą sobą. Podobno uważa, że jest stara i beznadziejna. Chyba zwariowała, ale kto jej to powie? 🙁 Zobaczymy. Jutro konferencja Chopiejów, ciekawam, co zostanie powiedziane.
A jak ktoś lubi Carmignolę i będzie w Krakowie w niedzielę:
http://www.theatrummusicum.pl/agenda/sinfonie-e-concerti
Jutro rozpoczyna się festiwal w Bayreuth (chyba 102gi)
Najbliższe transmisje: Holender Tułacz (dyryguje Thielemann), Złoto Renu (w piątek) i Walkiria (sobota)
Setki kolorowych wagnerków przed Teatrem na zielonym wzgórzu.
Również wystawa poświęcona czasowi II wojny i losom tam występujących artystów żydowskiego pochodzenia. Często widać nazwy Majdanek, Auschwitz, Treblinka, Buchenwald ..
Właśnie opowiadano mi o tych koszmarkach-wagnerkach, a nawet pokazano zdjęcie. Podobnie było z Beciem w Bonn podczas Beethovenfest. Kompozytorzy jako krasnale ogrodowe? 🙂
Była jeszcz peregrynacja do kompletnie rozgrzebanego Weimaru
(Pierwszym szyldem jaki zauważyłem było Lotto 🙂
Signum temporis..
Prowadzenie robót drogowych w środku sezonu turystycznego nie jest jednak tylko NRDwską specjalnością… Willa Wahnfried zasłonięta płotem z płyt wiórowych, bo się buduje podziemny parking. Na miejscu gdzie dawniej były groby Ryszarda i Cosimy leżą deski i paczki styropianu…
Dobrze, że chociaż można było wejść do muzeum Liszta.. (Erwachsene -2€)
Darmocha 🙂
Cóż, to nie żałuję, że nie oglądałam płotu z płyt wiórowych 😉
@lesio 14:26
Hmm… Lotto w Weimarze ? 😉
„Holendra” chyba posłucham w Dwójce, ale co do reszty to liczę na jakieś poczciwe gryzonie,że nagrają i się podzielą 🙂
Do 4 sierpnia Świdnica rzondzi 🙂 Dużo się dzieje,a jeszcze czasem trza w robocie być 😉
A Kierownictwo kiedy nas zaszczyci ?
Jutro może uda mi się z racji wolniejszego popołudnia skrobnąć słów kilka o pierwszych wrażeniach ze Świdnicy.
Na razie kilka obrazków (niestety bez dźwięku ) dla tych co na fejsbuku 🙂
znaczy tu :
https://www.facebook.com/festiwal.bachowski?fref=ts
I jeszcze tu :
http://kultura.wiara.pl/gal/pokaz/1637906.Festiwal-Bachowski-muzyka-na-lunch
Ja zamierzam przyjechać na końcówkę 1-4 sierpnia. Chyba że coś się zmieni, ale na razie tak zadeklarowałam organizatorom 🙂
Zaległość zdjęciowa: wczorajszy dzień w Zurychu:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Zurych2013#
Dobranoc! 🙂
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=6iLME8N2nJc
Koncert na flet prosty i mikroport 😉 W dziwnym jakimś miejscu – na budowie czy jak?
Dzień dobry 🙂
Idę na konferencję Chopiejów.
A potem do Poznania – na Uriego Caine’a 🙂
@ew_ka
wolalbym wiecej Bacha niz Kosciola na tych stronicach kultura.wiara.pl a ponizej abp Nycz w Rio…..Copacabana, jednym slowem
http://www.youtube.com/watch?v=OiUCSPa4dNo Barry Manilow
______________________________________
Support rev.p. Lemanski 🙂
ozzy, wrzuciłam linkę akurat z powodu wywiadu z prezesem Fundacji Bachowskiej,czyli organizatora festiwalu oraz kilku zdjęć z koncertów i prób:-) Arcypasterz w Rio jakoś umknął mojej uwadze 😉
Do tego domu w Zurychu chetnie sie przyznam 🙂
@lisek 14:52
🙂
🙂
A do tego domu to… ja bym sie chetnie przyznal : Rossiniere, Szwajcaria – tu mieszkal niegdys moj ulubiony artysta malarz Balthus (Klossowski de Rola)
http://www.youtube.com/watch?v=yYCPq2rNjBM
Masz rację,ozzy – całkiem godny szalecik 😉
🙂
a wszystkim, KTORZY chca wiecej wiedziec o BALTHUSIE i innych (np. Josef Albers) polecam Nicholasa Foxa Webera – chyba nikt tak malowniczo nie opowiada jak on.
http://www.nicholasfoxweber.com/video-2
przyjemnego wieczoru,
Dal Wagnerytów, którym transmisji radiowej nie dość: ARD (internet) i Das Erste pokażą dziś, początek o 22.15, Holendra tułacza.
ozzy
widziałem w jakimś muzeum (ba, ale gdzie to było?) kilka obrazów Rola Klossowskiego; zaiste – piękne
We Wrocławiu była w 1998 roku wystawa obrazów i rysunków Balthusa, był na jej otwarciu osobiście. Był związany rodzinnie z dawnym Breslau, bo jego matka, kobieta bardzo wyzwolona jak na owe czasy, była córką kantora miejscowej synagogi pod Białym Bocianem.Synagoga była wtedy w nader opłakanym stanie, więc pewnie mu jej nie pokazali,bo byłby wstyd.A zresztą on niezbyt poczuwał się do żydowskich korzeni,bardziej podkreślał swoje polsko-arystokratyczne pochodzenie po ojcu. W czasie tej samej wizyty otrzymał doktorat h.c. wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych.Był wtedy kruchym dziewięćdziesięciolatkiem na wózku,ale oczy miał wciąż młode.
Zmarł kilka lat później,a w uroczystościach pogrzebowych uczestniczyli na jego życzenie wrocławcy hierarchowie katoliccy : http://nowezycie.archidiecezja.wroc.pl/numery/042001/12.html (znowu mi się oberwie od ozzy’ego 😉 ,ale to ciekawostkowe jest,więc wklejam )
Byłam wtedy we Wrocławiu i pamiętam wizytę Balthusa 🙂 Z młodą japońską żoną, o ile mnie pamięć nie myli 😉
ew_ka 🙂 dzieki
Ach, te piekne wspominki o Balthusie a jego genialne obrazy! – widzialem ten wspanialy jego dom w Rossiniere (mieszkal tu niegdys Victor Hugo).
@lesio
moze to bylo w Modern Tate? np. „Naga na szezlagu”
No i malował koty.
http://artchive.com/artchive/B/balthus/balthus_chat_dtl.jpg.html
🙂